Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 286953
Komentarzy: 6878
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 25 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

5 czerwca 2019 , Komentarze (8)

z nieba, nie dla mnie taka pogoda. Za gorąco. Nad morze wyszliśmy po 8 , aby nie załapać się na ukrop z nieba. Mimo gorąca szliśmy szybko , pokonaliśmy dystans w 40 minut.  Jeszcze truskawki po drodze, żółta fasola i morele. Potem do lekarza na usg tarczycy. Tu dobra wiadomość, bo guzek zmniejszył się  i na kolejną kontrolę mam się pojawić za 9- 12 miesięcy.  II śniadanie zjedliśmy na balkonie, w otoczeniu naszych kwiatów i zieleni. Fasola rośnie jak na drożdżach, ale to dzięki moim wysiłkom. Podlewam codziennie 2razy, nawożę regularnie, zraszam. Pogoda upalna ponownie przypomniała mi o zapowiedziach spalenia planety . Niestety, staje się to coraz bardziej realne. Wizyta u rodziców, krupnik i naleśniki z jabłkiem, aby nie obciążać organizmu w taki upał. Oni niestety żyją w innym wymiarze. Na jutro zaplanowałam wizytę w bibliotece, oddanie książek w 3 miejscach, pożyczenie kolejnych pozycji.Sporo czasu zajęło mi  dziś prasowanie, przegląd szafy pod kątem zupełnie letnich ubrań, przygotowanie ogromnej torby z rzeczami do oddania.  Kilka lat nie noszę, nie ubiorę już napewno. Tak więc jutro i to zostanie załatwione, niech ktoś skorzysta. A teraz mam chwilkę czasu  na zaplanowanie menu  dla panicza.

4 czerwca 2019 , Komentarze (8)

Ta pisana przez małe "s", i ta z  wielkiej litery. Dziś doznaliśmy jej będąc w Gdańsku. Bo dziś jest święto ludzi, którzy chcą być wolni, cenią wolność i chcą być solidarni ze sobą.  Wykręcać się zajęciami, pracą, upałem, odległością  można, ale to właśnie historyczna chwila i po prostu tam należało być.  A ja podawałam ręce prawdziwej historii, rozmawiałam z autorytetami, słuchałam ich i cieszyły mnie tłumy razem ze mną.  Skromny Henryk Wujec, prof. Rzepliński, prof. Safjan, prof. Stępień, p. Hanna Zdanowska, p. Rafał Trzaskowski, p. Gronkiewicz- Walz, p. Bogdan Zdrojewski, p. Kasia Bosacka, p. Adam Michnik i wielu wielu innych, których tylko widziałam. Odśpiewaliśmy zgodnie hymn narodowy, cieszyliśmy się z tego święta i z tego, że jesteśmy tam razem. Tort rocznicowy dla wszystkich, zupa od św. Brata Alberta, namioty  tematyczne, spotkania , rozmowy, spokój , kultura i jedność. Przyjemność powitania się z ludźmi z Warszawy, ze Zduńskiej Woli, z Puszczykowa, z Wrocławia. Tam dziś była Polska, ta o ludzkiej twarzy, ta pochylająca sie nad problemami , aby je rozwiązać , a nie aby zapłacić za ich schowanie. Oni byli z nami, my z nimi, taka solidarność prawdziwa, nie ta Piotra Dudy, który:" ... z panią Dulkiewicz nie chce mieć nic wspólnego." :| Poruszona jestem tym, co wczoraj zobaczyłam w Gdańsku  ze strony rządu i może dlatego tyle wyznań. A waga? Waga się buja, ja jem mało bo upał nieziemski, pijam ilości wody nieprawdodpodobne. Polecam serię 3 tomową Agnieszki Krawczyk 1 t. Kamienica pod szczęśliwą gwiazdą, 2 t. Dobre uczynki, 3 t. Szczęście na wyciągnięcie ręki.  To moje marzenie, aby ludzie tworzyli wspólnotę funkcjonującą dla siebie i dla innych. Książki zebrałam z trzech bibliotek, aby je przeczytać jedna po drugiej. A moja następna wizyta w Krakowie , to z pewnością dzielnica Dębniki. 

