Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251720
Komentarzy: 6512
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

15 czerwca 2019 , Komentarze (2)

Uruchomiona została ponownie kamerka pokazująca w moim telewizorze plażę gdyńską. Zaczynam dzień od Zoom TV -  to pogodowe obrazy z Polski, oraz z plaży mojego miasta. Fajnie smakuje kawa, gdy widzę o poranku Kraków, Świnoujście, Chełmno, Katowice, itd., Dziś podobnie, ale tylko Gdynia, już ok. 7 ludzie na plaży, biegacze na bulwarze. Po owsiance nakarmiłam kwiaty, zraszając i podlewając, a potem zakupy w okolicznych sklepikach. Mało, bo i mało potrzebujemy. Upały hamują apetyt. Spacer nad morze, chwilka z książką na ławce, powrót do domu. Na obiad wykorzystałam szparagi na zupę, oraz bataty , które upiekłam  w piekarniku. Potem zmiksowałam miąższ z fasolą czerwoną, pomidorami suszonymi, czosnkiem i ziołami oraz przyprawami. Ponownie nałożyłam do łupinowych łódeczek i zapiekłam. Podałam z  sosem tzatziki. Smaczne, ale raczej nie powtórzę dania, bo jak dla mnie zbyt ciapowate. Dzwonił brat, umówiliśmy się na jutro u niego na kawę. Będzie po drodze, skoro wybieramy się do Gdańska.  Dziś w Gdyni był zjazd samochodów  Mini i Mini Cooper. Sporo ich jechało, nowe i stare modele, lubię tę markę. Zasłaniam okna żaluzjami w pokoju dziennym, bo słońce mocno nagrzewa. Śpimy  tylko pod kocykami obleczonymi w poszwy, a i tak jest za ciepło. Powoli zbliża sie termin wyjazdu na wakacje. Zaczynam gromadzić niezbędności:p.

14 czerwca 2019 , Komentarze (7)

Zajadam się arbuzem, odrzuciłam truskawki, bo którekolwiek kupię, są niesłodkie i na dodatek jakoś dziwnie "zalatują" nawozem. Może były mocno pryskane?  Arbuz wiem, że nie polski, ale smaczny, niskokaloryczny i nawadniający likopenem. Poza tym  jem borówki, tak z 15 dkg dziennie.  A na obiad dziś miałam zupę rybną. Ugotowałam  esencjonalny wywar z młodej włoszczyzny, z kapustą , gdy warzywa były miękkie, dodałam płat morszczuka. Chwilka i zupa gotowa. Posypana pietruszką, podana ze wszystkimi warzywami i z grzanką ciepłą, pycha!. Na II danie zielona fasolka gotowana na parze, polana oliwą z ziołami, posypana nasionami chia. Wszystko. Smacznie, zdrowo i lekko. Na jutro planuje batata pieczonego z różnościami  i zupę krem ze szparagów. W niedzielę mamy zamiar wybrać się do Gdańska , bo tam fajna impreza wegańska, z żarełkiem, kosmetykami, wykładami i pokazami. Wstęp wolny, czyli tylko chęci potrzebne i mobilizacja. Dziś rano fajnie wietrzykiem owiewało nas  nad morzem. Chwilkę posiedzieliśmy na ławce w cieniu, zawsze przydaje się książka. A widok mieliśmy iście filmowy i historyczny. Filmowy, bo siedzieliśmy przy tarasie nadmorskim, który "grał" w filmie Żona dla Australijczyka" z Wiesławem Gołasem i Elżbietą Czyżewską, a historyczny, bo film z poprzedniego wieku, a taras przedwojenny. Rozmawiałam dziś z bratem, mieszka w Gdańsku, ale uznaje Gdynię za najpiękniejsze miasto w Polsce. To taki lokalny patriotyzm, takich uczuć jest z pewnością wiele w Polsce. :D

13 czerwca 2019 , Komentarze (6)

