Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agulina30

kobieta, 47 lat, Kraków

172 cm, 71.60 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: wreszcie wytrwać na diecie!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 lutego 2014 , Komentarze (2)

Dzisiejsza waga: 73,9 kg.
O dziwo, waga spadała mi też podczas protein z warzywami.
Szkoda tylko, że aby schudnąć, trzeba tyle cierpliwości, wyrzeczeń, oczekiwania... Wiem, że na nadwagę też "pracuje się" długo, ale można by było chociaż chudnąć w tym samym tempie, co się tyje, nie? Ale niestety - chudnięcie jest wolniejsze. I gdzie tu sprawiedliwość?
Tak jak pisałam poprzednio - zaczęłam przedwiosenne porządki więc mam nadzieję, że z dietką będzie OK. Jak będę czymś zajęta - nie będę myślała co by tu zjeść?
Miłego dietkowania!!! Pa!

31 stycznia 2014 , Komentarze (5)


Dziś /mimo warzywek z proteinami/ - kolejny spadek, o 0,5 kg! Obecna waga - 74,7 kg. Wow!  -6,2 kg w 10 dni! Wiem, że teraz będę chudła ok. 1,5 kg tygodniowo, ale i tak jestem happy!!!
Dziś u mnie na obiadek - rybka = pstrąg z grilla z gotowaną kapustką. Mniam!!! Jak dobrze, że na dietce też można smacznie zjeść.
Troszkę się obawiam najbliższych dwóch tygodni - będę siedziała w domu z dzieciakami /ferie/ i obawiam się, że będę miała większe chętki na dobre co nieco. Ale zamierzam się zająć przedwiosennymi porządkami. A jak wiadomo - jak człek czymś zajęty, to nie myśli o jedzonku. PA!

29 stycznia 2014 , Skomentuj

Wytrwałam!  Obecna waga: 75,2 kg!
Dziś przechodzę na II Fazę  - jestem już po śniadanku: pizzerinka dukanowska, jajko na miękko, sałatka z pomidora, ogórka, papryki i kapusty pekińskiej polana pysznym sosikiem, podobnym w smaku do majonezu! Zmieszałam 3 łyżki maślanki, łyżeczkę musztardy dijon i pół łyżeczki octu jabłkowego. Polałam sałatkę i wyszło mniam!!!
Zrobiłam sobie też na dzisiaj /na później/ dukanowski budyń i drożdżówki  z serem /z otrębów/. Ależ dietka może być smaczna!
A wiecie, co mnie najbardziej wkurza? To, że cały czas muszę toczyć sama ze sobą przeokropną walkę! /pewnie Wy też/. Np. wczoraj - już byłam tak blisko "zajedzenia"! Tak bardzo mnie ciągnęło do lodówki /oczywiście wieczorem/. Dosłownie jakby jakiś "czort" szeptał mi do ucha "Zjedz sobie ciasteczko, zjedz paluszeczka, albo bułę z tłustym, żółtym serkiem, no zjedz!". Ale się nie poddałam - chyba pomogła mi w tym pamięć, że to był ostatni dzień I Fazy i że od dziś mogę zjeść bardziej urozmaicone posiłki. Wygrałam bitwę, ale do wygrania wojny jeszcze daleko! No, ale próbować trzeba i każda taka wygrana bitwa, chyba nas coraz bardziej umacnia w trwaniu na diecie!!!

27 stycznia 2014 , Skomentuj

Przed chwilą przeczytałam mój pamiętnik i ogarnął mnie smutek.
Ileż ja straciłam czasu na wieczną walkę z kilogramami. Stałe wzloty i upadki. Utrata kilku kilogramów i znów powrót tego, co zgubiłam.
Chyba muszę sobie przynajmniej raz w tygodniu czytać moje stare wpisy i to chyba będzie dla mnie najlepsza motywacja, że czas ucieka,
a ja się "bujam" i oszukuję. I nie pilnuję dietki na 100%. MUSZĘ WRESZCIE WYTRWAĆ! Jeszcze mam na tyle czasu, by wiosnę przywitać z supersylwetką.