3 czerwca 2019 , Komentarze (1)

do tropików, bo dziś  u mnie na balkonie 28 stopni. Żaluzje zasłonięte, okna otwarte od strony cienia. Lubie ciepło, ale bez przesady, taki żar nie dla mnie. Na szczęście jesteśmy nad morzem i co jakiś czas bryza daje o sobie znać.  Wczoraj był plener, siedziałam w półcieniu , a i tak mam za mocno opalony dekolt i szyję,  i to z jednej strony. W plenerze byliśmy kilka ładnych godzin, jedzonko smakowało niesamowicie, dokończyłam jedną książkę, zaczęłam następną. Mąż też opalił swoje "wysokie czoło". Trochę graliśmy w kometkę, znów kukułka nas okukała, było przyjemnie. Dziś zakupy już po 8, bo przed jedenastą szwagier z żoną  zapowiedzieli się z wizytą. Przyjechali, poprosili o wodę,potem o  wodę i jeszcze raz wodę, potem było ciasto i woda oraz truskawki. Na obiad moja pomidorówka z makaronem i naleśniki z mięsem. Jako surówka była kapusta słodka z koperkiem, oliwą, sokiem z cytryny, trochę cukru i soli. Praca  żadna a smakowało doskonale. Bardzo podobał się im mój ogródek na balkonie.   Po ich odjeździe nastawiłam pranie, na balkonie ukrop, nie będę zatem dziś z niego  korzystać. Rozmowa poranna z bratem, ja w środę do rodziców, on w weekend. Jutro Gdańsk, aby uczcić póki można, w środę usg tarczycy i tu ciekawy będzie wynik, a od niego uzależniony dalszy los tego gruczołu. Dziś już 3 czerwiec, a za 23 dni wybieramy się na wakacje. Jak czas szybko płynie, a może to tylko ja tak czuję? 

1 czerwca 2019 , Komentarze (3)

które/ rzy mają w sobie dziecko, składam życzenia  radości z życia . Aby wokół was byli sami dobrzy ludzie, pełni uśmiechu i słońca(slonce). Taki stosunek do świata , do otoczenia, pozwala cieszyć się istnieniem, zapewniam.  Wczoraj miałam maraton  w kuchni od samego rana.  Dwie zupy , w tym rosół dla rodziców, do tego makaron, zmielone mięso z rosołu na naleśniki,  placki ziemniaczane dla nas na obiad, gulasz dla rodziców , deser z owocami, jogurtem i chia,pieczenie kurczaka na niedzielny wyjazd w teren. mycie półek w lodówce, ogarnianie kuchni po szaleństwie gotowania. Dziś za to mam spokój i już tuż po 9 wyszliśmy nad morze. A w terenie bieg jakiś, nie wiem dokładnie jaki, bo sporo ich ostatnio, szykowanie  atrakcji dla dzieciaków, muzyka, gwar. Ale najpierw kawa  w kawiarni tuż przy piasku. Słońce grzało nieprawdopodobnie, a mina Hiszpana ( ale ciacho!), który usiadł przy stoliku obok i patrzył na morze, była obłędna. Dawno nie widziała takiej radości na twarzy!  To chyba był jeden z tych, co kochają świat za to, że jest.  W drodze powrotnej trafiliśmy na zawody maluchów w biegach. Startowały ludziki  4 letnie i młodsze. W kategorii dziewczynek nie było płaczu, nawet takie idące  parły do przodu, bo medal był dla każdego.W grupie chłopców widać było rywalizację, kilku płakało z rozpaczy po kiepskim starcie, w sumie chyba nic nowego!  Po spacerze jeszcze jakiś czas na balkonie, to teraz moje ulubione miejsce, a potem do rodziców.  Te wizyty są coraz smutniejsze, niestety. Stanowisko ojca  w sprawie zainwestowania w pomoc jest absolutnie negatywne, mama natomiast jest przekonana, że nadal wszystko ogarnia. Chwilkę posiedzieliśmy, podaliśmy obiad i powrót. Przed chwilą była burza i ulewa, lekko się ochłodziło. Na jutro zapowiadana jest super pogoda, w planach mamy plener. W poniedziałek  przyjedzie szwagier z żoną, a we wtorek pojedziemy do Gdańska, na uroczystości 30- lecia . I pogoda nie będzie nam straszna, bo w mieście zawsze można się schować. W sobotę przyjedzie panicz, będzie aż 4 dni ! A ja muszę coś fajnego przygotować do jedzenia.  I to mnie cieszy.

