Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Legenda do tytułów i wpisów: TdM = Trening do Maratonu

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11793
Komentarzy: 197
Założony: 12 lipca 2014
Ostatni wpis: 2 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
LooLoo

kobieta, 31 lat, Poznań

159 cm, 55.50 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

19 października 2014 , Komentarze (5)

10 TdM. Pękło dzisiaj 11,5 km, w połowie podbiegi, kilka b. stromych. Teraz już mi dobrze, czuję "głębokie" płuca, przyjemne zmęczenie... ale pierwsza połowa tego treningu to była gehenna. Jednak nie mogę robić przerw dłuższych niż jeden dzień, bo momentalnie wraca problem piszczeli. Kilka razy się zatrzymywałam, rozmasowywałam przykurcze, okładałam pięściami nogi i w końcu przeszło. 

Wniosek?

Nie tylko w sporcie, ale w każdej dziedzinie życia, każdy dzień jest lekcją. Wiem, że to brzmi, jakbym naczytała się Coelho i teraz wylewała swoje przemyślenia. Jednak wreszcie do mnie dotarło, dlaczego mam takie problemy z ciągłością treningu. Samozaparcia mi nie brakuje, absolutnie nie, konsekwencji też mam pod dostatkiem. Po prostu muszę mieć ciągłość, nie wolno mi robić sobie dwóch dni wolnych z rzędu, bo potem wracam do bezbolesnego szurania przez kolejne dwa, bardzo bolesne treningi.

To był mój pierwszy wniosek. Taka długa, bolesna lekcja, której przyswojenie zajęło mi ponad 1,5 roku.

Drugi wniosek? Zero mocniejszego alko. (Tak, wniosek po piątku ;)) Bardzo rzadko mi się zdarzają takie typowo studenckie imprezy. Zwykle lampka wina albo piwo to jedyne, co przyswajam na jakichś spotkaniach czy wyjściach, a po nich czuję się totalnie normalnie i nie mam problemu. Jednak od czasu do czasu przytrafia się sytuacja, kiedy po prostu idiotycznie nie odmawia się kieliszka czy dwóch. 

Przez ten weekend bardzo wyraźnie do mnie dotarło, że nie mam czasu na takie szaleństwa i wracanie po nich do formy. Momentalnie zaczyna brakować płuc, a zamiast wydolności pojawia się ociężałość, problemy z utrzymaniem szybszego tempa...

BESSĘSU. Zdecydowanie zmniejszam ilość %. Koniec kropka.

Idę dalej cieszyć się piękną niedzielą :)

16 października 2014 , Komentarze (3)

Posłusznie melduję, iż aczkolwiek że rozbieganie wykonane! 20 min lekkiego truchciku z koleżanką w tempie tzw. plotobiegu ;) Wszystkie sprawy bieżące obgadane.

Teraz można porobić trochę parszywej 13, pokatować brzuch i tyłek ćwiczeniami, porozciągać wszystko i czas na regenerację. Do zobaczenia w sobotę ! :)

Takie tam chude szczapy na koniec..

15 października 2014 , Komentarze (4)

Ale kapryśna się zrobiła ta pogoda. Rano słoneczko, teraz deszcz...Dzisiaj byłam niegrzeczną studentką i opuściłam wykład, żeby pójść pobiegać.

9 TdM: 10 km TM (Tempem "Maratońskim", wg założeń planu; haha dla mnie to raczej Tempo Mocnoprzeciętne:D). W każdym razie miało być 60 min = 10' rozgrzewki + 50' TM i zasadniczo tak właśnie było. Tempo w większości spokojne, na początku trochę pod- i zbiegania, potem płasko, czyli zawsze to jakiś nowy bodziec, trochę odmiany.

Dzisiejszy trening powinnam zrobić jutro, ale zwyczajnie nie jestem w stanie, więc trzasnęłam go dziś, a jutro umówiłam się z koleżanką na lekką przebieżkę. W weekendy też robię takie bloki "2 dni = 2 treningi" i mam 1 dzień regeneracji. Teraz wychodzi tak, że dwa zupełnie odmienne, ciężkie TdM zrobiłam w bloku. Jutro trochę potruchtam, żeby pobudzić regenerację, ale nie naderwać odbudowujących się uszkodzeń na nowo. Gdyby ostatnie obciążenia były większe, pewnie odpuściłabym takie zabiegi.

