Pamiętnik odchudzania użytkownika:
deemcha

kobieta, 37 lat, Coco Island

164 cm, 106.70 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Ćwiczyć codziennie, no i schudnąć raz na zawsze!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 marca 2016 , Komentarze (3)

 Co to sie dzieje...  Sprzątam! wywalam wszystko, jak leci... stare, brzydkie, notatki ze studiów, ciuchy styrane, karki pojedyncze... leci, leci wszystko. Wiosenne porządki!  

A w życiu... kosmos. Miesiąc temu horoskop mówił, że wróci ktoś z mojego życia, kto był dla mnie ważny i wrócił. Od urodzin regularnie tzn codziennie do siebie piszemy... I mam meeega dylematy w związku z tym. Niby  tylko piszemy... TYLKO jak znajomi. Ale sorry, jeśli od 8 lat nie miało się kontaktu i ten ktos ma 8 lat tą samą panne i nie jest to jego narzczona ani żona tylko dziewczyna to hmmmm coś dziwnego. W każdym razie... pospiszemy sobie a co. Najwyżej później treba bedzie sie napic wódki i zapalić papierosa. Odezwała się też przyjaciołka z dawnych lat. 

A ja usunełam ósemke i dwa dni umierałam, dziś dzień 4. a ja mam mnóstwo energii, sprzątam. Moja wspólokatorka jak zobaczyła co sie dzieje to skomentowała jednym słowem: "no zwariowała!" a ja mam ochote ogarnąć to życie. Zmienić coś! teraz natychmiast! Od dziś. Prezent od niej mnie do tego zmotywował. Dostałam książkę - "Możesz to zrobić!" Paul Hanna.  I niby to takie oczywiste co tam napisano, a jednak jak się przeczyta to od razu do serca się bierze. 

I dieta, od poniedziałku jem jogurty, wczoraj warzywa na patelni.. dziś wyciągełam parowar! Będzie zdrowo. Poczekam jeszcze kilka dni i siłownia! 

W końcu niemożliwe może stać się możliwe, jak się tego bardzo chce! 

11 marca 2016 , Komentarze (8)

Urodziny juz jutro.. ja zrobiłam postęp. Podsumowałam życie. Wczoraj i dziś. Zrobiłam maseczki. Zrobiłam paznokcie. Robie wlasnie pedicure. A jak ktoś mi powie ze rok 2016 nie będzie dla mnie przełomowy, to go wyśmieje. Już jest. Właśnie dowiedziałam się o 4 weselu... obowiązkowym w tym roku! z konkretną datą.  Tak więc chwilo trwaj, bedziemy się bawić. 

Tylko teraz pojawia się pytanie, skąd ja wezme tylu facetów... bo w to że sie zakocham w cudowny sposób nie wierze. I skad ja wezme tyle sukienek? Bo w sklepach rozmiarów 4648 to jak na lekarstwo... :D o rany, rany... co to będzie za rok... ostatni przed 30! 

Ah, moje 365 dni do 30! Lista rzeczy do wykonania? hmmm. Jedno postanowienie. BĘDĘ ROBIĆ WSZYSTKO TAK, ŻEBY KAŻDY DZIEŃ BYŁ FAJNYM WSPOMNIENIEM, próbą czegoś nowego i ćwiczenia zmarszczek mimicznych od uśmiechu!  Tego sobie życzę. 

Ps. Przez ostanie 10 lat nie miałam w ciągu roku sukienki aż 4 razy! 

10 marca 2016 , Komentarze (10)

Za parę dni moje 29. urodziny i nadszedł czas podsumowań. Moje aktualne życie, jest takie różne od tego co planowałam w wieku lat 19. Nie sądziłam, że będe tu gdzie jestem. Nie to miejsce zamieszkania, nie ten zawód, nie to miejsce pracy. Wszystko nie tak. Miałam być już teraz żoną i matką (taaak... uważałam w wieku lat 19, że do 26 to już trzeba będzie mieć męża, a aktualnie nawet nie ma kandydata na chłopaka! a o dzieciach to już nic nie wspomnę). Miałam ważyć 60 kg, a waże aktualnie wg roznych wag 108-111,5! Najwięcej w całym swoim życiu. Miałam mieć super ciało i chodzić w sukienkach, a chodzę tylko w spodniach, sukienek nie moge założyć bo zaraz robią mi się odparzenia między udami. Mialam mieszkać w domu z ogródkiem, albo chociaz swoim mieszkaniu.. a wynajmuje pokój. Miało być wszystko inaczej. Ale.. jednak w życiu wszystko jest po coś. 

