Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 572484
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 marca 2007 , Komentarze (5)

I wcale nie mam wyrzutów sumienia. Wiem, wiem, że nie powinno się jeść przed snem, ale ja wcale jeszcze nie idę spać. Dopiero zaczynam. Jak ktoś się wczesniej polenił, to teraz musi odpracować. Chyba nie zdążę się dzisiaj położyć spać.

Od dzisiaj zmieniłam dietę na mniej kaloryczną. Na razie nie widzę wielkiej różnicy w potrawach, ale może w ilości? Głodna dzisiaj nie byłam, chyba nie zdążyłam, bo moje poniedziałki wyglądają tragicznie a dziś wyjątkowo. Ale 2 lampki wina zdążyłam wypić ;)

Waga ani drgnie. Tym razem ma prawo, bo od czwartku nic nie ćwiczyłam poza krótkimi spacerkami z Puciem. W weekend dieta też w zasadzie była taka tylko na słowo honoru. Ale nie popadłam w obżarstwo. Jestem ciekawa, jak będzie jutro po tej późnej kolacji. Zjadłam w końcu tylko to, co miałam na dziś przepisane. Jutro tez czarno widzę przestrzeganie pór posiłków. Cóż, zobaczymy. Gdzieś ulotnił się mój entuzjazm, ale trwam...

24 marca 2007 , Komentarze (11)

Pogoda dzisiaj była tak piekna, że trzeba było się trochę po mieście powłóczyć. Chociaż jak zza rogu zawiało, to policzki czerwieniały. Ale i tak było super. Pazurki zrobione, wszystko oplotkowane, zatem popadłam w stan błogości.

Myślę, że nie muszę się też martwić o dietkę. Wprawdzie dziś tylko śniadanie było vitalijkowe, ale z resztą posiłków starałam się nie przesadzić. Oceńcie same:

śniadanie: herbatka, pomarańcza, 3 łyżki jogurtu naturalnego z 3 łyżkami muesli i kiwi

II śniadanie: kawa z mlekiem, jabłecznik z 2 gałkami lodów (tu trochę zaszalałam)

Obiad: lampka czerwonego wytrawnego wina, 4 pieczone pierożki argentyńskie z mięsem, sałata z grzankami, smażonym boczkiem i parmezanem, herbata

Podwieczorek: jabłko i 2 pomarańcze

Zaczęłam liczyć, ile to wyszło w kaloriach. No to bez obiadu jest 1000. Zatem myślę, że zmieściłam się w swoich zaplanowanych 1500 kcal.

23 marca 2007 , Komentarze (3)

Myślę, że powoli wygrzebuję się z doła. Z samego rana jadę robić nowe pazury do pani Marzenki, a ona zawsze dobrze na mnie działa. No i te szpony potem, wyglądają bosko. Fryzjer dopiero we środę, ale nic to, wytrzymam. Chociaż patrzeć już na siebie nie mogę. O, nie, nie, nie liczcie na to, że się ujawnię, gdy będę w środę piekna. Może kiedyś, za 10 kg?

A oprócz nowych pazurków, to jeszcze idę na ploty z przyjaciółką. Dawnośmy się nie widziały, to będzie o czym pogadać.

Acha, kupuję sobie wagę elektroniczną z pomiarem kalorii. Niestey nie da się chyba inaczej. Muszę zatrudnić tego policjanta, choć nie lubię tej biurokracji jak... Nie będę się wyrażać, tak. Może ktoś ma taką: Eldom DWK 100 i może mi powiedzieć, jak to się sprawuje?

No i dzisiaj z tej żałości wcale się nie nażarłam, grzeczna byłam. Tylko niestety nie umartwiałam się dodatkowo na rowerku, trudno.

23 marca 2007 , Komentarze (8)

Wiem, że jak sobie teraz odpuszczę, to za rok będę ważyła ze 120 kg. Dlatego wytrwam, chciaż miałabym chodzić zdołowana cały czas. Co jest całkiem nierealne, bo ja długo tak nie mogę. Chybaby musieli mnie zamknąć u czubków. Ale na razie muszę się wydołować do końca. Nawet pogoda jest taka, że nic tylko ryczeć. Nie, nie, nie ja dziś miałam tylko szklane oczy całe rano, ale żadna łezka nie kapła.

