Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 574495
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 września 2010 , Komentarze (4)



Waga: 85,4 kg
Rowerek 27 km
Kalorie pochłonięte: 1513 kcal

Wczoraj kupiłam 20 kg śliwek na giełdzie i zajęłam się drylowaniem, gotowaniem. Powidła to ulubione przetwory mojej rodzinki. Już wszystko jest raz zagotowane, stygnie i paruje.
Zaraz jadę na 1,5 godzinną gimnastykę oddechową. Rozgrzewka przed nowym sezonem chóralnym, bo we wtorek już pierwsza próba . Potem w planach basen a wieczorem wyjście na imieniny. Zatem tym razem nie będzie 5 zł do skarbonki, chociaż postaram się nie przesadzać, bo w poniedziałek chcę dodać do skarbonki 10 zł za spadek kilogramów.
Dzisiaj rowerka nie będzie, ale aktywności fizycznej będzie i tak sporo.

17 września 2010 , Komentarze (4)



Waga: 86,4 kg
Rowerek: 28 km
Pochłonięte: 1810 kcal (na razie bez komentarza)
Ogólnie dzień za 5 zł

Zaczyna się okres, którego nie lubię. Rano ciemno, cały dzień pochmurno i zimno. Mimo, że nie jestem zmarzlakiem i wszyscy zawsze każą mi się ubierać, to jestem ciepło i światłolubna. Potrzeba mi tego do życia!!!! Jak roślinkom
Dziś już zaświtała mi zabroniona myśl, żeby po wyjściu synka do szkoły wskoczyć jeszcze do łóżeczka a to się zwykle kończy u mnie całodziennym lenistwem. Dzisiaj się nie dałam, ale...
Czas zaplanować dzień!:
śniadanie, spacerek z psiundą, rowerek, sprzątanie chałupki, przygotowanie obiadu, ćwiczenie emisji i j. angielskiego.
Ambitny plan, szczególnie z tym sprzątaniem
Do tej pory, w moim zabieganiu, ten punkt programu był na samym końcu listy. Jak zaczynałam sprzątać, dzieci pytały: kto do nas przychodzi? I niestety miały rację Chcę to zmienić! Przynajmniej na czas urlopu Będę wzorową kurą domową: obiadek, sprzątanie itp. Hi hi hi...

A teraz zmierzę się z tymi pochłoniętymi wczoraj kaloriami.
Na razie nie planowałam szczegółowego jadłospisu na cały dzień. Starałam się jeść zdrowo i bez przesady, ważyć i podliczać kalorie. Wczoraj olśniło mnie dlaczego wiosną przestałam chudnąć. Jadłam na to zbyt kalorycznie. Była to po prostu wzorowa dieta stabilizacyjna a nie odchudzająca! Ech, człowiek stary a głupi, trzeba było już wtedy zliczać kalorie! Ale kto by miał głowę do tego w takim nawale obowiązków? Ja nie
Ale żeby odpuścić dietę w wakacje, kiedy już czasu było w bród?!! Nie będę teraz płakać nad swoją głupotą, rzecz nieuleczalna. Spróbuję to naprawić.
Na razie wchłanianie 1500-2000 kalorii działa, bo metabolizm jeszcze przyzwyczajony do obżarstwa, ale powolutku trzeba będzie przechodzić na przedział 1000-1500. Dam radę!
Przyznaję się, że myślałam o Dukanie. Ale znam siebie, lubię skoki na boki  i mimo, że kocham mięcho i nabiał, to warzywa i owoce i te wredne węglowodany nie są dla mnie też od macochy. Zostawię sobie to na totalny kryzys odchudzeniowy.

16 września 2010 , Komentarze (5)



Waga: 86,7 kg
Rowerek: 30 km
Pochłonięte: 1980 kcal
Wiem! Trochę za dużo, chociaż mniej niż mój wskaźnik całkowitej przemiany materii (na razie 2370 kcal). Wszystko było dobrze, dopóki książę małżonek nie otworzył mieszanki studenckiej: wciągnęłam ok. 540 kcal. Muszę na przyszłość uważać na to!! Wprawdzie to nie słodycz a samo zdrowie, ale kalorii ma od groma. Dlatego też z lekka zawahałam się, gdy można było wrzucić 5 zł do skarbonki. Ale suma sumarum wrzuciłam.

