Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dziewczyna. Dwie ręce ma, dwie nogi ma. I brzuch większy niż by sobie życzyła. Wraz z chłopakiem i kotem wynajmuje mieszkanie, na które stać ją tylko w teorii. Mimo wszystko szczęśliwa.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 51989
Komentarzy: 1954
Założony: 25 czerwca 2016
Ostatni wpis: 19 czerwca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cathwyllt

kobieta, 35 lat, Kraków

170 cm, 73.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 listopada 2017 , Komentarze (14)

Witajcie, Vitalijki! Pisałam wczoraj o zmęczonych mięśniach - dziś to już regularne zakwasy, mimo że wczoraj zrezygnowałam z forsownego treningu na rzecz rozciągającej jogi. Naprawdę zastałam się przez tę przerwę w treningach. Dziś od rana kusi mnie kolejna joga, bo nawet odkaszlnąć nie mogę, takie zakwasy na brzuchu, ale mimo wszystko postaram się spiąć poślady i te zakwasy rozruszać. Zobaczymy jak to będzie.

Jutro oficjalne ważenie, pierwsze odkąd wróciłam na serio do diety. Mam nadzieję, że @ (która ma się pojawić najpóźniej jutrzejszego poranka) nie popsuje mi tego ważenia. Chciałabym znowu móc przesunąć pasek trochę bliżej celu. Mam zamiar przywitać święta z 5 z przodu i nie ma opcji, żeby było inaczej.

Poniżej wczorajszy jadłospis.

Śniadanie: całonocna owsianka z siemieniem lnianym, cynamonem i rodzynkami (nie wygląda apetycznie ale była pyszna) - 466 kcal

II śniadanie: sok pomidorowy i jabłko - 149 kcal

Obiad: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z serkiem Łaciate, pomidorem i kiełkami z własnej hodowli - 462 kcal

Kolacja: pęczotto z mieszanką meksykańską - 481 kcal

Razem: 1558 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: joga - 140 kcal

Kroki: 3890

Fundusz książkowy: 1 zł (kalorie) + 50 gr (trening) = 1,50 zł (razem 15,50 zł)

Oj, dają w kość moje zakwasy. Wczoraj podczas jogi myślałam, że głupiej kobry nie zrobię, bo tak mnie te na brzuchu bolały przy rozciąganiu. Muszę odzyskać moje mięśnie jak najszybciej. Tak więc wieczorem trening. I nie ma zmiłuj.

14 listopada 2017 , Komentarze (16)

No witam Was, kochane. Trochę wciąż jestem leniwa jeśli chodzi o robienie wpisów na Vitalii, ale dietę trzymam, więc pozwalam sobie czasem na takie lenistwo. Dziś mam dla Was jadłospisy z trzech dni, a właściwie z dwóch, bo niedziela była pierwszym cheat dayem w tym miesiącu, gdzie napchałam się pierogów i opiłam piwka :D Nie żałuję, choć waga skoczyła. Pozostałe dwa dni wyglądały następująco:

Sobota

Śniadanie: śniadanie mistrzów, czyli 2 pełnoziarniste grzanki z jajecznicą z dwóch jaj i połową awokado - 448 kcal

Obiad: pierogi z zieloną soczewicą i pietruszką (autorstwa mojej mamy) i brokuł gotowany na parze - 523 kcal

Kolacja: jaglanotto z mieszanką warzywną i samotna, zabłąkana kiełbaska znaleziona w zamrażalniku - 597 kcal

Razem: 1567 kcal

Woda: 2,25 l

Trening: joga - 245 kcal

Kroki: 831 (wstyyyd)

Fundusz książkowy: 1 zł (kalorie) + 50 gr (trening) - 50 gr (kroki) - 1 zł (razem 12,50 zł)

Niedziela - cheat day

Poniedziałek

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i pełnoziarnistym pieczywem - 372 kcal

II śniadanie: jabłko - 76 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z serkiem Łaciate, pomidorem i mieszanką własnoręcznie wyhodowanych kiełków - 424 kcal

Kolacja: pierogi z ciecierzycą (autorstwa mamy) i brokuł gotowany na parze - 639 kcal

