Poniedziałek...
Jakaś taka zmęczona jestem. Nawet nie mam siły pograć z rodzinką w Guitar Hero. Dzisiaj, ku naszemu zdziwieniu, dotarła do domu przesyłka z drugą gitarą :))) Książę małżonek zrobił nam niespodziankę, nic drań nie powiedział :)))
Za pół godziny mam aerobik i chyba tyle będzie mojej aktywności fizycznej na dziś :((
Bilans jedzeniowy:
śniadanie: kromka razowca z masłem orzechowym (cienko!)
II śniadanie: owsianka z powidłami
lunch: serek domowy Piątnicy z rzodkiewkami + kawałek jabłecznika z wiórkami kokosowymi (mniam)
obiad: wczorajsza szynka pieczona + surówka z kiszonej kapusty + (na deser, hi hi) płat śledzia solonego w oleju - niezły zestaw ;)))
Kolacja: nie wiem - musi być coś lekkiego, bo już chyba normę wyczerpałam. Może gruszka?
Zadzwoniłam do ojca. Czuje się nieźle, jak na jego stan. Humorek mu dopisuje, ucieszył się :))) I tego będziemy się trzymać!
Podsumowanie niedzieli
Z racji podsumowania na forum rowerkowym dziś zmieniłam pasek i chyba tak będę robić już później. Zatem oficjalne ważenie przenoszę na niedzielę :))
Waga pokazała równe 84 kg, tzn. 2,2 kg mniej niż tydzień temu! Szok!!
Ale większość to chyba była nagromadzona woda...
Jednakowoż cieszy :)))
Część papierów zrobiona, sprawdziany posprawdzane :))
Rowerek zaliczony: 32 km
A6w zaliczone: 19 dzień odfajkowany
1,5 godz. prasowania
Z paszą też nie było tak źle:
śniadanie: kromka razowego chleba z masłem i 2 jajka na miękko
II śniadanie: kawałek pysznego sernika + kawa u teściowej
przegryzka: gruszka i kilka śliwek
obiad: szynka pieczona z buraczkami, arbuz
kolacja: kawa + sernik od teściowej (niestety dała na wynos), arbuz
...
Do ojca dotarłam z dzieciakami dopiero po 18.
Nie żebym miała tyle pilnej roboty, raczej odwlekałam to.
Moje stosunki z rodzicami są co najmniej dziwne. Bardzo mnie to boli, ale nie mam z nimi bliskiej więzi. Nigdy nie czułam, że mogę na nich polegać, każda wizyta u nich wiązała się zawsze z moim dużym stresem, więc ograniczyłam je do więcej niż minimum, a mieszkają raptem 20 km ode mnie.
Teraz chorobę ojca przeżywam jak chorobę kogoś, z kim nie jestem związana emocjonalnie. Przejmuję się, bo to straszne, ale...
Wiem, że potrzebne im teraz duże wsparcie i mam wyrzuty sumienia, że tylko myślę o swoich odczuciach :(((
Ojciec jest w ciężkim stanie. Rok temu miał usunięty odbyt z raczyskiem. Przez długi czas dochodził do siebie i jak już znów przybrał na wadze i uwierzył, że może nie będzie źle, to okazało się, że ma przerzuty do płuc. Teraz zaczęło iść lawinowo. Już i wątroba i nerki są zaatakowane. Żeby powstrzymać prędkość z jaką to wszystko postępuje, lekarze zdecydowali się na chemioterapię. Pierwszą dawkę ostrożnie (bo serce słabe) dostał na początku miesiąca. Powoli dochodził do siebie i w piątek dostał wysokiej gorączki, bo złapał zapalenie płuc. Wczoraj już było to z grubsza opanowane, ale jak posiedziałam u niego pół godziny, znów zaczął kaszleć, trudno mu było mimo tlenu oddychać. Lekarka mówi, że można się liczyć ze wszystkim. Kolejną dawkę chemioterapii ma zaplanowaną za 2 tygodnie, ale skoro jest taki słaby, to nie wiadomo, co zadecydują.
Przepraszam, że o takich przykrych rzeczach piszę. Ale to jest dla mnie rodzaj terapii. Sama próbuję uporać się ze swoimi emocjami. Zapomnieć, co było złe. Wczoraj chyba coś się we mnie odblokowało. Wreszcie zaakceptowalam swoją złość na rodziców i zrozumiałam, że nie chcę im jej przekazywać, bo to już nie ważne. Przeszłości to nie zmieni, oni też się nie zmienią. A ja zacisnę zęby i może zostanie mi szacunek do samej siebie...