Zaczynam dzień od ciepłej wody z cytryną, potem z wielką przyjemnością wypijam kawę z mlekiem. I jak na razie, mimo ograniczenia ilości jedzenia odnoszę codzienny, poranny sukces kibelkowy. Z piciem wody w ciągu dnia też jest coraz lepiej, więc chyba nie powinnam się martwić o kolejne "sukcesy".
Jeszcze jedną bardzo ważną rzecz muszę w swoim odchudzaniu wypracować: godziny posiłków. Niestety są na razie ruchome Albo się zagapię, albo nie przygotuję wcześniej, żeby ze sobą zabrać. Najlepiej by było jeść o 7 porządne śniadanie, 10 jakąś przegryzkę, 13 konkretny obiad, 16 mały podwieczorek i o 19 kolację. Byłoby akurat. Ale chyba to się nie sprawdzi, bo przecież 3 razy w tygodniu mam próbę od 19 do 21, a z domu wychodzę o 18. Chyba trzeba zrezygnować z jednego posiłku, tym bardziej, że czasem mogę wstać o 7 a nie o 6 np w sobotę i w niedzielę.
Zatem 8 śniadanie
12 II śniadanie
16 obiad
20 kolacja (w przerwie próby, przecież mogę zabrać w pudełku)
Tak nawet będzie pasować jak wrócę do pracy.
Czyli: WYKONAĆ!

Wczoraj byłam na zebraniu u syna. I zgłosiłam się jako opiekun na wycieczkę do Berlina Oczywiście po wcześniejszej konsultacji z synem, żeby nie było, że "stara" chce mu popsuć wycieczkę. Pani chyba się ucieszyła. Wszak to dodatkowa osoba, która mówi po niemiecku i w dodatku rodzic! Zastanawiałyśmy się, czy w związku z tym może zrezygnować z jednego szkolnego opiekuna. W końcu ja też mam wszelkie uprawnienia, skończyłam przecież kurs kierowników wycieczek. Jednak nie pamiętam, czy opiekunem nie musi być przypadkiem pracownik danej szkoły. Trzeba sprawdzić. Wtedy nie musiałabym płacić za wycieczkę, ale jestem przygotowana na te 510 zł + kieszonkowe
Książę małżonek zabezpieczył akceptację

15 września 2010 , Komentarze (5)



Jak na razie nie opuszcza mnie zapał początkującego, tym bardziej, że nawet waga dała się przekonać, że na prawdę jestem grzeczna: 87,3 kg Wiem! Żadna rewelacja, ale idzie w tą dobrą stronę, bo do tej pory jakoś nie mogłam jej przekonać, żeby nie rosła.
Kolejne 5 zł zaoszczędzone, tzn: dietka ok. 1560 kcal; rowerek 32 km; emisja, trochę angielskiego i prasowanie zaliczone.
Uleczka zasugerowała, że 5 zł to za mało , ale jednak przy tym pozostanę. Będę dokładać sobie po poniedziałkowym ważeniu 10 zł, gdy tygodniowy spadek wagi wyniesie przynajmniej 0,5 kg. Nie wiem jeszcze na co przeznaczę te pieniądze. Do kosmetyczki chodzę i tak raz w miesiącu; ubrania (jak schudnę) i tak trzeba będzie kupić; za biżuterią nie przepadam; na żadne ekstra żarcie nie chcę tego przeznaczyć, bo nie po to się odchudzam, żeby żreć. Hmmm, ale zawsze szkoduję na karnet na siłownię... zobaczymy   
Biorąc pod uwagę inne codzienne czynności (pranie, gotowanie, zmywanie, sprzątanie po łebkach, spacerki z psem), to trochę jednak ten czas przecieka mi przez palce. Muszę przemyśleć plan dnia, bo w ten sposób nigdy nie wcisnę w rozkład sprzątania piwnicy, przeglądu dokumentów, ogólnie generalnych porządków. Wiem, robota nie zając, ale jednak tak się czuję, że mi ucieka czas. Na razie cieszę się, że nie przesypiam połowy dnia, bo tego bałam się najbardziej.
O pracy pisać nie będę, ale bardzo się cieszę, że mnie tam nie ma. Informacje mam na bieżąco i nie jest fajnie. Najgorzej, że nie zapowiada się, żeby miało być za rok lepiej. Staram się nie denerwować, chociaż na razie mi to nie wychodzi i w dyskusjach nadal dostaję czerwonych plam na szyi. Alka!!! Daj se spokój, całego świata nie zbawisz!!!!

14 września 2010 , Komentarze (6)



Za wczorajszy dzień wylądowało w skarbonce 5 zł
Tak będzie tylko wtedy, gdy będę ogólnie zadowolona z całego dnia.
Tzn: dietka w normie, bez większych wpadek;
aktywność fizyczna co najmniej przez 45 minut;
zero słodyczy;
czas wykorzystany sensownie a nie na głupoty i "nicnierobienie".