Razem: 1511 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: 20-minutowy trening całego ciała z mel B + ćwiczenia rozciągające - 234 kcal

Kroki: 5073

Fundusz książkowy: 1 zł (kalorie) + 50 gr (trening) = 1,50 zł (razem 14 zł)

Jak widzicie, w końcu udało mi się zamienić jogę na porządne ćwiczenia. Oj, siadła mi kondycja, ciężko było i dziś może nie zakwasy, ale mięśnie ewidentnie zmęczone i ponaciągane. Tak sobie myślę, że chciałabym dziś po pracy zrobić cardio z Mel B i boczki z Tiffany, ale zobaczymy jak to wyjdzie. W sumie podobało mi się, że się wczoraj w końcu trochę spociłam.

W funduszu książkowym 14 zł jak na razie. Pierwszą książką, którą chciałabym za zgromadzone fundusze zakupić, jest "Opowieść Podręcznej" Margaret Atwood, na co potrzebuję 26 zł. 12 zł do końca miesiąca wydaje się realne :)

I to tyle z mojej strony. Do czwartku mam wieczorami wolną chatę bo Mój pracuje na popołudnie i wraca o 23, więc mogę spokojnie ćwiczyć i eksperymentować w kuchni. Kusi mnie spróbować kotlecików jaglanych, z brokułem na przykład, ale boję się, że mój mężczyzna nie weźmie tego do ust jak się dowie co to :P No cóż, pożyjemy, zobaczymy :)

11 listopada 2017 , Komentarze (13)

Witam Was Vitalijki w ten pochmurny sobotni poranek. Kompletnie mi wyleciało wczoraj z głowy, że mam zrobić wpis, więc dziś nadrabiam dwa dni. W sumie to nie były jakoś wybitnie ciekawe, menu było prawie identyczne, ale skoro zapisałam wszystko i napstrykałam zdjęć, to wrzucam :)

Czwartek

Śniadanie: serek wiejski z pomidorem i pieczywem pełnoziarnistym - 428 kcal

II śniadanie: jabłko i 12 herbatników korzennych - 204 kcal

Lunch: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z serkiem Almette i ogórkiem - 420 kcal

Obiad i kolacja: grochówka autorstwa mojego wspaniałego chłopaka (zdjęcie obiadu, na kolację zjadłam połowę porcji) - razem 492 kcal

Razem: 1545 kcal (+ gin z tonikiem)

Woda: 2,25 l

Trening: brak

Kroki: 3578

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie - 2 zł za alkohol = -1 zł (razem: 10,50 zł)

Piątek

Śniadanie: serek wiejski z pomidorem i pieczywem pełnoziarnistym - 428 kcal

II śniadanie: szklanka kefiru z otrębami owsianymi (zdjęcia brak, bo zabrałam taką mieszankę do pracy w kubku termicznym i nic nie byłoby widać) - 200 kcal

Lunch: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z serkiem Almette i ogórkiem - 420 kcal

Obiad: grochówka mojego ukochanego - 246 kcal

Kolacja/deser: przekładaniec (vel. torcik grysikowy) autorstwa mojej mamy - 256 kcal

Razem: 1551 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: brak

Kroki: 3974

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie (razem: 11,50 zł)

I to tyle. Niektóre zdjęcia się powtarzają, bo nie pstrykałam codziennie tej samej potrawy. Ale wagę kuchenną mam i w domu i w pracy, więc jestem pewna, że porcje były identyczne. Teraz siedzę i popijam sobie zieloną jaśminową herbatkę, jak skończę to pójdę poćwiczyć (dziś joga, ale trochę bardziej ruchliwa niż ostatnio) i przez resztę dnia nie zamierzam ruszyć palcem. Mieszkanie już wysprzątałam (było tak brudno, że chwyciłam za szmatę nawet przed śniadaniem :P ), obiad mam gotowy, bo moja wspaniała mama przyniosła nam wczoraj pierogi z ciecierzycą oraz kilka z zieloną soczewicą i pietruszką - oczywiście swojej roboty, już nie mogę się doczekać obiadu! Mój jest w pracy, mam jeszcze trzy godziny spokoju zanim wróci to może sobie jakieś domowe spa zafunduję :) Zobaczymy. Najpierw joga, lecę się poruszać, a Wam wszystkim życzę udanego weekendu!