Tak jak jest teraz też jest chyba ok.Mam prace, na umowe o pracę. Mam studia. Mam swietną grupę 5 przyjaciółek.  Do pełni szczęścia to brakuje mi tylko faceta z którym obejde te wszystkie 7 wesel, które się zbliżają i świetnej figury, która zapewni olśniewający efekt na zdjęciach z tych imprez. 

I właściwie, to może wiem że wszystko da się załatwić i że mój wygląd zależy od mojej pracy nad sobą, ale tak ciężko jakoś to ogarnąć. Nie wierzę, że się da (podświadomie). Nie czuje się ładna. Czuję, że nic ze mnie nie będzie. Dziewczyny mi powtarzają, że jestem ładna. I na twarzy uważam, że jest ok. Najgorsze to ciało. Zapuściłam się, zaniedbałam. Te rozstępy wszędzie (uda, biodra, brzuch, ramiona, piersi). Ten cellulit. To małojedrne ciało. Ta sucha skóra. Te "żylaki", tzn żyły na nogach. Ale to wynika z tego, że o siebie nie dbam, moja wina. Nie stosuje regularnie balsamów. Nie stosuje oliwek. Nawet z kremem do rąk jestem na bakier. Ale obiecuje będę stosować. Zobaczyłam, że da się uratować siebie chociaz trochę po tym jak ogarnęła mi najpierw kosmetyczka paznokcie, a teraz już sama to robie i da się. Były okropne. Serio.. płytka ładna, ale rozdwajająca się, zadarte, suche skórki, ranki. Jedna wielka tragedia (środki dezynfekcyjne w pracy swoje zrobily). A skoro się da to dlaczego nie powalczyć o resztę? Zaczęłam od wizyty u fryzjera, podcięłam włosy, zrobiam grzywkę. Zrobiłam sobie sama hydrydowy manicure. Zaraz zrobie pedicure i przeprowadzę pełną depilację i maseczki na twarz. W końcu w ostatni rok przed 30-tką trzeba wejść zadbaną! 

A facet u boku, żeby przeańczyć te wesela. Wiem, że każda potwora znajdzie swojego amatora. Wiem, słyszałam. Wiem, widzialam. Ale ja nie wiem dlaczego ja tego amatora znaleźć nie mogę. Fakt od 4,5 roku nie spotykałam się z żadnym. Fakt, nie wychodzę gdzieś gdzie mogę ich poznać. Fakt, nie mam konta na badoo, twoo i innych portalach. Ale ja osobiście uważam, że jestem za brzydka dla każdego. Nikt by takiej, wielkiej krowy nie chciał. I przecież te 4,5 roku temu ja miałam tych facetów.  Znikał jeden, pojawial się następny. I jakoś coś we mnie widzieli. A teraz co? uwaliło się coś w głowie. 

Urodziny za dwa dni. Pierwsze wesele za 2 mc. Biorę się za siebie, nie na żarty. Zaczynam o siebie dbać. Fryzjer - zaliczony. Manicure - zaliczone. Na dziś - pedicure, maseczki, depilacja, w planach kosmetyczka, w planach siłownia. 

Od jutra zacznę dietę - Herbalife. Będę pić te koktajle. Stoją od miesiąca i jakoś się zebrać do nich nie mogę. A potem przejdę na jakąś rozsadną. 

I będę się tutaj meldować regularnie. Moje wyzwanie 30 dniowe - poległo. Ale wracam od dziś do niego. W telefonie zainstalowalam apkę do planowania dnia. Fajna sprawa, Przypomina mi o wszystkim. Więc niech przypomina! 