Ojciec w każdym razie bardzo się ucieszył, że przyjechałam i to razem z Paulą i Olkiem. Mamy już u niego nie było, no to wybraliśmy się jeszcze do domu. Ona też potrzebuje wsparcia. Widać było, jak nasza wizyta ją ucieszyła. Wczoraj chyba zamknęłam wreszcie pewien etap mojego życia. Mam nadzieję w każdym razie.
Dość o przykrych sprawach!!!!
Z przyjemniejszych, to waga znów była łaskawa: 84 kg :)))
Wygląda na to, że przebrnęłam przez kolejny zastój. Wczoraj u mamy nie skusiłam się nawet na śliwki w czekoladzie, chociaż postawiła mi przed nosem wypełniony po brzegi kryształ ;))
...
Dzisiejsza waga: 84,5 kg. Zatem to prawda :)))
Jednak nic dziwnego, że czułam się napuchnięta, to na pewno była woda, bo nie ucieka w 2 dni 2 kg tłuszczu!!!!
Moje plany na dziś runęły...
Ojciec w szpitalu: nagła gorączka po chemioterapii.
Jadę do szpitala.
Nie wierzę swojej wadze!
Jakieś głupoty dzisiaj mi pokazywała! Najpierw mnie wkurza coraz większymi liczbami, aż to nagle wyskakuje z wagą poniżej 85 kg?!!
1.5 kg w ciągu doby?? Nie wierzę piosence!!
Jeśli chodzi o ruch, to 33 km na rowerku stacjonarnym.
Dla łatwiejszego szukania wklejam paseczki hurtem:
Oprócz tego z szkolnymi dzieciakami uczestniczyliśmy dziś w akcji "Sprzątanie świata", czyli spacerku miałam aż naddto!
17 dzień a6w jeszcze do zaliczenia, ale zaraz się za to biorę!!! Nie ma bata!!
Jedzeniowo ani źle, ani dobrze...
śniadanie: 1/2 grahamki z szynką, papryką i pomidorem
II śniadanie: 1/2 jogurtu pitnego (połowę wypił mi książę małżonek) i śliwki
Obiad: zupa dyniowa (od cholery kalorii, bo to robota teściowej) + kawałek (tylko jeden!!) placka ze śliwkami
Kolacja: sałatka warzywna z kurczakiem i śliwki (było to o 17, więc głodnam okropnie!!)
Nie zamierzam ograniczać się bardziej kalorycznie, bo po prostu nie dam rady. Dzisiejsze jedzenie, to i tak 1/5 tego, co jem gdy sobie odpuszczam i tyję na potęgę.
W domu szaleństwo:)))
Zakupiliśmy grę do XBoxa pt: Guitar Hero 5. Rewelacja!!!! Szkoda, że tylko z jedną gitarą, ale można śpiewać :))) Rodzinka muzykuje od 17 do teraz (biedni sąsiedzi).
Złapaliśmy bakcyla w wakacje u mojego brata w Bremen. Prawie do rana graliśmy na dwóch gitarach. Nigdy nie myślałam, że gra na konsoli może dawać tyle frajdy!!!
Lecę, może mnie jeszcze dopuszczą!
PS.
Nie napisałam, że byłam dziś bardzo grzeczna i sprawdziłam ćwiczenia, i kartkówki w jednej klasie :)) Jeszcze 2 klasy zostały, ale to już pikuś :)))
Bilans dnia
W dalszym ciągu uśmiecham się przez łzy złości i rozczarowania. Chciałabym rzucić to odchudzanie w cholerę, ale jednak chyba zmieniło się moje podejście do sprawy. Niestety nie motywują mnie pochwały innych. Wręcz przeciwnie! Jestem bardzo łatwowierna i zaczynam całym sercem wierzyć, że naprawdę zrobiłam się taka wiotka i powabna. Jednakowoż zdjęcia i waga (wredota) nie kłamią!!!
Zacznijmy od podsumowania dzisiejszej aktywności:
45 min. tanga z księciem małżonkiem
1 h rowerka = 31 km
w planie zaliczenie 16 dnia a6w
Jedzonko:
śniadanie: 2 banany
II śniadanie: ryż z mlekiem
lunch: kanapka "szkolna", 0,25 l kefirku, 2 ciastka
obiadokolacja: kubek maślanki, podsmażona kiełbasa z warzywami na patelnię, 2 jajka sadzone
przegryzka: jabłko
No to spadam robić brzuszki i spaćku.
Znów będę niewyspana a wtedy się nie chudnie :((
Dzięki dziewczyny!!!
Chwilka zniechęcenia a tu takie wsparcie!
