Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251969
Komentarzy: 6514
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

11 maja 2020 , Komentarze (6)

za oknem szaro, jest tylko 8 stopni, pada deszcz. Brrr! Piekłam dziś rybę  , piekarnik nagrzał trochę , chociaż kuchnię. Herbata rozgrzewająca to jest to , co teraz piję.  Dodałam trochę nalewki z pigwy. W zeszłym roku o tej porze byliśmy w Grudziądzu, pogoda była podobna. Mąż dziś po raz ostatni był na rehabilitacji, potem poszedł do PZU załatwiać odszkodowanie za swój przypadek ze śródstopiem. A ja z rana zadzwoniłam do rzeczoznawcy majątkowego, umówiłam się na jutro. Następny telefon do brata   , poinformowałam go , że w przyszłym tygodniu będzie wiadomo, jaka jest cena mieszkania. Przyjął  wiadomość, chociaż rozczarowanie było słychać w głosie. Cóż, w moim i jego interesie jest sprzedaż korzystna , powinien się cieszyć z takiego obrotu. Otrzymałam także zwrotny telefon od jakiegoś pośrednika, także zainteresowanego. Jestem dobrej myśli w tym temacie. Pieczony w papilotach pstrąg + sałata z sosem , to moje ulubione danie, bo proste, smaczne i zdrowe. Wczoraj w Master Chefie wygrała Gaja, 9 latka o imponujących umiejętnościach kulinarnych. Możemy mieć negatywne zdanie na temat udziału dzieci w mediach, ale nikt im nie zabierze tej ogromnej wiedzy i umiejętności. Brawo!  Tak, każdy ma lub miał kiedyś wymarzone miejsce do zamieszkania. I ja kiedyś myślałam o przeprowadzce do małego miasta, do jakiegoś domku z czerwonej cegły, położonego najlepiej na Mazurach lub na Warmii.    Moja wyobraźnia już remontowała taki dom, urządzała, i wszystko było piękne, sprzyjające i miłe. Teraz cieszę się, że mieszkam tu, w Gdyni, gdzie koronawirusa jest mniej , a oddycha się lżej. Wprawdzie mam balkon , a nie ogród czy ogródek, ale mieszkanie na 70 m i tak jest wyzwaniem  przy sprzątaniu, a oboje z mężem lubimy ład koło siebie.  Do ryby dodałam zioła z balkonu, smak i zapach cudny! A, ważne, na przyszły poniedziałek jestem zarejestrowana do FRYZJERA!!!!!!  

10 maja 2020 , Komentarze (7)

Na bulwarze, na Kamiennej Górze, na balkonie - wszędzie słońce, przyjemnie, cieplutko. Aż wierzyć sie nie chce, że od jutra ma być zmiana gwałtowna. Pasuje mi to ze wzgledu na podlewanie  deszczem, ale wolałabym chodzić po Poznaniu suchą stopą.  Jak nigdy, zawiesiłam się wczoraj na serialu Glina, który oglądałam z uwagi na Radziwiłłowicza. Czasy, gdy palenie papierosów odbywało się wszędzie i nikt nie protestował .  Dziś film już nie robi wrażenia, w oczy rzucał się upływ czasu, miernota Policji ( ale to było zawsze) i taka jakaś miałkość tematu. Dziś podczas spaceru miałam ogromną frajdę przyglądać się rolkarzom, szczególnie jedna dziewczyna, zwinna i gibka, szczuplutka jak baletnica, poruszała się z ogromna gracja i swoboda. Zazdroszczę takiej umiejętności.  Poza tym kwitną drzewa rajskiej jabłoni, tej podwójnej, gęstej, która co roku zachwyca mnie nieprawdopodobnie swoim pięknem. Rozluźnienie wśród narodu widać, oby nie skończyło się to katastrofą. U sąsiadów pojawił się drugi pies, lubię psy, nie przeszkadzają mi, ale nie lubię chodzić wśród  psich kup, kłębów sierści na schodach. Przygotowałam kartkę do powieszenia na drzwiach klatki schodowej , o treści:Człowieku, sprzątaj po  swoim psie, przeciez to Twój przyjaciel. On tego zrobić nie potrafi.  Okazało się jednak, że moja drukarka padła , muszę ją dać do naprawy, albo kupić nową. Szkoda, może  do właścicieli piesków dotarłaby świadomość uciążliwości.  Na obiad reszta botwinki, pieczony kurczak. Upiekłam ciasteczka owsiane, mąż ocenił je na 5/5 . Faktycznie dobre, zapakowałam do pudełka, aby zabrać dla panicza.    Dzis finał gotowania juniorów, może wygra moja ulubienica Sonia?  Bredzę trochę o wszystkim, ale takie jest życie, wszystkiego po trochu zawiera.