Wesele siostry za 8 miesięcy. Mogłabym do tego czasu w dobrych lotach schudnąć 40 kg. Czyli ważyć ok 70... i powiem, Wam ze nawet 80 by mnie satysfakcjonowało. Taki rozmiar 42 byłby ok. Miło by bylo zejść z 46-48! 

2 marca 2016 , Komentarze (2)

Wróciła zima, rano oczywiście ciężko było mi się zwlec z łóżka, zwłaszcza że mam perspektywę nocnego dyżuru dziś a wtedy zawsze lubię sobie pospać dłużej. O 9 jednak wygrała moja silna wola i wstałam, wypiłam energizera - bo już wczoraj zauważyłam, że aktualnie kawa to za mało :(  wzięłam się za śniadanie i przeżyłam szok, mój organizm powiedział dość po śniadaniu - musiałam połowę po prostu zwymiotować. Było mi tak źle, tak ciężko. A nie zjadłam wcale dużo, pomidor średni, bułka i jajecznica z 1 jajka. I dla niego to już było za dużo. Nigdy właściwie tak nie miałam, żadnego odruchu wymiotnego. Pierwszy raz. Oczywiście zinterpretowałam to tak, że każe mi wziąć się za siebie.

Na siłownię idę od początku stycznia i dojść nie mogę. Mam iść z koleżankami, ale to ta chora, ta ma dużo dyżurów, ja chora, ja dużo dyżurów i zapisać się nie możemy. Stwierdziłam dość. Zrobię 30 dniowe wyzwanie. Same przysiady to dla mnie za mało, więc przeszukałam internet i natchnęłam się na 5 różnych. A co! Wczoraj przeczytałam, że dla mnie najlepiej jak ktoś mi powie ze sie nie da czegoś zrobić -> wtedy ja to robie... inaczej nie czuje presji, bo musze mieć zawsze presje. Więc tym razem to wykorzystam. Presje mam (tyle wesel - gdzie jak kupię 7 sukienek, jak jedna w moim rozmiarze ciężko dostać)! Wydrukowałam wyzwania i zabrałam się za ćwiczenia. 

Dzień 1 - zaliczony! czas: 8 minut na wszystkie 5 wyzwań :) ciężko było momentami - brak kondycji! :D Ale dało radę. 

Moje wyzwania:

źródło: http://www.blogilates.com/

1 marca 2016 , Komentarze (3)

Wiecie, żeby mną a J. się skonczylo to chyba musze zmienić pracę. Wczoraj znów na mnie "wsiadły" koleżanki. Ja nie wiem o co chodzi, bo już przecież gadają, że ten ma już ma doktorowa (jakie plotkary swoja droga :D) ale wczoraj wsiadły na mnie, że to może ja nią jestem. J. cały czas za mną znów łaził, tysiąc problemów i każdy musiałam rozwiązać ja - bo do innych dziewczyn sprawy nie miał. A że ja wiecznie gdzieś latałam, to jak mnie nie zastał to szedł do nich i pytał gdzie jestem, albo żeby mi coś przekazały. Jedna się po 2 latach zorientowała ze ja z nim jestem na Ty i przyglądała tej  jak to stwierdziła dziwnej relacji i wieczorem już uciekać mi  się chciało bo mi żyć nie dawała i wyjezdzala z tekstami z czapki. No co ja poradzę, że przez te weekendowe dyżury tak już sie traktujemy jak "dobrzy" znajomi - ale relacja tylko i wylacznie zawodowa. 

A moja dieta, to w ogole kosmos. Mam zapalenie krtani, tzn juz wychodze z niego..ale jestem na lekach sterydowych i jestem odkurzaczem. Jem wszystko i jak leci. a potem mnie boli wszystk, zwlaszcza żołądek. Ale od dziś mówie koniec. Zaczynam ćwiczyć! W końcu do urodzin mialam ważyć 90kg, a tu co? stoje w miejscu. 

I kupie sobie w LDL mikser stojący i będę pić szejki, koktaile i inne i może to coś da... bo ja w tym momencie jestem na takim etapie, że nie mam ochoty wlasciwie na nic. Jem bo jem.. ale zeby bylo tak, że musze zjesc dzem, poprawić parówka czy serkiem albo czekoladą to nie. Przezylabym bez tego wszystkiego... jem z "nudow"? 

