Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251761
Komentarzy: 6514
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

16 września 2019 , Komentarze (18)

Ojciec zmarł w nocy z soboty na niedzielę. Obudził mnie telefon po 6 , informujący o tym fakcie. Długo nie mogłam się pozbierać, ciśnienie skoczyło mi do 172, poszłam do szpitala i dostałam Captopril na obniżenie.  Potem spotkanie z bratem, omawianie obowiązkowych czynności, no i pytanie: czy powiedzieć Mamie. Dziś załatwianie od samego rana, już jest większość  ogarnięta , jeszcze tylko wniosek o rentę rodzinną  i będzie spokój. Jak się czuję? Nijak.bo Ojciec dożył pięknego wieku 90 lat, ostatnia choroba przyniosła tylko cierpienie i ból, a szans na zmianę  raczej nie było. Rozmawialiśmy i widzieliśmy się jeszcze w sobotę, i dziękuje opatrzności, że pojechałam się z Ojcem zobaczyć. Pozdrawiam Was;(

13 września 2019 , Komentarze (3)

Rano byłam u fryzjera, to chwila relaksu, którą lubię. Szczególnie masaż głowy wychodzi rewelacyjnie. Potem do Mamy, podałam II śniadanie ( serek wiejski, maliny, łyżeczka miodu, kawałek bułki maślanej z masłem), nastawiliśmy pranie, drobne układanki. Rozmowa z opiekunką na temat żywienia, zrobiłam kopytka z fury ziemniaków, które bratowa ugotowała dla Mamy(?). Dziś u nas na obiad  kasza gryczana z kurkami duszonymi + mix sałat. Jakie to było dobre! Teraz gotuję zupę zieloną, z brokuła i szpinaku. Będzie na jutro, ale niewielką porcję zjem na kolację. Na jutro będzie także polędwica z dorsza, bo mięso jakoś mi nie wchodzi. Wolę białko w postaci strączkowej.  Pogoda nieciekawa, zrobiło się szaro, chłodno i deszczowo. Wieczorami znów sporo czytam, nie lubię TV, wolę pomarzyć przy lekturze.  Ten weekend będziemy mieć dla siebie. Teraz mam pole do zastanowienia się, co zrobić z wolnym czasem. Jedno jest pewne- poranna kawa będzie w łóżku!

12 września 2019 , Komentarze (10)

W domu pachnie grzybami po dzisiejszym zbiorze kurek.  W lesie jesień okrutnie widać. Lubię płodozmian w porach roku, ale chciałabym jeszcze babiego lata. A tu czas herbaty popołudniowej nadszedł. Lubię szczególnie Earl Grey, jej aromat i smak. Porządki na balkonie zrobione, mniej kwiecia zostało i już nie przesiaduję tam, bo zimno. Wczorajsza wizyta u Ojca przykra, widok smutny. Wpadłam dziś na pomysł, aby jutro, podczas wizyty u Mamy, nagrać ją w telefonie, z pozdrowieniami dla Ojca i ciepłym słowem. Przykro mi było kłamać, gdy pytał, czy Mama  wspomina o nim.  Zadałam dziś mężowi pytanie, kiedy zaczyna się starość. Chwilę zastanawialiśmy się oboje i doszliśmy do wniosku, że u każdego inaczej. Z pewnością pierwsze symptomy to niechciejstwo, brak pasji do czegokolwiek, a szczególnie pasji poznawczej. I ociężałość spowodowana natłokiem TV, brak chęci do ruchu, obojętność na wszystko. Skoro kieruje nami nasz umysł, to właśnie od jego stanu uzależnione jest nasze jestestwo.  I dlatego cieszę się, że niedługo mój UTW zaczyna zajęcia, że spotkam znajomych, że zacznę posługiwać się moimi półkulami przy zapamiętywaniu układu tanecznego, przy wydobywaniu z zakamarków pamięci angielskich zwrotów, przy rozciąganiu ciała dla jego dobra! Dzisiejsza wycieczka do lasu znów spowodowała tęsknotę za widokiem przyrody. A w sprawie diety to mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że pieczywo wieczorem to błąd i poranna masakra wagowa. Dziś rosół  z makaronem i pulpety w sosie koperkowym. Na jutro szykuję kurki, ale czeka też kalafior, którego część chcę zakisić.  Musze zabrać się za powidła, bo niedługo węgierek zabraknie. A moja spiżarka w garażu zapełnia się ładnie i cieszy oko. 

