Dziś mrozik, taki całkiem porządny był. Spaliśmy przy zamkniętym oknie, bo bez przesady, prawda? Po śniadaniu ciepłe ubranka, nawet mąż włożył coś pod spodnie, i wymarsz. Trasa dziś lekko dłuższa, przeszliśmy okolicami mojego dzieciństwa. Łącznie wyszło 6 km i prawie 9.000 kroków. A marsz był szybki, bo zimno na bulwarze i wiało mrozem z północnego wschodu. Wczoraj Złotonaniebie przypomniała mi o awokado, dziś II śniadanie właśnie w tym stylu, bo tost z awokado i łososiem wędzonym. Pycha i tyle!!! Zakupy w Lidlu pozwoliły mi zaplanować posiłki na dni następne, będzie barszcz ukraiński, będzie łosoś pieczony, będzie gulasz. Miałam nadzieję na jakieś fajne owoce egzotyczne, ale skończyło się na jabłkach. Kupiłam także ciasto francuskie, będą ciasteczka ślimaczki z ricottą. Wczoraj w Super Stacji była pani Ewa Woydyłło- Osiatyńska, dla mnie wzór damy, mądrej kobiety, prawdziwej profesjonalistki. Mowa była o sposobie reagowania na hejt, na obraźliwe słowa. Odłożyłam na jakiś czas moje wizyty u rodziców, sumienie mnie gryzie, ale nie potrafię więcej znosić tak ohydnych słów w moim kierunku. Ta wczorajsza rozmowa z p. Woydyłło - Osiatyńską utwierdziła mnie w mojej postawie. Trwało to lata, ale wreszcie mam dosyć, ocknęłam się, koniec.