Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wesoła, lecz zamknięta. Refleksyjna ale twardo stąpająca po ziemi. Twarda, ale bardzo wrażliwa. To ja pełna sprzeczności i trudna do poznania, nawet dla samej siebie:-) ale jestem żyję i jest super!!!! a będzie jeszcze lepiej:-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 219456
Komentarzy: 306
Założony: 30 maja 2008
Ostatni wpis: 1 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Gosiunia31

kobieta, 47 lat, Gdynia

165 cm, 59.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 września 2010 , Skomentuj

Tytuł bardzo oryginalny
Wczoraj wieczorem nie mogłam dopisać podsumowania dnia i moich grzechów bo vitalia nie chciała się kompletnie odpalić, pewnie była z wieczorka oblegana....
Ale cóż, grzechów wczoraj było dużo..... no może teoretycznie nie dużo w porównaniu do planu, ale cóz po podsumowaniu plan również okazał się grzeszny, czyli do bani... Spoza planu zjedzony "tylko" wafelek typu grzesiek i na kolację zamiast zaplanowanego serka i winogron i lnu było trochę twarogu wiejskiego z jogurtem naturalnym i rzodkiewka, wiec myślę, że ogólnie tu jest na plus - jeśli nie z kaloriami to na pewno z indeksem glikemicznym i węglowodanami
i to w sumie na tyle, ale patrząc na cały dzień to raczej nie było najlepiej, gdyż po upieczeniu okazało się, że frytek nie jest wcale tak mało, jak mi sie wydawało (nie upiekłam sobie w związku z tym paluszków rybnych), a szpinak ze względu na sos też nie miał imponującego wyniku (zjadłam więc pół paczki, czyli małą salatereczkę). Sumując wszystko (plus nadprogramową szklanke pepsi) to moj wczorajszy obiad miał chyba z 700 kcal!!!!! jak sobie to wyliczyłam to sie załamałam, waga dziś na szczęscie bez zmian (ufff).
jadłospis dzisiejszy:
pochloniete:
I śn. 8:00: bułka grahamka, pół pomidora, resztka ww. twarogu z rzodkiewką i ok. pół kółka camemberta
II śn. 11:30: kubek kakao, drożdżówka (tak się kończy chodzenie po bułki do sklepu) i po pół godzinie 4 sliwki
w planie:
obiad ok14-14:30 zupa pomidorowa (chudziutka na domowym przecierze z pomidorów) z makaronem i jogurtem naturalnym
podwieczorek + kolacja ok.17:00-17:30 reszta szpinaku, jabłko, winogrona i kubek lnu
ewentualni jakby mi głód doskwierał - trochę kefiru. Jadąc po Młodego do przedszkola wskoczę na małe zakupki, bo w lodówce powoli zostaje samo światło....
Trzymajcie kciuki, żeby dzisiaj żadnych strasznych odstępstw od planu nie było.... myśle, że pomimo tej drożdżówki bilans dzisiejszego dnia i tak będzie dużo lepszy od wczorajszego... ale tfu nie chwal dnia przed zachodem słońca.
pozdrowionka!!!!! Pa pa!!

8 września 2010 , Komentarze (1)

Cóż niestety napisałam dłuuugi wpis użalający się nad mym marnym losem, ale pisząc go wcisnęłam jakąs kombinacje klawiszy i zamknęło mi przeglądarkę (nie pierwszy raz z resztą - po prostu klawiatura z małą spacją to masakra, coś chyba z altem wcisnęłam - jeżeli, któraś z was wie, jaka to kombinacja klawiszy i jak to wyłączyć, to proszę o wskazówki,, bo już mnie to wkurza).
nie będe ponownie rozwodziła się  nad tematem z mojego wpisu, generalnie chodzi o to, że jestem smutna, samotna i nikt mnie nie kocha......  (taki nastrój, małż oczywiście kocha, tylko na swój oghraniczony męski sposób...). czyli, że wszystko na mojej głowie, małż sie o mnie nie troszczy i mną nie opiekuje itp. a jak mu o tym mówię to słyszę, że przecież sobie sama poradzę.... a ja jestem już tym wszystkim zmęczona i w końcu powinnam się skupię na naszym "zbliżającym się" potomku, a ciąglę główkuję, czaszkuję i załatwiam różne sprawy rodzinne, domowe i finansowe, tak aby nam było jak najlepiej.... tylko, że on tego nie rozumie i do niego nie dociera, a jak sobie tak super sama radzę, to w takim razie po co mi on? a no żebym miała komu gotować i prać itp..... bo inaczej bym się nudziała (nadmieniam , iż jestem czynna zawodowo na pełen etat.... w tej chwili już na zwolnieniu - ale nadrabiam zaległości w domu, które powstały podczas mojej pracy podczas ciąży, bo po pracy przeważnie nie byłam w stanie wykonywać obowiązków domowych, z którymi również mój małż ma duuuży problem) To tak w skrócie.....
Do tego jestem do jutra popołudnia kompletnie sama..... małż wyjechał na imprezę integracyjną z firmy, nie będzie go do piątku wieczora, a synek po przedszkolu śpi dziś u babci i odbieram go dopiero jutro po przedszkolu....