Czasem drobne zmiany planu wychodzą na dobre - mam nadzieję, że tym razem też tak będzie ;) Kolejny, 10 TdM w sobotę.

Dzisiaj wieczorem jeszcze:

kilka ćwiczeń z "parszywej 13stki biegacza" na stabilizację

joga na dogrzanie

długie porządne rozciąganie wszystkich zapomnianych partii


Temat bumerang - żywienie. Jakoś zawsze tak mam, że kiedy systematycznie biegam, zaczynam bardziej zwracać uwagę na BWT. Dzisiaj wychodzi ok. No właśnie, łatwiej też jest jeść dobrze, kiedy ma się ten cel budowania formy.

A wczoraj przegoniłam przypadkiem dwa takie cuda na drzewo. Uwielbiam jesień<3

Trzymajcie się ciepło

14 października 2014 , Komentarze (3)

...ale to wymuszona miłość, pełna bólu, zakrętów i...no właśnie. Górek ;) Wzlotów i upadków spadków, można by powiedzieć. Mimo wszystko, tak źle jest mi tylko na początku. Na górze, jak to mówi mój znajomy "pompka<3 pracuje jak trzeba", płuca znów łapią głębszy wdech, można się wyprostować, pod nogami robi się cudownie płasko.... Jest idealnie. Czuję, że żyję, niebo jest bardziej niebieskie, a drzewa bardziej kolorowe o tej porze roku. O Bożena, jak ja to kocham... 

Sorki za prywatę i uniesienia, budzi się we mnie góral :D

Tak czy inaczej, 8 TdM pękł dzisiaj - miało być 50 min + 8*20 s (szybszym tempem, interwał taki). Wyszło trochę krócej, bo jak policzyłam - 8 km, a tych tempówek nie zrobiłam, bo zwyczajnie sobie zapomniałam. Jednak to nic straconego, uważam, że ten trening dał mi więcej, niż ten, który sugerował plan. Było mnóstwo podbiegów i trudnego terenu, który tak kocham. Nie przejmuję się takimi modyfikacjami, bo po pierwsze - nie chcę zabijać tej miłości :p, ma mi to sprawiać jakąś tam przyjemność, a po drugie - i tak nie planuję tego maratonu pobiec równo co do dnia za paręnaście tygodni. 

Jedynie muszę się wykazać stalowo silną wolą, żeby co niedziela biegać LSD, coraz dalej, coraz dalej... Śródtygodniowe treningi są do siebie bardzo zbliżone i przypuszczam, że z czasem zacznę je realizować na 100%, a nawet lepiej.


Ukochany temat Vitalii, czyli szamanko:

Dzisiaj oficjalnie mam dość jedzenia chleba. To jest najprostsze i najwygodniejsze, ok. Nie mam problemów z glutenem i źle się czuję po produktach, którymi musiałabym go zastąpić, ok. Tak więc nie idę w stronę bezglutów, o nie. Jedynie ciut ograniczę nabiał z takich "modnych pomysłów", które się ostatnio propaguje. Jednak mój wybór obiadowo-kolacyjny dzisiaj padł na omlet na otrębach z pomidorkami cherry i szpinakiem baby - czyli wszystko co w wersji mini :D

To tak tylko zapisuję, żeby był pogląd na żywienie, może mi się kiedyś przydać.

I tego się trzymajmy :)

12 października 2014 , Komentarze (3)

Od razu wyjaśniam: LSD - Long Slow Distance. Z takich substancji nic dziś nie brałam, oprócz solidnej dawki endorfin ;)

Zgodnie z planem, pękło 16 km. Równiutko, bo żołądek chwyciły jakieś skurcze i musiałam odpuścić zamarzone przedłużanie o jedną pętelkę. 

Zaliczam dzisiaj na plus, mimo że zaliczyłam aż o zgrozo 3 przystanki po drodze - 2, żeby napoić psa, a jeden niechlubny kilkuminutowy, żeby rozbić kurcz z przodu piszczeli. To ta wredna kontuzja, która pojawia się i znika. O dziwo, dzisiaj tylko w lewej nodze, więc dopóki nie przeszło, trzymałam się myślami zdrowej nogi, w której nawet kłucie w kolanie przeszło całkiem. Na szczęście trochę zmian terenu, zbiegi, podbiegi i po bólu.