W pracy wiedzą, że się odchudzam i jak zaczęłam się dziś żalić, to później koleżanka przysłała mi taki bardzo miły liścik, że jednak wierzy, że mi się uda. Bardzo to miłe było, tym bardziej, że wcale nie jesteśmy jakieś bardzo bliskie kumpele. Tym bardziej miło.

Zdecydowałam, że zmienię dietę na mniej kaloryczną. Do tej pory bałam się, że jak za szybko schudnę, to skóra mi będzie wisiała i będę wyglądać jak worek na wodę bez wody. Ale jak wcale nie chudnę, to w końcu się zniechęcę i przestanę. No to już wolę być obwisła, zawsze to można czymś zakryć, a tych kilogramów nie ukryję. Hola, hola, najpierw trzeba trochę schudnąć, żeby coś mogło zwisać.

Boję się tych nadchodzących świąt. Przecież jak mój organizm nie chce chudnąć, mając taką zmiejszoną dostawę energii, to ten nadmiar świąteczny od razu zagospodaruje sobie, że hoho. I całe 2 miesiące pójdą się bujać. Wszyscy planują, że zrobią sobie wolne od dietkowania, podziwiam. Ja nawet jak nie zaplanuję, to pewnie i tak nagrzeszę dietkowo. Nakupuję tony owoców i będę się nimi zapychać. I patrzeć wzrokiem bazyliszka na tych, którzy jedzą te mazurki, torty, jaja w majonezie i inne frykasy. Wrrrrrrrr... A potem, jak nikt nie będzie widział napcham się, napakuję do kieszeni na później...

23 marca 2007 , Komentarze (7)

Waga przez ostatnie 4 tygodnie spadła tylko o 0,9 kg. A naprawdę się staram. Prawie trzymam się dietki, staram się choć 4 razy w tygodniu ćwiczyć i to tak, że pot leje się strumieniami. Mam tylko parę małych grzeszków na sumieniu. I co? I dupa, w dodatku wielka i tłusta!!!! Mam dość! Dzisiaj znowu tyle samo co przed tygodniem, chociaż w międzyczasie bywało już mniej. A wczoraj naprawdę byłam grzeczna. Nic słodkiego, ani nawet tylko ciut bardziej kalorycznego, rowerek też był, wody opiłam się też tyle, ile trzeba. Okresu pewnie też jeszcze nie będzie. A dziś dupa, dupa, dupa!!!! I proszę mnie tu dziś nie mobilizować, ani nie pocieszać, najwyżej można mnie nastukać. Chociaż nie wiem za co, bo naprawdę się starałam. Dobrze, że idę do pracy, bo ... no nie wiem co.

21 marca 2007 , Komentarze (4)

że mam dziś wenę twórczą do popisania, ale jakoś szybko "to mija mi", jak w tej piosence Michnikowskiego. Po prostu zmachana jestem jak kobyła. Po rowerku i po basenie, oczywiście. Zamiast coś najpierw napisać, to zaczęłam buszować po moich ulubionych pamiętniczkach i tak jakoś zeszło...

Przed chwilą jeszcze byłam na spacerku z Puciem, ale tylko takim na sikundę i już całkiem opadłam z sił. W oczach piasek, palce bezładne, nie da się pisać, nie trafiam w literki.

Acha, Pucio dostał wczoraj gustowne, czerwone szeleczki. To tak przy okazji wizyty u weterynarza. Nie, nie, nie, nic sie nie stało. Trzeba tylko było odrobaczyć i wysmarować mazidłem przeciwko kleszczom, bo u nas ci ich dostatek, a przecież wiosna i nie tylko roślinki budzą się do życia. A na szczepienia będzie czas w czerwcu.

Uciekam spatku, dobranoc

PS. Z dietka w porządku. Waga też była dziś milsza. Jest jakaś szansa na dobry piątek :)

20 marca 2007 , Komentarze (10)

Wczoraj wieczorem była totalna wpadka. :( Okazało się, że nie było próby no i ja poległam. Zjadłam jakieś koszmarne ilości kanapek, potem jeszcze wtrząchnęłam całą czekoladę. I na co mi to było? Waga dziś oczywiście wrednie mi to wypomniała. Zaraz wsiadam na rower. Może do piątku uda się coś uratować?