27 lutego 2016 , Komentarze (4)

Obuchem w głowę było miesiąc temu. Zmieniłam podejście - olałam. Wyluzowałam. Tłumacze sobie za każdym razem jak coś, że "jest po prostu miły". I o tak nam praca płynie. Miło jest. Nawet mam wrażenie, że jeszcze milej, bo ja traktuje go jak kumpla. Część dziewczyn dała mi już spokój, bo on przecież zajęty. 

Ja zabiegana dalej. Myślę nad tymi wszystkimi weselami. Się ich porobiło. W tym roku póki co 2. Ale ogólnie to i 7 może być przez 2 lata. Więc trzeba się zebrać w sobie. Ogarnąć. Chcę być sobą.. dawną sobą. Już się zmieniam, zmienia mi się moje poczcie własnej wartości. Widzę to w relacji z facetami. Serio, zaczynam się przestawać znów ich bać tylko z każdym załapie coś i potem oni moim koleżankom mowią "jaka to fajna dziewczyna ze mnie". i dobrze! cieszy mnie to, bo to progres w mojej osobie. Tzn troszkę powrót do starej mnie. 

Kolejna sprawa, to moje randki. No nie ma nic. Bo ja nie czuje się na siłach. Uważam, że dalejj wyglądam jak słoń w składzie porcelany i po prostu nie pasuje. A faceta się ma takiego jaką się jest kobietą, więc jeśli ja zasługuje na faceta spod budki z piwem jak to mawia moja babcia to wole być sama. 

I przyznam szczerze, że marzę aby wyglądać na weselu mojej siostry ( w listopadzie) jak milion dolarów! 

A, i nie wiem czy ktoś już był czy nie na Planecie singli, ja poszłam za namową koleżanki i przyznam szczerze - POLECAM. Płakałam raz ze śmiechu, raz ze wzruszenia. 

31 stycznia 2016 , Komentarze (6)

Koniec stycznia. 5 weekend w pracy. Myślałam sobie rano "a będzie dobry dzień. Przynajmniej doktor ok". I było mimo całego zapierdzielu ok. Ogólnie było ok. Aż do popołudnia. Kiedy dostałam "jak obuchem w głowę", odrzuciło mnie... odbiłam się jakby o ścianę i powolutku spadłam... powietrze uszło...  Teraz wróciłam do domu i walczę ze sobą, aby nie wlać sobie wina, nie zapalić papierosa, nie rozplakac sie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek by mnie to obeszło... a jednak,.. 

Mam w pracy doktora,  z którym od pierwszego momentu spotkania było "coś". Nie, nie będzie do klasyka dowcipów.. nie, to nie taka relacja. To była i jest dziwna relacja. Niby coś, jednak nigdy nic... Najpierw pół pracy myslalo, że my sie znamy od lat bo relacja po imieniu, a pozniej pol oddziału chciało mnie z nim zeswatać (jak rozstał się 3 miesiace przed slubem z narzeczona). Ja się broniłam rękami i nogami.. w ogóle było mi cięzko. Tylko ja byłam z nim po imieniu, tylko do mnie mówił na ty przy reszcie, slyszalam docinki i sledztwo  z ich strony. Tylko ja jak poszlam załatwilam co chcialam i jak chcialam. To za mnie nie raz szedł i robił zlecenia jak się nie wyrabiałam z robotą. I tak sobie 2 lata żylismy na oddziale. Nie raz słyszałam, że "szukam ksiecia z bajki i książe na oddziale czeka". Czy od moich dziewczyn, że "z tego coś będzie", "macie się  ku sobie". Zawsze wyśmiewałam. Potem uszlyszłam od szefowej że mnie ustawi na wszystkie jego dyżury... i jak zobaczyłam swoj grafik styczniowy to myślalam ze padne. I padłam.. jego 5 dyżurów i na każdym jestem ja. I jak się miedzy nami zmieniło przez ten miesiąc zmieniło. Chodził za mną, gdzie ja to i on... Uśmieszki, oczka, zagadywanie... Nawet nie wiecie jak mi było ciężko.. Serio no nie wiedziałam jak się zachowywać. Ale, aż z przyjemnością czekałam weekendów w pracy. Mimo, że zapierdol to ja wychodziłam z pracy z uśmiechem. 