No dobra dość tego narzekania, bo wcale to nie powoduje, że mi jest lżej na duszy.... trochę sobie wygarnę tutaj trochę mężowi, a i tak nic się nie zmieni, to po co to? Tylko z drugiej strony, jak masz osiągnąć cel, gdy o niego nie walczysz? Nie mogę tego zostawić, bo może będzie troszkę więcej spokoju w domu, ale ja się będę coraz bardziej zamykać w sobie i będę coraz bardziej nieszczęśliwa.... Koniec, mam nadzieję tylko, że może tez hormony pewne rzeczy potęguję

co do dietki, to jak widzicie trochę mi sie ostatnio więcej przytyło, w ciągu miesiąca 2 kg, z czego 1kg ostatnio. Od badania poziomu glukozy i jej wypicia ssałao mnie tak na slodkie, że szok, ale wyobraźcie sobie, że nie jdłam tych słodyczy z jakąś wielką przyjemnością, po prostu było mi troche "lepiej" a potem z powrotem niedobrze, ale chyba poziom cukru we krwi w końcu mi sie unormował, bo nie mam tego "glukozowego" posmaku w ustach , choc chęć na słodycze mam nadal, ale jem je już z przyjemnością. Staram się je ograniczać , ale różnie to wychodzi. W kazym bądź razie, wzorem innych Vitalijek postaram się może zapisywać pochłaniane pokarmy i zobaczymy, co z tego wyjdzie....
Plan na dziś (przyszły i zrealizowany):
I śn, ok.8:15: bułka grahamka, pół pomidora, niecałe pół kulki mozzarelli, trochę wiejskiego twarogu z jogurtem naturalnym i rzodkiewką (takiego prawdziwego twarogu ze wsi, żeby nie było wątpliwości), kawa z mlekiem
II śn.ok. 11:30: jabłko, 4 spore śliwki, kubek kakao (dość słodkiego )
obiad ok.15:30: frytki (wiem, że nie powinnam, ale mam w zamrażalniku porcję dla 1 osoby a  akurat jestem sam, więc rozumiecie hihi), szpinak z sosem śmietanowym Hortexu i może upiekę jeszcze z 2 paluszki rybne
podwieczorko-kolacja ok 18:30-19:00: twarożek homogenizowany z owocami (125g/152 kcal) i troche winogron
i póżniej może kubek lnu (tzn. łyżeczka mielonego lnu zalanego wodą) - super sprawa na zgagę, zapchanie żołądka i uzupełnienie błonnika w diecie

Mam nadzieje, ze żadne grzechy się nie wkradną .
no dobra, idę nastawiać obiadek, bo powoli mój organizm domaga się jedzenia, a potem jeszcze mam w planie poprasować - yhhh jak ja tego nie lubię.... ale młodemu rzeczy się już kończą, a jednak wolę za jednym razem trochę odstać przy desce, niż codziennie rano odprawiać ten znienawidzony rytuał. Miłego popołudnia
P.S. Wieczorem postaram się zdać raport z ww. menu. Pa!!!

