Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Odchudzam się. Wiadomo.. inaczej po co bym tu była?:) Nic nowego.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6512
Komentarzy: 86
Założony: 16 listopada 2005
Ostatni wpis: 27 marca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
creeda

kobieta, 39 lat, Ełk

168 cm, 91.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 marca 2014 , Komentarze (2)

Z okazji wczorajszego święta spadkowego odpuściłam ćwiczenia ;) Ale tylko z braku czasu, dietę trzymałam jak należy ;) Dzisiaj już wracam na mojego orbitreka, postaram się wytrzymać dłużej niż 30 minut... No zobaczymy... 

Wiosna w pełni, słońce robi z moimi oczami dziwne rzeczy, koniecznie muszę kupić okulary przeciwsłoneczne, bo oszaleję.

Podejrzewam, że coś robię jednak nie tak i wypada zrobić morfologię. Pomijając zbliżający się okres, czuję ciągłe zmęczenie, nawet w dni wolne od ćwiczeń, mam problemy z koncentracją uwagi, jestem rozdrażniona i czasami chce mi się płakać.. 

Zasadniczo nie lubię ćwiczyć w domu, nie mam pomysłów na rozgrzewające ćwiczenia, więc najczęściej robię bardzo prostą gimnastykę i trucht w miejscu czy skakankę co chwilę zerkając na zegarek czy minęło już przynajmniej 5 minut, i mogę już popedałować. Ostatnio nawet bolały mnie mięśnie łydek, te nad kostkami (29 lat nie miałam pojęcia że tam są), nie wiem tylko czy przez orbiego, czy przez to, że wyszłam na długie wojaże w nowych butach do biegania, w których do tej pory ćwiczyłam tylko w domu.

Pożyjemy, zobaczymy ;)

edit:

Nie wytrzymałam więcej niż 30 minut... Ale to dlatego, że mój orbi po prostu doprowadził mnie do stanu białej piany.. skrzypiąc i stukając tak głośno, że po prostu nie słychać było, co dziecko do mnie mówiło. Jutro zafunduję mu porządne smarowanie i dokręcanie. Jeśli to nie pomoże, to po prostu wystawie temu modelowi negatywne opinie gdzie się da. Ale i tak go kocham za to co robi dla mojego ciała. Jednak przy takim akompaniamencie przed okresem nie da się na nim po prostu ćwiczyć. Zrobiłam jeszcze ćwiczenia na ramiona z fitappy, no i oczywiście rozgrzewkę i chłodzenie. 

Spaliłam 488 kcal, co wg pulsometru równa się 0,06 kg tłuszczu ;) no woooow.... szał jeden.

Mam nadzieję, że nie jestem jedyna, która przed miesiączką nie ma w ogóle chęci do ćwiczeń... Ale nie daje się małpie, tym bardziej, że jak ominę ćwiczenia z takiego powodu, to mam potem niezłe wyrzuty sumienia.

Do przemyślenia jeszcze dieta. Udało mi się ustalić sobie 4 pory regularnych posiłków, bez podjadania, porcje takie, żeby się nie najeść, ale i nie umrzeć ;P Nie no - żartuje, rzadko się zdarza, że chodzę głodna. Ale jednak monotonia mnie zabija. Ile można jeść na śniadanie owsiankę, na drugie owoc i kawę zbożową, na obiad warzywa z warzywami, ryżem i kaszami, czy innym mięsem, a na kolację twaróg z jogurtem. A w niedzielę 50 kcal przeznaczone na słodkości... Nie mam fantazji jeśli chodzi o gotowanie dietetyczne. Idę na łatwiznę....

13 marca 2014 , Komentarze (8)

Spadek!!!!!!!!!!

0,8 kg, biorąc pod uwagę, że jestem tuż przed miesiączką.... czyni ten tydzień satysfakcjonującym ;) Pomiarów centymetrem nie robię, bo to bez sensu, jestem spuchnięta jak śliwka w kompocie ;) Wnioski: Albo orbitrek działa cuda, albo zastój się skończył. Albo jedno i drugie ;) Nie ważne!

Ale się cieszę... 

10 marca 2014 , Komentarze (3)

Wczorajszy dzień zaliczam do udanych. Po "wiosennym" przesileniu nadszedł okres dobrego samopoczucia w związku z wydłużającym się dniem i błękitnym niebem, temperaturami dochodzącymi do 13 st C i słoneczkiem ;)
Posiłki udane, śniadanie wyjątkowo pamiętam - jogurt z kawą espresso ;P Bakomy. Pyszny;) Dlatego tak, że musiałam odrobinę się pobudzić, córka obudziła mnie o 3 nad ranem twierdząc, że gonią ją małe pomidorki i chcą gryźć, więc jak już zasnęła to ja nie mogłam....wypiłam dwie kawy i o 6 i tak zasnęłam, więc jak wstałam, na kawę się nie odważyłam.. za to jogurcik kusił, ale wcale nie był 0%....
Potem banan i kawałeczek makowca, własnoręcznie upieczonego, na obiad makrela, brązowy ryż i surówka z sałaty, ogórka i papryki z jogurtem nat., 
trening 40 min, 8,6 km
pół kostki twarogu chudego z jogurtem i 2 wafle ryżowe. To do 18, potem jeszcze kawa zbożowa. I poległam snem sprawiedliwych ;)