29 maja 2019 , Komentarze (8)

ale i tak zimno z północy.  Rano spacer, potem zakupy, bo ugotowałam  dla rodziców zupę jarzynową, z młodymi warzywami. Dzwonił ojciec odwołując potrzebę wizyty w banku, bo ma kłopoty żołądkowe. Nic dziwnego, skoro kupuje i zjada to, co widziałam w  lodówce. Ciężka ta sytuacja. Jutro mąż zawiezie zupę rodzicom. Kupi też twarożek dla mamy, bo codzienne kanapki tylko z kiełbasą to niespecjalna dieta.  Dziś byliśmy w kinie na filmie "Wymarzony". Francuska wersja procedur adopcyjnych wobec noworodka zostawionego w szpitalu. To nie jest wyciskacz łez, z amerykańskim happy endem. To film o pracy służb socjalnych, opiekunów i potrzebie posiadania dziecka.  Pisząc to oglądam program Uwaga , aktualnie o dziecku oddanym do placówki przez rodziców adopcyjnych. Nie kontaktują się z dzieckiem od 5 lat.  Chłopiec miał 7 lat, gdy został adoptowany, a rodzice adopcyjni nie uznają go za syna.   Jest zaburzony, fakt, ale  rodzice nic nie zrobili, aby to zmienić, zawalczyć. Dla mnie ostracyzm towarzyski byłby  słuszną decyzją ze strony znajomych.  Po kinie  zajęcia domowe, trochę prasowania, trochę odkurzania. Przerzuciłam kanał na HGTV, program o mini domach.  Pomysłowość ludzi zaskakuje , jestem pełna podziwu.  Mogłabym mieszkać w takim domu, ale w innym klimacie. z możliwością "tarasowego " życia.  Dziś waga łazienkowa wyświetliła  fajny obraz. Lubię takie dni, i chyba nie jestem jedyna w tej sympatii, prawda?.  Moja fasola balkonowa rośnie jak na drożdżach, oczekuję zielonej ściany na kratce. A może jeszcze jakieś owoce będą  z tej zieleni?

28 maja 2019 , Komentarze (6)

prawie za nami. Az trudno uwierzyć, że właściwie cały maj padało. Już w kwietniu opalałam się, maj rozczarował. Na szczęście w domu jest co robić , nie ma więc mowy o nudzie.  W sobotę byliśmy u bratanka w nowym domu. Nowoczesny budynek, sterowany komputerowo, pełen betonu i szarości. To kwestia gustu i tyle, ale sama bryła i rozwiązania fajne, niektóre zabawne , ciekawe. Bratanek jest niesamowicie zdolnym człowiekiem, dba ogromnie o rodzinę, bierze udział w rajdach samochodowych, prowadzi firmę budowlaną z powodzeniem, ma trzech synów i jest dla nich autorytetem.   W niedzielę oczywiście  do Mamy, zawieźliśmy ciasto, owoce, zrobiłam jabłka w cieście francuskim, jedliśmy jeszcze ciepłe. Dziś pada, jest jeszcze chłodniej. Mąż rano nastawił pranie , na szczęście suszyliśmy w pralni samoobsługowej tuż obok.  Potem wizyta u optyka, bo mężowi pękły oprawki. Wybór  dokonany, zakup także, naprawa nie była możliwa. Teraz raczę się herbatą Earl Lady, obiad zaplanowany, nowe książki czekają w sypialni.  Był zamiar wyjścia do kina na film Wymarzony, zostawimy to na jutro, może pogoda się poprawi?  Wysłałam synkowi zdjęcie naszego balkonu, z zaznaczeniem, że pijamy tam popołudniową kawę, gdy jest ładnie. Wyraził ochotę na takie delicje balkonowe, sam jest sybarytą i smakoszem. Moja waga spada, nadal dużo wodę wlewam w siebie. Aktualnie kupuje Muszyniankę, ma najwięcej składników mineralnych i mi smakuje.  Słyszę z kuchni odgłos mienienia kawy, za chwile cudowny zapach rozniesie się po całym domu, ech życie emeryta! :p