Od rana dzis grzmi, burzowo jest i deszczowo. Jeszcze o 7 było 26 stopni, teraz 19 i wreszcie można oddychać.Wczoraj poza  zakupami na hali warzywnej wyszliśmy dopiero po 20. Nadal było upalnie, chociaż słońce kończyło już swoją pracę. Na bulwarze tłumy, na plaży pełno młodzieży, ludzie kąpali się, spacerowali, siedzieli w kafejkach, obrazek jak z kurortu np.  w Hiszpanii. Weszliśmy na Kamienną Górę, aby popatrzeć na morze z wysoka. Pięknie oświetlona kosa Półwyspu , jakieś statki na redzie, zielono, parno, wakacyjnie. Wróciliśmy  zmęczeni upałem, a nadchodząca zmiana ciśnienia zwaliła mnie z nóg. Jeszcze tylko zrobiłam okład z rumianku na powiekę, bo jakiś jęczmień się przyplątał.  Dziś poszłam do okulisty , aby coś poradził. Przyjęła mnie u optyka starsza pani , na jej poradą robię okład z ciepłego jajka na twardo, oczywiście w skorupce i nie bezpośrednio na powiekę, tylko przez chusteczkę higieniczną. Poza tym sól fizjologiczna, krople, maść , wit. B Complex.  Po pierwszym okładzie sporo zeszło opuchlizny, co cieszy i napawa nadzieją, że będzie ok. To oczywiście skutek upału, osłabienia organizmu, bo naprawdę źle znoszę taka temperaturę. Waga drgnęła w dół, dziś  ugotowałam zupę rybną na jutro, tzw. uchę. Jest to po prostu  wywar warzywny  z gotowaną rybą. Pyszne, zdrowe i lekkie. Piszę  właściwie tylko o obiadach, bo na śniadanie jadam zamiennie, kaszę jaglaną, owsiankę, grzanki. Kolację zostawiam wrogowi, zgodnie z przysłowiem, a II śniadanie uzależnione jest od nastroju, pogody i apetytu. Zajadam się arbuzem, truskawki tylko raz trafiłam dobre. Dużo piję wody. Wczoraj dzwoniła do mnie znajoma z pracy, została nagle odwołana z funkcji dyrektora, miała nadzieję, że jej pomogę pod względem prawnym, tak mi się wydaje. Zapytała, czy jeszcze gdzieś pracuję, a gdy usłyszała, że nie i od 3 lat nie  wykonuję niczego  zawodowo, zostawiła sprawę. Ale chociaż wyżaliła się. Na szczęście znajoma jest w wieku emerytalnym, więc bólu nie ma, raczej o ambicje chodzi i sposób potraktowania. Rozumiem ją, cóż takie teraz czasy. 

12 czerwca 2019 , Komentarze (10)

Gniazdo opustoszało, nasz świergotek wyleciał do Poznania. Juz tęsknił, bo przecież tam teraz jego centrum życiowe. Zobaczymy się w okolicach sierpnia. A dziś rano , bo tuż przed 8 , wyjście na hale targowa po zakupy. Spacer będzie późnym popołudniem, gdy skwar zelżeje. Wiozę dziś rodzicom obiad, może uda się tam coś zrobić?  Na balkonie pranie wywieszone, na obiad będzie zupa ogórkowa i tylko ona. Zajadam się arbuzem i truskawkami, to symptomy lata. A upał dzis nieziemski. Czytałam o wyschnięciu koryta Noteci na odcinku 30 km. Dzieje się moje drogie samo zło z winy człowieka. Dlatego walczę z włączonymi silnikami na postoju, z wyrzucanymi papierkami pod nogi, z gaszeniem papierosów byle gdzie. O wycinaniu drzew nie wspomnę. Natura już sobie nie radzi. ;(

11 czerwca 2019 , Komentarze (3)

w cień, jak tylko mogę. Jest gorąco, a będzie jeszcze bardziej. Boję się takiej pogody, bo nie czuję się dobrze w upale. Dziś z samego rana byłam u endo, jest wszystko ok. oprócz wody. Mam jej za mało  w organiźmie !!??? To po cholerę wypijam tyle płynów codziennie?  Dla kogo? No dobra, będę wlewać więcej, mogę zamieszkać w toalecie , tam przynajmniej chłodno! Po powrocie od lekarza, tj. przed 9 wyjechaliśmy w stronę Jastrzebiej Góry i to był dobry pomysł. Ucieczka z miasta  nagrzanego jak piec jest koniecznością. A tam luzik, nad wodą chłodniutko, przyjemnie, chodziliśmy po  mokrym piasku, woda nas zalewała, miałam spodnie mokre  do kolan i było to przyjemne. Sporo ludzi z małymi dziećmi, dobry to czas na wyjazd z dzieckiem, nie ma żaru szkodliwego, a zabawa mokrym piaskiem i tak możliwa. Wróciliśmy ok 14, dziś nasza kolej na wyjście restauracyjne z okazji urodzin syna. Poszliśmy do Tawerny Zante, to grecka kuchnia, bardzo smaczna, lokal urządzony w stylu loftu, z fajną klimatyzacją, co niezbędne w tropikach!  Chłopcy pojechali znów na mecz, a ja na chwilkę złapałam komarka i teraz zanudzam Was swoimi "niesamowitymi przeżyciami".  Przed gabinetem endo rozmawiałam z inna pacjentką, ona wskazuje na całkowita odporność na jakąkolwiek dietę. Ma wyciętą tarczyce, może to jest powód? Albo źle trafiała  na dietetyczki? Szkoda mi jej było, bo taka zawzięta na zrzucenie wagi, a tu nic. Jutro syn ek wraca do siebie, a ja zabieram się za dietę wakacyjna. Będzie to lekkie jedzenie z przewagą  warzyw surowych, dużą ilością płynów zdrowych, zup typu krem na bazie wywarów niemięsnych, a mięso indycze lub ryby. Słodycze zostawiam wrogom;). Dziś przeszlismy prawie 6 km, nie jest źle.