Już porozciągane wszystko, co się tylko dało, dodatkowo rano machnęłam parę ćwiczeń na te "babskie partie" ;) typu brzuch i tyłek, żeby nic nie zostało zaniedbane. Jak już coś robić, to na całego!

Dziewczyny, jesień w Beskidach jest cudna. Buki powoli rudzieją, liście ślicznie powoli opadają, a pojedyncze drzewa jeszcze zielone.... Bajka po prostu. Jeśli macie okazję i będzie ładna pogoda, to koniecznie wycieczka w góry ! Takie widoki aż żal przegapić.

Trzymajcie się ciepło, zmykam w końcu coś się pouczyć, powoli robi się dużo tego materiału...

11 października 2014 , Komentarze (4)

 (husky najlepszym przyjacielem biegacza jest!)

6 TdM zrealizowany, w końcu całkowicie zgodnie z planem: 50 min ciągłego biegu, w tym 6 x 20 s interwały + 5 min cool down. 

Jestem bardzo zadowolona - trening zrobiony w lesie nie dość, że jest superciekawy i malowniczy, to jeszcze uczę się uwagi, kontroli stawiania stopy, radzenia sobie na trudnym nierównym terenie. Gdyby nie to, że jutro w planach 16 km, pewnie ten leśny power poniósłby mnie dużo dalej... <3

Dodatkowo dzisiaj: rozciąganie, solidne po biegu

30 min dywanówek przed telewizorem ;)

a przed snem jeszcze joga, na dobry sen...

Generalnie powolutku się wydłużam, nie szarżuję z kilometrażem. W końcu czeka mnie wiele miesięcy ciężkiej pracy i nie stać mnie na kontuzje.

(psst na razie nic mnie nie boli...odpukać, splunąć przez lewe ramię, spalić i zakopać !)

Czytam Was i jakoś ostatnio wszyscy odstawiają słodycze... i bardzo dobrze ! Podłączam się  i idzie mi świetnie od dłuższego czasu. W końcu nie mogę się zbłaźnić przed Wami... ;)

Trzymajcie się ciepło ! Niedługo płaskie brzuchy będą nasze:

...bo na letni efekt pracuje się zimą ;)

10 października 2014 , Komentarze (9)

Takie widoki miałam wczoraj na 5 TdM. Miałam straszny ból d..., że tu takie widoczki, a ja bez aparatu ani nawet telefonu, ale od czego jest Wujek Google ! Jak będę tam ponownie, to porobię trochę własnych zdjęć, kto wie, może któraś z Was rozpozna okolicę ;)

Dość długo nie pisałam, bo po prostu nie miałam czasu - zajęcia na uczelni pożarły mnie dokumentnie. Na szczęście powoli ogarniam i wszystko powinno pójść sprawniej od przyszłego tygodnia.

Dziennik treningowy:

4 TdM: rozbieganie. Miałam okropnie ciężkie nogi i w efekcie przebiegłyśmy z koleżanką tylko 3 km, ona też potrzebowała zacząć powoli. Teren był b. górzysty, więc przy okazji podbiegi podkręciły tętno.

5 TdM: tutaj ciągle mało, bo tylko 5 km, ale oprócz 1 km to były same podbiegi, do tego dość ostre. Problemem było przejechane 30 km na rowerze poprzedniego dnia i dalej jakoś nie mogłam się zregenerować na czas, więc wiadomo.. nie szarżujmy :) 

Ogólnie - kilometraż skromny, ale przynajmniej nadrobiłam trochę siły biegowej. Czyli ogólnie na plus.

W weekend planuję 10 i >16 km, powoli się wydłużam i przywracam formę przed połówką za dwa tygodnie. Zobaczymy, ile wykręcę, tam gdzie jadę, też wszędzie jest pod górę.. ale to dobrze, to dobrze :D

Z pozostałych aktywności (plan jest przewidziany z ćwiczeniami i innym ruchem min.3x/tydzień):

rower codziennie, dojeżdżam na wydział, ok. 1,5 h każdego dnia

joga i rozciąganie, wychodzi mi co drugi dzień

tzw "dywanówki" które kocha cała Vi ;) zwykle kiedy mam czas, np. teraz zrobiłam pół godziny w ramach porannego rozruchu

Może ktoś jest ciekaw, co jem... Niestety dużo węgli, chyba wystarczająco białka i muszę jeść tłuszcze, bo już raz straciłam @. Teraz jestem mądrzejsza, a przynajmniej tak mi się wydaje...

