nie, nie będę szła śladami Morawieckiego, broń Boże. Po prostu miałam zmęczenie organizmu, ciśnienie skoczyło, ból głowy, zawroty. Pomiar wykazał 160/90, co przy mojej normie 120/70 to jest wynik! I tak przez 2 dni, a zatem o ćwiczeniach wysiłkowych zapomniałam, za zgodą lekarza. Być może skoki pogodowe zrobiły swoje, ale czułam się niekomfortowo, szczególnie, że mama miała udar. Dziś spadek i aktualnie mam 150/60(?) , ale jutro już chce być aktywna. Podobno to wcale nie takie wysokie ciśnienie, ale ja dopasowuję je do własnego organizmu i mam zdanie odrębne. Ale już dosyć o tym. W holu sanatorium od 2 dni stoi gablota , odkryta, a w niej jest kilkanaście kurczaczków, poidła, lampa nagrzewająca. Towarzystwo gaworzy piskliwie, garnie się do ludzi, ale nie dotykamy ich. Wygląd śpiącego kurczaka, z rozłożonymi skrzydłami, naprawdę rozczula. Pogoda dziś wprost znakomita. Mąż kupił gałązki brzozowe, zrobiłam wazon z butelki po wodzie, owinęłam żółtą serwetką, gałązki udekorowałam kolorowymi jajeczkami zabranymi z domu. Jest od razu świątecznie. Przez ostatnie dni nie mogę sie pochwalić jakimikolwiek wyczynami, a nie, jednak mogę. Spałam po południu bite 2 godziny i to bez chwili przerwy! Kartki świąteczne z życzeniami wysłane, prezenty kupione. Zaopatrzyłam się w spore ilości pierników , różnych smaków i kształtów, dokupię jeszcze ze dwa opakowania soli kąpielowej, dla kolegi jest już ognista woda pt" Gruba pszczoła". On lubi takie lokalne klimaty, a podlewa nasze kwiaty domowe. Pobyt w Ciechocinku faktycznie wyleczył mnie z marzeń o przeprowadzce do małego miasta. Umarłabym z nudów, z marazmu i byle jakości. A zima tu musi być straszna!