9 maja 2020 , Komentarze (8)

i wiatr ciepły. Tak dziś w Trójmieście. Bardzo przyjemnie było wędrować parkiem Kolibki do Sopotu ,  alejką przy morzu. Siedliśmy wypić kawę u znajomego restauratora, chwilkę rozmowy o starych znajomych, o planach na lata dalsze. Ruch po drodze spory, mnóstwo rowerów , rolek, czyli naród wyszedł przewietrzyć koronawirusa;).  Zapomniałam wczoraj wyjść mięso z zamrażalnika, musiałam się ratować pomysłem. Mąż kupił pierś kurczaka, pokroiłam w paseczki, podsmażyłam . Na tej samej patelni podsmażyłam paprykę czerwoną, selera naciowego, kapustę pekińska, cebulę, pomidory. Wrzuciłam wszystko do jednego garnka, dałam passatę  ostra, czosnek, sporo ziół z domowego( balkonowego) ogródka i dusiłam pół godziny. Pycha!  Polecam, danie szybkie i bardzo smaczne. Po powrocie z wędrówki obiad był gotowy w terminie gotowania się ziemniaków.  Wprawdzie po weekendzie ma być chłodniej, ale jakoś nie odstrasza mnie to przed wyjazdem do Poznania. Już omówilismy z synem  plany wizyty, odpocznę trochę od tych spotkań z bratem. Wczoraj byliśmy w kościele na mszy za duszę Mamy, nie rozmawialiśmy nawet przez chwilkę. Dziś tylko dostałam "propozycję" sprzedania mieszkania po rodzicach za kwotę śmieszną, bo chcą je kupić teściowie bratanka. No cóż, to  ja zaproponuję bratu, że kupię je za tę cenę .  Nie spieszy mi się , już rozmawiałam z kilkoma osobami , zainteresowanie jest. Skończyłam czytać "Stramera" Łozińskiego. Kolejny raz zastanawiam się skąd nienawiść Polaków do Żydów?  Po co i dlaczego była podsycana, skoro to Polacy byli mniej wykształceni, nie garneli się do nauki, do pracy?  Siedziałam chwilkę na balkonie , ciesząc się ogromnie zapachem ziół, kolorem kwiatów. Było mi dobrze.    Niech już przyjdą te upojnie ciepłe dni.

7 maja 2020 , Komentarze (8)

wraz ze słońcem, którego dziś nad morzem nie brak. Kolejne kwiaty trafiły na mój balkon, tradycyjne pelargonie, które są niewymagające. Jeszcze aby temperatura dawała możliwości cieszenia się tym kwieciem  na balkonie, a nie tylko zza okna. Mimo słońca jest chłodno. Wczoraj byliśmy w Ikea, kupiliśmy kilka drobiazgów, celem była szafka na buty określonego rozmiaru. Była, owszem, ale badziewiasta taka, że postanowiliśmy skorzystać z usług stolarza. Natomiast dla syna w prezencie kupiliśmy  fotel wypoczynkowy, taki bardziej industrialny, do tego stolik także w takim designie. O ile stolik zdjęliśmy z regału, o tyle fotel, ważący 5,5 kg, musieliśmy odebrać z magazynu. I to był błąd, bo staliśmy 1,5 godziny, nogi bolą mnie do dziś.Byliśmy w sklepie po 10, wyjechaliśmy do domu  przed 15.  Zero organizacji, zero empatii dla klienta, błędnie podawane informacje, totalny bałagan.  Nie pojadę tam szybko.Dziś  tez trochę kręcenia sie po domu, bo powoli szykujemy wyjazd. Jakieś pranie, sadzenie kwiatów, przesadzanie innych, sprzątanie po tych operacjach. Upiekłam  ślimaczki z ciasta francuskiego, bo mam za dużo konfitury z figi z aronią, której  nie zjem do wyjazdu. Wyrzucać nie chcę.   Jutro msza za duszę Mamy, aż nie dowiary, że to miesiąc od Jej śmierci.     Dziś na obiad kopytka gryczane, mielone w sosie grzybowym i buraczki. Grzyby suszone czas najwyższy wykorzystać.   W polityce dzieją się rzeczy nieprawdopodobne. Dziś rozmawialismy z mężem na temat przewidywań na lata kolejne. Czarno to widzę, już słyszałam dziś o wycofywaniu się z refundacji podwyżek prądu. My damy sobie radę, ale są ludzie naprawdę biedni,  młodzi pozbawieni pracy, przyszłości. Cofamy się  jako kraj, niestety.