Odkąd się przeprowadziłam i sama odpowiadam za to, co jem, nie mam w ogóle ochoty na napady, na słodkie i inne śmieci. Przyszło mi to bez większego wysiłku, co mnie bardzo cieszy :D Może nie wiecie, ale dla mnie to jakbym dostała drugie życie i całkiem nowe możliwości.

Muszę kończyć, zaraz zmykam na zajęcia. Trzymajcie się ciepło, jak tylko będę miała chwilę po południu, to nadrobię zaległości w Waszych pamiętnikach (kujon)

(llllubię motywacje !)

5 października 2014 , Komentarze (6)

(tematy jedzeniowe i inne vitaliowe - scrolluj na dół ! )

2 i 3 TdM (Trening do Maratonu) za mną. Wczoraj powinnam wykręcić 50 min, ale z racji że dzisiaj miałam ważny start, to wiadomo - odpuściłam. Ale to nic, już teraz wiem, że na tym planie będę tylko bazować, na pewno też rozciągnę go w czasie - nie zmieniam intensywności, tylko dołożę parę tygodni utrwalania.

2 TdM - 7 km + przebieżki + podbiegi

3 TdM - dzisiejszy start - 13 km - bieg górski

Biegło mi się dzisiaj bardzo ciężko - odezwała się kontuzja już na2 kilometrze i "zabiegałam" ją dopiero po 5 kilometrze na pierwszym ostrym 2 kilometrowym podbiegu. Niestety te 3 kilometry to była walka z bólem, skurczami i samą sobą, żeby się nie poddawać. Bo a nuż przejdzie? 

Efekt był taki, że przeszło, a ja zaoszczędziłam siły, tak wolno biegnąc. Czas wykręciłam taki sam jak w zeszłym roku, co jest dla mnie dużym sukcesem po zeszłotygodniowej załamce. 

Ogólnie po takich biegach uśmiech nie schodzi mi z twarzy, nieważne jakby nie było w trakcie. Dzisiaj nie jest inaczej, humor fantastyczny, do tego taka pogoda... żyć nie umierać ! :D Do tego poznałam kilku fantastycznych ludzi na starcie, w trakcie i na mecie. Jednego faceta chyba przyprawiłam o zawał - biegliśmy mniej więcej razem od startu a tuż przed metą zaczął iść. Leciałam za nim, więc przyspieszyłam, klepnęłam go z całej siły w plecy i ochrzaniłam z góry na dół, nie przebierając w słowach, że tak się trzymamy od początku, to ma nie robić wiochy na koniec, ruszyć tyłek i biec ! Nie pytajcie o jego minę. Powiem tylko, że podziałało :)

Za 3 tygodnie półmaraton, drugi w tym roku, a 19 kwietnia 2015 chwila prawdy ;) czyli 42 kilometry grozy.


Czy to możliwe, żeby widzieć zmiany w figurze po jednym ostrym treningu? Podobne wrażenie miałam, jak pierwszy raz przebiegłam dyszkę. Już nie widzę Pana Szerokości z tyłu, tylko fajnie podniesione zawieszenie, na brzuchu jakby bardziej płasko... Fajne uczucie <3


Skoro już jesteśmy przy figurze... @ minęła, a ja już długo jak na mnie trzymam się z dala od napadów. Wczoraj i dzisiaj wręcz wpychałam w siebie jedzenie, bo wiedziałam że muszę ! Czuję się znowu dobrze, jak zwykle kiedy wraca kontrola. 

Ostatnio w innych pamiętnikach rozpisywałam się o słodkich ciągotkach. Jakoś nie czuję teraz w ogóle potrzeby podjadania i nie mam ochoty na słodycze ani inny syf. Pewnie dlatego, że tak dużo się dzieje, i to też jest jakaś metoda - trzymać się z dala od nudy. Jednak przede wszystkim ta zmiana nawyków - przy @ joga zamiast ciastka, w sklepie otręby zamiast ciastka... Jak widać, zamienników jest wiele ;) 

A w kwestii motywacji... na starcie czułam się tak:

...a  na mecie tak:

I gdyby nie ta ciągła regeneracja pomiędzy, to chciałabym się tak czuć codziennie ! Bieganie zdrowo uzależnia, laski - dajcie się wciągnąć !