10 września 2019 , Komentarze (3)

że stan Ojca nie ulegnie poprawie.Wiek robi swoje, sposób odżywiania się także, cóż. Od wczoraj Ojciec jest karmiony przez sondę, bo tylko w taki sposób można mu zaaplikować jedzenie. Brat wybrał kontakty z Mamą, a ja nie boję się widoku odchodzącego człowieka, tylko taki ogromny  żal mnie ogarnia. Zapominam o wszystkich złych chwilach, niedobrych dniach, kłótniach. teraz to nie ma żadnego znaczenia. ;(. Dziś  dzień wolny od zajęć rodzinnych. Załatwiamy swoje sprawy, odwołujemy wizyty zamówione wcześnie, już niepotrzebne, załatwiany kolejne refundacje. A poza tym kupiłam nowe dżinsy dla siebie, stare miały felerne szwy na udzie, które puszczają. Pogoda dziś fatalna, cały dzień nawiedza nas Hans, przynosząc opady, wiatr i sztorm. Zrobiło się zimno i naprawdę jesiennie. Przed chwilą dzwoniła opiekunka, Mama dziś zjadła bardzo dużo, co cieszy, ma humor i werwę, nawet poprasowała kilka rzeczy! Ojca nie wspomina, chyba już całkiem zapomniała o nim. Okrutna to choroba. Po Positivum spałam  doskonale, ale obudziłam się po 5. Wstałam przed szóstą , zrobiłam kawę dla obojga i zaniosłam do łóżka. Takie miłe chwile, których ostatnio nie było zbyt wiele. Śniadanie zjadłam dopiero przed 9 i była to kasza jaglana ze śliwkami, z jogurtem, z miodem i ze słonecznikiem.  Mój balkon coraz bardziej jesienny się robi, powoli pozbywam się kwiatów.  W domu chłodno, bo mamy zawsze otwarte okna, ale za to śpimy wspaniale. Jutro wizyta u Ojca, musze zebrać siły.

9 września 2019 , Komentarze (6)

To tytuł filmu sprzed lat, z młodą Marią Seweryn. Ale ja nie o tym, raczej o uczuciach targających ( dosłownie) mną. W niedzielę byliśmy w Białogórze, przeszliśmy z kijkami do rzeczki Granicznej i z powrotem. Wcześniej wypiliśmy kawę w hotelu Sześć Dębów w Prusewie. Wracam tam co jakiś czas, bo to przepiękne miejsce, pełne  cacuszek z czasów secesji, wspaniały park, klimacik ciepła i troski o gościa.  Wrócilismy do domu  zmęczeni, ale zadowoleni z wysiłku, po przejściu  prawie 8 km i wykonaniu ponad 11.000 kroków. Dawno tak nie maszerowałam i mój zapał był oczywisty. Spałam dziś dobrze, ze wspomaganiem, ale dobrze. Piekę ciasto ze śliwkami i z jabłkami, dziś Mama kończy pobyt w szpitalu, zawozimy ją do domu, zaopatrzoną w krupnik, ciasto, smakołyki na kolację. W przypadku Mamy sprawa jest jasna, należy jej zapewnić jedzenie, pozwolić odpoczywać i wszystko za nią wykonać. W przypadku Ojca sprawa jest gorsza. Odwiedziny w sobotę skutkowały złym humorem, bo za często jest myty(!), nie ma przy łóżku butów ( nawet nie siada), a my po prostu poszliśmy sobie na dancing , zamiast z nim rozmawiać! Gorsze jest to, że Ojciec prawie wcale nie je i co tu zrobić? . Dziś w aptece dostałam informację o leku  Megace, po którym łaknienie ma wrócić. Lek na . receptę, może coś wiecie na jego temat?  Od dziś zaczęłam zażywać Positivum. Kuzynka mi doradziła, abym i ja nie wylądowała w szpitalu. Muszę sobie poprzestawiać priorytety życiowe, będzie mi łatwiej, będę spokojniejsza. Po prostu  MUSZĘ  przekonać siebie, że więcej zrobic nie można. Tyle.. 

