W domu pachnie grzybami po dzisiejszym zbiorze kurek. W lesie jesień okrutnie widać. Lubię płodozmian w porach roku, ale chciałabym jeszcze babiego lata. A tu czas herbaty popołudniowej nadszedł. Lubię szczególnie Earl Grey, jej aromat i smak. Porządki na balkonie zrobione, mniej kwiecia zostało i już nie przesiaduję tam, bo zimno. Wczorajsza wizyta u Ojca przykra, widok smutny. Wpadłam dziś na pomysł, aby jutro, podczas wizyty u Mamy, nagrać ją w telefonie, z pozdrowieniami dla Ojca i ciepłym słowem. Przykro mi było kłamać, gdy pytał, czy Mama wspomina o nim. Zadałam dziś mężowi pytanie, kiedy zaczyna się starość. Chwilę zastanawialiśmy się oboje i doszliśmy do wniosku, że u każdego inaczej. Z pewnością pierwsze symptomy to niechciejstwo, brak pasji do czegokolwiek, a szczególnie pasji poznawczej. I ociężałość spowodowana natłokiem TV, brak chęci do ruchu, obojętność na wszystko. Skoro kieruje nami nasz umysł, to właśnie od jego stanu uzależnione jest nasze jestestwo. I dlatego cieszę się, że niedługo mój UTW zaczyna zajęcia, że spotkam znajomych, że zacznę posługiwać się moimi półkulami przy zapamiętywaniu układu tanecznego, przy wydobywaniu z zakamarków pamięci angielskich zwrotów, przy rozciąganiu ciała dla jego dobra! Dzisiejsza wycieczka do lasu znów spowodowała tęsknotę za widokiem przyrody. A w sprawie diety to mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że pieczywo wieczorem to błąd i poranna masakra wagowa. Dziś rosół z makaronem i pulpety w sosie koperkowym. Na jutro szykuję kurki, ale czeka też kalafior, którego część chcę zakisić. Musze zabrać się za powidła, bo niedługo węgierek zabraknie. A moja spiżarka w garażu zapełnia się ładnie i cieszy oko.