4 maja 2020 , Komentarze (5)

Nosi mnie, chcę gdzieś pojechać, coś zwiedzić, zobaczyć wiosnę majową! Zaczełam od wczorajszej wyprawy do Białogóry.  Po przyjeździe kijki w rękę i marsz w kierunku plaży.  Niestety, wiatr dmuchał mocno i wiał piaskiem w twarz. Poszliśmy lasem, mąż chciał koniecznie na skróty i co? Jak zawsze, gdy człowiek chce szybciej,  bo pomylił drogi. W ten sposób zrobiliśmy ponad 14.000 kroków i ponad 9 km.  Nogi bolały, bo robiło się coraz cieplej. Na szczęście mieliśmy prowiant ze sobą i wodę. Po powrocie do domu , po obiedzie, który na szczęście był tylko do podgrzania, padłam ze zmęczenia. To pierwszy tak długi wypad, ale organizm się przyzwyczai. Ten rozruch spowodował potrzebę zaplanowania dalszego wyjazdu. Siedzę, przeglądam, oceniam i zastanawiam się , jak to będzie, kiedy wyjechać. Lubię to zajęcie, nawet bardzo, jeszcze tylko informacje  w sprawie pogody są mi potrzebne , aby daty wyjazdu były doprecyzowane. Narazie szykuje się zimny maj, a mnie się przypomina od razu piosenka "Chory na wszystko" Strachów na Lachy.  Jakże aktualna, niestety. Dziś przeczytałam wiadomość, że PiS rozważa dymisję Dudy. Pomijając absolutną potrzebę takiego ruchu, to nie PiS ma prawo decydować, bo nie wybierał. Jestem z pokolenia Solidarności, Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka, politykę mam we krwi, chociaż nienawidzę jej jak upiornej krewnej, która życie zatruwa.  Wybaczcie więc te wtręty . Zimno się zrobiło po południu, a ranek zapowiadał taki ładny dzień, już bez "szczęśliwych godzinek" dla seniorów. Zupa krem warzywna z kaszą bulgur, naleśniki z mięsem i kapusta kiszona, to było na obiad. Mąż nadal porządkuje piwnice, ja niszczę kolejną część dokumentów zabranych od rodziców.  Nasza biblioteka niestety nadal zamknięta, a tak się nastawiłam na nowa dostawę! Za oknem coraz chłodniej, aktualnie 13 stopni, a o 10 było 19.  Nie mam już obowiązku zrywania się, jechania do Mamy, robienia zakupów, załatwiania spraw. Mogłabym  spędzić cały dzień w łóżku, ale to nie moja natura.  Syn przysłał mi  filmik z you tube "Litania  do Królowej blokowisk.  Popłakałam się , tak po prostu, z bezsilności , z beznadziei, z żalu . Nadal nie radzę sobie dobrze z tym koronasyfem.