9 marca 2014 , Komentarze (1)

Wczoraj wytrzymałam 15 minut na orbitreku. Zupełnie nie miałam siły na ćwiczenia, prawdopodobnie dlatego, że nie zdązyłam wrócić do domu na obiad, więc wcisnęłam pół makreli, 3 wafle ryżowe o 16 i o 17 okazało się, że nie mam siły jechać, mogła bym co prawda, ale stwierdziłam, że potem orbi będzie mi się źle kojarzył, wiec zrezygnowałam ;) W związku z tym, nie mam dzisiaj dnia wolnego, bo w sumie wczoraj go miałam. No i dobrze, dzisiaj mam spokojny dzień, posiłki porządne i na czas, słoneczko pięknie przyświeca, postawie orbiego przy oknie i do przodu ;)

- Kochanie tak się cieszę, że w końcu kupiliśmy tego orbitreka!
- To jak go nazwiemy?
- :|  - .....   - Adaś.

8 marca 2014 , Komentarze (3)

Tego... co to ja chciałam..
W zasadzie nic nie chciałam. 
Wczoraj na orbim 30 minut - 6 km...
Potem wszedł szwagier, który pierwszy raz miał okazję wypróbować taki sprzęt... Szwagier zaznaczam jest wysportowany na maxa... żołnierz, z zamiłowaniem do sportów wszelakich..
8,5 km w 30 minut...
A ja na pierwszy raz wyrobiłam 10 minut, 3 km.... o dżizas... wstyd mi było, choć teraz, po kilku ćwiczeniach, uwzględniając róznice, które istnieją między nami (moja nadwaga, jego sylwetka idealna) to chyba nie jest tak źle....  daję radę ;D

Dieta jak to dieta, odstępstwem była niewielka porcja rosołu z indyka zamiast zwyczajowych warzyw na obiad, poza tym chyba przegiełam z kolacją..
Pół makreli wędzonej, i 2 wafle ryżowe z twarogiem i małą łyżeczką dżemu każdy.. 

Śniadania nie pamiętam, ale na pewno było ok;)
A dziś już owsianka zaliczona, odradzam dodatek w postaci pomarańcza w ciepłej owsiance :/

Ide dziś na ciuchy... -70%  w największym sklepie w całym mieście czyni tą pokusę nie do odparcia ;)

6 marca 2014 , Skomentuj

No oczywiście, że dokonałam pomiarów i ważenia.. 
Nie była bym sobą, gdybym tego nie zrobiła, cały tydzień na to czekam, choć ostatnio z nieukrywanym strachem... 
Waga dalej stoi w miejscu. Spadło 0,1 kg ale nie biorę tego pod uwagę, choć nie omieszkałam zaznaczyć na pasku ;)
Nie zepsuło mi to jednak znacząco humoru, ponieważ wczoraj zmierzyłam kurtkę, którą kupiłam sobie sporo przed początkiem sezonu zimowego, oszczędzając w ten sposób 100zł w stosunku do ceny jaką kurtka miała w zeszłym sezonie, kiedy była z "nowej kolekcji" (pomijam fakt, że kurtki tegoroczne z nowej kolekcji różnią się klamrą przy pasku), leżała idealnie, ważyłam wtedy około 78 kg, i co? I zapięłam się w nią bez problemu, choć już w listopadzie brakowało z 5 cm abym zasunęła zamek. Nie leży idealnie, ale na odczepnego, mogła bym się w nią ubrać. 
No więc pytam się... Jak to tak? Dlaczego? Różnica na wadze w granicach 15 kg na plus w stanie obecnym, a kurtka się zapina.. nie rozumiem, przecież to taka ogromna ilość tłuszczu...
Zaczynam podejrzewać moją wagę o zdradę! Tania była.. jak wszystko. A to szmata ;)
No dobra, teraz na poważnie.. nie możliwe że aż tak się zepsuła, czy jest aż tak niedokładna, że kilku kilo nie uwzględnia, waga po prostu jednak stoi, bo kilka gram w jedną czy drugą stronę, a nawet kilogram to dla mnie jak zawsze jest margines błędu, wody i ... jedzenia w wiadomym miejscu naszego organizmu..

Natomiast pomiary... no i tu dziwna rzecz. Bo ja rozumiem, że taki stan rzeczy jest możliwy, ale nie przy tak dużej otyłości.... z 90 kg waga musi spadać.. no nic.

