Jakoś waga ani nie drgnie. Niby wszystko OK. Mam czas...
Obliczyłam wiek metaboliczny: 48 lat. Jak nie ma być w porządku?
Ulubione
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 62918 |
Komentarzy: | 1217 |
Założony: | 19 lutego 2013 |
Ostatni wpis: | 10 kwietnia 2016 |
kobieta, 60 lat, Gdańsk
177 cm, 80.40 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Jakoś waga ani nie drgnie. Niby wszystko OK. Mam czas...
Obliczyłam wiek metaboliczny: 48 lat. Jak nie ma być w porządku?
Było, minęło i zaczęło się... Tylko co? Tego jeszcze nie wiem. Tak niewiele wiem, tak dużo nie wiem.
Pora spać.
Tuż, tuż ... zbliża się Nowy Rok
Pozostało 6,5 godzin do tej, pomimo wszystko, magicznej chwili. Dlaczego dla mnie magicznej? Sama dokładnie nie wiem, ale czuję tę magię. Może dlatego, że w tej samej chwili coś się kończy i coś zaczyna się. Kończy się to, co było dobre i jednocześnie rodzi się nowe dobro. Kończy się zło, ale tuż za rogiem czyha kolejne. Północ ..., dzwonią dzwony kościelne, wyją syreny straży pożarnej, niebo rozjaśnia morze różnorodnych petard, huk, pisk .. i My w tym całym kieracie składający nawzajem życzenia noworoczne. Tak wszyscy kochamy się, jesteśmy dla siebie, jesteśmy ze sobą i chcemy Być. I Ja - taka daleka od tego wszystkiego, a zarazem obecna tu, szkoda, że tylko na chwilę. I Ja - czująca radość, a zarazem smutek, bo w tej chwili nagle zdaję sobie sprawę, że to już było, że to jest tak boleśni ulotne, przemijające bez powrotu, bez możliwości cofnięcia tego czasu i że już coraz mniej pozostało takich północy. Lubię ten dzień, lubię tą noc i lubię kolejny dzień. Uwielbiam tę radość, miłość, życzliwość. Lubię ten mój smutek, tą niepewność... Mija północ, wracamy do domów i coś zaczyna się dziać. Czuję jakąś pustkę, jakby ktoś, kto był ze mną, odszedł... Rok to tylko 365 dni, co cztery lata trwa o dzień dłużej - to tak mało czasu...
Dosyć smęcenia w pustym pokoju! Zaraz będę przygotowywać się na przyjęcie gości. Niespodzianka! To nasi goście sprawili nam niespodziankę o 16-ej: od życzeń noworocznych do deklarowania się przyjścia do nas. Dobrze, że chcą z nami spędzić tę noc, przy wódeczce śmiać się, rozmawiać i czekać na tę szczególną Północ, by być razem, a nie osobno. Beż zobowiązań poczęstunek (czyt. skromny, czyli to, co przygotowałam dla nas z mężem na uroczystą kolację sylwestrową, bo mieliśmy być tylko we dwoje). Do 21-ej mam dużo czasu, zdążę...
Nigdy nie robię żadnych postanowień noworocznych. Może czas, by je dokonać... Tylko co jest dla mnie takie ważne i możliwe do realizacji? Jest tak wiele spraw i dziedzin życia, które są istotne, że nie wiem czego chcę. Chcę powitać wiosnę i zakwitnąć razem ze swoja magnolią w ogrodzie. Chcę poczucia bezpieczeństwa dla siebie i swojej rodziny. Chcę jak najdłużej spotykać się ze swoją mamą, bratem. Chcę uśmiechu na twarzy tych, których tak bardzo boli życie. Chcę zmiany w tych, którzy zadają ból. Chcę uśmiechu na twarzy każdego dziecka, młodzieńca, staruszki. I co tu mam postanowić???
