ale dziś na polu przed Władysławowem stało całe stado żurawi! Jechaliśmy w stronę Chałup, aby trochę po plaży nad otwartym morzem połazić. Po drodze słonecznie, pola zielone po kres,i te żurawie. No po prostu jak wiosną! A spacer był bardzo, bardzo, a nawet bardziej. Po wejściu na plaże od razu wzrok pada na dwie grupy morsów, które całkiem długo moczyły się w Bałtyku. Podziwiam naprawdę, bo to dużo odwagi trzeba. Włóczyliśmy sie brzegiem, podziwiając ptactwo różne, w tym kormorany, które od razu Szczepanika przypomniały. P kilku km. skręcilismy do lasu, tam znów wędrówka, chwilka posilenia się przy stosie drewna, i powrót. Zrobiłam zdjęcia obu stron morza, tej zatokowej i tej otwartej. A samochodów na drodze, oj, masa! Na szczęście oni jadą tam, gdy my już wracamy, bo my poranne ptaszki , skoro 9 wyjechali. Pogoda zakończyła się wraz z powrotem naszym do domu. A ja poczułam drogę w nogach, szczególnie ten etap wędrówki po piasku był uciążliwy. Na obiad pozostałości z wczoraj dla męża, ja zadowoliłam się rosołem z makaronem oraz ziemniakami z sosem grzybowym + sałata z sosem winegret. Skończyłam czytać Stasiuka, teraz wezmę coś mniej nostalgicznego, chociaż jego proza jest doskonała np. przed snem. Uspokaja. Wczoraj rozmawiałam z ciocią męża, lat 89. Miała wątpliwości, czy w jej wieku wypada nosić spodnie koloru zgaszonej zieleni. No cóż, bardzo chciałabym mieć w takim wieku tego rodzaju dylematy! Byłoby cudnie.