Bilans dnia
Jutro dzień prawdy! Ważenie i wpisywanie wyników.
śniadanie: 1 kostka czekolady (na rozruszanie przemiany materii a nie z łakomstwa, podobno to działa, zobaczymy), kawałek babki (taki ani mały ani duży) u teściowej.
Tutaj mimo wszystkich oznak, jednak mogę się pochwalić, że twarda byłam, bo nie dałam się namówić na zupę dyniową. Malutki sukces, ale sukces.
II śniadanie: twarożek wiejski lekki z Piątnicy
obiad: 2 kurzęce udka, 3 malusieńkie ziemniaczki (a nie piure, jak reszta), surówka
Kolacja: sałatka z ryżem i z tuńczykiem (nie jestem pewna, czy nie było tego za dużo)
no i niestety wpadka na całego: garść domowych cukierków podczas oglądania filmu (I gdzie to świadome jedzenie?)
A te cukierki, to się robi tak:
1/2 szkl. cukru
1/2 kostki masła
8 łyżek miodu
3 łyżki ciemnego kakao
To wszystko gotować aż się cukier rozpuści. Potem zdjąć z palnika i dosypać całą paczkę płatków kukurydzianych i wymieszać. Palce lizać!
Wychodzi tego duży kopiasty półmisek (kiedyś zrobię zdjęcie) i rodzina (niestety razem ze mną) zajada to po prostu paluchami i zapija mlekiem. Bardziej kulturalni ludzie dzielą to na małe porcje, jak cukierki lub ciasteczka właśnie.
Pocieszam się, że ta garść wcale nie miała tyle kalorii. Ale o tej porze!!
Jutro waga mi nakopie :((( Ale ja się nie dam i nakopię jej wtedy za tydzień! O!!!
Przejechałam 30 km. Nie wiem dokąd dojechałam, ale zbliżam się do granicy z Litwą.
:))))
Bym zapomniała!
Waga: 92,2 kg.
Szczerzę się jak szczeżuja :))))
Czary mary...
Czy mam cechy, które mogą mi utrudnić stosowanie diety?
A jak myślą wtedy osoby szczupłe?
Cecha 1
Mylę głód z ochotą na coś
Osoba szczupła powie: Wiem, że chciałabym to zjeść... Ale przecież niedawno jadłam... nie zjem tego.
Muszę zwracać większą uwagę na uczucie w żołądku przed spożyciem posiłku i po nim. Trzeba by przeprowadzić eksperyment i doprowadzić się do stanu prawdziwego głodu, by przekonać się, jak się go odczuwa.
Cecha 2
Z trudem znoszę głód i zachcianki
Szczuplaki w ogóle nieczęsto myślą o jedzeniu. Uważają, że zawsze zdołają czymś zaspokoić głód albo mu się oprzeć, gdy sytuacja będzie tego wymagać.
Cecha 3
Lubię uczucie sytości
Osoby szczupłe zwykle jedzą do chwili zaspokojenia głodu. Nie czują przymusu opróżnienia talerza.
A co ja (czyli grubasek) wtedy myślę:
To takie smaczne, nie chcę przestać jeść.
To wyjątkowa okazja, mogę zaszaleć.
Chcę pokazać gospodyni, że doceniam jej wysiłki.
Nie potrafię się oprzeć tak wspaniałym daniom.
Cecha 4
Zwodzę siebie, jeśli chodzi o ilość spożywanego jedzenia
Szczuplaki nie przejadają się często, a jeśli już to zrobią, automatycznie przy następnym posiłku jedzą mniej.
A ja często wmawiam sobie, że to, co jem, nie ma większego znaczenia, że kalorie się nie liczą, jeśli wyjadasz tylko okruchy z torebki po ciastkach, zlizujesz polewę tortu z noża czy zjadasz odłamany kawałek precla.
Cecha 5
Jedzeniem poprawiam sobie nastrój
Kiedy osoby szczupłe mają problemy emocjonalne raczej tracą chęć do jedzenia.
Mnie natomiast jedzeni odwraca uwagę od przykrych myśli i uspokaja mnie. Problem polega na tym, że ten dobry nastrój szybko mija :(
Cecha 6
Kiedy tyję, tracę wiarę w siebie
Szczupli wierzą w swoją zdolność do podejmowania słusznych decyzji dotyczących odżywiania. Nawet, gdy okresowo jedzą więcej niż zazwyczaj, są przekonani, że potem sobie z tym poradzą.