Jesteście kochane :****
Moje wczorajsze ćwiczenia mnie nie zniechęciły, to ta moja wredna waga wszystkiemu winna!! Bardzo lubię ćwiczyć! Aerobik, to jest to, co lubię najbardziej! Tym bardziej taki prowadzony przez panią Tereskę, która zadba o każdy mięsień, nawet taki, którego istnienia nawet bym nie podejrzewała :) A rowerek? Chyba zapłakałabym się, gdyby się znienacka zepsuł. Ruch daje mi powera, sprawia, że mam lepszy nastrój :)))
Wiem, że codzienne ważenie nie jest dobrym pomysłem! Tylko, że jakbym się co rano nie zważyła, to bałabym się, że tracę kontrolę nad sobą. A tak mam stresa! Dobrze, że tylko raz na tydzień zapisuję wagę. Na dłuższą metę jest jakieś porównanie.
Ten mój nastrojowy dołek wynika raczej z kręcenia się już 3 tydzień dookoła tej samej wagi. Co trochę w dół, to znów w górę :(( A nie chcę za bardzo ograniczać jedzenia, bo jak się potem na nie rzucę, to wszystko pójdzie na marne, jak to już wiele razy bywało. Tym razem chcę schudnąć na stałe, zmienić sposób jedzenia, a przede wszystkim sposób myślenia o jedzeniu. Potrwa to pewnie długo, bo wiele mam do zrzucenia, ale chcę żeby to było już raz na zawsze!
Muszę wrócić do książki z psychologicznym czary mary. Zaszkodzić nie zaszkodzi, a może pomóc! Już dawno zeszycik mam zakupiony i kartoniki przygotowane.
Pogoda na razie jeszcze rewelacyjna: słoneczko, ciepło. Co to będzie, gdy zacznie padać i długo będzie ciemno?? Jaki dół mnie wtedy dopadnie?
Ale wiem, że niezależnie do jak bardzo głębokiego dołu wpadnę, to pomożecie mi się z niego wydostać!!!
Jest do kitu
Czuję się napuchnięta, zmęczona i zniechęcona...
Waga znow wyższa i nie ma się co dziwić, bo wczoraj za dużo zjadłam i śliwki, i kurczak w galarecie i ryż z jabłkami i śmietaną, i nie wiem co jeszcze :(((
Padłam wczoraj o 22, jak nie ja. I wcale nie czuję się wyspana.
Wprawdzie zaliczyłam też aerobik i 50 km na rowerku, ale po co?
Dzisiaj odpuszczam sobie zbytni wysiłek fizyczny, no może ze 20 km...
Zobaczymy jak będzie z jedzeniem...
Dla pamięci
W pamiętniku joanna1966 trafiłam na parę ciekawych komentarzy.
Muszę je sobie skopiować, bo warte zapamiętania :)))
Są to odpowiedzi na pytanie:
Ile razy można zaczynać dietę od początku? Pięć razy? Dziesięć?? Może pięćdziesiąt? Sto??
niunka34 napisała:
powiem ci tak jak ktos kiedys mi napisal...droga ,ktora idziesz
przeszlo tysiace miliony ludzi i im sie udalo-dotarli do celu,osiagneli
swoj cel....droga ,ktora obrali nie byla latwa,czasem upadali...czasem
byla pod gorke,czasem z kamieni ,czasem wpadali w dol ,ale wstawali
oczepali sie i dalej szli do celu....czasem wiatr i deszcz przerywal im
droge ale oni staneli tylko ma chwile i szli draga ,ktora sobie
wyznaczyli....i tak krok po kroczku dotarli na szczyt drogi ,ktora
nagroda byl cel-sukces....Zmien swoj tok myslenia-przeciez nie musiesz
chudnac,nic nie musisz,jestes
kochana,szczesliwa,lubiana,inteli.sliczna,nie musisz prowadzic zadnych
wojen o swoja sylwetke ,nie musisz z niczym walczyc....nic nie musisz
,ale mozesz Mozesz teraz juz w tej chwili powiedZIec sobie CHCE
przewrocilas sie na drodze,ale oczepiesz sie ,wlasnie to robisz i
idziesz dalej,kiedy znow dopadnie cie pokusa-powiedz sobie ,tak
zjadlabym to ,ale NIE CHCE ....
jedz co 3-4 godz,kiedy w miedzy czasie dopadnie cie glodzik oznaka ,ze
org chce pic nie jesc...wsluchaj sie w siebie....w swoj org.
celebruj posilki,ja planuje tylko jeden dzien ,rano postanawiam sobie
co dzis bede jesc...i trzymam sie tego,nie wazny jest czas ,wazne ze po
malu do celu...umiem mowic Nie , pokochalam swoje zdrowe zycie,czasem
dopadaja mnie maniakalno-glodowe mysli hihih wtedy mowie sobie o NIEEEE
,=i szybciutko zmieniam swoj tok myslenia,nie rozwijam tych mysli.