19 marca 2007 , Komentarze (5)

Dziś rano sprawiła mi niespodziankę, ale nie będę jej zdradzać, poczekam do piątku. Za to ja się dziś nie popisałam. Dietkowo niby w porządku, ale nic nie ćwiczyłam. No leń jestem i tyle. Zaraz lecę na próbę chóru, to chociaż sobie pośpiewam. Podobno śpiewanie też zużywa więcej energii niż samo siedzenie :)

18 marca 2007 , Komentarze (4)

A ja mam jeszcze trochę pracy. Ale robota nie zając, nie ucieknie. I jak to mówili starożytni Rzymianie: co masz zrobić dziś, zrób pojutrze, będziesz miał 2 dni wolnego :)

Miałam całkiem przyjemny weekend. Spędziłam go w domku leniąc się i bycząc. Oczywiście bez przesady. Rowerek wczoraj i dzisiaj zaliczyłam, no przyznam się: w piątek się zleniłam. Dietkuję sobie tyle o ile. Staram się trzymać rozsądku i jak na razie się sprawdza. To lenistwo dotyczy tylko zaległej pracy zawodowej, ale tego nigdy nie przerobię, więc się za bardzo nie przejmuję.

Wczoraj zrobilismy sobie maraton z serialem "Prison breack". Nie mamy TV, zatem oglądamy sobie tylko filmiki na DVD. Mówię wam jaka to oszczędność czasu. A serial wciąga, nieźle go zrobili i wiedzą paskudy, kiedy kończyć odcinki.

Mąż też miał wczoraj dobry dzień, więc potańczyliśmy sobie trochę. Poćwiczyliśmy trochę układ kroków, bo znamy już sporo różnych, ale tańczone z osobna nie robią takiego efektu jak w układzie. Może jeszcze dziś potańczymy? Przestała już mężulka boleć głowa, więc jest szansa. Może po kolacji? Właśnie robię pizzę, podobno jest lepsza niż z Telepizzy. Najbardziej lubimy z salami i oliwkami, i oczywiście z mozzarellą. Wiem, wiem, bomba kaloryczna, ale małego kawałka sobie nie odmówię. I na pewno obejdzie się bez piwka.

17 marca 2007 , Komentarze (8)

Dawno, dawno temu obiecałam, że pokażę mojego pieska. No i dziś wreszcie znalazłam trochę czasu. Ma 5 lat, nazywa się Potter, ale wszyscy wołają na niego Pucio, no bo on jest taki pucio-pucio. Lubi dzieci i na wszystko im pozwala, tylko strach jak się rozbryka, bo mógłby pazurami zrobić krzywdę, no i masę też swoją ma. Niestety w tej chwili nie mam dostępu do innych jego zdjęć, ale z czasem na pewno coś znajdę. Kiedyś trzeba będzie zrobić porządek w zdjęciach, szczególnie tych cyfrowych. A wracając do Pucia, to widać, że wygląd ma dość groźny i niektórzy dają się na to nabrać, ale nie boksiarze. Latem podróżujemy z nim pociągami i mamy przeważnie w przedziałach luz. Kiedyś patrzymy, a jakaś babcia energicznie otwiera drzwi i pakuje się bez przejmowania się do środka, odsuwając nachalny i ciekawski pysk Pucia. Z uśmiechem wyjaśnia: "Ja mam takie dwie mordki w domu". Innym razem w Sopocie na deptaku podbiega jakiś facet i zaczyna całować Pucia prosto w pysk, krzycząc: "Jak ja kocham bokserki!" Nie będę nawet wspominać, że jakby kiedyś na wyjeździe zabrakło nam pieniędzy, to zawsze możemy ustawić Pucia jako "misia" do fotografii, bo często mamy takie prośby. A swoją drogą, to jest on zawsze szalenie zachwycony i tańczy sambę, jak tylko ktoś się nim zainteresuje i powie: "jaki śliczny pisesek". Jego ulubieni znajomi witaja się juz z nim tylko z daleka, szczególnie gdy jest błotko :)