Kiedy ja się przejadam, myślę, że już nigdy nie schudnę.
Cecha 7
Skupiam się na tym, co uważam za krzywdzące
Mam pretensję o to, że inni mogą jeść wszystko, a ja nie.
Spójrzmy prawdzie w oczy!
Większość szczupłych osób, przede wszystkim kobiet, zachowuje sylwetkę dzięki temu, że bardzo uważają na to, co jedzą. Często mówią, że wcale nad tym nie pracują, ale nie do końca jest to prawda.
Cecha 8
Przestaję przestrzegać diety, gdy stracę na wadze
Jeśli po schudnięciu wrócę do dawnych nawyków żywieniowych, na pewno wrócę także do dawnej wagi!
Świadomość, że już zawsze będę musiała uważać na to, co jem, jest zniechęcająca! Ale i z tym odczuciem trzeba będzie się jakoś uporać!
Jak stosować dietę dr Beck?
To wszystko, to moje notatki z książki. Powoli zbliżam się do podążania za jej wskazaniami dzień za dniem.
Autorka twierdzi, że:
Nieważne, ile czasu zajmie mi dotarcie do końca programu, o ile wykonam wszystkie kroki.
Potrzeba czasu, żeby dobrze przyswoić sobie nowe nawyki i nabrać wprawy w ich stosowaniu.
Trzeba przygotować sobie jedynie kartoniki (myślę, że wielkości pocztówki), karteczki samoprzylepne i notes.
Po wykonaniu wszystkich 42 kroków:
- przestanę odczuwać zachcianki,
- przestanę wpadać w panikę, gdy poczuję lekki głód,
- będę konsekwentnie stosować dietę, nawet przy wyjątkowych okazjach,
- rezygnację zjedzenie zacznę odbierać jako źródło satysfakcji, a nie poczucie krzywdy,
- będę z siebie dumna.
Poza tym odczuję inne korzyści:
- Schudnę!
- Będę mieć lepsze samopoczucie.
- Nabiorę pewności siebie.
- Przybędzie mi energii.
- Poczuję się lepiej fizycznie.
Oby!!!
Czary mary...
Mam czasami wrażenie, że jem automatycznie.
Co właściwie sprawia, że jem?
Wydaje się nam, że sięgamy bezwiednie po kostkę czekolady, ale myśl jest jednak pierwsza! Jednak u grubasów (takich jak ja) są to myśli sabotujące, które zachęcają do jedzenia: Wiem, że nie powinnam tego jeść, ale to nic, bo przecież...
Myśli sabotujące podkopują moją pewność siebie. Gdy waga pokazuje mi więcej, chociaż przestrzegam diety, to zamiast powiedzieć sobie: To nic takiego... Muszę trzymać się planu, a waga w końcu zacznie spadać.
Myślę: To się nie uda... Właściwie to mogę już zrezygnować.
Myśli sabotujące pozwalają odrzucać dobre rady.
Wewnętrzny spór pomiędzy myślami sabotującymi a myślami pomocnymi może wywołać uczucie napięcia. Tylko że decyzja o zjedzeniu czegoś może zmniejszyć napięcie tak samo, jak decyzja o niezjedzeniu!!!
Bilans dnia
śniadanie: pół omleta z dżemem jabłkowym
II śniadanie: batonik fitness (90 kcal)
W zasadzie to mi nie smakował, ale automat nie chciał mi wypluć kabanosika. Następnym razem zrezygnuję i obejdę się smakiem, jak mnie kabanosik zignoruje! He, następny raz niestety za miesiąc, bo basen zamknęli :( A tu pogoda beznadziejna, woda w jeziorach zimna :( Nie wiem, czy tak od ręki przyjmują do Klubu Morsów.
A tak przy okazji na basenie pobiłam nowy rekord: 42 długości!!!
obiad: zupa wiśniowa z kluskami, 1,5 ziemniaka mały klopsik mielony, pół giczały kurzęcej i dwa ogórki kiszone. Na deser jedno kółko ananasa z puszki. To wszystko podczas regularnego obiadu u rodzicielki. Jestem z siebie dumna, bo ziemniaków nie polałam pysznym, ale obrzydliwie kalorycznym sosem i po wszystkim wypiłam tylko kawę, popatrując tylko tęsknym okiem na serniczka, delicje i ptasie mleczko!