9 listopada 2017 , Komentarze (11)

Dzień dobry Vitalijki. Dziś szef w delegacji, więc mogę ponadawać z biura o poranku. Jest czwartek, a zatem dzień ważenia. Wiecie, że ostatnio było u mnie ciężko i dieta zeszła na dalszy plan. Stąd musiałam przesunąć pasek z 61,9 kg na 62,7 kg. Ale w dniu mojego powrotu na Vitalię było jeszcze gorzej, więc cieszę się chociaż, że znów idzie w dobrym kierunku. Byłam wczoraj leniwa, w ramach treningu zrobiłam tylko kwadrans wyjątkowo spokojnej jogi, ale lepsze to niż nic. Najtrudniejsze dla mnie to ruszyć tyłek, ubrać dresy i poświęcić czas na ćwiczenia, więc chociaż nad tym pracuję. Dziś już wiem, że robię dzień przerwy - Mój ma wolne, mam nadzieję, że będzie czekał z obiadem (ma gotować grochówkę, nie jest to najbardziej dietetyczna zupa świata, ale lubię więc i tak zjem, tylko mniejszą porcję), ja zaś planuję palcem nie kiwnąć po przyjściu do domu. Jakieś ćwiczenia we dwoje najwyżej ;) A teraz jadłospis z wczoraj:

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem konserwowym i pieczywem pełnoziarnistym - 433 kcal

II śniadanie: ponownie herbatniki korzenne i jabłko - 204 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z serkiem Almette i ogórkiem - 420 kcal

Kolacja: jaglanotto z resztką warzyw na patelnię i dużą ilością kurkumy (stąd kolor) - 519 kcal

Razem: 1575 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: joga - 96 kcal

Kroki: 3594

Fundusz książkowy: 1 zł (kalorie) + 50 gr (trening) = 1,50 zł (razem 11,50 zł)

I to by chyba było na tyle. Nic ciekawego się u mnie jakoś ostatnie nie dzieje, ale wiecie co? Cenie sobie ten święty spokój wreszcie. Lecę popracować, do zobaczenia jutro :)

8 listopada 2017 , Komentarze (25)

Ach, jak dobrze być znowu na Vitalii! Już czuję większą motywację do wymyślania dietetycznych posiłków, czekam jeszcze na powrót motywacji do ćwiczeń. Biorąc pod uwagę, że jestem wybitnym leniem, może to trochę potrwać... Nie przedłużając, jadłospis z wczoraj:

Śniadanie: serek wiejski z 2 jajkami na twardo (chleb się skończył :( ) i ogórkiem konserwowym (przypomniałam sobie o zdjęciu w połowie jedzenia...) - 363 kcal

II śniadanie: sok pomidorowy i 12 herbatników korzennych (nie wiem dlaczego sfotografowałam pomidora, jadłam herbatniki - ale sok się zgadza) - 199 kcal

Obiad: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z serkiem Łaciate i pomidorem (z poprzedniego zdjęcia) - 493 kcal

Kolacja: pęczotto z mieszanką orientalną i ogromną ilością curry, chilli i kurkumy - 462 kcal

Razem: 1518 kcal

Woda: 2,25 l

Trening: joga - 168 kcal

Kroki: 4446

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie + 50 gr za trening = 1,50 zł (razem 10 zł)

I to by było na tyle. Miałam wczoraj dość chaotyczny dzień, wszystko na ostatnią chwilę. Rano zapomniałam ubrać biżuterii, nie wzięłam też rzeczy do poprawienia makijażu w pracy, moje zdjęcia są jednym wielkim chaosem, mało brakowało, żebym zostawiła w domu głowę. Dziś zorganizowałam się dużo lepiej, więc plus dla mnie. Lecę teraz wziąć prysznic, zaparzyć jakieś fajne ziółka (ciocia przyniosła mi wielką torbę najróżniejszych ziół - rumianku, chmielu, mięty, melisy, dziurawca, skrzypu, pokrzywy i innych) i wskoczyć do łóżka z książką. Zamówiłam sobie w bibliotece "Drogę Królów" Brandona Sandersona, bo czytałam mnóstwo pochlebnych recenzji, ale przyznam, że gdy pani bibliotekarka wręczyła mi tę 950-stronnicową cegłę to się trochę przestraszyłam :D Dlatego muszę spiąć poślady i się pospieszyć, bo ponoć już ktoś ją zaklepał po mnie, więc muszę się uwinąć w miesiąc, a mam wypożyczone jeszcze cztery inne książki. Dlatego niniejszym życzę wszystkim miłego wieczoru i lecę pod przysznic :)

