Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251836
Komentarzy: 6514
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

29 września 2020 , Komentarze (2)

wygląda przepięknie. Wybraliśmy się dziś na grzyby, sporo kurek i to właściwie wszystko. Ale spacer cudny, cisza, zielono, kolory się pojawiają. To był wspaniały spacer, szczególnie dla mnie, bo wczoraj cały dzień w domu po powrocie od lekarza. Niestety, Augmentin mnie uziemnił , a raczej kazał siedzieć w WC. Kuzynka farmaceutka powiadomiła mnie, że właśnie tak on działa na żołądek. To bardzo nieprzyjemna przypadłość.  W lesie tylko dwójka takich emerytów jak my, no i widok stanowiący znamię czasów: dziewczyna jadąca konno, wpatrzona w smartfona! Wczoraj czytałam prawie cały dzień, bo cóż było robić? Takie lekkie książki czytam b. szybko, w piątek chyba odwiedzę  bibliotekę. Miało być kino wczoraj , ale poczekam, aż organizm się uspokoi. Gotuję dziś, bo trochę mi się  nagromadziło produktów w kuchni. A zatem będzie : zupa krem z marchewki, z imbirem, leczo, bigos , bo jakieś resztki mięsa zostały, kurki w śmietanie. Trochę grzybów uda się ususzyć, podbija zapach zeszłorocznych!  Wykorzystam to  wszystko  w następne dni , a wolny czas przeznaczę na kontakt z naturą, póki pogoda pozwala.  Syn zaczął szukać mieszkania , obejrzał kilka ofert, na szczęście nie ma pośpiechu, może więc wybrać  rozsądnie. Ceny różne, niektóre nieadekwatne do stanu nieruchomości, ale tak to już jest, gdy ludzie niezbyt rozsądnie oceniają swoja nieruchomość, albo mają  za duży sentyment do miejsca.   Poranki coraz chłodniejsze, coraz ciemniejsze, a ja i tak wstaje ok. 7 . Tak już mam. 

26 września 2020 , Komentarze (1)

Obudził mnie koszmarny sen, mąż uspokajał, ale już nie zasnęłam. W nocy padało sporo, w dzień także, ale jest bardzo ciepło, prawie 18 godzina  a  19 stopni . Będą grzyby. Nie wychodziłam dziś wcale, krzątałam się po domu, sporo czytałam, gotowałam. Powoli trzeba zmienić odzież na jesienną. Źle się poczułam dzis po lekach, to chyba antybiotyk. Nogi nadal puchną, chociaż zmieniłam lekarstwo. Mam coraz bardziej mieszane uczucia  odnośnie lekarzy chorób wewnętrznych. Chirurg widzi, ortopeda też , oni zgadują , stosując niestety zasadę, że to mikstura leczy a nie lekarz.  Odstawiłam lek, który powoduje tycie, w poniedziałek muszę spotkać się z moim rodzinnym, aby mi doradził. Zmiana opatrunku przez ręce małżonka, jest coraz lepiej. Siedzimy z mężem jak dwa stare grzyby, czytamy, słuchamy Gordona Haskela, jest miło , herbata w filiżance stoi obok. Za tydzień będzie 10 rocznica śmierci kuzyna i msza z tej okazji. Czas mija bardzo szybko, za szybko. Syn odnosi sukcesy zawodowe na uczelni, a my pękamy z dumy. Moi rodzice byliby tak samo zachwyceni. Z bratem nie mam kontaktu i niech tak zostanie. Syn w przyszłym tygodniu będzie oglądać większe mieszkania, być może niedługo czeka nas wizyta w Poznaniu . Oglądam wybrane propozycje, doradza, ale ostateczna decyzja należy i tak do niego. A my z rozkoszą uzupełnimy lokal o jakieś potrzeby. Bo my już raczej pozbywamy się.

