Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Lubię podróżować, czytać książki, uprawiać sport. Uwielbiam słodycze i to jest moja zguba. Dużo ćwiczę i prawdopodobnie ten mój nadmiar kilogramów nie jest tak bardzo widoczny na pierwszy rzut oka, ale ja to wiem. Latka lecą co nie znaczy, że trzeba się poddać bez walki i na te lata wyglądać.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 541918
Komentarzy: 13391
Założony: 9 maja 2010
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Spychala1953

kobieta, 71 lat, Tarnowo Podgórne

160 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 sierpnia 2010 , Komentarze (4)

Jeśli myślicie, że na jabłeczniku przyniesionym dzisiaj przez koleżanki w pracy się skończyło to jesteście moje kochane w błędzie. Po urlopie wróciła moja Pani Dyrektor (kochana kobitka) i przytachała pudełko ptasiego mleczka. Boże jak pomachała mi nimi pod nosem, jak zapachniało o Jezu. Ale byłam twarda, nie wymiękłam. Nie dałam się ptasiemu. Po pracy wszamaliśmy ze ślubnym po upieczonej rybce (ja nawet trochę zostawiłam bo nie dałam rady) i koniec żarła na dzisiaj. Będziemy tylko jeszcze Mieci wlewać do otworu gębowego wodę, herbatę itp.Powiem Wam dziewczynki, że bycie razem ze ślubnym na dietce nieźle mnie dopinguje. Przecież nie mogę być gorsza, no nie? Kiedy rozmawiałam z synem przez telefon śmiałam się, że koleżanki żartują, że pewnie moja przyszła synowa mnie nie lubi i dlatego mam teraz taki obolały i posiniaczony brzuch, słyszałam jak krzyczała z boku, że nieprawda, że bardzo bardzo lubi (a co miała bidula powiedzieć,hi, hi )Dostałam później od Kasiuni  SMS cobym posmarowała brzuszysko maścią z arniki to pomoże.Muszę Wam powiedzieć, że bieganie na wakacjach przyniosło efekty. Koleżanki mówiły mi, że chyba schudłam bo mam mniejsze dupsko (a ja wcale nie schudłam ). To bieganie zmieniło figurę, ślubny powiedział mi już to na wakacjach. Bystry chłopak. I tu macie przykład, że nam się faceci  przyglądają Warto dbać o siebie bo po co mają spoglądać na inne kobitki jak mogą patrzeć na nas i podziwiać?? No to do schudnięcia, go, go, go....pa,pa

3 sierpnia 2010 , Komentarze (3)

wczoraj dietka poszła nieźle. Mój starszy syn (ten nie zaręczony ) wczoraj smażył moje kochane naleśniki z jabłkiem. Byłam w stosunku do nich oziębła, a co. I na tym nie koniec. Dzisiaj w pracy 2 zaległe solenizantki, jakby się lalunie umówiły przywlokły do pracy jabłecznik. Nie jedna!!!! Obie.!!!. Byłam dzielna nie zeżarłam tylko oddałam koleżance.Huuura. Może nie wśrutuje od razu wszystkich kawałków bo inaczej wyląduje z nami na forum, he, he. Brzusio mam nadal po masażu obolałe i w kolorze granatu. Ja tu piszę jak cierpię po masażu odchudzającym, a nie które dziewczynki nie zrażone moim cierpieniem proszą o podrzucenie masażystki. To naprawdę były tooortury.!!!! Ja tam drugi raz na to się nie piszę.W Poznaniu leje, ale ogólnie jest w porzo.Mam dobre chęci na zwalanie kilosów i ślubny też. Dzisiaj jedzie kupić jakowąś rybkę i drobia. Wy też się kochane, kochani nie dajcie.
PISZMY O SWOICH PROBLEMACH, RAZEM DAMY RADĘ, A CO??

2 sierpnia 2010 , Komentarze (7)