Wczoraj było wręcz idealnie (twu, twu, byle nie zapeszyć):
rowerek 26 km, wchłonąwszy 1380 kcal, 2 godziny ekstra poświęcone na angielski poza zajęciami, na których byłam, prasowanie prawie na bieżąco.
Jestem zadowolona
Dziś mam nadzieję, że będzie też ok. Zaraz wyruszam do Olsztyna na zajęcia z emisji głosu, potem rowerek, nauka angielskiego, wieczorem znów prasowanie, bo cała fura schnie w suszarni. Jeszcze coś muszę wymyślić z zaległych prac domowych, ale na razie nie mam pomysła.

13 września 2010 , Komentarze (3)



Na razie koniec z wyjazdami!
Było bardzo fajnie w tej Bułgarii, choć podróż autokarem męcząca.
W wolnej chwili napiszę coś na ten temat i wstawię jakieś zdjęcia
Dziwne! Nie chodzę do pracy, a czasu wcale nie mam więcej Muszę się lepiej zorganizować!! Kalendarz już mam, trzeba tylko wpisać plan dnia i do roboty!

Podczas weekendu byłam w Trójmieście. Pomogłam córce zawieźć rzeczy na stancję, niedługo początek nowego semestru. Bardzo miło spędziłyśmy ten czas razem
W sobotę zaliczyłyśmy dłuuugi spacer brzegiem morza z Gdańska do Sopotu. Uwielbiam to!! W Sopocie smaczna rybka. Potem pitna czekolada w Galerii Bałtyckiej i wypad do kina. A w niedzielę basen (52 długości basenu), spacer po ul. Długiej (gofer z bitą śmietaną i wiśniami ) i niestety powrót do domu. Mimo łasuchowania na wadze 0,5 kg mniej!
Uaktualniłam pomiary i nie ma już żadnych wymówek od intensywnej pracy nad sobą.
Zaraz spacer z Puciem, potem rowerek i pewnie polecę na zajęcia z emisji głosu. O 14 angielski; będzie ciężko, bo przez wakacje niewiele ćwiczyłam, ale będzie poprawa!
Na popołudnie nie mam planów, ale coś się wymyśli. Może hulahop?
Synek wyraził chęć biegania ze mną, ale na razie jest przeziębiony, to poczekamy.

PS.
O co chodzi z tym Facebookiem?
Da się "To lubię" wyłączyć?

26 sierpnia 2010 , Komentarze (2)

Za chwilę wyruszam w drogę. Jakoś się zapakowałam, chociaż ciężko było. Dobrze, że waliza na kółkach ;))
Zamierzam odżywiać się z głową i za dużo nie przytyć. Po powrocie biorę się ostro do roboty za siebie!!
Odezwę się dopiero 6 września.
Buziaczki!

24 sierpnia 2010 , Komentarze (5)



Żeby tylko trzy.... Ale o czegoś trzeba zacząć!
Powoli opuchlizna przedmiesiączkowa schodzi, mam nadzieję, że to również z powodu ograniczenia jedzenia. W każdym razie czuję się lepiej, spodnie ciut luźniejsze.
Pokusiłam się dziś o liczenie kalorii. Nie cierpię tego, ale przez jakiś czas trzeba będzie Wyszło mi około 2200 kcal, w tym 600 to mieszanka studencka, moja zmora.
Ale uważam, że to niezły wynik, jak na początek. Tym bardziej, że zaliczyłam na rowerku 26 km i wskazał mi 735 spalonych kcal. Nie bardzo w to wierzę, wszelkie internetowe kalkulatory pokazują co innego. Nie ważne, liczy się 45 minut wysiłku i do szczętu przepocona koszulka.
Na dziś mój Wskaźnik Całkowitej Przemiany Materii wynosi: 2 372,32 kcal.
Trzeba jednak zrezygnować z mieszanki studenckiej, żeby chudnąć w trochę większym tempie niż 0,1 kg na tydzień Wiekowam kobieta, życia by mi nie starczyło (rzyci a i owszem), żeby się odchudzić.

W mojej szkole była dziś Rada Pedagogiczna inaugurująca nowy rok szkolny, a ja w tym czasie relaksowałam się u kosmetyczki: nowe pazurki na wszystkich czterech łapkach, odżywienie twarzy. Chciałam też zrobić sobie hennę na rzęsach, ale ponieważ nigdy w życiu tego nie robiłam, nawet włosów na głowie nie farbowałam, to trzeba było zrobić test, czy nie jestem uczulona. Po powrocie z Bułgarii na pewno sobie ją zrobię, a co!!!
Chyba na mszę powinnam dać, że mnie natchło na ten urlop zdrowotny. Mąż siedział w szkole 6 godzin To jest dopiero chore!!!!

Powinnam się chyba zacząć pakować. Wyjazd w piątek o 6.15.
A tu jeszcze zaplanowałam wypad na miasto. Znajomi zaprosili nas na parapetówę z noclegiem na jutro, to i czas zaczyna się mocno kurczyć.
Jutro rano zastanowię się co powinnam wziąć, w końcu jadę tylko na 10 dni.
Mój chór bierze udział w Balkan Folk Fest 2010 a przy okazji zapowiada się świetna integracyjna wyprawa.