1 maja 2020 , Komentarze (5)

Mój ulubiony miesiąc się zaczął. Pogoda za oknem nie nastraja, ale to dla przyrody doskonałe, że pada. Dzis spałam doskonale, bo wreszcie zeszło ze mnie całe napięcie spowodowane  Mamą, bratem, itd. Spotkanie z bratem w środę było takie kuriozalne, bo ja rozliczałam się z kilkuset tysięcy, on nie potrafił z 6.000. Miał pretensje, że nie zgadzam się nadal zaliczyć mu kosztów dojazdów do Mamy jako wydatków na Jej funkcjonowanie. Obśmiałam go i tyle.  Oddałam leki i napoczęte pieluchy, podkłady, itp. do hospicjum, gdzie  pan portier uprzejmie wpisał do zeszytu dar z moim nazwiskiem i numerem telefonu, aby nie było wątpliwości ze strony tzw. rodziny(?) Ta cała sytuacja już zaczyna mnie bawić, bo jej  kuriozalność przekracza granice. (szloch). Dziś mam lenia na wychodzenie, zresztą pada co chwilę. Zorganizowałam sobie zajęcia w kuchni. Na obiad rosół z makaronem, polędwica z dorsza smażona i kiszona kapusta podduszona. Na deser zrobiłam ciasto z podsychającej chałki, według Gordona Ramseya. Podałam na ciepło z gałka lodów waniliowych.  Jak przystało na święto pracy , zajęłam się sprzątaniem, umyłam porządnie wszystkie podłogi, starłam kurze, zaopiekowałam się kwiatami doniczkowymi. Odbyłam dwie rozmowy telefoniczne  dosyć długie, takie o wszystkim co nas boli, co nam przeszkadza.  W poniedziałek zaszaleję w bibliotece, bo wreszcie będzie otwarta. Na temat rządu polskiego wypowiadać się nie będę, bo nie używam wulgaryzmów. Jedno jest pewne, ponieważ w ZUS nie ma kasy, teraz dopiero ludzie dostaną obciążenia podatkowe, że hej! A panowie posłowie nadal bawią się w politykę  kosztem narodu. 

28 kwietnia 2020 , Komentarze (5)

Krótki rękaw pod kurtkę, lekką, bo sam materiał, a i tak za ciepło było. I nic dziwnego, skoro po powrocie do domu odczytaliśmy 23 stopnie.! Przeszliśmy sporo, niestety w takie ciepło maseczka daje popalić, nie ma jak oddychać. Skręciliśmy na schody na Kamienną Górę , aby trochę rozluźnić twarz bez maski.A tam w ogrodach drzewa kolorowe, bujnie kwitnące, cudnej urody po prostu! Przyjemnie było popatrzeć. Zatoka we mgle, co zwiastuje zmianę pogody. Dziś robiłam trochę zdjęć tematycznych, do badań  na temat sposobu spędzania czasu w czasie pandemii.Piliśmy więc z mężem kawę na balkonie, bo kawiarnie nieczynne, wyjęłam niszczarkę, bo istotnie ostatnio sporo starych papierów z danymi osobowymi poszło  do wora w postaci pasków. Pokazałam moje malowanki posterowe, książki, jakie czytam, ćwiczenia które wykonuję. To wystarczy. teraz krótki opis i wysyłam. Po spacerze nogi bolały bardzo, chociaż buty miałam już lżejsze. Ta kawa na balkonie byla zatem zbawieniem na chwilę. A potem kuchnia i barszcz ukraiński z mrożonki ( skoro kupiłam na czas tego świństwa),  wątróbka drobiowa z szarą renetą  posypana majerankiem + kiszona kapusta. Takie danie jadamy tak mniej więcej raz na rok, smakował wyśmienicie, i taki był cel. Ziemniaki do wątróbki raczej nie tego, jak mówi młody  w reklamie telewizyjnej.  Mój luby wziął się za prasowanie, bo pranie dziś wyschło natychmiastowo, aja sprzątałam kuchnie po ekscesach wątróbki. Chociaż przykryłam ją, i tak pryskała jak oszalała!   Na balkonowy parapet dodałam dziś doniczkę z lawendą. Może przyciągnie motyle? W Hiszpanii nad morzem ceny mieszkań spadły nawet o 20%, może zrealizuję swoje marzenie?