Czyżby moje czary mary działało?
Po powrocie do domu, jak już wywiesiłam pranie (nie wiem po co, i tak nie schnie) wsiadłam na rowerek i wykręciłam 35 km. Wcale nie miałam takiego zamiaru! Ale tan podcast, na którego dziś była kolej, był akurat o dietach, odchudzaniu itp. Nie wypadało tak po prostu zejść w tej sytuacji z rowerka, mimo, że pot lał się po rowku...
Potem miałam mocne postanowienie, że na kolację, to już tylko coś lekkiego! Akurat! Rodzinę przycisnął głód, a ja się też skusiłam, chociaż moja porcja była dużo mniejsza niż innych.
Kolacja: makaron z sosem serowym z boczusiem :(
Mówi się trudno! Jutro będzie lepiej!
Acha! Waga poranna: 93 kg :)
Bilans dnia
śniadanie: kaszka smakija z wiśnią i kromka chleba z żółtym serem
II śniadanie: serek danio truskawkowy
Obiad: 4 pierożki z mięsem + warzywa
Kolacja: kubek koktajlu truskawkowego
Muszę zapisywać sobie na bieżąco, co jem, bo coraz trudniej przypomnieć sobie po tylu godzinach...
Poza tym przejechałam 25 km :)
Jutro basen!!!
Chyba zaliczyłam na trasie Bajory Wielkie :)))))
Czary mary...
Tak będę tytułowała wpisy inspirowane książką:Nie powiem, żeby powalił mnie ten poradnik na kolana, ale co mi zaszkodzi spróbować?
Klucz do sukcesuStosowaniu diety zwykle towarzyszą wzloty i upadki!!!Jeśli zjem coś, czego nie powinnam, będzie to zwykły błąd. Nie znaczy to, że jestem beznadziejna lub słaba.
Nie muszę pogarszać sytuacji, jedząc już do końca dnia/tygodnia/miesiąca/wakacji/roku wszystko, na co mam ochotę!
Jeśli znów przybiorę na wadze, nabyte umiejętności umożliwią mi schudnięcie - i tak będzie za każdym razem!
Ileż to razy rezygnowałam z odchudzania się, bo:
- po posiłku nadal byłam głodna,
- jedzenie miało mi pomóc w uzyskaniu dobrego samopoczucia,
- skusił mnie widok jedzenia w sklepie,
- byłam zbyt zmęczona, aby gotować, więc zjadłam, co było pod ręką i to w dużych ilościach,
- byłam zbyt uprzejma, żeby odmówić spróbowania deseru, domowej roboty, którym mnie częstowano,
- na imprezie naszła mnie ochota na coś wyjątkowego.
Aby skutecznie i na stałe stracić na wadze, konieczne jest umiejętność radzenia sobie z:
- poczuciem przytłoczenia spowodowanym wymaganiami diety,
- poczuciem krzywdy,
- zniechęceniem, gdy waga nie spada w sposób oczekiwany,
- stresem powodowanym innymi problemami życiowymi.
Trzeba zmienić myślenie z Jestem beznadziejna... Nigdy nie uda mi się schudnąć na Mogę w tej chwili zacząć od nowa.
Aby schudnąć i utrzymać pożądaną wagę, należy spełnić:
- wybrać odpowiednią dietę (pikuś),
- mieć czas i energię na odchudzanie (to fakt!),
- planować co i kiedy będzie się jeść (nie lubię takiego planowania!),
- poszukać wsparcia (Vitalia!)
- umieć sobie radzić z rozczarowaniami (jakoś trzeba będzie!),
- spojrzeć na wpadki jak na problem tymczasowy, który można rozwiązać (dobra myśl!),
- nauczyć się panować nad głodem i zachciankami (łatwo powiedzieć!),
- wyeliminować jedzenie pod wpływem emocji (moja największa bolączka!),
- nagradzać się za osiągnięcia (nio!).
Obiecują w tej książce, że zamiast mówić Szkoda, że nie mogę tego zjeść i się nad sobą rozczulać lub mówić To nie w porządku, że nie mogę tego zjeść i mieć poczucie krzywdy, odruchowo powiem Cieszę się, że tego nie jem.
Czy ja kiedyś tak powiem? Jakoś trudno uwierzyć mi w te czary mary! Mój sceptycyzm mnie kiedyś zgubi...
Wykrakałam :(
... i zapeszyłam dobrą passę :(
Na wczorajszy dzień spuśćmy zasłonę milczenia!