6 września 2019 , Komentarze (8)

Jutro  sobota, chcę pojechać nad  otwarte morze. Chcę przestać myśleć o sytuacji rodziców, chce odpocząć  od tych męczących spraw. Czy się uda? Nie wiem, bo pogoda jutro nieciekawa, może zatem zamienię morze na muzeum? Dziś Ojciec został wypisany ze szpitala, ze wskazaniem do ZOL. Znalazłam taki , Ojciec został umieszczony. Przyjechał tam po kilku godzinach oczekiwania na transport, z trzęsącą się brodą ze strachu, że został sam . Nie zapomnę jego radości, gdy nas zobaczył na miejscu. Nadal żyje w swoim świecie , gdzie o logice trudno mówić. Został od razu wykąpany, co przyjął z radością, rozlokowaliśmy Ojca , nakarmiliśmy i pojechaliśmy do domu. Dzień  zaczęliśmy o 6 , wczoraj wróciliśmy ok. 21, noc znów bezsenna. Rano byliśmy u Matki, jej stan  jest "stabilny", nie pozwoliła sobie zrobić gastroskopii, o kolonoskopii nie ma co marzyć. Prawdopodobnie w poniedziałek zostanie wypisana do domu. Opiekunka już jest powiadomiona , może wszystko jakoś wróci do normy.  Dzwonił mój Panicz, dostałam opieprz, że nie dbam o siebie, i zobowiązanie do odpoczynku i dbania o siebie. Dobre dziecko!Ale jak to zrobić? Może znacie sposób na wyłączenie myślenia? I serdeczne dzieki za Wasze słowa otuchy. Niestety serial trwa nadal. ;(

4 września 2019 , Komentarze (8)