27 kwietnia 2020 , Komentarze (5)

to ja. Dzień dobry wszystkim zainteresowanym moimi myślami. Bo przecież nasze myśli przelewamy na papier, na laptopa. Dziś piękna pogoda,  po załatwieniu wszystkich spraw niezbędnych, pojechaliśmy do lasu, w okolice naszej byłej działki nad jeziorem. I jeżeli jeszcze lasem , łąką , polem  zielonym zachwycałam się, to terenami zamieszkałymi już nie. Zmiany tam ogromne, wycinka ogromna, stawiane kolejne całoroczne domy, kurz, jedna wielka budowa, kompletny brak spokoju i ciszy. Jezioro nie "przerobi" tak ogromnej rzeszy chętnych do kąpieli, o czystości wody zapomnij!. Posiedzieliśmy trochę w lesie , przeszliśmy się starymi szlakami, powiedzieliśmy dzień dobry znajomym. Jeden zaprosił nas na kawę, ale to było tylko hasło, jak się okazało,  bo kawę wypiliśmy w 10 minut i pożegnaliśmy się, gospodarz nie zatrzymywał. Ale wiem jedno, że to natura jest mi bliska, że to jej łaknę jak kania  przysłowiowego dzdzu. Nie pociąga mnie posiadanie, ja chcę do puszczy, do ostępów leśnych, tarasik przy domu to nie to. A' propos puszczy, błagam Stwórcę, aby sprawca  podpalenia Parku Biebrzańskiego został ustalony i ukarany.  W domu spokój, cisza, tylko te osłony twarzowe są coraz większą męczarnią. Dziś zawiozłam kuzynce pamiątki po mojej Mamie. To książki i zdjęcia, takie jeszcze z poprzedniego wieku. Spotkałyśmy się we drzwiach, celowo, aby nie ryzykować. Otrzymałam pyszne ciasteczka owsiane, które  ;podczas kawy nad jeziorem zrobiły furorę! Dziś na obiad zupa krem z zielonych szparagów, z grzanką z sera pleśniowego, oraz udo kurczaka + fura surówki. Dziś skusiłam się na młodą kapustę, może jakiś lekki bigos z duża ilością koperku? Uzmysłowiłam sobie, że to majówka tuż , tuż, muszę pomyśleć o menu.

23 kwietnia 2020 , Komentarze (9)

Coraz więcej sklepów otwartych,  sporo ludzi na ulicach, na bulwarze także. Nie wiem, czy to jest dobre, bo wielu nie przestrzega  rygorów dot. noszenia maski, odległości od innej osoby, szczególnie widać to w sklepach. Oczywiście cieszę się, że wiosna, że ciepło,że można iść przed siebie, ale gdzieś z tyłu głowy mam ten czający się strach, czy to naprawdę już bezpiecznie?  Czytam o Parku Biebrzańskim i serce mi pęka, na myśl o tych gniazdach popalonych, o pisklakach , o zwierzynie. Świadomość, że to człowiek niszczy naturę bardzo boli,a jednostka nic sama nie zdziała.:? Poza spacerem czas spędzamy na balkonie, na szczęście pogoda dopisuje, chociaż i ja wolałabym deszcz. Niech popada, tak solidnie, tak zmoczy  ziemie przez 3 dni. Wówczas będzie zielono, radosnie i rześko. Dziś na obiad wyjęłam to, co miałam zamrożone, czyli był krupnik i zrobiłam frittatę z mozzarellą, na resztkach  gulaszu warzywno-mięsnego. Na deser truskawki z bezikami i bitą śmietaną. Taki kaprys. Waga ładna, bo ruch eliminuje nadwyżkę. Dziś 10.000 kroków zaliczone! Na bulwarze cieplutko, nawet za ciepło było, na szczęście nie  nałożyłam ciepłego okrycia, wyszłam wiośnie na przeciw. Wczoraj załatwiliśmy PZU i bank, szybko i sprawnie. W mieście cisza, szczególnie nocami, bo wędrówki marków nocnych ustały, nie ma odgłosów zażywania nadmiernego. Odnośnie mojego tekstu o gromadzeniu przedmiotów, wiem, każdy ma jakiegoś  fizia. Książek nie odmawiam, buty też bardzo lubię. Nadal jednak uważam, że lepiej kasę przeznaczyć na wędrówki, na podróże, a nie na kolejna rzecz. Wolę zatem być niż mieć.