9 czerwca 2019 , Komentarze (7)

Wczoraj posiedzieliśmy długo, były rozmowy Polaków, były plany, opowieści o marzeniach.  Mamy naprawdę świetne dziecko. Dziś dzień dowolny, my z mężem poszliśmy po śniadaniu na spacer, dziecko jeszcze spało. Unikaliśmy dziś miejsc słonecznych, udało się i wracaliśmy zrelaksowani. Na balkonie kawa, jakiś czas z książką, a obiad w restauracji, na zaproszenie Jubilata. Upał nie pozwolił zjeść za dużo, po obiedzie jeszcze wspólny spacer i do domu, bo  syn pojechał do Poznania. Wraca jutro wieczorem, we wtorek znów mecz w ramach Mistrzostw Świata - piłka nożna do lat 20. Podobno atmosfera na stadionie wspaniała, przyjazna, bez kiboli i zawieruchy. Wieczór spędzany zatem sami, dwa stare grzyby. Syn zażyczył sobie, abyśmy przyjechali do Poznania  w to lato. Ależ z przyjemnością, będzie więcej czasu na bycie razem.  Na jutro i na jeszcze dłużej mam obiady, no bo jak to matka Polka, przygotowałam dla pułku, nie dla trójki. Nic się nie zmarnuje, bo część zamrożę, część przetworzę, napewno nie wyrzucę. Balkonowa fasola szykuje się do kwitnienia.Rośnie doskonale, ja o nią dbam i dobrze nam razem. Jutro może jakieś kino, bo dawno nie byliśmy. Dziś kupiłam kolejna książkę Marcina Wichy "Jak przestałem kochać. design." Jestem jej ciekawa, bo sposób pisania autora bardzo mi odpowiada.

8 czerwca 2019 , Komentarze (3)

Panicz z mężem pojechali na mecz, mam więc wolną chatę! Pamiętam czasy, gdy ktoś z rodziny łaskawie zechciał zająć się synem np. na spacerze, a ja wówczas , wolna jak ptak, zamiast odpoczywać, nadrabiałam w domowych zajęciach. Myłam, sprzątałam, prałam, układałam, zamiast usiąść i poczytać książkę np. I chyba my, matki Polki tak mamy. Ja też tak miałam, teraz nie mam zamiaru, teraz tzn. dokładnie dziś, czytam, snuję się po domu, coś przestawię, coś przesunę, ale bez zaangażowania. Gromadzę spokój przed powrotem rycerzy do domu. Wczoraj panicz miał urodziny, dziś będziemy je lekko świętować. Obiad smakował, rosół znalazł jak najbardziej aprobatę , gołąbki z dokładką.  Jutro syn zaprasza na obiad  w mieście. Rano , a dokładnie 5:45 wyszłam na balkon , aby zaczerpnąć  świeżego spojrzenia na świat. Było cicho, spokojnie , tak naprawdę balsamicznie. Mąż pojechał na cmentarz posadzić nowe kwiaty, a ja krzątałam się , abyśmy po jego powrocie mogli  wyjść. Wizyta nad Bałtykiem  była samą przyjemnością, bo dziś lekko chłodniej.  W okolicach 15 nadeszła ulewa, lało ok. pół godziny naprawdę mocno. Jeszcze się ochłodziło, ale ja tak lubię. Śpi się lepiej, lepiej się oddycha. Mierzyłam  zeszłoroczna spódnicę  bawełniana, jest ok, czyli słowa koleżanek i znajomych sprawdzają się. Daję sobie za to (slonce).

7 czerwca 2019 , Komentarze (13)

