Chciałabym schudnąć dla zdrowia i dla dobrego samopoczucia. Po latach wzlotów i upadków w końcu wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze do zmiany moich nawyków żywieniowych i zdrowszego trybu życia. Nie chcę być ciągle na diecie, chce żeby jedzenie i ruch mnie cieszyły, a jednocześnie służyły mojemu zdrowiu i odpowiedniej wadze już na stałe.
Dzisiejszy dzień był dosyć udany pod względem diety, chociaż były małe grzeszki: 2 kawałki ciasta po obiedzie i odrobinę zbyt obfita kolacja. Ale za to nareszcie udało mi się poruszać - za mną 30 min intensywnego aerobiku + 20 min kręcenia hula hopem
A teraz trochę o moich dylematach życiowych: praca w korporacji czy w mniejszej firmie? W korporacji dobre zarobki, umowa o pracę, dodatkowe bonusy, ale jednocześnie ogromny stres, praca po godzinach i ogólny wyzysk, w mniejszych firmach praca za psie pieniądze (na początku), mała szansa na umowę o pracę, ale za to przyjazna atmosfera, ludzkie podejście. I co tu robić? Wygląda na to, że skończę tak jak wszyscy moi znajomi ze studiów w korporacji Z czegoś trzeba żyć.
Ehh znowu dietetyczna tragedia - na rodzinnej imprezie zjadłam więcej niż planowany 1 kawałek tortu - łącznie 4 kawałki różnych wypieków, a potem co gorsza zamówiliśmy z Lubym chińszczyzne moja motywacja totalnie leży, po prostu nie potrafiłam się powstrzymać A teraz lecę trochę poćwiczyć, trzeba coś spalić po takim obżarstwie!
I kolejny udany dzień diety za mną, nawet pomimo wyjścia na kolację do restauracji - zjadłam przepyszną sałatkę taką naprawdę dietetyczną, nie pływającą w dressingu dzięki Siostro za zaproszenie tylko jakoś ruchu brak, a teraz się już raczej nie zmuszę.
A jutro przede mną kolejne wyzwanie - impreza rodzinna na pewno zjem kawałek tortu, ale tylko jeden i nic więcej - taki jest mój plan
Już 100 dni odchudzania za mną według pierwotnego planu powinnam już ważyć 65 kg, trochę nie wyszło, jest 4 kg więcej. Ale i tak jestem zadowolona
Z dietą było by dzisiaj ok, gdyby nie to, że Luby zamówił pizzę - zjadłam 2 kawałki na obiad. Luty to w ogóle będzie dla mnie trudny do przetrwania - nawał rodzinnych uroczystości - urodziny mamy, babci, imieniny mamy, siostry + jeszcze walentynki - duużo okazji do dietetycznych grzeszków.
Z okazji tego, że jestem bezrobotna i mam zdecydowanie za dużo wolnego czasu nadrabiam zaległości filmowe - jest mnóstwo filmów, które chciałabym oglądnąć, ale jakoś do tej pory nie było czasu/okazji - dzisiaj oglądałam "Przełamując fale" - suuuper film, polecam na jutro mam zaplanowanych "Idiotów" - Lars von Trier na razie na tapecie
Jak można było się spodziewać przytyłam, ale na szczęście nie przekroczyłam 70 kg, jest 69,3. Z motywacją nadal kiepsko, tym bardziej, że się zmieściłam w moje stare dżinsy, które ostatnio nosiłam chyba z 3 lata temu.
Moje dzisiajesze postanowienia - od dzisiaj wracam do codziennych wpisów do tego pamiętnika, to mnie powinno zmobilizować do ćwiczeń i do trzymania się diety, pozatym do walentynek chcę na wadze zobaczyć mniej niż 68 kg.
Dzisiaj z dietą nawet dobrze, chociaż raz zgrzeszyłam - zjadłam pół filiżanki płatków nestle fitness (czekoladowych) - Luby mi je kupił, myśląc, że mi pomogą w odchudzaniu - ach ta odchudzająca moc węglowoadów prostych z czekoladą hehe
Z dietą jedna wielka tragedia - dzisiaj była rodzinna impreza z okazji urodzin i imienin Lubego i zdobycia prze ze mnie tytułu magistra. O tyle dobrze, że 3 okazje w jeden dzień, to zaoszczędziłam trochę kalorii no ale i tak swoje zjadłam - 2 kawałki tortu + kawałek ciasta z masą budyniową, a potem jeszcze z Lubym zamówiliśmy chińszczyznę. No i do tego szampan. Wczoraj też nagrzeszyłam, już szkoda gadać. Dodatkowo od kilku dni nie ćwiczę. Motywacja do odchudzania spadła mi praktycznie do zera. Nie czuję się już gruba - wiadomo, idealnie nie jest, do wymarzonej sylwetki zostało jeszcze ok 10 kg, ale już nie czuję się w swoim ciele tragicznie, a to mnie najbardziej motywowało do odchudzania. I nie wiem co teraz mam zrobić, żeby znów poczuć motywację. Na razie plan jest taki, żeby od jutra wrócić do diety i ćwiczeń i dotrwać co najmniej do czwartku. Tak żeby chociaż nie przytyć, bo na spadek wagi to ciężko liczyć.