Wczoraj rano , po wizycie w szpitalu u Ojca, pojechaliśmy do Mamy. Czekać na pralkę, a poza tym miała umówioną wizytę u lekarza rodzicielki, aby ocenić wyniki morfologii.  Rzut oka na te wyniki i decyzja- natychmiast do szpitala, przy hemoglobinie 7,4, tylko tak można zdecydować- to słowa  lekarza. W przychodni zamówiono transport medyczny, ja pędem do domu, aby Mamę przygotować. No i ta pralka, która akurat miała "przyjść" w okresie transportu do szpitala. Telefon do opiekunki, aby przyszła i umyła Mamę, bo nie zrobiła tego rano(?), telefon do brata, aby poinformować o sytuacji  i tu brak zrozumienia, co mnie bardzo zaskoczyło. Pralka wstawiona, stara oddana, za chwilę ratownicy medyczni przyjechali, pojechaliśmy na SOR. Tam uzyskaliśmy informację, że nie ma miejsca na oddziale wewnętrznym i Mama nie będzie przyjęta. Postawiłam się, poprosiłam na piśmie, że stan jej nie zagraża zdrowiu i życiu.  Łaskawie  zdecydowano o diagnozowaniu na miejscu. Po 2 godzinach oczekiwania badania - EKG, przy którym  pielęgniarka zaczęła na Mamę krzyczeć, a ona biedna ma kłopoty ze słuchem i ze zrozumieniem . Znów moja reakcja, na co uslyszałam, że mam poczekać na korytarzu. Odmówiłam ,łaskawie pozwolono mi zostać. Określono mnie jako roszczeniowego i agresywnego członka rodziny. Mam to w dupie!. Byłam przy Mamie w czasie kolejnych badań, widziałam jej bezradność, strach . Wyglądała jak dziecko, które nie wie , co się z nim dzieje. Kolejne godziny oczekiwania, mąż już chodził po ścianach z nerwów ( pan doktor z SOR spędził godzinę poza gabinetem , na kolacji), Mama coraz bardziej zmęczona, chce się położyć, nie zdaje sobie sprawy  gdzie jesteśmy. O 19 zmiana dyżuru, mamy nadzieję na szybka reakcję, a tu zero.. Idę na oddział wewnętrzny, tam panie pielęgniarki radzą, abym zrobiła małą awanturkę, wówczas ktoś się zainteresuje. Przy okazji mówią, że czekają na Mamę od 14. Wchodzę na chama do doktora na SOR, określam dokładnie moje żądanie, po 5 minutach jedziemy na oddział . O godzinie 20:30 Mama zostaje przyjęta. Jest wykończona, chce iść do domu, kładzie się do łóżka i prawie zaraz zasypia.  Pani doktor zażyczyła sobie na drugi dzień jakieś wyniki gastroskopii Mamy, a ja poprosiłam, czy mogą być na czwartek, abyśmy mogli znaleźć czas na własne potrzeby I tu usłyszałam: "To wygląda jakbyście państwo specjalnie chcieli oddać rodziców do szpitala, aby sobie odpocząć." Tu moje nerwy już puściły. Oznajmiłam przedstawicielce "służby zdrowia" , że zagalopowała się, nie życzę sobie takich insynuacji i mam nadzieję, że nigdy więcej nie uslyszę takich uwag, które są nie fair, całkowicie mijają się z prawdą  i są nie na miejscu. Nie czekałam na przeprosiny, po prostu wyszłam. I wcale nie spałam dobrze, mimo tabletek, które zażywam od 2 tygodni. Brat nie dzwonił, ja też nie będę się wyrywać. Dziś mąż pojechał po zmianę  bielizny dla Ojca, po wyniki badań Mamy i drobiazgi dla niej, a po wizycie w szpitali zabrał mnie siłą  do lasu. Pojechaliśmy na kilka godzin, zebrałam garstkę kurek, odwiedziłam tereny moje dawnej "posiadłości". Po powrocie znów szpital, rozmowa z lekarzem Mamy,  Tak natychmiast potrzebne wyniki nie zostały przejrzane, może wieczorem?) wizyta u Ojca, golenie , rozmowa na temat wizji, które Ojcu się przewijają. Narazie czekają oboje na kolejne zabiegi. A moje ciśnienie dziś rano  było ponad 160/58 i ciągły ból głowy. Czy dam radę?

2 września 2019 , Komentarze (3)

Wczorajsze nocne siedzenie przy komputerze skutkuje zakupem pralki. Dostawa już jutro, czyli ekspres. Wizyta w szpitalu- Ojciec walczy, nadal ma zapalenie płuc, ale gorsza jest  wiadomość dotycząca anemii. Jak wyjaśniła lekarz prowadząca, to wszystko skutek leków przeciwzakrzepowych, ich odstawienie może spowodować udar, a ich podawanie  źle wpływa na hemoglobinę. Ojciec nadal ma zwidy, majaki, mówi bez sensu, ale cóż zrobić.  Dziś u Matki spokój, dalsze sprzątanie i pozbywanie się przeterminowanej chemii, kosmetyków. W ramach walki z anemią podałam sok z buraka, marchwi i jabłka. Odszukałam album ze zdjęciami, niech sobie poogląda z opiekunką , chociaż i tak nie pamięta who i who. Ochłodziło się , i to znacznie. Przyjemnie dziś było zaczerpnąć świeżego  powietrza. Jutro mam spotkanie z lekarzem Matki, będziemy radzić , co dalej. No i czekanie na pralkę będzie. Oby przysłali w miarę szybko.  Także jutro Ojciec ma próbować jeść papki. Ciekawa jestem, jak to wyjdzie:?.