Koooniec urlopu , ale waga nie zgorsza. Muszę jednak nie skromnie przyznać, że się nie obijałam. Codziennie przez dwa tygodnie biegałam po 40 minut, pływałam kiedy dopisywała pogoda i kontynuowałam A6W. Mówię Wam byłam dzielna, zaskoczyłam samą siebie. Ale słodziutkie lalunia nie była wcale taka święta, w  końcu miałam wakacje czy nie? Po bieganiu prysznic potem niewielkie śniadanko. Ok. 12.oo-13.oo szamałam drożdżówę z kruszonką i kawka, a ok. 17.oo obiadokolacja. Lody teeeeż podżerałam, a co. Raz pobiłam rekord. Zeżarłam ok. 6 lodów świderków tak mi cholery smakowały, że nie mogłam im się oprzeć, no chyba , że o ścianę Po bieganiu moje flaki pracowały idealnie, he, he, bez żadnych wspomagaczy. Moim WC na wakacjach była matka natura tak superzasto bieganie wpływało na moją przemianę materii. Dobrze, że dobrzy ludzie posadzili kiedyś na mojej ścieżce biegania las i krzaki bo byłoby w przeciwnym razie cieniasto Koniec wakacji był miłą niespodzianką, najmłodszy syn się zaręczył. Posadził Kasię na huśtawce, przyklęknął na kolanie wręczył pierścionek z brylancikiem i oświadczył się.Oj łezka się w oku mamusi zakręciła. Było nam ze ślubnym miło, że mogliśmy być ze ślubnym świadkami tej milutkiej chwili. Teraz uważajcie, moja przyszła synowa zrobiła mi masaż odchudzający ( robi teraz na AWF z tego mgr-a.) i mój brzuch w tej chwili przypomina jeden wielki obolały siniak. Powiedziałam nigdy więcej. Niech faceci sobie masują swoje wielkie bebzole, bo ja już nigdy więcej.  Żadnych więcej poświęceń z mojej strony. To gorsze od porodu, a nie było lekko. Wolę mój brzuszek wałkować wałkiem od ciasta. , albo może jakiś masaż np. erotyczny To tyle o moim kochanym cierpiącym  brzuszku, który obecnie wygląda tragicznie i jest wielkim fioletowym siniakiem. Dobrze, że nie wybieram się z wizytą do ginekologa boby mu gały z orbit wyskoczyły. Aha, jeszcze coś z nowinek od dzisiaj ze ślubnym zaczęliśmy dietę białkową. Pogonimy habasy na drzewo. Cieszę się, że razem bo jest to mobilizacja. Zobaczymy efekty za tydzień. Ale się rozpisałam, ale miałam Wam tyle do opowiedzenia. No to do schudnięcia,go, go, go. NIE PODDAJEMY SIĘ, RAZEM DAMY RADĘ, A CO.....

17 lipca 2010 , Komentarze (9)

Jest superzasto, było na liczniku 67,60 jest 66,60. Kamień z serca i następny krok do przodu. Żeby dopomóc spadaniu habasu z mojego dupska dzisiaj nawet rzuciłam się na podłogi kafelkowe celem wyszorowania fug w kuchni, łazience i Wc. Pot lał się po tyłku, a ja nie wymiękłam. Dowiedziałam się do czego służy rowek na tyłku (pot miał gdzie spływać, he, he ) Małymi kroczkami będę walić do przodu. A najlepsze jest to, że nie wiedząc czy waga spadnie Miecia kupiła sobie w nagrodę białe krótkie spodenki, a co. Trzeba się motywować, hi, hi.Od jutra zaczynam wakacje i wymarzony urlopik. Żegnam się więc kochane Vitalijki z Wami na całe dwa tygodnie. Będę leniuchowała sobie ze ślubnym i z pieskiem nad jeziorkiem. Będzie mi Was brakowało, bo w tym czasie będę musiała polegać tylko na sobie, ale będę dążyć do zwycięstwa. Wkurza mnie zmiana szaty przez administratora bo muszę odszukać jeden pasek wagi, który się gdzieś zapodział, a był na widocznym miejscu. Tam gdzie będziemy nad jeziorem mój drugi syn ma w planie się zaręczyć. Widziałam pierścionek jest śliczny. Jestem dumna z moich dzieci. Szkoda, że tak szybko wyrosły bo to znaczy, że mój licznik czasowy też bije.   Ale co tam czas leci, ale my się nie damy i będziemy trzymać fason. No to do schudnięcia ( ja cały czas pamiętam, że kiedyś w końcu wlezę w tą moją rudą sukienkę )Buziaczki i do usłyszenia za dwa tygodnie.
Ps. Matko Boska powinnam wtedy ważyć 64 kg. Czy to możliwe czy dam radę

15 lipca 2010 , Komentarze (2)

Sprawdzam czy ten wpis się pojawi czy nadal coś szwankuje. Pozdrawiam i do usłyszenia