Dziwnie się czuję ze świadomością, że już nie jestem studentką - teraz jestem po prostu bezrobotną w przyszłym tygodniu wracam do szukania pracy, a teraz się relaksuję tak w ogóle to mój Luby właśnie jest w trakcie zmieniania pracy - wysłał całe 2 CV no i oczywiście z obu firm do niego zadzwonili w jednej prace ma już w kieszeni, do drugiej idzie jutro na rozmowę, może akurat zaproponują lepsze warunki
Dzisiaj z nudów postanowiłam przemeblować sypialnię - nie było to łatwe zadanie, bo sypialnia jest malutka, a wciśnięte jest tam ogromne łóżko i i naprawdę spora szafa. Ale po przerobieniu zagłówka łóżka udało się tak ułożyć meble, że jeszcze zmieściłam w sypialni komodę i teraz mam więcej miejsca w salonie - więcej miejsca na kręcenie hula hopem i granie na PS
Dzisiaj się ważyłam - schudłam 0,8 kg cm też odrobinę spadły. Chciałabym już na wadze zobaczyć 67, od świąt moja waga oscyluje wokół 68-70, raz spada raz rośnie. Muszę się wziąć w garść, bo ostatnio mam zdecydowanie zbyt dużo odstępstw od diety.
Obrona poszła super, dostałam łatwe pytania - tylko było o tyle dziwnie, że broniłam się sama - miała być jeszcze jedna dziewczyna, ale się nie pojawiła. Dziwne uczucie, jak dla mnie indywidualnie pojawia się komisja włącznie z dziekanem i niestety na dyplomie będzie tylko 4 - podobno mi malutko brakło do piątki - trzeba było się odrobinkę bardziej przyłożyć do egzaminów
Przez naukę do obrony w ogóle nie myślałam o jedzeniu - nie wiem czy w ostatnim tygodniu jadłam tyle ile trzeba i to co trzeba. Za to wiem, że dzisiaj poważnie dietetycznie zgrzeszę - w końcu świętuję będzie alko, będą chipsy i nie mam zamiaru potem tego żałować
W tym tygodniu zawaliłam dietę, od niedzieli do wczoraj jadłam o dziwnych porach, niedozwolone rzeczy i w ogóle wszystko nie tak jak trzeba, a efekt dzisiaj na wadze - przytyłam 0,4 kg. Miałam trochę zawirowań w życiu, a w stresie nie umiem myśleć o jedzeniu i potem jest taki efekt. Ale nie ma co się zamartwiać, to czego nie zrzuciłam w zeszłym tygodniu zrzucę w tym tylko szkoda, że waga nie leci już tak ładnie jak na początku odchudzania.
Odkryłam dzisiaj, że granie na PS Move jest niebezpieczne z takim zapałem walczyłam w walkach gladiatorów, że z dość dużą siłą przywaliłam sobie ręką w kolano - z kolanem ok, ale z ręką gorzej serdeczny palec mi spuchł i wylazł mi ogromny siniec Oby do jutra przeszło, bo przecież trzeba dalej spalać kalorie, a dla mnie granie na PS to najprzyjemniejszy na to sposób a teraz mi ciężko trzymać kontroler przez ten palec. Dzisiejszy ruch: 30 min hula hop, 30 min sportów na PS
Nareszcie prawdziwa zima - jest po prostu pięknie oczywiście wybrałam się z tej okazji na spacer. Ale z drugiej strony na ulicach lodowisko, a u mnie na osiedlu jakoś nie raczą niczym posypać. Jutro Luby ma urodziny - zaplanowaliśmy romantyczną kolację, będziemy wcinać sushi dla rodziny impreza w przyszłym tygodniu i dopiero wtedy będzie tort - jutro zamiast tortu będzie spora porcja cieplutkich rolsów cynamonowych, w które pewnie wetknę jakąś świeczkę z dietą będzie kiepsko
Dzisiejszy ruch: 1h sportów na PS, hula hop 30 min, stepper 20 min.