Kiedyś rozmawialam z przyjaciołką o tak o, o życiu. Powiedziała mi że szukam idealu, a ideałów nie ma i ja też nie jestem idealna. Tak i ja to wiem, ja jestem zakompleksiona, ja uważam, że na nikogo nie zasługuje. Ze jestem beznadziejna. Ze to ze tamto. I nawet nie wyobrazacie sobie jak wiele się w mojej głowie przez ten miesiąc zmieniło.. jak wiele przez pol roku się zmieniło w moim ogarnięciu.. Wraca tamta ja. Tamta dziewzyna, która umiała flrtować z facetami. Uwierzcie mi, że tydzień temu w pracy stwierdziłam, ze chyba az za dobrze nam się współpracuje. Aż mi było głupio przy pacjentach, jak na wizycie stawał obok mnie tak blisko, że prawie czułam jego oddech na swoim karku. Jak kończyłam zmiane usłyszłam "ze no szkoda mu że ide, bo wolalaby zebym zostala, ale rozumie bo sam by poszedł", Na tygodniu miałam dyżur i w zdaniu nie usłyszałam swojego imienia  przy pacjentach i drugiej doktor mlodej w wersji standardowej tylko w wersji zdrobnialałej. Wychodził z pracy 3 razy, i wyjść nie mógł. Ja dalej się z tego wszystkiego śmiałam. Nastepnego dnia dowiedziałam sie ze moja młodsza siostra w tym roku bedzie jednak brać slub.. pomyslalam cholera.. kolejne wesele. Kolejne w innym miescie. Skąd ja wezmę tylu facetów.  Wczoraj wracalam z pracy z kolezanka i ona mi rzuciła, wezmiesz sobie J. - znow wyśmałam. Ale potem wracałam autobusem i pomyslalam, że może to i nie głupi pomysł. Może trzeba dać temu szansę. Może trzeba zluzować. Może nie taki diabeł straszny jak go malują Może ja za dużo wymagam. W końcu idealna nie jestem. Stwierdziłam, że co ma być to będzie.. tym bardziej, ze horoskop mi przewidział "Ze miłośc jest tuż za ścianą". 

A dziś nawinęłam się na rozmowę dziewczyn, że J - ma doktorową. I to byl obuch prosto w głowę... poczułam znajome de ja vu. Kiedy zaczynało mi zależeć jak było za późno..."odbiłam się i spadłam". Potem nawinęła się gadka o walentynkach. J- ma dyżur, a moja to jedyna wolna niedziela od 2 miesięcy. I jedna dziewczyna mowi do niego, ze "przeciez nie przychodzi w walentynki" on:"jak nie przychodzę? przychodzę!" ona: "no jak doktor może przychodzić w walentynki". a J. spojrzał na nie, na mnie i... uratowała  sytuację druga która stwierdziła, że ona nie przychodzi. A potem do końca dnia to już nie byłam ja. udawałam. Teraz sobie myślę o co chodzi? Przeciez go nie chciałaś Przecież za "katolicki". Przeciez za mało "ogarnięty" , "za spokojny". A teraz co? serce zakuło... jak 1.5 roku cie z nim swatają to nie chcesz, a teraz boli...  Nawet doktor druga mi dziś powiedziała, że "J. to dobry chłopak, nawet jak coś zrobi źle to nie specjalnie"

Eh, jestem beznadziejna.... 