bo dziś jest prawdziwie nadbałtycka pogoda. Lekka bryza, temperatura 0ok. 22 stopni, niebo co chwile zachmurzone. Wypad nad morze wcześnie, aby pozałatwiać wszystko, co niezbędne na weekend. Bo jutro panicz zjeżdża i chciałabym być jak najwięcej z dzieckiem. Kolejny tom Agnieszki Krawczyk oddany, w ten sposób rozliczyłam się z cała pozycją. Potem zakupy , a było ich sporo, bo chciażby wody pijemy teraz ogromne ilości. Sama wczoraj pochłonęłam ponad 2 litry. Wyjście z domu bez butelki wody jest niemożliwe. Potem wizyta w fundacji, aby zapisać się na nowy semestr na zajęcia ruchowe. Namówiłam męża na gimnastykę dla panów, niech porusza się trochę pod okiem specjalisty. Po drodze zanieśliśmy ogromną torbę ubrań do sklepu charytatywnego. Na nasz widok pani ucieszyła się, bo to kolejny raz odwiedzamy ten przybytek.  Po powrocie jeszcze okoliczne sklepy z wędliną i mięsem, z warzywami, mąką , itp.  Jak słoń się czułam, niosąc to wszystko do domu, a przecież wyszłam tylko po koperek! Synek wybrał gołąbki, będą więc gołąbki, ale alternatywa będzie także - polędwiczki indycze ze szparagami. Rosół już gotowy, biszkopt z borówkami stygnie, mango obrane na jutrzejszy deser. Na obiad dziś był łosoś pieczony w pergaminie , spora porcja gotowanej fasoli i surówka z młodej kapusty. Spotkałam koleżankę z zajęć ruchowych, pytała o pobyt w sanatorium i powiedziała, ŻE SCHUDŁAM !!!! Takie stwierdzenie pada po raz kolejny  w ciągu ostatniego czasu.Zaczynam więc w to wierzyć;).

6 czerwca 2019 , Komentarze (8)

Spacer nad morzem o 8 rano naprawdę jest czymś luksusowym. Doceniam to, że mieszkam w Gdyni, że mam morze o rzut beretem, że mogę tak codziennie i o każdej porze roku. Biel piasku, srebrny kolor wody i ta charakterystyczna niby mgiełka na horyzoncie, co oznacza wysoką temperaturę. Na bulwarze już sporo ludzi, znajoma z dzieciństwa z psem Bono, pani z bielactwem chodząca z kijkami, "chłopcy" starszawi  zajęci dyskusją, biegacze, rolki, rowery. Byli odważni zażywający kąpieli. Rozczula widok starszej kobiety siedzącej na ławce, słuchającej muzyki lub e-booka, a obok kijki "odpoczywają". Od razu myślę o rodzicach i ich wiecznej niechęci do ruchu na powietrzu. Może stąd wzięły się ich dolegliwości?  Wczoraj pranie wywiesiłam na noc, prawie wszystko wyschło. Temperaturę nocną czułam, bo było mi za gorąco pod kołdrą, mimo spania nago.  Wizyta w bibliotece zaowocowała  kolejnymi książkami. Tak lubię tam chodzić i wybierać "nowych przyjaciół". To powinno wystarczyć do wyjazdu 26 czerwca, bo przytachaliśmy 11 pozycji. A na wyjazd będą kolejne, może coś z nowości?  Dziś obiad skromny, bo temperatura ogranicza apetyt. Będą grzanki z pomidorem i oliwą czyli włoskie bruschetty, oraz krupnik. Zajadamy się truskawkami, tak krótko są , trzeba korzystać.  Co do menu na przyjazd panicza, narazie obstawiam deser- jogurt z chia , truskawki i borówki. Chyba zrobię rosół, bo domowy rosół to klasyka maminej troski. A o II daniu jeszcze pomyślę. Dziś nie mam żadnych obowiązków, będę odpoczywać na balkonie, ale to po schowaniu się już słońca za sąsiedni budynek. Upały mi nie służą i nigdy ich nie lubiłam. 

5 czerwca 2019 , Komentarze (8)

z nieba, nie dla mnie taka pogoda. Za gorąco. Nad morze wyszliśmy po 8 , aby nie załapać się na ukrop z nieba. Mimo gorąca szliśmy szybko , pokonaliśmy dystans w 40 minut.  Jeszcze truskawki po drodze, żółta fasola i morele. Potem do lekarza na usg tarczycy. Tu dobra wiadomość, bo guzek zmniejszył się  i na kolejną kontrolę mam się pojawić za 9- 12 miesięcy.  II śniadanie zjedliśmy na balkonie, w otoczeniu naszych kwiatów i zieleni. Fasola rośnie jak na drożdżach, ale to dzięki moim wysiłkom. Podlewam codziennie 2razy, nawożę regularnie, zraszam. Pogoda upalna ponownie przypomniała mi o zapowiedziach spalenia planety . Niestety, staje się to coraz bardziej realne. Wizyta u rodziców, krupnik i naleśniki z jabłkiem, aby nie obciążać organizmu w taki upał. Oni niestety żyją w innym wymiarze. Na jutro zaplanowałam wizytę w bibliotece, oddanie książek w 3 miejscach, pożyczenie kolejnych pozycji.Sporo czasu zajęło mi  dziś prasowanie, przegląd szafy pod kątem zupełnie letnich ubrań, przygotowanie ogromnej torby z rzeczami do oddania.  Kilka lat nie noszę, nie ubiorę już napewno. Tak więc jutro i to zostanie załatwione, niech ktoś skorzysta. A teraz mam chwilkę czasu  na zaplanowanie menu  dla panicza.