Po prostu za dużo jedzenia, za dużo picia. Masakra!
Waga rano 93,7 kg. Mam nadzieję, że ta nadwyżka to w większości jakieś złogi w jelitkach.
Ale dziś jest nowy dzień i nie ma, że się nie chce, albo coś boli!
Właśnie miałam udać się z powrotem do łóżeczka, poczytać, po prostu polenić się. Siadłam jednak na chwilę do kompa i gdzie zajrzałam?
Zmotywowałam się i idę zaraz pod prysznic i coś wymyślę sobie do roboty. Źle powiedziane: nie muszę wymyślać, bo gdzie spojrzę robota czeka, trzeba tylko sobie coś wybrać :)
Jestem już (a może dopiero) po śniadaniu: kaszka smakija z wiśnią i kromka chleba z żółtym serem
Powinnam sobie zaplanować, co dalej. Tak jest napisane w mądrych książkach. Ja jednak pamiętam, jak mnie strasznie dołowało to, gdy odstępowałam od planu. Wtedy od razu szłam na całość i zaczynało się znów obżarstwo.
Jak na razie działa sama myśl: "Ograniczaj ilość!" oraz "Jedz rozsądnie!"
I tego planu będę się trzymać!
Rozkręcam się :)))
Od paru dni mam niezłego powera :) Aż dziwne jeśli o mnie chodzi!?
Wstaję rano i nie wyleguję się do południa, jak to zwykle bywa, gdy mam wolne. W zasadzie, to jeszcze nie mam wolnego :(
Dzisiaj "przeleciałam" przez pół Olsztyna na piechotkę, bo mi jakoś nie było po drodze autobusami. Zrobiłam chyba z 5 km. A w domu jeszcze dałam radę wsiąść na rowerek i wykręcić 30 km w 60 minut, straciłam 450 kcal!
Jak tak dalej pójdzie i codziennie będę dokładać 5 km, to za jakiś czas w ogóle nie będę zsiadać z rowerka :))))
Waga łaskawie wskazała mniej: 92,7 km :)))
Zaczynam podejrzliwie się sobie przyglądać: kiedy sobie odpuszczę?
A może tym razem...
I tej wersji będziemy się trzymać!
Bilans dnia:
śniadanie: kromka chleba z pasztetem i pomidorem
II śniadanie: twarożek domowy Piątnicy (mniam)
przegryzka: truskawki (duuużo)
obiad: kotlet schabowy i gotowane warzywa
Kolacja: kubek koktajlu oczywiście truskawkowego na maślance
Spadam znów w papiery, bo do jutra parę rzeczy muszę jeszcze stworzyć :(
Uwaga na nisko latające nietoperze
Zdążyłam na spacerek z Puciem jeszcze przed burzą, choć już grzmiało i błyskało. A ten nietoperek tak nisko polatywał, że mu prawie w oczy zajrzałam.
Przejechałam dziś kolejne 25 km. Może zahaczyłam o Bezledy? Widać sumę w poprzednim wpisie. Kiedyś próbowałam dojść, czemu nawet te bywsze paski się zmieniają, ale chodzi o jakieś ciasteczka, a ja jestem na diecie, więc nie będę wnikać ;))))
25 km w ciągu 52 min. i spalonych 377 kcal :))
Pół tony papierzysk dzisiaj przerobiłam. Siedziałam w szkole kamieniem 6 godzin i drugie tyle w domu :( A żeby było całkiem "wesoło", to jeszcze nie wszystko :( Dobrze, że zamykają o 15, bo bym chyba tam nocowała. Jutro idę dalej. Wczoraj też byłam :(
Mieliśmy dzisiaj z księciem małżonkiem świętować noc świętojańską, ale niestety on nie w formie. Martwi mnie, bo znowu chwyta go deprecha. mam nadzieję, że się nie pogrąży. Nie wiem jak mu pomóc, sama wiem, że wtedy nic nie działa :( A jak już nie chce iśc na imprezkę z przyjaciółmi, to już niedobrze. Może to tylko burzowa pogoda tak go nastroiła?
Bilans dnia:
śniadanie: banan i gruszka
II śniadanie: jogurt ze śliwkami i ziarnem
obiad: mięsko z warzywami
przegryzka: wafelek pryncypałek i truskawki
kolacja: płatki owsiane zalane koktajlem truskawkowym