Jaki piątek? Nie do końca. Mąż zgubił dwie karty bankomatowe, nerwy, wizyty w bankach, a przed tym poszukiwania, domysły. Niby każdemu może się zdarzyć, ale mój chłop jakoś tak niespecjalnie się przejął , a w gubieniu różnych rzeczy jest mistrzem. W tym roku 4 czapki, 2 pary rękawiczek, klucze, to tylko drobiazgi. Zamek w drzwiach w naszym małżeństwie zmienialiśmy chyba 3 razy. Moje nerwy były dziś narażone na niepotrzebne nastroje. Tarczyca szalała z pewnością. A to niespecjalne dla mojego zdrowia. Po śniadaniu pojechaliśmy do Gdańska, wreszcie pogoda dopisała. Zimno, ale słonecznie , sporo turystów zagranicznych. W Ratuszu Głównym obejrzeliśmy wystawę fotograficzna o Gdańsku, z Pawłem Adamowiczem w tle. Byliśmy w Bazylice Mariackiej oddać hołd prezydentowi, wpisałam sie do księgi pamiątkowej. Potem spacer nad Motławę, wędrówki urokliwymi uliczkami , podziwianie po raz kolejny architektury , pomysłów starych i nowych , bo i nowe też oglądaliśmy. Powrót SKM, próba zjedzenia posiłku w reklamowanej knajpie, ale nie był to dobry pomysł. Musze napisać recenzję na nie. Rozmowa telefoniczna z bratem, dziś jego kolej wizyty u rodziców. Wkurzył się tym samym co ja, kolejny raz powiedział, że nie będzie tam jeździł. No cóż, tak właśnie mamy z rodzicami. I to ciekawe, że wobec wnuków są uprzejmi, mili, spolegliwi nawet, wobec dzieci całkowicie odmienne zachowanie. Zmęczył mnie ten piątek, tyle niósł negatywnych emocji, nie lubie tego.