25 września 2020 , Komentarze (7)

Zapomniałam o jeszcze jednym miejscu- o Świątyni Pokoju w Jaworze. To druga taka, po Świdnicy ( bardziej zdobiona), a w Europie są tylko dwie takie. Nawet w internecie wyglądają imponująco! Ja się zachwycałam. W środę byłam na zabiegu wycięcia tłuszczaka , teraz jestem obolała. Na szczęście się goi. Nie było to przyjemne, bo cholera umiejscowił się pod mięśniem, trzeba było i mięsień kroić. Bolało   mimo znieczulenia x2 . Wczoraj byłam na zmianie opatrunku, goi się, ruszam już ręką i mogę położyć się na plecach.  Mycie wykonywałam w sposób ekwilibrystyczny, jak stan pozwalał. Dziś zmiana pogody, już się chmurzy, będzie padać. Właściwie to czekam na jesień, taką prawdziwą, z szumiącymi pod stopami liśćmi, z padającym deszczem, z temperaturą w okolicach 16-17 stopni. Musze pomyśleć o cieplejszych kołdrach. Dziś wizyta u kardiologa, aby zmienić leki, bo puchną mi stopy po poprzednich. Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie przerwę na kawę i babkę włoska Panettone. Mam taką znajomą cukiernię, w której od czasu do czasu nabywam  to drożdżowe cudo. Pachnie skórką pomarańczową, rodzynkami, i jest niesamowicie pulchna.  Do kawy to marzenie! A poza tym zajadam się węgierkami, pomidorami, kapustą kiszoną, czyli darami natury na jesień. Wizyta w bibliotece, znów prawie same nowości. I teraz nie jest mi straszna deszczowa pogoda, bo  jest muzyka, są książki, jest ciepły koc i  ktoś obok, z kim zawsze mogę pogadać. Przerwa na łyk kawy, już jestem. Na obiad udaliśmy się do Pasty Miasta, gdzie zamówiłam  spaghetti aglio olio, nasyciłam się na jakiś czas.   Mąż dzielnie chodzi na rehabilitację , ja swoją odłożyłam do czasu zagojenia się rany. A potem mam zamiar ruszyć do  boju o zdrowie. Bo co kurcze blade, jak mawiał Mikołajek.

21 września 2020 , Komentarze (2)

Wycieczka udała się , pogoda dopisała, humory także. Udało się wytrzymać ze sobą przez tydzień, bez spięć i dąsów.  Odwiedziliśmy Gorzów Wlp.,  Międzyrzecz, Gościkowo, Łagów,  Brody, Park Mużakowski, Branitz, Cottbus, Złotoryję, Lubsko, Lwówek Śląski,  zamek Kliczków, Świeradów Zdrój,zamek  Frydlant. Przekroczyliśmy minimum 8 rzek i 3 granice.  Zachwyciłam się zamkiem Frydlant, Mużakowskim Parkiem,  piękną wystawą w Cottbus, oparłam się zebraniu prawdziwków w Branitz, rosnących przy drodze. Przeszliśmy całym Parkiem Mużakowskim, po obu stronach granicy,  codziennie pokonywaliśmy ok. 15.000 kroków.    Spaliśmy w Międzyrzeczu, w Brodach, w Świeradowie.  Imponował nam pałac w Brodach, ten zniszczony, a i tak stanowił okaz przepychu i ogromu. My tylko z oficyn korzystaliśmy. Odwiedziliśmy 4 muzea, jeden park dendrologiczny, w którym poznałam nieprawdopodobną ilość gatunków sosen, zobaczyłam jak wygląda prawdziwy cyprys ( jest piękny).  W Brodach noce "umilały" nam odgłosy rykowiska, nad ranem zmęczone  i coraz cichsze.   Wieczorami padaliśmy ze zmęczenia ok. 21, dzień zaczynaliśmy przed 7 rano. Dziś ostatni dzień astronomicznego lata, drugie pranie schnie, byliśmy już na grzybach, na obiad tagliatelle z grzybami. Dom pachnie rosołem, bo lubię rosół po powrocie. Moje kwiaty balkonowe jakoś przetrzymały, z małymi wyjątkami.  Jedyna strata, to brak biletów na Gdynia Classica Nova, niestety wykupione przez tydzień naszej nieobecności. Powoli ogarniam dom i jego potrzeby, aby funkcjonowała normalnie. Zakupy będą jutro, dziś ustalam, co i ile potrzebuję.  Las dziś był cudowny, pusty, cichy i tak zielony jeszcze. Wczoraj na trasie tłumy ludzi  chętnych na grzyby. Gdy stanęliśmy coś zjeść, zetkneliśmy się z  brakiem maseczek i odmową nałożenia , bo " my nie wierzymy w koronawirusa.  Dziwni są Polacy, niby rozsądni, a jednak nie chcą uwierzyć, że  na świecie panuje pandemia. To tyle. Dzis nie odwiedzam Was, zrobie to jutro, pa.