7 listopada 2017 , Komentarze (11)

Witajcie kochani. Wygląda na to, że wreszcie się pozbierałam. Wiem, trochę to zajęło. I odbiło się na mojej wadze. Wczoraj rano pokazała 63,3 kg, dziś rano 62,9 kg. Jest szansa, że to w większości woda, ale na pewno nie wszystko. Na razie paska nie ruszam, w czwartek oficjalne ważenie. Mam dziś szalony dzień i muszę zrobić jeszcze tak zwaną "kupę" rzeczy, ale nie chciałam odkładać tego wpisu, bo boję się, że odkładałabym tak nadrobienie zaległości w nieskończoność. Ale mam mało czasu, więc dziś na szybko podsumowanie dnia wczorajszego:

Śniadanie: serek wiejski z zieloną papryką i pieczywem pełnoziarnistym - 385 kcal

II śniadanie: jabłko i 10 herbatników korzennych - 182 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z serkiem i pomidorem (reszta pomidora została tradycyjnie pochłonięta przy krojeniu) - 465 kcal

Kolacja: makaron pełnoziarnisty ze szpinakiem - 517 kcal

Razem: 1548 kcal

Woda: 2,75 l

Trening: brak

Kroki: 4000 (wow, jaka okrągła liczba!)

Na fundusz książkowy idzie 1 zł za kalorie. Kilka uwag. Fundzusz książkowy został zawieszony na "trudny okres", bo nie miałam głowy do liczenia czegokolwiek, więc nie mam pojęcia ile powinno się w nim znajdować. Z zeszłego miesiąca mam 7,50 zł, po wczorajszym dniu 8,50 zł i od tego zaczniemy dalsze zbieranie. Wciąż nie wiem jak służy mi zwiększenie limitu kalorii do 1500-1600 kcal, przekonamy się w przeciągu tygodnia, może dwóch. Póki co przeraża mnie kaloryczność posiłków (500 kcal na kolację - i ja mam na tym chudnąć?!) ale tak wychodzi jeśli mam dobić do 1500 kcal. Wiem też, że herbatniki korzenne nie są dietetyczne, ale są zaskakująco niskokaloryczne, a ja miałam się rozpieszczać, więc whatever. Treningu żadnego nie robiłam od chyba trzech tygodni, więc zaczynać będę od łagodniejszej formy ruchu - żeby odzyskać swój rytm treningowy zanim zacznę pracować nad odzyskaniem wypracowanych mięśni i kondycji. Tak więc zaprzyjaźniam się z jogą i Callaneticsem.

O matko, ależ późno się zrobiło. Lecę kochani, obiecuję jutro powoli nadrabiać zaległości w Waszych pamiętnikach - mam nadzieję, że szło Wam lepiej niż mnie przez ten czas. Zdecydowanie potrzebuję Was do utrzymania motywacji. Widzimy się jutro!

29 października 2017 , Komentarze (10)

Jak napisałam w tytule - należą Wam się wyjaśnienia dlaczego tak zaniedbałam Vitalię. Może niektórzy z Was pamiętają jak w zeszłym tygodniu pisałam o bardzo stresującej sprawie, przez którą nie miałam głowy do zajmowania się dietą... Ta sprawa to pozew sądowy. Tauron pozwał mojego chłopaka o spłatę długu. Problem w tym, że pozew pisał kompletny idiota, który nie potrafi rozróżnić osoby, do której należy licznik od osoby, która machnęła podpis na protokole kontroli technicznej (w rubryce "osoba obecna przy kontroli"), bo akurat rodziców nie było w domu a on się napatoczył. Tauron w swej nieskończonej głupocie stwierdził, że to wystarczający powód, żeby pozwać mojego chłopaka. I oczywiście na nas spadł ciężar udowadniania, że prawnik Tauronu jest upośledzony umysłowo i nie potrafi czytać ze zrozumieniem, którą to umiejętność oboje nabyliśmy w wieku 5 lat. Wysłaliśmy im nawet umowę na sprzedaż energii elektrycznej, na ktorej widnieje podpis jego mamy, ale wciąż nie docierało.