23 sierpnia 2010 , Komentarze (7)

Dziś pokazała wrednie 86,5 kg. Znaczy się czas najwyższy oprzytomnieć!



Rano się nie popisałam, bo wchłonęłam 4 łyżeczki nutelli, ale potem to już byłam grzeczna. II śniadanie i obiad wzorcowo. Jeszcze pochłonę nektarynkę i to by było na tyle. Zacznę wzorem Baji i Uleczki zbierać forsę do skarbonki za każdy dzień bezsłodyczowy, to może łatwiej będzie się zmotywować do opamiętania.
Rano niestety wszystkiemu była winna szkoła (do której, kurcze, w tym roku przecież nie muszę się szykować), bo dyrekcja wymyśliła jakieś kretyńskie podsumowania, wnioski i rekomendacje za zeszły rok szkolny i mnie od razu nerw wziął. W nerwach nie  myślałam zupełnie co ja robię, przecież miało być już dziś grzecznie!!! Było, minęło, byle się nie powtórzyło.
Zupełnie nie umiem odczytać sygnałów płynących z mojego spasibrzucha. Po obiadku, czułam się głodna. Fakt, nie napchałam się "do kija", jeszcze mogłam się zginać ;) No ale żeby spasibrzuch krzyczał: "Jeść!" ??? Zatopiłam go kawą z mleczkiem i się zamknął. Na wodę nie zareagował.
Chodziłam dziś dookoła rowerka, ale jakoś jeszcze nie dałam rady posadzić na niego swojej spasipupy, ale dzień jeszcze się nie skończył. W każdym razie starałam się być aktywna nie tylko w zmienianiu prawego boku na lewy na kanapie. Wyprasowałam wszystko do dna, synek się zdziwił, bo odnalazła się jego ulubiona koszulka ;)
Byłam również na emisji głosu, nawet nie wiecie jaki to wysiłek, koszulkę miałam mokrutką po zajęciach. W piątek jedziemy z chórem do Bułgarii na festiwal, trzeba się rozśpiewać! Poza tym po mieście zapitalałam na piechotkę. Razem spalone nadprogramowo 490 kcal. A gdyby tak jeszcze rowerek.... A może nie przesadzać?
Tak myślę, że waga powinna być jednak ciut mniejsza. Nie wiem, czy czuję się spuchnięta z powodu nagłego utycia, czy również z zatrzymania wody przed @. Rano palce miałam tak spuchnięte, że trudno mi było je zginać.
Niestety nie będzie tej zatrzymanej wody 10 kg. Nie oszukujmy się, ale tyle zaprzepaściłam przez 4 miesiące. Ciekawa jestem, ile czasu będę potrzebowała, żeby to znów zgubić. Trzeba zaakceptować, że lekko nie będzie...
Na razie spróbuję sama organizować sobie posiłki, jak nie będzie działało, wykupię jakąś dietkę. Daję sobie czas do końca września.

PS
A jednak popedaliłam: 20 km

22 sierpnia 2010 , Komentarze (8)




Ustawiłam sobie wygląd sylwetki i okazało się, że niewiele różni się od tego na obrazie ;)
Zaskoczyło mnie, że początkowa i obecna sylwetka niewiele, a w zasadzie wcale, się nie różnią. Cóż, co to jest 10 kg przy 40 kilogramowym nadbagażu?!!
Niestety przytyłam



Nikt nie jest winien, tylko ja sama!!!
Praktycznie zero ruchu, rowerek tyko pokrywa się kurzem, zarówno ten w domu, jak i w garażu.
Za dużo jedzenia wysokokalorycznego.
Za dużo piwa, za mało wody.
Różne czynniki się na to złożyły, że tak się zapuściłam: depresja, z której powoli wychodzę i lenistwo.
Od września nie idę do pracy, mam urlop zdrowotny na cały rok. Chciałabym w tym czasie doprowadzić się do porządku zarówno pod kątem wyglądu, jak i psychiki.
Mam nadzieję, że uda mi się załapać na terapię, która nie będzie kosztować majątku. Rozmowy poczyniłam i czekam na efekty. Same tabletki rewelacji nie czynią, mimo że łykam je już 2 miesiące. W dalszym ciągu mam kłopoty z motywacją do jakiegokolwiek działania. Nie chciałabym, żeby ten rok laby przeleciał mi przez palce. Szkoda by było!!!
Zatem wracam!!!
Mam nadzieję, że regularne wpisy pomogą mojej motywacji, która gdzieś tam sobie fruwa z daleka i mruga do mnie zachęcająco, ale nie chce wrócić...