23 maja 2019 , Komentarze (3)

na szczęście nie tak, jak na południu Polski. Żal mi tych ludzi, którzy tracą dobytek, i to powtarza się co kilka lat. Wczoraj jeszcze siedzieliśmy na balkonie kilka godzin, w pełnym słońcu, z lekturą. Zrobiłam kawę, do tego lody, pycha. A dzis o 180 stopni inaczej. Siedzę w domu w polarze, bo zimno, rozgrzewa mnie Bob Dylan.  Wczorajsza wizyta u rodziców zaowocowała umyciem mamie głowy i podcięciem trochę włosów. Gdybym wiedziała, że się uda namówić, wzięłabym maszynkę do włosów, zawsze można łatwiej tremować. Obiad im smakował, najedli się jak baki, zostało jeszcze sporo na dziś . Na piątek mają śledzie w śmietanie.   W sobotę mąż podrzuci  zupę ogórkową , a w niedzielę pojedziemy  z ciastem. Natomiast w sobotę jedziemy do bratanka "otworzyć" jego nowo wybudowany  dom. Dzis kupiliśmy prezent  w postaci dużego lampionu  drewnianego, takiego na dwie ogromne świece. Z pewnościa będzie gdzie postawić. Jeszcze kwiaty i tyle.  Przeszłam się dziś po sklepach odzieżowych, ale nic mnie nie zainspirowało, a kilka rzeczy mierzyłam. Lato u nas jest krótkie, a ja nigdy nie zdążę nosić wszystkiego co mam.  Po co zatem nowe nowe, skoro nowe  stare jeszcze nie noszone?   Waga ok., lekko odwadniam organizm, nawadniając jednocześnie ogromnymi ilościami. Wypijam 2,5-3 litry dziennie.  Po śniadaniu dzisiejszym ( dwie kromki grahama, twaróg, ogórek zielony, pomidory, szynka gotowana, kawa z mlekiem), znów miałam bóle żołądka. Pamietam je z czasów dawniejszych, zjadłam więc kawałeczek suchego pieczywa i przeszło. Za dużo kwasów, muszę neutralizować. Jutro mąż ma zajęcia z moim ojcem, a ja zajmę się porządkami w domu. To takie typowe, to piątkowe sprzątanie. Przejrzę także szafę pod kątem lata i sobotniego wyjścia.  A na obiad będzie zupa szparagowa i pieczona ryba. Do tego dużo surowizny zielonej.  Na śniadanie koniecznie jaglanka, bo chyba najlepsza dla mnie.

21 maja 2019 , Komentarze (3)

Uderzenie w splot słoneczny. Tak odebrałam spektakl "Zapiski z Wygnania" Reżyseria Magdy Umer, wykonanie Krystyna Janda. Rzecz o marcu 68r., wspomnienia ówcześnie młodej dziewczyny , lat 20. Jakie to okrutne było, to wypędzanie, wynarodowianie Żydów, cudem ocalałych  po II wojnie.  Na sali  cisza, jak makiem zasiał, żadnych telefonów nie otwierano, owacje na stojąco, a potem spotkanie z aktorką.   Bardzo jestem dumna, że udało mi się kupić bilety na to przedstawienie, mam nadzieję, że dostanie jakąś nagrodę, bo to w ramach XIV Festiwalu Sztuki Współczesnej  r@port. Wracaliśmy wyciszeni, w sumie przytłoczeni treścią usłyszaną. Chociaż dużo wiedzieliśmy o tamtych czasach, to jednak wstyd, normalny wstyd czułam, gdy słuchałam.  :?. Dziś moja waga ładny spadek pokazała, ale to tylko woda. Wczoraj wypiłam 2,5 litra, w nocy  wstawałam 2 razy. Rano do endo, kolejna wizyta 11 czerwca, już po usg. Będzie wiadomo co się dzieje.  Piękny dziś dzień był, taki słoneczny, ciepły. Sporo chodzenia, także do biblioteki. Czytam aktualnie  "Lekki bagaż" Anny Cieplak. To pisarka młodego pokolenia, nominowana  do nagrody Nike, Paszportu "Polityki", Nagrody Literackiej Gdynia. Fajny język trzydziestolatków z miasteczka prowincjonalnego. Mam obraz tego, co mi się marzyło. Rozpacz!.  Dziś kolejny raz szparagi, póki są , póki można.  Balkon wygląda uroczo,   siedziałam dobrą godzinkę, czytając i chłonąc słońce. Przyjemne to było.