24 sierpnia 2010 , Skomentuj

Kurczę, ale ten czas leci. Dziś zaczynam już 30 tydzień ciąży, jeszcze tylko (lub może aż?) 2,5 miesiąca - powinnam chyba jeszcze wykorzystać je w miarę możliwości na odpoczynek i zbieranie sił, hihi. A tu jeszcze full roboty przede mną.... dam radę, jak zawsze, tylko muszę sobie w końcu ułożyć plan. dziś szwagier przywiezie zamówioną komode, chyba wstawię ją do sypialni na razie, bo w przyszłym pokoju dziecka, jeszcze tego pokoju "nie ma", tzn. cały czas jest garderobo, prasowalnio graciarnia małż powiedział, że go zrobi w połowie września..... oby, bo kiedy ja się potem uporam ze stertą ciuszków? jeszcze czekam na kolejne usg, żeby potwierdzić płeć i mogę zamawiać roletkę rzymską i kupić lampę do pokoju, bo na razie wisi tam stara kuchenna mojego taty. No i jerszcze lista brakujących rzeczy, miało tego byc tak niewiele.... a tu niestety chyba dwójka na to pójdzie.... masakra - a tyle rzeczy mam po synku, to co by było, gdybym ich nie miała???? a becikowe to niby na co ma starczyć? chyba tylko na pępkowe (hihi)?
No dobra, trzeba się zbierać, muszę jechac do urzędu gminy po nowe dowody moje i męża po ponad półtora roku od zameldowania, w końcu wymieniliśmy dokumenty :-) i do pracy po zaświadczenie o zarobkach.
Apotem, po młodego do przedszkola i na wizytę do byłej sąsiadki :-)
Wagowo, jak widzicie nie najgorzej, przez 3 tygodnie przybrałam 0,7 kg wiec jest ok. chyba zmienię cel z powrotem na pierwotny, czyli na 12 kg (tj. 72,5), zostało mi do niego 2,6 kg, więc chyba powinnam, się wyrobić i go nie przekroczyć, prawda? jestem naprawdę z tego zadowolona
Miłego dnia oby słoneczko tak dalej świeciło - u mnie w niedziele był grad, aż biegałam po całym pietrze "nadzorując" z kulką w gardle, czy mi okna dachowe wytrzymają, na szczęście daly radę, ale co będzie gdy ten grad bedzie większy????
Pa pa!!!

16 sierpnia 2010 , Skomentuj

Jeny, pogoda masakryczna, w domu duchota niemiłosierna, człowiek cały czas mokry jak mysz... znów zaczęły mi nogi puchnąć i boleć i palce u rąk mam jak paróweczki, o buzi nie wspomnę.... i przez to chyba gromadzę wodę i "nie chcę" jej oddać, bo waga spadła tylko o 300 gram od ostatniego skoku "posolnego". Chyba muszę ograniczyć spożycie tej mojej ulubionej przyprawy w diecie. W perwszej ciąży też ograniczałąm bo puchłąm o niebo gorzej niż teraz, a nie było upałów tylko zimna wiosna (ale brzuch i waga o wiele większe niż teraz . Nie zmienia to jednak faktu, że już coraz bardziej marzę o zakończeniu mojego stanu, a tu jeszcze ponad 2,5 miesiąca przede mną, oj i te najcięższe. ale dam radę. Z drugiej strony nie ma się co spieszyć, bo jeszcze nie jestem gotowa, pokój nie przygotowany, ciuszki nie uprane (najpierw musi być pokój i komoda) i zakupy "braków" też nie zrobione. To wszystko w planie na wrzesień, więc będzie pracowicie. Na razie trochę odpoczywam, bo nogi dają mi w kość. Najgorsze w tym jeszcze jest, że najgorsza pora dnia wypada, jak wracam z synkiem do domu z przedszkola - wtedy mam taki zjazd, że nie jestem w stanie nic zrobić, tylko marzy mi się łóżko i żal mi tego mojego Małego trochę, choć się staram poświęcać mu możliwie dużo czasu. Na razie z resztą nic nie wskazuje, żeby on "cierpiał", ale ja jestem typem "Lady perfect" i niestety nie czuję się idealną matką - mam tylko nadzieję, że mój synek ma odmienne zdanie.
I tym "optymistycznym" akcentem kończę na dziś. Miłego wieczoru
- dlatego bardzo się cieszę, że wcześniej zrzuciłam trochę zbędnego balastu i nabrałam dobrych nawyków żywieniowych)