8 września 2020 , Komentarze (12)

Wieczorem w niedziele, poczułam nagle pulsujący, rwący ból pod lewą łopatką. Powtarzał się co 13-16 sekund.  Znany mi ból, bo już kiedyś miałam tę przypadłość. Noc z głowy, na zmianę okłady, masaż, co chwila wstawanie, itd. O 9:30 byłam na rehabilitacji, rozpoznanie stan zapalny mięśnia pod  łopatką. Zatkanie kanalika spustowego,stąd ból i zgrubienie na plecach. No cóż, 60 minut pracy i bólu,  taśma na plecy, powtórka jutro i ponownie w piątek. Rehabilitantka załamywała ręce nad moimi plecami i ich stanem, chyba będziemy widywać się częściej. Zapiszę się jeszcze na stretching , albo na indywidualną gimnastykę.   To może być od stresu ( a miałam ostatnio niemało), od moich chorych kręgów szyjnych, od nieprawidłowej postawy, a może od wszystkiego razem. Niestety zażyłam chemię na noc, aby spać spokojnie, udało się. Dziś jest lepiej, ale czuję się, jakbym dostała obuchem w głowę, jakbym wykonała nieprawdopodobnie ciężką fizycznie pracę.  Z uwagi na zbliżający się wyjazd nastąpiło przyspieszenie   leczenia, cieszę się (!:p), że to stało się przed wyjazdem. A puls w poniedziałek rano miałam bardzo wysoki, to od tych wszystkich zawirowań. Organizm ludzki to taka fabryka, której tryby działają zgodnie, a zakłócenie jednego powoduje lawinę dalszych nieprawidłowości.  Dość o tym. Dziś spacer nad morze, wreszcie znikają badziewiaste karuzele i budy. Nastał czas kasztanów, bo pierwsze już znalazłam.  15 września minie rok, jak zmarł mój tato. Czas szybko mija, za szybko. Przed wyjazdem odwiedzę grób. Ugotowałam dzis krupnik, zupę raczej zimowa, ale i pora dziś  odpowiednia, bo chłodno.   Część zupy zawekuję, będzie , gdy wrócimy. Korzystam często z warzyw i owoców przecenionych. Gdy mam kupić pomidory lub paprykę, znajduje te tańsze, nadające się wyłącznie do gotowania. Wczoraj wybrałam 2 wspaniałe nektarynki, soczyste, miękkie, bez śladu zepsucia. Cena to 4zł/ kg , a nie 12/kg. Zjeść i tak muszę  od razu.  Niedaleko mojego domu stragan prowadzi młody mężczyzna, podchodzący rozsądnie do handlu. Zamiast wyrzucać, przecenia. A towar ma b. dobry. Cenne są takie postawy. Wczoraj mało czytałam, bo absolutnie nie potrafiłam się skupić, z powodu bólu oczywiście. Aha, na luty przyszłego roku mąa ma mieć wstawioną endoprotezę kolana. Taki jest termin, jak to będzie , zobaczymy. Musze więc pomyśleć o wcześniejszym remoncie łazienki, aby i mój chłopina miał gotowy walk on. 