27 stycznia 2014 , Skomentuj

Po raz kolejny zmagam się i próbuję schudnąć do swej wymarzonej wagi - tj. 60 kg.
Ale jak zobaczę 6 z przodu, to już będę baaardzo happy!
Na razie kończę I Fazę dukana /który to już raz?/ i wreszcie mam 75,8 kg na wadze /zaczynałam znów z "bałwanem" z przodu, tj. 80.9 kg/. Jeszcze tylko dwa dni proteinek i zacznę wreszcie zajadać warzywka i budyń, który uwielbiam /mleko, żółtka, słodzik, skrobia kukurydziana- mniam!/.
Co do ćwiczeń - nie mam siły na jakieś podskoki, ciężkie ćwiczenia /przez osłabienie dietą i codzienną pogoń do pracy, przedszkola córki, szkoły syna, na zakupy, w domu sprzątanie, gotowanie, itd./. Po prostu po południu padam już "na pysk".
Ale codziennie wykonuję 40 minut ćwiczeń na macie na brzuch. Bo to część ciała, z którą mam największy kłopot. I właśnie na zgubieniu oponki najbardziej mi zależy.
Mam nadzieję, że wreszcie osiągnę swój cel /czego i Wam życzę, bo wiosna tuż, tuż.../



22 grudnia 2013 , Komentarze (2)

Tak jak w tytule!
Niestety wczoraj zajadłam. Waga z 75,1 skoczyła od razu na 76,5!!! Myślałam, że po prawie 2 tygodniach trzymania się na 100% jestem bezpieczna. Niestety nie.
Dlatego dziś i jutro - uderzeniówka, same proteiny i właśnie jestem po morderczym treningu Chodakowskiej. Mam nadzieję, że tym odkupię swą winę./dlatego nie zmieniam wagi na pasku, bo mam nadzieję, że za dzień-dwa wróci na właściwe tory/.
Od Wigilii, przez Święta - proteiny z warzywkami, potem - wg zasad II fazy.
Boże, uchroń od kolejnych kompulsów, proszę!!!
A tak na marginesie, to ciekawe, jak skutecznie uchronić się od tych cholernych kompulsów?




19 grudnia 2013 , Komentarze (4)

Mimo warzywek kolejne 0,4 kg w dół!
Jutro zaczynam same proteinki i czekam na większy spadek wagi.
Mam w pracy jutro spotkanie wigilijne i bałam się, że będę siedziała tylko przy kawie, ale dowiedziałam się, że będzie śledzik "po japońsku", więc sałatkę zostawię i zjem rybkę z jajeczkiem.

Cieszę się, że kompulsy całkiem mnie opuściły. Bo było to straszne - objadanie się na noc i spanie z pełnym żołądkiem. Teraz przynajmniej się wysypiam!

Mimo, że schudłam dopiero 6,5 kg, to ludzie wokół zaczynają to zauważać. Już nie biorąc pod uwagę mojego męża, który ostatnio patrzy na mnie "innym okiem". Kiedy ubrałam bardziej obcisłą bluzeczkę, nie mogłam się od niego opędzić!!!
Znalazłam więc kolejną motywację dla siebie!
Czego i Wam życzę!!!