13 sierpnia 2010 , Skomentuj

W związku, że młody spał u babci, poszliśmy wczoraj z małżem do kina na "Incepcję". Nie wiem słowo wymyślone przez twórców filmu? Z tego co wiem, nie ma takiego w słownikach angielskich a polskiego w słowniku PWN też brak. Mi się  w każdym razie film podobał, ale wiadomo to kwestia gustu, o czym ponoć się nie dyskutuje jak ktoś lubi filmy akcji do tego zakręcone, to myślę, że będzie usatysfakcjonowany. Cieszę się też, że zakończenie filmu jest takie jak powinno, bo już wszystko wskazywało na to, że niestety zepsuje mi ogólne odczucia odnośnie filmu, ale na szczęście nie, było takie, jak powinno moim zdaniem być. nie piszę, jakie, bo może któraś z Was sie wybierze i będzie wiedziała, co i jak i będzie mieć do mnie pretensje.
A dietkowo cóż, to wczoraj przez to wszystko nie było bo zaliczyłam gofra z polewą ajerkoniakową i popcorn. A dziś w związku z powyższym, kilogram na plusie (chyba nawet ponad). Ale częśc z tego to raczej woda po tej tonie soli, którą pochłonęłam z popcornem, bo jestem opuchnięta na twarzy i palce tez mam jak parówki hihi. dzis już bedę grzeczna, choć ostatnio mam straszną chcicę na slodycze. Staram sie powstrzymywać, ale nie za bardzo mi to wychodzi. Tym bardziej będzie mi trudno, gdyż weekend zapowiada się spotkaniowo, więc bedzie też coś dobrego do jedzenia. jutro jedni znajiomi przychodzą do nas, a w niedzielę my do kolejnych znajomych sie wybieramy. W końcu, bo ostatnio to żyliśmy prawie, jak mnisi. Jakoś mało się udzielaliliśmy, no nie licząc spontanicznych ognisk z sąsiadami , które na marginesie były super!!!!
Miłego upalnego dnia, bo już teraz ledwo idzie wytrzymać, ufff!!!!!

11 sierpnia 2010 , Skomentuj

Ostatnio dużo się dzieje, w związku z moimi wynikami badań i wynikłą nagle zmiana samochodu.... Co do badań, to miałam podejrzenie uaktywnienia sie toksoplazmozy, choc okazuje się, że nie taki wilk straszny jak go malują, ale co się stresu najadłam i naryczałam, to moje Na szczęście to fałszywy alarm, ale cóś mój układ immunoligoczny szaleje i zastanawiam sie, czy jednak wyniku nie skonsultowac z lekarzem od chorób zakaźnych... zobaczę, bo z drugiej strony, ja już miałam tokso w szkole i z tego co czytałam i kiedyś mówil mi lekarz specjalista to mam przeciwciała i mnie chronią i dzidzię też i już nie "zachoruję"...
teraz jeszcze wyjaśnić sprawę z autem i będę mogła zająć się tym, co w tej chwili najważniejsze... bo jakoś cały czas nie mam głowy do przygotowań na przyjęcie mojego drugiego maleństwa.... A muszę w końcu zrobić liste, co trzeba jeszcze kupić (dzieki bogu po pierwszym dziecku wiekszość rzeczy mam więc koszty będą "ograniczone"), zając sie pokoikiem. Jedną rzecz mamy z głowy - komodę. Wyskoczyła "sama" przez przypadek zamówiliśmy i w przyszłym tygodniu powinna być.We wrześniu mąż pomaluje pokój i bedę mogła zacząć prać i prasować ciuszki dziecięce i zrobić dokładny przegląd , czego jeszcze mi brakuje. W tej chwili wiem na pewno, że potrzebuje kombinezon - jeden mam  -  i czapeczek zimowych dla noworodka. Syn miał pół roku, jak była zima, więc po nim odpadają. I jeszcze skarpeteczki, bo gdzieś przepadły po Młodym.
Co do wagi, to jak widać nie tyję za bardzo, z czego jestem baardzo zadowolona. Wczoraj zmieniłam pasek o 200gram, tyle przybyło mi chyba w ciągu 2 tygodni??? na pewno w ciągu ostatniego tygodnia tylko 100gram do przodu mam więc nadzieję, że ostateczny bilans zakończy się na 12 kg na plusie i po miesiącu od porodu będę się cieszyć wagą sprzed ciąży  cóż, ale to sie jeszcze okaże.
Trzeba już zmykac od komputerka, bo Mała mi sie w brzuchu kotłasi. pogoda cudna, energię mam, więc idę zaimpregnować stół na tarasie, bo w tym roku jeszcze tej przyjemności nie zaznał, a opady były, więc szkoda, żeby sie zniszczył.
miłego dnia Moje Drogie Vitalijki!!!!