15 lipca 2010 , Komentarze (2)

a jednocześnie wskazującego na to, że nie ma powodu denerwować się dodatkowym 1 kg. Zważyłam się dzisiaj rano po przebudzeniu. Ważyłam 67,30 następnie poszłam ćwiczyć moje rytuały tybetańskie. Po ćwiczeniach zważyłam  się jeszcze raz i ważyłam 67,70. Byłam cięższa o energię, którą zyskałam podczas ćwiczeń??? Wcale się nie zdenerwowałam raczej zgłupiałam. Wzięłam prysznic stanęłam na wadze z mokra głową i waga pokazała 67,30. Zaznaczam, że w tym czasie nie piłam wody ani nie korzystałam z WC. Wniosek jaki mi się nasuwa? Nie stresujmy się kiedy  przybywa nam w danej chwili 1kg. Powody tego mogą być różne. Najbardziej wiarygodne są cm. NA WAKACJE BIORĘ MIARĘ KRAWIECKĄ ONA PRAWDĘ MI POWIE. A jaka ona będzie tzn. ta prawda powie mi ta franca waga ( z którą próbuję się zaprzyjaźnić, he,he..)w sobotę w mój dzień ważenia, a od poniedziałku wymarzony letni urlopik. No do schudnięcia bo innej opcji dla nas nie przewiduję, go, go ,go.DOJDZIEMY DO CELU JAK JUŻ DOSZŁO WIELU.

14 lipca 2010 , Komentarze (3)

stwierdzam i posypuję głowę popiołem, że drożdżówkę zeżarłam i przetrawiłam, ale nie żałuję. Tak puszczała do mnie oko "Małpa zielona" z biurka, że jej uległam. Dobrze, że była rodzaju żeńskiego bo co bym powiedziała ślubnemu?? I wcale nie żałuję. Popiłam ją kawką było nam razem przez chwilę dobrze. Pozostało tylko wspomnienie. Dzisiaj na śniadanie ryż z jogurten i truskawkami. Obiad ryż z brokułami i gotowaną piersią ( oczywiście nie moją, hi, hi) z kurczaka, a reszta się zobaczy. Dla ćwiczących A6W cały czas wykonuję no i nie tylko.  Liczę na ten kaloryfer zamiast opony .Może cuś się wykluje? Liczę dni do urlopu. Liczę też kalorie...czy ja tylko coś nie za dużo liczę?  Obym się tylko  nie przeliczyła.Ciekawe co pokaże waga franca po powrocie. Wezmę ze sobą miarkę krawiecką. Ona mi prawdę powie . No to do schudnięcia moje milusińskie. RAZEM DAMY RADĘ.

13 lipca 2010 , Komentarze (6)

Przed chwilą dobra koleżanka przyniosła mi ciepłą drożdżówkę mówiąc takiej jeszcze nie jadłaś. Jestem baaaardzo ciekawa co ja z nią zrobię. Na razie schowałam do biurka, a jutro Wam powiem jakie były dalsze jej losy. Swoją drogą koleżanka poniekąd wie, że liczę kalorie. Życzliwa??? Co do mojej 7 dniowej diety, którą właśnie skończyłam okaże się w sobotę przy ważeniu kiedy waga się ustabilizuje. Przy tej ilości wypijanych teraz płynów moja waga chyba dostaje fiksa. Zakładam też, że wysiłek fizyczny rower + ćwiczenia zamieniają kalorie w masę mięśniowa przynajmniej taką mam nadzieję. Za parę dni jadę nad jezioro na urlopik. Na pewno nie zabieram ze sobą wagi. Jakaś kara dla francy  musi być.Myślę, że prędzej czy później zaprzyjaźnimy się. Będę się kaloriom opieerać, byle tylko nie o ścianę.  Taką mam nadzieję.W końcu "Ruda sukienka" czeka, a jest to nagroda I fazy odchudzania, hi, hi. W sobotę jeszcze ważenie i na urlopik. No to do schudnięcia..pa,pa.

12 lipca 2010 , Komentarze (5)