6 września 2020 , Komentarze (6)

Dziś z przyjemnością zjadłam ciepłą zupę. To na rozgrzewkę, bo chłodno w mieszkaniu. I  trzeba się z tym pogodzić, że wieczory pod kocykiem. Już wczoraj myślałam o zapaleniu świeczki, aby jej płomień rozgrzał i ciało. Wietrznie dziś w Gdyni, a Triathlon trwa. Zawodnicy startowali wczesnym rankiem, zawody potrwają do wczesnego popołudnia. Wczoraj niestety biegali w deszczu ulewnym . I my także zostaliśmy zmoczeni, gdy chcięliśmy zobaczyć zawody. Schowaliśmy się w kawiarni nad bulwarem, wróciliśmy do domu taksówką, która na szczęście stała obok pobliskiego hotelu. Z jednej strony cieszę się, że właśnie teraz pada, bo na wyjazd będzie pogoda. Szkoda tylko, że tak wyglądają pierwsze dni września. Skończyłam czytać książkę "Zgadnij kim jestem"  Kamili Cudnik. Ciekawa, mogę polecić. Teraz lżejsza lektura babska. Sypiam lepiej, obym tylko nie zapeszyła. Mąż twierdzi, że to zakończenie sprawy spadkowej  itp. spraw z bratem jest powodem. Ma rację, bo już nie planuję w nocy co, i jak. Wczoraj i dziś zajadam się kaszą bulgur z warzywami i kurczakiem. Dodałam do tego duszone kurki. Rozkosz!  Waga  stabilna, co mnie cieszy. Fakt, że mniej słodyczy jadam. Po prostu nie ma ich w domu i tyle. To chyba jedyny sposób na post słodyczowy.  Na balkonie rośliny też czuja swój koniec.  Tylko pelargonie jeszcze pięknie kwitną.  W przyszłym tygodniu mam trochę zajęć  u różnych "... ologów",  może  moja chrześnica zabierze stare meble sosnowe. A potem tylko pakowanko, i jada!

4 września 2020 , Komentarze (3)

Znów las, cała kobiałka kurek, cudnie się wędrowało, bo  NIKOGO nie spotkaliśmy. Innych grzybów brak, ale to mi wystarczy. Część zamrożę po zblanszowaniu, część będzie do żarełka. Może jakieś risotto popełnię? Takie mniej kaloryczne . A może jakiś kurczak z kurkami? No dobra, zobaczę. Na razie stęskniłam się za rosołem , ugotowałam dziś gar z mięs różnych, w domu pachnie obłędnie.  Wróciłam do soków pomidorowych, bo nowe leki wypłukują mi (chyba) potas, co szczególnie nocą   jest uciążliwe. Wczoraj podejmowałam szwagra z żoną, papryki faszerowane znalazły głośne uznanie, zupa dyniowa prawie wylizana,  francuskie z jabłkami smakowało , to cieszy. Rozmawialiśmy o naszym wyjeździe, ustalając szczegółowo co, i jak.   W środę ostatecznie sprzedaliśmy mieszkanie po rodzicach , trwało to  bardzo długo, bo p. notariusz  gubiła się co chwilę. Wracałam do domu zmęczona całą sytuacją, wreszcie koniec. Teraz  spokój, cieszenie się życiem i  tylko wspomnienia zostały. Przyszły tydzień mam pracowity, bo kilka wizyt, pakowanie do wyjazdu, itp. Jeszcze uszczęśliwię syna pokaźna kwotą na większe mieszkanie.  Wieczorami  szybko robi się ciemno, to  już jesień, chociaż nie kalendarzowa. Jutro może Sopot? Bo znów tam pusto.

