No jestem zadowolona, że aż strach. Dlaczego? Bo dalej kontynuuję jazdę na rowerku stacjonarnym: codziennie 60 minut, 31-32 kilometry. Ja? Taki leń do systematycznych ćwiczeń? To już 3 tydzień zapału, który mi nie mija. Oby jak najdłużej, bo dobrze czuje się po tej codziennej jeździe na rowerze. Nic mnie nie boli, zazwyczaj kręgosłup też nie, ale są dni, gdy trochę dokucza mi ból. Co tam! Akurat jazda na rowerze jest bezpieczna dla kręgosłupa i zarazem jest lekiem na ból. Nie mam wymówki, by zaprzestać tej aktywności fizycznej.
Waga bez zmian. To dobrze, jak nie może być inaczej. Wolę tak, niż wzrost. Jem 5 posiłków w granicach 1300 kcal, takich zdrowych, dietetycznych. Tylko, że jakiś czekoladowy cukiereczek, ciasteczko, landrynek jest codziennie, a wczoraj nawet dałam się sama (bo nikt inny tego nie robił) skusić na drożdżówkę jogurtową z ciastkarni.
Za mało śpię, niecałe 7 godzin i stąd ten apetyt na słodkie... Konieczna zmiana, dzisiaj idę spać o 22-ej, a nie 23.30 lub troszeczkę później.