Czas było wracać do normalności, czyli praca - dom - a międzyczasie dietka. W święta raczej różnie mi to wychodziło, a przeważnie źle. Codziennie słodkości: 2-3 kawałki ciasta + cukiereczki czekoladowe (5-10 sztuk). Innych rzeczy nie opychałam się do przesady: wigilijne smażone rybki nie służyły mi (odezwała się wątroba, która nie lubi nawet najmniejszej ilości tłuszczu). Nie zważyłam się, poczekam ze dwa dni (co najmniej), niech wszystko zejdzie. Dzisiaj wzorowo: 2 bułki grahamki z pasztetem sojowym, 150g serka wiejskiego, 10 migdałów - to w pracy (do 17-ej), potem zupa mleczna z ryżem (ok. 250 ml) + kawałek chleba z dżemem (obiad), a na kolację szklanka koktajlu owocowo-warzywnego. Przez ostatnie 1,5 tygodnia nie używałam Fitatu, ponownie zacznę od 1 stycznia.
Udany, chociaż męczący był ten czas świąteczny. Nikt nie odbierze mi tego, co było mi dane (nikomu innego też nie).
Milenka - cudowna 2 letnia wnuczka mojej nieżyjącej siostry... Kocham ją tak, jakby kochała ja moja siostra. "Mama tak bardzo by się Milenką cieszyła..."- wielokrotnie powtarzał jej syn, ojciec Milenki. Wszyscy wiemy, że tak by było. Wszyscy wiemy, że cieszy się Milenką i ją kocha swoją najcudowniejszą babciną miłością. Milenka ma oczy mojej siostry, jest jej cząstką. To takie cudowne uczucie: patrzeć w oczy Milence i kochać ją za to, że jest. Milenka już dużo mówi, często myli się i mówi do mnie "bacia", a gdy ją jej mama poprawia "to jest ciocia", Milenka robi ogromne oczy i pyta "cioci? nie bacia?" Milenka to mój kwiatuszek.
Ciasta upieczone, prezenty zapakowane Szkoda, że nie ma śnieguJak Gwiazdor przywiezie nam te prezenty? Mój syn mówi, że przyjedzie na dyskorolce - jego prezent na pewno schowa pod choinkę na czas, dla mnie też. Dorosły mój maluszek wciąż czeka na prezenty pod choinkę i tak wspaniale czeka z niecierpliwością, cieszy się najmniejszym drobiazgiem i udaje, że wierzy w Gwiazdora. Kiedyś, gdy zaczął dorastać, oswiadczył mi, ze już nie wierzy w Gwiazdora, ani Mikołaja - straszne (!!!). "Udowodnij, że nie ma". Nie udowodnił. to taka nasza zabawa. Fajnie jest grać w "Wierzę w Gwiazdora"... To takie niepoważne, dziecinne, ale dla mnie zarazem wzruszające. Może to z tej radości Narodzin Jezusa? To jest istotne, to jest tym czymś, co rok rocznie przypomina nam, że człowiek nigdy nie jest sam, nawet gdy wszyscy opuszczą, gdy wszyscy zawiodą, gdy wszystko zawiedzie. Cud narodzin zawsze będzie cudem. Cud Świąt Bożego Narodzenia zawsze będzie cudem dla tych, co wierzą i dla tych, co nie wierzą w Narodziny Chrystusa. Niech tak zostanie, niech te święta będą radością dla wszystkich, bez wyjątku.
Mieszkanko posprzątane, udekorowane - tak jak chciałam, by było pięknie i świątecznie. Trochę czasu mi to zabrało (8-14). Życzenia już wysłałam, bo potem może zabraknie mi czasu. Zaraz idę pakować prezenty dla 15 osób. Muszę to dzisiaj ogarnąć, by ewentualnie jutro dokupić. Jutro upiekę 2-3 ciasta, zapakuję na wyjazd, by pojutrze z rana wyjechać do mamy. Już nie mogę doczekać się tych świąt, kocham je. Cieszę się na pasterkę - to wciąż dla mnie wzruszające przeżycie, po prawie 40 latach corocznego uczestniczenia w tym niezwykłym nabożeństwie. Taki cud narodzin Jezusa... Wzruszają mnie te święta.
Przygotowanie świąteczne w toku.
No, może niezupełnie i nie do końca świąteczne. Dzisiaj prawie cały dzień robiłam to, czego nie lubię, a więc odmroziłam zamrażarkę w lodówce, posprzątałam łazienkę na błysk (łącznie z szorowanie fug, myciem kafelek, itp.), wyprasowałam górę ciuchów. W międzyczasie ugotowałam obiad i upiekłam keks świąteczny.
Jutro sprzątam dalej, by móc w środę piec ciasta. To lubię.