"Czy wierzysz w przeznaczenie? Zdarza się On. Ten przeznaczony. Ten, dla którego będziesz najważniejsza. Poznać go bardzo łatwo. To On Cię będzie szukał. To On nie pozwoli Ci odejść bez adresu, telefonu, komórki, znajomości Twoich ulubionych kwiatów, kolorów, książek, filmów, szkoły czy uczelni. To On Cię odnajdzie, napisze, mimo że nie lubi pisać, przyjedzie - mimo deszczu, nie zapomni o Twoim poprawkowym egzaminie, chorobie cioci, kłopotach na uczelni. Zadzwoni, mimo że rozmowy międzymiastowe nie są tanie. Jeśli Cię nie będzie w domu rano, złapie Cię wieczorem. Jeśli nie zastanie Cię wieczorem, spróbuje rano. Albo w południe. Na imieniny dostaniesz telegram albo kwiaty przez posłańca. Albo śmieszną kartkę. Albo małą paczuszkę. Będzie pisał listy i będzie tęsknił. Nie pozwoli Ci zniknąć. A jeśli już się tak zdarzy, że przewrócisz mu w głowie kompletnie, ale umkniesz mu, niepewna swoich uczuć, a On dopiero po rozstaniu zorientuje się, że warto to coś, co między wami się wydarzyło, pielęgnować - odnajdzie Cię, z całkowitą pewnością." 

14 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Mój horoskop na dziś, tj 14.01. :"Wytrwałość w dążeniu do celu to podstawa. Nie zrażaj się licznymi przeciwnościami, które mogą występować. To tylko drobnostki, które zlikwidujesz od ręki, nie warto sobie nawet zaprzątać czymś takim głowy. Ważniejsze jest to, żeby zrozumieć, że przed tobą długa droga, musisz ją przebrnąć całą, skrótów w tym przypadku nie ma."

Idealny. Taki autentyczny. W wielu kwestiach. Nie ma skrótów. Długa droga, wiele zakrętów. 

Spotkałam się z przyjaciółką. Obie zapracowane. Zmieniła się. Scieła włosy z hoba, na a'la kożuchowska. Pracuje na 2,5 etatu. Ma cel - i do niego dąży. Ja czuje sie przu niej jak nierób. Na co moja wspolokatorka stwierdzila "ze jak tak ja uwazam, to ona marnuje swoje zycie". Pogadane... 

Z całego spotkania naszła mnie chwila zadumy. l po tym co usłyszłam i po tym co zobaczylam. Powiedziała mi jedną mądrą myśl..wbijała do głowy - "Podjełyśmy decyzje. Powrotu nie ma. Nie ma spróbuje. Wchodzimy to zostajemy. I idziemy do przodu. Trzeba to wybić sobie z głowy. NIE MA SPRÓBUJE. To nie szkoła podstawowa. To dorosłość. Za często się poddajemy. Za szybko rezygnujemy. Jedno potknięcie i 'pakujemy walizke' i pa..wracamy do starego życia. Już nie ten etap. Zdecydowałyśmy - wchodzimy! " 

Wchodzę w to! Powrotu nie ma. 

8 stycznia 2016 , Komentarze (5)

Postaram się mimo problemów z czasem wchodzić tu regularnie zdawać relację ze swoich postępów. Dziś udało mi się zrealizować troszkę z moich postanowień noworocznych. Byłam w kinie i w nowym miejscu - tzn. odkryłam nowy sklep z używaną odzieżą (nic nie kupiłam co prawda, ale rzeczy były ok i za rozsądną cenę -także będę odwiedzać raz na jakiś czas). 

A w kinie byłam w ramach rozrywki na "Słaba płeć?" i szczerze film mnie zmotywował. Zostałam na niego wysłana przez wspólkolatorkę - bo "to film o nas!" i tak, o nas i o naszych marzeniach. Olga Bołądź - idealna, normalnie mój wzór jeśli chodzi o look zawodowy. Taka właśnie jest moja wizja na siebie od zawsze. Te szpilki, to ogarnięcie zewnętrzne i wewnętrzne i to auto. Kocham tą markę i moje ciche marzenie to jeździć takim i tak wyglądać :)

Po wyjściu z kina od razu pobiegłam z koleżanką do drogerii i kupiłam farbę do włosów, olejki, odżywki i szampon! Bo włosy wołają o pomoc. A w drodze dalej zahaczyłam o nowy klub fitness i już wszystko wiem i pewnie zacznę z nim swoją przygodę po raz kolejny jako dziewczę biorące się za siebie. 