20 maja 2019 , Komentarze (5)

Aż się chce żyć!:D, a to tylko niebieskie niebo, słońce i sandały na stopach. Wprawdzie już się zaczyna snuć coś na nieboskłonie, ale nadal 22 stopnie. Dziś zakupy na hali warzywno- owocowej. Raj dla oczu i nosa, kieszeń natomiast aż piszczała  na widok cen. Drogo, nawet bardzo. Poszłam po kolejne kwiaty na balkon, po ziemię, i przy okazji nakupowałam płodów  z ogrodów. Kapusta, bo ojciec chciał, botwinka, bo taką chcę zupę, młoda włoszczyzna, bo pięknie pachnie w rosole, borówka amerykańska, bo inne owoce potwornie drogie. Truskawki po 26zł/ kg, morele podobnie. Jabłka do bani o tej porze roku. Na szczęście jest jeszcze Lidl i Biedronka. Nic dziwnego, że producenci polscy narzekają. Nikt nie kupi za taką cenę. W zeszłym roku czereśnie zjadłam raz, cena nie spadła poniżej 20zł/kg. Obłęd! No nic , żyć trzeba, muszę przestawić się na inne rozwiązania. A i chwila dobra, bo weszłam na wagę. Szok przeżyłam i nawet wiem od czego tak "ładnie" przybrało. Od soli, która ostatnio jakoś mi smakowała. Już wczoraj odstawiłam cholerę, wypiłam w sumie 2,5 l wody, dziś mam za sobą 6 szklanek, a jest 14 ,00.  Powróciłam do lektur posiadanych w temacie zdrowego odżywiania, ułożyłam jakiś plan, chcę się go trzymać , i oby się udało. Wieczorem idziemy do teatru, nie życzę sobie wówczas zapowiadanych burz. Jutro do endo, ale tylko po receptę, bo wizytę planuje po usg tarczycy.  Zajęłam się moja odzieżą letnią, zastanawiałam się, ale tylko chwilkę, czy kupić coś nowego. I odeszła ta myśl migiem. Mam tak dużo ubrań, a lato krótkie, nie zawsze wszystkie nałożę, po co zatem?  Może  w okresie przecen coś wpadnie w oko?  W nocy wstawałam 3 razy, aby pozbyć się wypitej wody. Nerki zdrowe zatem.

18 maja 2019 , Komentarze (2)

I  chyba nie tylko ja. Dziś znów  padało, lało, grzmiało. Jest duszno, parno nawet, nad morzem mgła okrutna.  Pozwoliłam sobie na lekkie leniuchowanie i czytałam  w łóżku aż do 9.  Potem jaglanka  z jabłkiem, orzechem brazylijskim, cynamonem i łyżeczka syropu klonowego. Do tego rumianek i już.  Po śniadaniu poszliśmy zobaczyć  Bałtyk, ale zniknął we mgle. Całkiem szybki marsz, sporo ludzi, spociłam sie pod zbyt ciepłym okryciem.  Ledwo zdążyliśmy wrócić przed deszczem. Na obiad  rosół z makaronem, marchewką i zieloną natką, leczo z ryżem.  O mojej wadze nie będę pisała, mam o czym myśleć, to wystarczy. Na szczęście już żołądek tak nie boli, to zasługa Ranigastu.  Na balkonie moje kwiaty przetrwały dobrze, fasola wypuszcza zielone  listki, czekam na oploty na drabince. I tęsknię, tęsknię do prac ręcznych jak remonty, odnawianie, szykowanie na nowo. Ach, jak chciałabym coś wyszlifować, pomalować, zrobić własnoręcznie!  To nie dziwne, prawda?  Bo dla mnie to frajda. Jutro niedziela, oby udało się przejść spory kawałek bez opadów. W poniedziałek do teatru i spodziewam się naprawdę dobrego spektaklu. Krystyna Janda i Magda Umer to moim zdaniem gwarancja  moich oczekiwań. A narazie patrzę za okno, zieleń taka  wybujała, może faktycznie czas szukać grzybów w lesie?