Aby nie myśleć za dużo o zdrowiu, dziś prace w kuchni. Już wczoraj ugotowałam część mięsa na pasztet, dziś tylko wątróbkę dodałam i do maszynki na zmielenie. Dobrze, że kupiłam słoninę , bo dosyć chude te mięsa były, a słoninką wyłożyłam spód blachy, dodałam drobno pokrojoną do mięsa i na wierzch cienkie paski. Sporo ziół i przypraw, aby nie było to mdłe. Pasztet wyszedł super, smak dobry, i taki jak zawsze. Zrobiłam też rolady mięsne, ale ze schabu, tak jak zrazy. Do środka dałam kawałeczek boczku wędzonego, ogórka konserwowego też kawałeczek i odrobinkę razowego chleba. Rolady są w sosie grzybowym, a grzyby to boczniaki, pieczarki i suszone, dla aromatu i dla koloru sosu. Tyle dziś , potem sprzątanie w kuchni, bo wiadomo, jak to jest po smażeniu wątróbki. A jutro upiekę kaczkę i tyle . Wszystko muszę zamrozić, bo to dopiero na Wielkanoc. Poza tym mycie szkieł domowych typu obrazy, szyby w drzwiach, lustro w przedpokoju, mycie szafek kuchennych, sprzątanie łazienki. Nie będzie nas na święta w domu, ale tak jakoś wypada to zrobić na wiosnę. Bo Wielkanoc kojarzy mi sie wyłącznie z wiosna. Zresztą dziś za oknem ptaki śpiewają oszałamiająco, tez zadowolone z pogody. Słyszałam nawet jakieś trele nieznane mi na tym terenie. Po tych dwóch dniach ciepła zieleń wybuchnie z pewnością. Z nowości, na podwórku pojawiły się dzieci, zwabione ciepłą pogodą i zbliżającymi się wolnymi dniami. I tak ich mało, szkoda, bo takie świergoty tez lubię. Nie wychodziłam , mąż dba o moje zdrowie przed szczepieniem. A to już we czwartek. Szybko czas mija, zaraz kwiecień, oby ciepły i wolny od zarazy. Gdy słucham o powikłaniach pocovidowych, także tych psychicznych, ciężko się robi na sercu, strach mnie ogarnia i zwątpienia. Najważniejsze teraz , aby szczęśliwie dojechać do Poznania, zobaczyć się z synem, a potem cierpliwie czekać na rozwój wypadków, tych zależnych ode mnie i tych pozostałych.