Dygresja: rodzice mojego chłopaka nigdy nie przejmowali się zbytnio rachunkami, mój chłopak już niejeden dług za nich spałacił, bo na przykład nieopatrznie zgodził się wziąć na siebie raty, które oni mieli płacić. Odkąd zamieszkaliśmy razem nie rozmawia ze swoimi rodzicami i nie mogę go za to winić. Nie mogę się temu nawet dziwić.

Sprawa trwała kilka miesięcy. Pracując w sekretariacie wysyłałam czasem pisma sądowe, więc wiem mniej więcej jak powinny wyglądać, ale prawnikiem nie jestem, więc te sprzeciwy, które tworzyłam były na granicy poprawności, nie miałam też pojęcia jakich użyć argumentów. Mój chopak pisma sądowego w życiu nie widział na oczy, więc nie miał jak pomóc. A jak się ledwie wiąże koniec z końcem to o prawniku można pomarzyć. Kwota do spłaty była taka, że żadne z nas nawet połowy tego nigdy w rękach nie miało. Jedno pismo, drugie pismo, rozprawa odwołana bo sędzia chory - a my czekamy. W końcu w zeszłą środę odbyła się rozprawa trwająca jakieś 5 minut i powiedziano nam, że w piątek zostanie ogłoszony wyrok. No i dwa dni temu kamienie nam spadły z serc, bo sędzia zgodził się, że w Tauronie pracują ciule skończone, które w dodatku poniosą koszty postępowania. A więc zwycięstwo, które właściwie od początku było oczywiste. Ale co się nadenerwowaliśmy to nasze.

W każdym razie nerwy mam po tej sprawie w strzępach i muszę się zająć przede wszystkim nimi. Zważyłam się dziś rano - waga pokazała 61,9 kg, więc jest bardzo dobrze. Przesunę pasek na taką wartość i wrócę do co czwartkowego ważenia. Wróciłam też do liczenia kalorii, bo mam nadzieję, że to jakoś zajmie mój umysł, ale na razie nie będę się zmuszać do treningów, jeśli nie będę czuła na nie ochoty. I myślę, że początkowo zostanę przy relaksacyjnej jodze. Myślę, że niedługo odzyskam równowagę, ale póki co zamierzam z pełną premedytacją cackać się sama ze sobą jak z porcelanową laleczką, bo mi się po tym wszystkim należy, kurcze blade. Co do kalorii jeszcze to przemyślałam kwestię mojego limitu. Dzięki opasce monitorującej wiem, że moje PPM wynosi 1424 kcal na chwilę obecną, dlatego celowanie w przedział 1400-1550 kcal dziennie nie wydaje mi się właściwe. Spróuję zwiększyć kaloryczność posiłków do 1500-1600 kcal i zobaczymy jak to będzie.

Tyle na dziś, wrócę jutro z pełnym menu z dnia dzisiejszego i nadrobię zaległości w waszych pamiętnikach. Trzymacie się ciepło, kochane!