1 września 2019 , Komentarze (6)

Nie potrafię funkcjonować w tym upale. To dla mnie za ciężkie. Będę musiała cos wykombinować na przyszłe lato, aby w mieszkaniu było chłodniej. Wczorajszy wieczór nie udał się. Koncert zaczął się  niemiłym zdarzeniem, bo sąsiedzi ze stolika wylali na mnie dwa drinki, przesuwając stolik, tłukąc kieliszki. Buty, sukienka po pachy, całe mokre. W tej sytuacji zrezygnowaliśmy z koncertu, organizator zaoferował rekompensatę i zwrot za bilety, przyjmiemy to w jakiejś formie może jutro? Wyszliśmy z klubu na spacer nad morze, poszliśmy w stronę plaży. Tłumy, to mało powiedziane. Pełno muzyki w każdej knajpie , i to na żywo, światła kolorowe, gwar. I to balsamicznie orzeźwiające powietrze , to było to.  Dziś po śniadaniu ( kasza jaglana z jabłkiem + jogurt+ 8 migdałów + łyżeczka miodu), poszliśmy do szpitala. Stan bez zmian. kaszel nadal jest, majaki też. Potem spacer nad morze. Była bryza, ale nie chłodziła. Teraz - 16:23, jest 30 stopni w cieniu. To koszmar moich nocy, bo zaczynam tez rozmyślać o katastrofie klimatycznej.  Chyba mało ludzi się obawia tego zjawiska, bo jakoś nie widzę mniej samochodów bez włączonych silników bez potrzeby, nie widzę mniej plastikowych butelek, itd. U rodziców popsuła się pralka, rzecz niezbędna, a urządzenie już wiekowe, kupię zatem nową.  To kolejne zadanie na przyszły tydzień.  Od jutra podobno wielkie ochłodzenie, oj, czekam z utęsknieniem.

31 sierpnia 2019 , Komentarze (8)

Wizyta w szpitalu dziś potwierdziła wcześniejszy stan. Dziś spacer nad morze, wreszcie! Jest lekko chłodniej, ale tak przyjemnie, bo bryza znad wody chłodzi.  Weszliśmy do bazaru"Bo ze wsi", kupiłam wspaniały ser, kołduny, chleb orkiszowy, smalec domowy, wątrobiankę i pierogi ruskie. To na przyszły tydzień, aby nie kupować o 20 w Biedrze, bo wcześniej nie było czasu.   Na obiad dziś rosół z kołdunami , sznycle indycze w warzywach( cebula, cukinia, papryka, pomidor, czosnek i zioła z balkonu), podam  z ziemniakami i ogórkiem kiszonym. Będę się delektować wolnym czasem, do Matki jedzie brat, jutro także.  Zrobiłam  kilka pojemniczków galarety z kurczakiem. Zawiozę w poniedziałek, zrobię też sok z buraków na tę anemię . Dziś wieczorem idziemy na spotkanie z Filipem Łobodzińskim , na koncert "Dylan".  To w ramach Literackiej Gdyni. Łobodziński tłumaczył teksty piosenek Dylana, ciekawa jestem rezultatu.  Koniec wakacji jest faktem, a ja się ciesze z tego powodu. Zawsze uwielbiałam Trójmiasto  w okresie wrzesień- październik, gdy kolory jesieni pięknie barwiły spacery nad morzem, secesyjnymi uliczkami Sopotu.  Gdy na Długim Targu  można było usiąść w kawiarence bez czekania na miejsce, a potem przejść się nad Motławę w stronę Żurawia. Za czasów studenckich październik był bajką dla nas, młodzieży.  A wracając do adremu, czyli do diety, nie jest dobrze. Zjadam o różnych porach, jak czas pozwala, i co można zjeść szybko. Są też słodycze, bo zajadam stres. Wieczorem biorę tabletkę antystresową, aby zasnąć, ale i tak budzę się w nocy i rozmyślam. Każdy telefon to drżenie serca, to strach. Mam na szczęście ogromne oparcie i pomoc w mężu.