Witam upalnym jeszcze porankiem. Rzeczywiście, że mam farta z tym prasującym mężem. Wynagradzam mu to w innych dziedzinach i oboje przynajmniej ja  tak myślę, jesteśmy zadowoleni. Myślę, że nie będę go wypożyczać bo a nuż by mu się w innej chałupie spodobało i co wtedy?? Wolę nie ryzykować. Wiem co mam. Muszę przyznać kochane Vitalijki, że w waszym towarzystwie bycie na diecie mniej boli. Baaardzo brakowało mi z Wami kontaktu kiedy mój pamiętnik pofiksował sobie i się zgredek ukrył. Dzisiaj mam dzień diety w sam raz na upalny dzień. Powyciskałam sobie trochę rano soczków mniam mniam. Wczoraj zrobiłam A6W po czym stwierdziłam, że skoro już leżę na karimacie to wycisnę coś z siebie więcej. No, a potem chłopcy zaczęli biegać po boisku ( mecz piłki nożnej) to dołączyłam do nich i wycisnęłam 15 minut hula hop. i mniejszy stres z powodu małych grzeszków ( lody, parę kruchych ciasteczek, serek danio i mały jogurcik Danone) Koleżance, która pytała o algi odpowiadam, że trudno stwierdzić czy działają bo piłam je dopiero 2 razy. Polubiłam tą 7 dniową dietę i chyba powtórzę jeszcze raz od 1 dnia. Całą Wam wkleiłam dzień po dniu.Jutro wkleję ogólne wiadomości o niej. Od tego powinnam właściwie zacząć. Dieta, którą planuje mi Pani dietetyczka nie odpowiada mi na dłuższą metę, ale dzięki niej tu do Was trafiłam więc jest ok. Coś za coś.



Dzień 7:
Śniadanie: Dzień owoców cytrusowych
Dowolna ilość mandarynek, 150 g jogurtu naturalnego, szklanka wyciśniętego soku z pomarańczy.
Obiad: 50 g gotowanej piersi kurczaka bez skóry, 250 g surówki z dowolnych owoców cytrusowych, szklanka soku wyciśniętego z grejpfrutów.
Kolacja: Dowolna ilość mandarynek, kromka razowego pieczywa z plasterkiem szynki drobiowej i liściem zielonej sałaty. Szklanka soku z grejpfrutów.

Aby utrzymać wagę po zakończeniu odchudzania wyznacz sobie dzień w tygodniu, w którym zastosujesz jeden z polecanych jadłospisów. Za każdym razem wybieraj inne menu, by dostarczyć organizmowi różnych składników.

No to do schudnięcia go, go....buziaczki. Zmierzmy się z kg.:-))))

11 lipca 2010 , Komentarze (3)

. Pływanie sobie dzisiaj odpuściliśmy, bo ślubny nie przeżyłby ( ma sztuczną zastawkę od 1986r.) ale jest przy tym bardzo dzielny bo codziennie jeździ na rowerze, ćwiczy no i moje kochane uwaaaga,  lubi prasować. Tak dobrze czytacie, a ja wcale mu tej roboty z rąk nie wyrywam. Obiadek dzieciom smakował. Drugi syn zabrał zraza do pracy do odgrzania i przysłał ślubnemu e-maila( tato jesteś mistrzem) bo to on tzn. ten mój ślubny te zrazy i pyzy na obiad zrobił własnoręcznie. Tylko nie pytajcie mnie gdzie się znajduje takich facetów. Miałam szczęście bo to on mnie znalazł. Mam nadzieję, że myśli tak samo hi,hi......Ja za to trochę się dzisiaj nawyciskałam soczków warzywnych do mojej diety, będziecie miały obraz sytuacji jak rzucicie na nią okiem. Jutro 7 dzień czyli ostatni. A co potem. Ano się zobaczy..Dzisiaj nie będę o tym myśleć bo może ta franca waga podsłuchuje??

Dzień 6:
Śniadanie: Dzień koktajli warzywnych
Sok z 6 marchewek, 3 łodyg selera naciowego i szpinaku, 150 g chudego białego sera.
Drugie Śniadanie: Sok z 6 marchewek, 3 łodyg selera naciowego i pomidora.
Obiad: Sok z 6 marchewek, 3 łodyg selera naciowego i pietruszki, 100 g pieczonej piersi indyka, 5 łyżek gotowanej marchewki.
Kolacja: Sok z 6 marchewek, 3 łodyg selera naciowego i bazylii, 2 kromki pieczywa z szynką, 2 liście zielonej sałaty.

Troszkę ją dzisiaj złamałam bo zjadłam z rodzinką lody cassate i 4 kruche ciasteczka. O jak Miecia grzecznie wyznaje swoje grzeszki jak na spowiedzi. Ale cóż byłoby warte nasze życie bez tych małych grzeszków. Oj zapachniałoby  nudą, a tego Scorpiony nie lubią oj nie lubią. Wieczorkiem na pewno będzie A6W, a co z resztą napiszę jutro. Jak nie będzie mi się chciało to będę leżeć do góry brzuchem, he, he. No to do schudnięcia go, go...no to lecę. Pa, pa