Trzymajcie się ciepło

30 września 2014 , Komentarze (3)

Dokończyłam wczorajszy plan, machnęłam te przebieżki, ale nie będę tak więcej rozbijać. Już lepiej będzie iść kolejnego dnia na szybki spacer pomieszany z podbiegami, ale danego dnia zrobić całą robotę i mieć zamierzony efekt.

W ogóle to oduczyłam się chodzić na spacery jak normalny człowiek ! Jak muszę iść spacerowym krokiem, to od razu ziewam albo łapię się na tym, że chcę chociaż kawałeczek podbiec.

A tak poza tym, ruchowo dzień bardzo na plus. Biegałam, jeździłam na rowerze i wróciłam cała ubłocona <3, polatałam w kaloszach po działce zbierając jabłka, gruszki... Wesoło było, oby więcej takich dni. Tylko czemu taki mój spokój ducha znika bez śladu zaraz po tym jak wejdę do kuchni? Wtedy jest tylko jedna myśl "ciastka, czekolada, słodkości, albo chociaż kawałek chleba z masłem, dżemem, cokolwieeeek". Mam już tego dosyć, muszę skończyć z tym nawykiem, zanim on skończy ze mną ;)

Dlatego tak sobie przeglądam zebrane motywacyjne fotki...

A jutro IDĘ W LAS haha ! tzn mam nadzieję że idę, a nie biegnę, bo planowo nie powinnam się katować przed niedzielnym Biegiem Trzech Kopców...

Trzymajcie się ciepło !

29 września 2014 , Komentarze (1)

Pierwszy trening do maratonu (TdM) za mną ! Nawiązując do tematu - wreszcie biegło mi się lekko, z przyjemnością, w końcu czuję się sprawna i jakoś tak nawet bardziej prosto się trzymam... Dawno się tak dobrze nie czułam, a to m. in. zasługa większej ilości warzyw, kontroli porcji i po prostu powrotu do życia po ciągłych kompulsach...

1#

Założenia: 50 min + 6 x 20 s (50 minut ciągłego i 6 razy 20-sekundowe przebieżki na szybszym tempie)

Wykonane: 50 min, te tempówki 6x20 zostawiam sobie na jutro rano z paru przyczyn: zjadłam kanapkę z twarogiem, a nie wiem jak u was, od razu mi niedobrze na bieganiu po czymś takim (kreci) a jutro przed powrotem do Krk (studia) przynajmniej wybiegam jeszcze trochę psa. Biedaczek, nie będzie miał z kim teraz śmigać, a to husky, więc wiecie o co chodzi ;)

Ogólnie to będę unikać takiego rozbijania treningu na dwa dni, bo wiadomo - nie o to chodzi. Ale na tym etapie nie będzie aż takiej różnicy. 

Jutro trzasnę jakieś zdjęcie, żeby mieć co porównać za 14 tygodni, po zakończeniu planu. Haha to będzie dobry widok, mam nadzieję ! Póki co boczki wylewają mi się z obcisłych lajkrowych gatek, a jak wkładam stanik do biegania, to ledwo oddycham (smiech) Wolałabym mieć mniejszy biust, serio ! Nie lubię, jak mi coś podskakuje co chwila, szlag mnie trafia z takim balastem.

To jest w ogóle przeciekawe, jak się różnym dziewczynom różnie odkłada tłuszcz w ilości nadprogramowej. U mnie to są zdecydowanie brzuch i boczki, do tego ciut na biodrach i udach, tu w zasadzie nie jest tak tragicznie. 

No. Miał być krótki wpis "planowo miałam przebiec....., a przebiegłam....." a wyszło jak wyszło. 

Trzymajcie się ciepło !

A jak patrzę na to foto, to zakochuję się w moich nogach na nowo. Tak, mam rozbudowane, mocne uda. Tak, miałam z ich powodu wielkie kompleksy. Nie, już nie ma po nich śladu. Po kompleksach, nie udach.