Wróciłam do zwyczajów z okresu wczesnej młodości, gdy sprzątało się w domu w sobotę, bo tego dnia pracowałam tylko do 13, jak wszyscy. Zaczęłam od przesadzania kwiatów doniczkowych, co odkładałam od dawna. Udało się szybko i sprawnie sprawę załatwić. Mąż zajął się pokojami, ja łazienką i kuchnią. Ponieważ oboje staramy się utrzymać w domu stały porządek, i tu poszło migiem i mogłam oddać się gotowaniu. Znów kilka potraw, aby mieć z głowy w tygodniu. Dziś usmażyłam kotlety mielone z mięsa drobiowo- wieprzowego. Dodałam je do sosu ugotowanego z pomidorów pelati, kaparów, pomidorków koktajlowych i pomidorów suszonych. Dodałam jeszcze czosnek i cebulę oraz zieloną pietruszkę. Sos marzenie, konsystencją i smakiem. Druga potrawa ze schabu pokrojonego w paseczki. Zostały podsmażone , potem podsmażyłam pokrojone boczniaki i wszystko do rondla. Po chwili dodałam bulion drobiowy, kilka suszonych grzybów ,koperek i śmietankę. Dusiłam jakiś czas, pycha. W tygodniu jeszcze tylko zupa krem z cukinii i tyle. Między daniami mięsnymi będzie jakiś omlet z serem, jakieś warzywa pieczone. Dziś celowo nie wychodziłam, bo w weekendy sporo ludzi jest nad morzem. Na szczęście oboje z mężem potrafimy znaleźć dla siebie jakieś zajęcia, nie siedzimy więc sobie na głowie, nie mamy do siebie pretensji o : " co tu robić?" Długo w tym roku grzejemy w mieszkaniu. Zima nie odpuszcza, niestety. A za oknem szaleństwo ptasie, świergot nieustanny. Tylko aura nieprzychylna. Kupiłam ostatnio kilka gałązek drobnych goździków. Ach, jakie urocze to kwiaty, pachną upojnie i stoją długo. W południe podwórko rozbrzmiewało gwarem dzieci, które powyciagały rowery z pierwszym dniem wiosny. Żal mi dzieci, pozbawiono ich tej ważnej chwili poznawania życia w gronie rówieśników. No i będą miec braki w wykształceniu, czyli szykuje się dziwne pokolenie pocovidowe.