18 grudnia 2013 , Skomentuj

Wreszcie zaskoczyło i trzymam dietę na 100%.
Kiedy po raz pierwszy odchudzałam się z Dukanem, zrzuciłam 26 kilo /2010r./. Pofolgowałam sobie w III fazie - było za dużo "królewskich posiłków" i waga stopniowo wzrastała.Też wtedy zaczynałam pod koniec roku - wtedy to był koniec listopada.
Od jakiś dwóch lat nie potrafiłam być na diecie - codziennie obiecywałam sobie, że od dziś już na 100% dietkuję. Aż przychodził wieczór i zaczynało się obżarstwo. I wtedy pojawiało się kolejne zapewnienie- to już ostatni raz. I tych ostatnich razów było ok. 730 /tak jak pisałam, dwa lata tak się bujałam!/.
Od 09.12. trzymam się dzielnie - znów stosuję Dukana - ta dieta najbardziej mi odpowiada. W czasie 7 dni I fazy zrzuciłam 6 kilo. Teraz jestem na warzywkach, więc spadek wagi będzie wolniejszy. Wiem, że przetrwam Święta, bo już raz to przerabiałam - i da się zastąpić różne dania, daniami dukanowskimi. Zresztą pewne smakołyki zamrożę sobie i spróbuję na "królewskich posiłkach" - co się odwlecze, to nie uciecze.
Obecna waga: 76,3 /startowałam z wagą 82,2; w 2010 roku ten start był z wagi 86 kilo/.
WESOŁYCH ŚWIĄT DLA WSZYSTKICH!!!


 

25 listopada 2013 , Komentarze (3)

Tak jak w tytule - mam bardzo mało wiary w siebie, ale chyba jeszcze powalczę...
Skłoniły mnie do tego przeczytane myśli u niektórych z Was:

Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu... Czas i tak upłynie!
Jeśli masz dość zaczynania od początku, po prostu przestań się ciągle poddawać!!!
Twoje życie nie poprawi się przez przypadek. Poprawi się, jeśli zaczniesz je faktycznie zmieniać...
Ogarnij dupę, zaciśnij pięści i daj radę!!! Nieważne, że nie ma dla kogo. Ważne, by opadły im kopary!!!
Zrzucanie wagi jest trudne. Życie z nadwagą jest trudne. Co jest trudniejsze dla Ciebie?
Nieważne jak wolno robisz postępy. I tak jesteś krok dalej, niż ci, którzy dalej siedzą na kanapie.
Żeby coś osiągnąć, trzeba zacząć coś robić, oprócz narzekania.
Czekolada jest jak fałszywa przyjaciółka - pociesza kiedy masz doła, ale tak naprawdę robi wszystko, żebyś nigdy nie pozbyła się kompleksów!
Nie mówię, ze będzie łatwo, ale wiem, że na pewno będzie warto!

Więc biorę się w garść, przestaję się poddawać, faktycznie zmieniam swe życie, ogarniam dupę, zaciskam pięści, przestaję narzekać, zrywam z fałszywą koleżanką i prę do przodu. Czego i Wam życzę!!!!!

23 listopada 2013 , Komentarze (2)

Ja już nie mam siły. Wpadłam w błędne koło. Mam bardzo zły nastrój spowodowany moim wyglądem /nie chcę już pisać ile ważę/. Próbuję się odchudzać, ale wtedy mam bardzo zły nastrój, że nie mogę jeść tego co lubię /słodyczy, białego pieczywa, sera żółtego, itd./. Więc zajadam i mój nastrój znów jest jeszcze gorszy, że znów dałam plamę i nie mam silnej woli /a przecież już trzy lub cztery razy udało mi się tak fajnie zeszczupleć/. I tak w kółko -błędne koło!!!
Żyć się nie chce... Tylko nie piszcie mi, że muszę wziąć się w garść, ruszyć dupę z fotela, ćwiczyć, przejść na dietę. Mam dość. Nic mnie nie cieszy i wszystko jest do dupy!!! Jeszcze ten mój mąż, na którym nie ma ani grama tłuszczu. Je co chce /też słodycze/ i jest fit. Biega /ja tego nie mogę przez chorobę kolan/, ćwiczy i nie zrobi sobie chociaż dnia wolnego w treningach. Ja chyba nigdy nie uzależnię się od ćwiczeń i wcale nie produkują się u mnie podczas wysiłku durne endorfiny /miałam już etapy, że ćwiczyłam regularnie/. Słyszę to co chwila od różnych znanych, preferujących zdrowe życie /że już nie mogą żyć bez ćwiczeń i jacy są dzięki nim szczęśliwi - ja jestem szczęśliwa, jak nie muszę ćwiczyć!/. Ja tego nigdy nie pokocham.
Nie ma dla mnie ratunku.