21 kwietnia 2020 , Komentarze (17)

jakie to przykre, że drugi raz w ciągu kilku miesięcy porządkuję sprawy zmarłych. Dziś nasza wizyta w mieszkaniu  rodziców. Brat zostawił okropny bałagan, szukał , przewalał, kopał? Niech bierze co chce, obrazów z pamięci mi nie zabierze, wspomnień i skojarzeń z przeżytymi sytuacjami. A przedmioty? Warte były coś dla ich właścicieli, dla mnie  to tylko dużo pracy. Dziś pakowałam ubrania Mamy. Boże, ile tego jest! Umówiłam się z koleżanką, że zabierze dużo na wieś w okolice Malborka. Tam kobiety z pewnością się ucieszą, bo Mama była elegantka. Narazie  zapakowałam te lżejsze rzeczy, wyszło kilka worów . Przy okazji znalazłam jakieś stare zdjęcia Mamy, mojej babci, jakieś drobiazgi, które rozczulają. Kilka książek, bo reszta pójdzie do szkolnej biblioteki ( lektury), rozdam znajomym, zdjęcia, które muszę opisać, niepotrzebne papiery i dokumenty zniszczyć. Najgorzej jest ze szkłem, to lepsze zachowam dla jakiegoś domu weselnego, gorsze zawiozę do noclegowni. To samo z  ręcznikami, pościelą, odzież po Ojcu. A jeszcze została piwnica. Sąsiadka z tej samej klatki zainteresowana jest kupnem, może to byłoby dobre. Mniej kłopotu.  Wróciliśmy do domu po kilku godzinach, zmęczeni i głodni. Na obiad była tylko pomidorówka z makaronem, z dużą ilością mięsa drobiowego, bo gotowana na skrzydle indyka i 2 skrzydełkach kurzych. Jutro będę załatwiać kilka spraw urzędowych, chciałabym znów zobaczyć morze, czyli iść na bulwar. Sypiam lepiej, chociaż to i tak nie jest pełne zadowolenie.  Nad morzem nadal zimno, mimo pięknego słońca. Na balkonie raczej za chłodno, o posiedzeniu nie ma co marzyć. Wczoraj wymyśliłam sobie, że gdy ten koronasyf się uspokoi, zaproszę kilkanaście osób z rodziny, abyśmy mogli nacieszyć się sobą, i przy okazji  świętować 70 urodziny męża. One będą wprawdzie w grudniu, ale  to nie stanowi absolutnie przeszkody, prawda?  Znamienne jest , że to będą wyłącznie  członkowie rodziny męża, o bracie nie myślę absolutnie. Poza tym ogromnie tęsknię za synem, jak tylko będzie to możliwe , w sensie naprawdę bezpieczne, jedziemy do Poznania. Ostatnio wielokrotnie myślałam o tym, jak niepotrzebnie człowiek zabiega o posiadanie. Lubimy otaczać się rzeczami zbędnymi, jest ich coraz więcej i więcej. Zamiast dwóch dobrych kremów do twarzy , mamy po kilka. Całe palety barw do powiek, zamiast 1-2.  Z ręka na sercu przyznajcie sie, ile torebek/ toreb/ nosideł macie? Jak często nakładacie na siebie każdą posiadaną sukienkę?  Czy nasze mieszkanie musi być odzwierciedleniem aktualnych trendów w modzie? Czy zakup nowego samochodu jest absolutnie konieczny? Dzięki temu, że teraz mniej się produkuje, zwierzęta wychodzą z lasu, natura zaczyna się odradzać. Bardzo chciałabym, aby świat nadal istniał w postaci znanej mi. Abym mogła raz jeszcze pojechać chociażby nad Biebrzę, której otulina trawiona jest teraz ogniem, abym mogła znów posiedzieć  na  placu w Sienie, powdychać jej zapachy. Czy doczekam tego? Och!