Tak to wygląda, bo robi się coraz chłodniej, dziś wiał zimny wiatr nad morzem. Z wyjazdu do Białogóry nic nie wyszło, trudno, tak bywa. A ponieważ nie spałam poprzedniej nocy prawie wcale, bo tylko od 4 do 7, to i dobrze się stało. Nie miałabym sił przejść te kilkanaście kilometrów. Dziś tylko bulwar, ale i tak przewiało mnie solidnie. Ludzi mniej , także w mieście, co cieszy. Nie widuje i nie słyszę ostatnio dzieci sąsiadów, te to mają ciężko, bo chłopiec z ADHD, a tu brak możliwości wybiegania się . Skończyłam Ranę Chmielarza, szokująca książka, teraz czytam Córkę Michelle Frances, podobna treścią do filmu Erin Brockovich z Julią Roberts. Czyta się. Jest po 15 , a za oknem robi się coraz ciemniej, och jak nie lubię listopada! Dziś zupa krem z cukinii, spaghetti z wołowiną w sosie pomidorowym. Mięsa jadam mało, może 3 razy w tygodniu, wędlin nie kupuję prawie wcale, kilka plasterków na tydzień. A organizm białka potrzebuje, nie tylko w formie strączkowej, wzdymającej. Dlatego jutro będzie ryba i już. Ćwiczę popołudniami, zestaw ułożony przeze mnie, z pamięci, po pilatesie sprzed lat. Próbowałam ćwiczyć z trenerką z komputerem, ale to nieciekawe jest. A w lustrze widzę zmiany, proste plecy, mniejsze boczki i brzuch mniej odstający. Brzuszki robię już bez uczucia gniecenia w środku, czyli jest ok.