1 września 2020 , Komentarze (4)

Już od dawna nie kojarzy mi się ze szkołą. Teraz tylko przez okna i na ulicach widuję dzieci i młodzież  wyraźnie zmierzająca do budy. Moje lata szkolne były fajne. Liceum niedaleko bulwaru, ogromnie lubiłam iść  do lub wracać ze szkoły właśnie nad morzem..  Przy okazji to było doskonały spacer, a za moich czasów nie było wiele rozrywek. Nawet kino było reglamentowane. Byliśmy dziś w kinie na filmie dokumentalnym pt:"A więc wojna!".  Szokujące zdjęcia i informacje.  Po powrocie zajęłam się gotowaniem. Przygotowałam dla gości  paprykę faszerowaną, pół z mięsem, pół z ryżem, pieczarkami i boczkiem. Trochę mi to zajęło, obiad był więc skromniejszy, bo ziemniaki, jajko sadzone i surówka : po kawałku papryki czerwonej i zielonej, czerwona cebula, starta kalarepka, bób, sól, pieprz , cytryna i miód do smaku.  Smaczne to wyszło, robiłam pierwszy raz.  Noc znów zarwana, nie mogłam zasnąć po krótkim , głębokim śnie, wstawałam 3 razy, wreszcie usiadłam z książką. Zmarzłam, powrót do łóżka był  rozkoszą. W mieszkaniu wieczorami chłodniej, skarpetki muszę nakładać, tak już będzie , niestety. Jutro wyjazd do Gdańska, spotkanie z bratem u notariusza. Pora wyjazdu trochę nieciekawa, bo w godzinach szczytu. Chociaż, czy teraz szczyt nadal istnieje?  Ludzie pracują zdalnie, siedzą w domach.  Wczoraj widziałam w internecie  kolejne zdjęcie maltretowanego psa, pozostawionego przez ludzi ze wsi   w kojcu, bez jedzenia, picia, bez nadziei. Och, jak chciałabym, aby Stwórca ukarał takich osobników  odpowiednio w tym drugim życiu. Nie mogę się pogodzić z takim zachowaniem(strach). Zrobiłam test osobowości, jestem protagonistą.   Ciekawe towarzystwo jest w "mojej" grupie!

31 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

Uwielbiam je zbierać, wyłuskiwać z jagodzin, szukać w mchu i delikatnie wyjmować . Wiem, że lubią towarzystwo dębów i wilgoć, jak każdy grzyb. Te pierwsze, czerwcowe, zjadam same, bez dodatków, aby nasycić się ich smakiem. Duszę na maśle i z pietruszką zieloną, którą dodaje do prawie każdej potrawy.  Gdy grzybów jest więcej , robię schabowe bitki w kurkach, omlety z kurkami, zupę kurkową, mrożę.  Bywały takie lata, że rozdawałam znajomym kobiałki kurek, bo już mi przestały smakować, a ja miałam dosyć czyszczenia godzinami.  Wczoraj było ich trochę, wystarczyło na makaron z kurkami i ze szpinakiem. Danie proste, ale smakiem powala, a gdy dodam trochę sera pleśniowego do sosu, klękajcie narody! I taki właśnie był dziś u mnie obiad. Dyniowa poszła w kąt, aby nic nie zakłóciło smaku kurek.  Taki to symbol końca wakacji.  Dziś wizyta u chirurga, zabieg usuwania tłuszczaka ustalony na 23 września. Mąż też zadowolony, wreszcie znalazł konkretnego lekarza. Zamówiłam już przez internet kwas hialuronowy  do wstrzyknięcia w kolano.  Po przychodni zakupy, takie co tygodniowe. Pomidory  do przetworów, łosoś na kanapki, owoce, trochę chemii. Powrót z galerii był koszmarnie długi, po drodze sznur samochodów wracających na południe Polski.  Po powrocie przecier, wyszło kolejnych 4 słoje pomidorów. Mąż przyniósł z garażu zeszłoroczne prawdziwki marynowane. Ach, jak smakowały! Pogoda dziś przelotna, bez przerwy deszcze i tylko 17-18 stopni.  Schowałam do szafy głęboko ostatnie sukienki letnie, przeprałam  szaliki i apaszki, aby były gotowe na chłodniejsze dni. Lubie mieć coś zamotanego na szyi.  Kończę i uciekam do książki, bo to najprzyjemniejsza rozrywka.