22 października 2017 , Komentarze (9)

Witam Was kochane! Rzadko ostatnio mam czas tu zaglądnąć... Przyczyna jest prosta - mam fazę na czytanie. Chodzę z nosem w książce cały czas i jakoś nawet o Vitalii nie myślę. Postaram się to zmienić i jutro z samego rana nadrobić zaległości w Waszych pamiętnikach :) Mimo, że tu nic nie piszę, dietę trzymam i staram się trenować. Jedynie wczoraj był trochę stracony dzień, bo niby trening zaliczony, ale potem imieniny babci i miliony kalorii - bo wiadomo jakie babcie są, i że babci się nie odmawia kolejnego kawałka tortu :P Tak więc dzień wczorajszy ogłaszam cheat dayem, drugim w tym miesiącu, co wyczerpuje ich ilość na październik. Poza tym zaległe dni wyglądały następująco:

Środa:

Śniadanie: kawa kuloodporna (miałam z nerwów tak ściśnięty żołądek, że nie byłam w stanie nic zjeść, pomyślałam więc, że spróbuję - efekt zaskoczył mnie na plus) - 82 kcal

Lunch: McDouble i średnie frytki (obiecałam Mojemu już dawno wizytę w McDonaldsie...) - 740 kcal

Obiad: warzywa na patelnię - 418 kcal

Kolacja: sałatka jarzynowa mojej mamy - 284 kcal

Razem: 1524 kcal + dwa piwa

Woda: 2 l

Trening: brak

Kroki: 10478

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie + 1 zł za kroki -1,50 zł za alkohol = 50 gr

Czwartek

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i pieczywem pełnoziarnistym - 383 kcal

II śniadanie: kalarepa i sok jabłkowo-gruszkowy - 206 kcal

Obiad: 2 kromki pełnoziarnistego pieczywa z pastą z łososia i pomidorem - 434 kcal

Kolacja: warzywa na patelnię i tortellini z serem - 523 kcal

Razem: 1546 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: marsz - 176 kcal

Kroki: 6234 kcal

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie + 50 gr za kroki = 1,50 zł

Piątek

Śniadanie: całonocne płatki jaglane na mleku z suszonymi daktylami i rodzynkami - 389 kcal

II śniadanie: marchew iii sok jabłkowo-porzeczkowy - 149 kcal

Obiad: 2 kromki pieczywa pełnoziarnistego z pastą z łososia i pomidorem (obiad identyczny jak w wczoraj, nie pstrykałam kolejnego zdjęcia) - 434 kcal

Kolacja: warzywa na patelnię i paluszki rybne - 511 kcal

Razem: 1485 kcal + 2 piwa

Woda: 3 l

Trening: joga (miałam okropny dzień, byłam tak zestresowana, że zaczęło mnie w drodze do domu boleć serce, bałam się zrobić inny trening) -189 kcal

Kroki: 5012

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie + 50 gr za trening - 1,50 zł za alkohol = 0

Tak to wygląda. Wiem, że nie jest to mój najlepszy tydzień. Ale woda z okresu zeszła i waga pokazała dziś 62,2 kg więc najwyraźniej ta niby-dieta działa. Wpisu z wczoraj, jak mówiłam, nie będzie bo impreza u babci rozwaliła wszystko. Na szczęście waga pokazała tylko 0,2 kg więcej, więc nie jest źle. Teraz uciekam, zaglądnę do Was jutro w pracy, powinien być luźniejszy dzień. Trzymajcie się ciepło kochane!

18 października 2017 , Komentarze (10)

Dużo się dzieje, kochane. Dziś rano miało miejsce coś baaardzo stresującego, o czym na razie nie chce pisać. Nerwy dawały o sobie znać już dwa dni wcześniej, niestety nic w wydarzeniu z dzisiejszego poranka nie zależało ode mnie. W przyszły piątek będę trochę mądrzejsza i być może stres opadnie. Póki co jestem tym dniem wykończona i zasypiam nad klawiaturą bo z nerwów może ze dwie godziny w nocy przespałam. Wczoraj nie było wpisu bo nie miałam do tego głowy, dziś tylko szybko wrzucę update z ostanich dwóch dni i lecę się w końcu zrelaksować - musicie mi wybaczyć, że zaległości u Was nadrobię dopiero jutro. Na pewno zauważycie, że menu jest trochę "na odwal się", bo nie miałam głowy do wymyślania dań, ale kalorii pilnowałam sumiennie. Enjoy.