Trzecia sprawa to moja robota, przez ten kolejny dzień nie robienia nic poza przyjemnościami jestem ze wszystkim dalej sto lat za Afryką,.. ale nic - walczę. Kończę prezentację. Kończę projekt. I walka musi trwać. W końcu Volvo z nieba nie spadnie:D

6 stycznia 2016 , Komentarze (7)

Weszłam w swój pamiętnik i dostrzegłam, że ostatni wpis 10 września - 4 miesiące temu. O zmianach. Zmiany są, poszły samoistnie. Czy na lepsze? wg mnie tak. Bardzo. W ostatnim poście napisane było: "Można mówić, że chce się zmian, ale dopóki obecna sytuacja jest znośna, to nawet nie kiwnie się w ich kierunku palcem." i to prawda. 

Od października zmieniłam stronę lustra - za zmianą poszła kolejna zmiana i już sobie nie wyobrażam powrotu do starej M. Zamieniłam swetry oversize na żakiety, płaskie buty - na obcasy, włosy związane w byle co - na ułożone i ogarnięte, paznokcie  byle jakie - na ładny shellac, makijaż najmniej ile się da - na ładne oko i SZMINKA! (co u mnie nie istniało od 3 lat) itd. I poza tym, że sama widzę zmianę to widzą ja inni  i są głosy zadrości (ze "w tyłku mi się poprzewracało", że "w piorka obrastam" itd) - boli , ale i głosy miłe - na przykład komplement od dziadka, mojego dziadka bardzo dał mi kopa do dalszej walki - nie powiedział tego mi, ale komentował przy całej rodzinie "że zrobiłam się taka ładna jak kiedyś byłam" - niby nic, a jednak dla mnie wiele to znaczyło. Tak, o to chodzilo. Zeby wróciła stara M. Ta, której chcialo  się przed pracą o 2 w nocy prostować włosy, ta, której każdego dnia chciało się malować paznokcie, ta, która mimo, że zawsze z nadwagą - była pewną siebie dziewczyna, która chciała podbić świat i nie zadowalać się byle czym, byle było Różnie to moje życie się toczyło, ale wizja "a za 5 lat widzę się" - zawsze wygladała i wygląda tak samo. I teraz już mi coraz bliżej do tej wersji. 

Zaczynamy Nowy Rok,  z nowym rokiem idą postanowienia. Zawsze je pisałam i nic z nich nie wynikało. Ale teraz wiem, że cele są bardzo ważne w życiu i należy je zapisać, żeby potem moża było weryfikować, w związku z czym je napiszę. 

I oto w Nowym Roku:

1) Będę dbać o siebie, regularnie raz w miesiącu odwiedzać kosmetyczkę i robić paznokcie, raz na maksymalnie 6 miesięcy odwiedzać fryzjera. Skrócę i uporządkuję swoje włosy. 

2) Zamienię t-shirt i dzinsy na sukienkę i rajstopy. *Tu jest problem, bo w sklepach na mnie sukienek nie ma, tzn. nie ma rozmiaru, chociaż już wchodzę spokojnie w 46!

3) W związku z powyższym wracam na siłownię i mam plan, aby wgrudniu nosić rozmiar 42, a w czerwcu 44. I pod koniec stycznia ważyć - 100kg, pod koniec lutego - 95 kg, pod koniec marca - 90, pod koniec kwietnia - 85, pod koniec maja - 80, pod koniec czerwca - 75. Wakacje chcę zamknąc z wagą - 70 kg. 

4) W roku 2016 chcę też przeczytać conajmniej 12 książek (najlepiej z kilku dziedzin) i obejrzeć conajmniej 12 filmów. 

5) Odwiedzę też conajmniej 12 nowych miejsc (miast, miejscowości, muzeum, kawiarni, lokali itd.) - będę poznawać świat, a nie chodzić w sprawdzone miejsca. 

6) Każdego dnia będę też się uśmiechać, nie będę włączać się w dyskusje w pracy o innych i rzeczach na ktore i tak nie mamy wpływu. 

7) Odważę się i zacznę znów chodzić na randki! :) 

Napisane, to teraz pora realizować. I do tego motywacja, chociaż nie popieram Pana G, ale zgadzam się: "pierwszy krok zaczyna się w głowie!"

Działam!