Nie wiem czy to co napislaam jest zrozumiale hihih ale ja to stosuje od
75 dni i na mnie dziala i szczupleje....moze tobie jakas rada sie
przyda ,i nie poddawaj sie cel jest na wyciagniecie reki zycze sukcesow
AskaGrubaska
Człowiek w słabości się doskonali. Banał? Wyobraź Sobie, że nie
chciałabym aby ktoś podarował mi te upragnione (powiedzmy) 60kg. I
abym, jak za dotknięciem różdżki stała się "laską". Właśnie ta droga,
to zdobywanie szczytu, ta walka (jak w moim motto: "ze sobą, o Siebie,
dla Siebie") ma dla mnie największą wartość. To właśnie wtedy dopiero
staję się...
A jeśli mogę jeszcze podpowiedzieć Ci coś konstruktywnego, to pisz
trochę więcej o swoim zmaganiu się z odchudzaniem. Wszystkie uwielbiamy
czytać Twój pamiętnik i zawsze dobrze się tu bawimy, ale nie zapominaj,
że ten portal jest dla odchudzających się, życzliwych i rozumiejących
ten problem ludzi i właśnie grono Vitalianek stanowi najmocniejszą
grupę wsparcia dla nas wszystkich. Buziole!A oto mój komentarz:
Nie odpowiem ci, bo ja już bardzo dawno straciłam rachubę. W zasadzie
uważam odpowiedź za liczbę nieskończoną, chociaż kiedyś tam się to
skończy (oby trwało jak najdłużej!!!!). A czy warto? Zaśpiewaj sobie
kabaretową piosenkę: "...jedno co warto, to upić się warto..." Ja to
podejmuję walkę chyba z przyzwyczajenia, bo jak się ocknę w rozmiarze
52 i wyżej, to mi czegóś tak brak :)))))) Zobaczę co inni napisali na
ten temat. Człowiek uczy się przez całe życie! :)))) Buziaczki!
Niestety dalej jestem kaleka
Nie pomogło wczorajsze rowerkowanie, ani aerobik. Dalej mam zakwasy w nogach :((
Żebyście mnie widziały, jak chodzę po schodach: siedem nieszczęść.
Wczoraj książę małżonek obiecał, że wymasuje, ale padłam jak kawka i zasnęłam za szybko :(( Może dziś się uda? Jest szansa, bo zdrzemnęłam się po południu ze 2 godzinki.
Mam nadzieję, że nie bierze mnie żadne choróbsko. Wczoraj się zaszczepiłam przeciw grypie i nigdy nie miałam po szczepieniu sensacji. Tym razem pewnie też nie, musiałam chyba odespać swoje :))
Waga mi dziś humoru nie poprawiła :((
Pokazała więcej niż wczoraj: 86,4 kg.
Nie wiem czemu, bo byłam wczoraj naprawdę bardzo grzeczna. Czyżby ten kwas mlekowy w mięśniach tyle ważył? Albo czas na @?
Nie wiem :((( Jedyna pociecha, że z rozpaczy i zniechęcenia nie rzuciłam się na jedzenie. Miałam dziś tylko mniej cierpliwości do dzieci w szkole. Ale nie myślcie, że się pastwiłam :)))
Dziś wtorek, zatem było tango z księciem małżonkiem :))) Robimy postępy! Najważniejsze, że już się nie obrażamy na siebie podczas ćwiczeń :)) Kiedyś mieliśmy do siebie pretensje, jak nam coś nie wychodziło, a teraz po prostu próbujemy to wyćwiczyć.
W tangu kobieta nie może tańczyć kroków na pamięć. To facet decyduje, co i jak tańczymy. On to musi kobiecie tak pokazać, żeby zatańczyła, jak on chce. Partnerka musi się poddać woli pana i władcy. A partner ma kobietę tak "wyeksponować", żeby innym leciała ślinka :))))
Taką teraz mamy frajdę z tego, że planujemy ćwiczyć 2 razy w tygodniu!
Przejechałam dziś 47 km. Zaliczam już granicę ze Słowacją :))
Niestety wczoraj odpuściłam sobie 15 dzień a6w :((( Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że ma aerobiku też ćwiczyliśmy brzuszki. Marne to usprawiedliwienie lenistwa, ale zawsze. Dzisiaj też jeszcze nie ćwiczyłam, ale mam zamiar zaraz to zrobić.