Jest jednak małe ale:
Jako 10 latka ważyłam 68kg,byłam największa w klasie, unikałam w-f jak ognia, nienawidziłam biegania i ogólnie męczyło mnie bardzo, męczenie się
Jako nastolatka grałam w siatkówkę, biegać dalej nie znosiłam ale ogólnie mimo sporej masy ciała byłam sprawna.
Potem co 4 lata(jakoś tak wyszło)rodziły się nasze dzieci( troje). W żadnej ciąży nie wyglądałam jak motylek. Mozolnie dochodziłam do jako takiej formy by znowu przytyć i znowu walczyć.Ukończyłam IKF, na 4 roku urodziłam najmłodszego i dalej nie byłam motylkiem ale ćwiczenia pozwalały mi dobrze wyglądać .
"Przerobiłam" chyba wszystkie możliwe diety, mam kilogramy gazet "Super linia", "Lady fitness", Shape" i nauczyłam się rozumieć i kochać swoje ciało ale WCALE !!! nie jest lekko ani łatwo.
Kiedy czuję,że było łatwo , zmieniam trening. Nie chodzi o to bym każdego dnia kończyła zdechła na parkiecie, tylko o to żeby ciągle zbliżać się do granic, ciągle leciutko ale jednak podnosić poprzeczkę. Kto stoi w miejscu, prędzej czy później zacznie się cofać.
Jak wytłumaczyć pani,która mówi "ja to ćwiczę tu już prawie 2 lata i nie chudnę, bo ja proszę pani to nie lubię się tak bardzo spocić" ,
że to nie metoda?
Nie próbuję mówię tylko,że lubię się tak spocić, a smak endorfin jest jak najlepsze lody i to o smaku krówek, które uwielbiam