Poniedziałek

Śniadanie: tradycyjnie serek wiejski z ogórkiem i pełnoziarnistym pieczywem - 378 kcal

II śniadanie: jabłko i sok pomarańczowy - 221 kcal

Obiad: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z ostrym ajvarem, wędliną drobiową i pomidorem - 401 kcal

Kolacja: pieczone ziemniaki i (lekko spalona) cebula z ketchupem - 493 kcal

Razem: 1494 kcal

Woda: 3 l

Trening: marsz + Jillian Michaels 30 Day Shred level 1 (dzień 2) - 462 kcal

 

Kroki: 6488

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie, 50 gr za trening, 50 gr za kroki = 2 zł

Wtorek

Śniadanie: serek wiejski z ogórkiem i pieczywem żytnim - 353 kcal

II śniadanie: jabłko i sok jabłkowo-aroniowy - 232 kcal

Obiad: 3 kromki pieczywa pełnoziarnistego z pastą brokułowo-jarmużową i wędliną drobiową - 433 kcal

Kolacja: kasza gryczana z cebulą, pieczarkami i suszonymi pomidorami - 489 kcal

Razem: 1509 kcal (+ 2 piwa na odstresowanie)

Woda: 2,75 l

Trening: marsz + Jillian Michaels 30 Day Shred level 1 (dzień 3) - 478 kcal

 

Kroki: 7920

Fundusz książkowy: 1 zł za kalorie + 50 gr za kroki + 50 gr za trening - 1,50 zł za alkohol = 50 gr

Tak to wygląda. Przez te dwa dni przybrałam prawie kilogram, ale winę za to zrzucam na @, która dziś do mnie zawitała, bo kalorie przecież w porządku a i treningi zaliczone. Lecę teraz zaszyć się na kanapie z książką. Ostatnio pochłaniam je nałogowo, teraz czytam już czwartą w tym miesiącu i myślę, że przed jego końcem zdążę doczytać i piątą :) Trzymajcie się kobitki i faceci, do zobaczenia jutro.

16 października 2017 , Komentarze (14)

Witajcie kochane! Nadszedł ten paskudny dzień zwany poniedziałkiem, ale przynajmniej pogoda taka piękna, że człowiekowi od razu się japa cieszy :) Trochę mi tylko humor psuje zbliżająca się @. Zaczynam nabierać wody chyba, bo od wczoraj waga skoczyła mi o 0,4 kg :/ Niefajnie, ale co zrobić.

Wczoraj w końcu udało mi się spiąć poślady i poćwiczyć - jak z resztą pisałam. Nie wiem czy pamiętacie, ale zestaw Jillian Michaels przerabiałam już przed wyjazdem w Bieszczady, który mi całą dietę i treningi koncertowo rozwalił :D Wtedy się dziwiłam jak łatwo mi poszło, i że nic nie czułam na następny dzień. Tym razem, po 3 tygodniach przerwy od treningów... cóż, dziś poruszam się jak przestarzały android :P Boli mnie wszystko - ramiona, klatka piersiowa, uda, biodra. Ale mam twarde postanowienie rozćwiczyć te zakwasy dziś po pracy. Mój jest na popołudniowej zmianie, więc wróci dopiero o 23:00, będę miała sporo czasu dla siebie :)

Jak zwykle nadaję z biura, a że trochę się dziś dzieje, to szybko przejdę do wczorajszego fotomenu.

Śniadanie:jajecznica z 3 jaj z zieloną papryką i suszonymi pomidorami - 378 kcal

Lunch: dwie kromki pełnoziarnistego pieczywa z pastą brokułowo-jarmużową i wędliną drobiową - 251 kcal

Obiad: risotto z mieszanką chińska i nieprzyzwoita ilością kurkumy - 417 kcal

Kolacja: 2 kromki pełnoziarnistego pieczywa z masłem orzechowym - 432 kcal

Razem: 1479 kcal

Woda: 2,5 l

Trening: Jillian Michaels 30 Day Shred lvl 1 (dzień 1) - 280 kcal

Kroki: 1995

Do szkatułki na fundusz książkowy wrzucam 1 zł za kalorie i 50 gr za trening, odejmuję 50 gr za niewystarczającą ilość kroków, czyli "bogacę" się o 1 zł. I to chyba tyle na dziś. Zaległości u Was już nadrobione, więc nie ma zmiłuj, trzeba iść popracować xD