to tytuł programu Grażyny Torbickiej, gdy jeszcze było w miarę normalnie w Polsce. Ten tytuł odzwierciedla moje uczucia do X muzy. W piątek zaczełam tydzień filmu włoskiego, to był "Zdrajca", o likwidacji Cosa Nostry . Brutalny, prawdziwy i ciekawy, bo pokazujący Italię lat 60 i 70, gdy wszyscy praktycznie pracowali dla organizacji. Wczoraj była przerwa w filmach, na recital Arkadiusza Brykalskiego, wykonującego piosenki Przybory, Wasowskiego, Młynarskiego. To w Teatrze Ateneum w Sopocie. Występ świetny, wykonawca spływał potem, dodatkowo podgrzewany jupiterami. Zaangażowany na maksa, z dobrym głosem, warto było. Natomiast nie warto jechać do Sopotu. Podróż SKM to koszmar z powodu gorąca, tłoku i wszelkiego rodzaju typków. Pojechalismy tak, bo zaparkowanie w Sopocie w sezonie to marzenie. Przejście deptakiem Monte Cassino przyprawia o zawrót głowy wobec różnorodności scen rodzajowych, wielości stylów , z golizna włącznie. Szybko skręciliśmy w jedną z uliczek bocznych, aby absmak pozostawić za sobą. Wróciliśmy do domu taxi. Dziś kolejny film, i tak do czwartku włącznie. Na szczęście wszystkie projekcje są o 20:30, nie tracimy więc dnia. A w poniedziałek jadę do szpitala , aby na Onkologii umówić się, lub wykonać nakłucie guzka na tarczycy. Trochę urósł, oby był sympatyczny. Dziś pojechaliśmy trochę posiedzieć w cieniu drzew, w mieście jest okropnie gorąca, a w stronę morza wala tłumy turystów. Przeczekamy te najgorsze godziny w domu, za żaluzjami, w chłodzie 23 stopniowym. Na obiad brokułowa i polędwiczki duszone , z sosem zielonym + mizeria. Taki niedzielny obiad. Skończyłam czytać Grishama Wyspa Camino. Nie polecam, książka najzwyczajniej nudna i bez jaj.