20 lipca 2010 , Skomentuj

W niedzielę wróciliśmy z tygodniowego urlopu. Było super. troszkę sobie pozwiedzaliśmy, na.2 rożne parki dinozaurów - ze wzgledu na naszego czterolatka, Licheń i Biskupin "kolejką wąskotorową". Młody zadowolony, z wyjątkiem Lichenia, gdzie już nie chce wracać , codziennie kąpał się w jeziorku, odkrył nową miłość. Ja się bardzo cieszę i od września dajemy go do szkółki pływackiej - niech go tam porządnie nauczą pływać, a nie jak ja w głową ponad wodą unoszę się jak boja więc w sumie super. Wagowo dużo nie wskoczyło - ok 600-800 gram , a zważywszy , że dzidzia przybyła z 300 to bnie najgorzej. Wracam teraz na dobre tory i mam nadzieję, ze wyrobię sie w założonym planie wagowym. Zostało ok. 3,5 miesiąca i 6 kg przede mną, więc mam nadzieję, że dam radę. Trzymajcie kciuki papa!!!

5 lipca 2010 , Skomentuj

Przede mną jeszcze 4 miesiące ciąży, mam nadzieję, że zmieszczę się w założonym planie, choć różnie to bywa. Generalnie staram się zwracać uwagę na to co jem i w miarę możliwości się ruszać. Całe szczęście, że mam dom, to już wykonując codzienne czynności nadrabiam troszkę km. Teraz upały straszne, męczą mnie okropnie. jestem cały czas spuchnieta i teraz nie wiem, czy tyję czy to tylko woda...  bo waga się nie zmienia a wymiary tak (???) cóż mam tylko nadzieje, że zmieszczę się w założonym planie  dziś jeszcze czeka mnie wizyta u dentysty, a w sobote jedziemy na urlopik mały jupi!!! więc jeszcze te parę dni wytrzymać i będzie git! No dobra pora iść do starszego, a potem robic obiadek. papa!

15 maja 2010 , Komentarze (1)

Chyba już najwyższy czas zmienić paseczek - choc się bardzo długo powtrzymywałam, bo mi wstyd ile już przybrałam (bądźmy szczerzy : utyłam, bo dzidzia prawie nic jeszcze nie waży). Ale nic dziwnego, cały czas było mi niedobrze i tylko jedzenie mi pomagałao, a najgorsszeo, jakie jedzenie: białe bułki z masłem w ilościach hurtowych - również w porze nocnej !!!!! na szczęście już wracam na prostą, jem już chlebek razowy a i ilość jest w rozsądnych ilościach i w odpowiednich odstepach czasu. na szczęscie od ponad tygodnia nic na wadze nie przybyło, a wrecz pare gram ubyło. i dobrze, bo już mi lekarka powiedziała, że za bardzo sie rozpędziłam. Ale wzięłam sie w karby i mam nadzieje, że teraz już będzie lepiej.
Trzymajcie jeszcze kciuki, bo dziś dostałam straszną wiadomość (napiszę o tym innym razem, teraz nie mam siły) - módlcie sie aby wszystko było dobrze. Pozdrowionka!!!!

2 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Kochane Vitalijki!!! Życzę Wam zdrowych i spokojnych Świat Wielkiej Nocy, spędzonych w gronie rodzinnym, smacznego jajeczka, bogatego zajączka i bardzo mokrego dyngusa oraz dodatkowo pięknej pogody, żeby można było z niej uszczknąć troszkę spacerku Buziaki!!