W stosunku do poprzedniego tygodnia:

szyja -1
biceps +1  (to na pewno mięśnie, bo je widzę;) )
piersi  -1
talia -2
brzuch -2
 biodra 0  :(
udo -3
łydka -1

W całokształcie:

-4
0
-5
-3
-6
-3
-4
-2

Spodziewałam się lepszych wyników, ale nie będę narzekać ;) W takim tempie, może nałożę jeszcze kilka razy kurtkę nawet w tym roku! :) 

Dzisiaj mam urodziny i w tamach prezentu dla siebie, bo po ostatnim zakupie nie spodziewam się żadnego innego;) postanowiłam zrobić roladę drożdżową z czekoladą i skórką pomarańczy. Piecze się, a potem w nagrodę i w ogóle, będę ją z zamiłowaniem ... wąchać... :/

;)
                                                                                                                                                                                                                                                                                         

5 marca 2014 , Skomentuj

Orbitrek jest już w domu, pierwszy trening wykonałam i jestem zachwycona jego działaniem na moje ciało! Ćwiczyłam 10 minut, przejechałam 2 km i normalnie mam obolałe mięśnie, choć obciążenie ustawiłam zaledwie na połowę, najniżej jak się dało, aby nie czuć "przeskoków"... Jest super! Jest moc :D

Co do jakości.. no cóż ;) Pozostawię to jednak bez komentarza, ale raczej bym odradzała kupowanie sprzętu przez internet, bez wcześniejszego oglądania i wypróbowania, nawet zdecydowanie droższego (zakładając że cena przekłada się na jakość) niż mój.
No ale nie narzekamy, nie marudzimy.. ćwiczymy!
I cieszymy się, że nie jest gorzej, bo faktycznie tragedii nie ma.. co nie znaczy ze nie będzie.. ;D  Ok... nie nakręcamy się!

Piszę jakbym miała rozdwojenie osobowości... - nie mam.. ;)

Na razie jestem szczęśliwa, dostałam nowego kopa motywacyjnego, wierzę, że coś ulegnie zmianie. Porównanie stepper vs. orbitrek wypada 0:10 po pierwszch 10 minutach ;))
Nie jest tak, że zupełnie odradzam stepper, ale polecam go dla osób starszych, które cenią sobie spokojny trening w domu, bez odczucia potreningowego bólu mięśni ;) Które nie oczekują dużych zmian w wyglądzie sylwetki, chcą trochę podnieść wydolność swojego układu krążenia, oraz poprawić samopoczucie.
Lub dla młodych dziewczyn chcących rozbudować mięśnie ud, pod warunkiem, że nie mają tłuszczu. Ot co.

O orbitreku nie mogę się jeszcze wypowiadać, bo mam go za krótko, ale wierzę, że się zaprzyjaźnimy. Ćwiczenia na nim dają mi ogromną frajdę, nie są wcale monotonne wbrew pozorom, czas upływa szybciej i ogólnie czuję, że moje ciało się rusza.
Na stepperze pomimo gumowych linek, czy 3 kg ciężarków które towarzyszyły mi za każdym razem, ćwiczyło się gorzej, niewygodnie, do tego traciłam czasami równowagę, zwłaszcza przy dużym zmęczeniu. Stawy na szczęście nie zaczęły mi dokuczać, ćwiczyłam na nim 1.5 m-ca. Nie sprzedaję, ale chwilowo chyba pójdzie sobie do piwnicy ;)

Co do diety.. niedzielne folgowanie dobrze mi robi. Obniżenie nastroju spowodowane było katowaniem się bardzo niskim poziomem węgli w diecie, ciągłym uczuciem osłabienia, morderczym jak na te warunki żywieniowe, prawie codziennym treningiem i jeszcze kilkoma innymi czynnikami, jak choroba moja, dzieci, zastój w spadkach i pomiarach (nie wiem czy to się zmieniło, jutro się dowiem, albo i nie dowiem, bo po prostu nie wiem czy mi się będzie chciało..)
Na razie jest ok, czuję, że powoli wraz z węglami wraca mi forma psychiczna i fizyczna.





2 marca 2014 , Komentarze (2)

KUPIŁAM !!!  

Nie mogę się doczekać jak dostanę przesyłkę... ah ;)

2 marca 2014 , Komentarze (2)

Czuję i widzę, że jest brak efektów na wadzę, ale za to widzę też (bo nie czuję jakoś..), że są jednak efekty wizualne.. Nie wiem tylko dlaczego mnie to nie cieszy. Ramiona nabierają kształtów, brzuch stał się bardziej jędrny, choć dalej wielki, dupkę mąż podziwia i twierdzi, że się podniosła, zmieniła, nogi trochę lepiej, sama widzę... Tylko co z tą wagą.. 

Dzieci zażyczyły sobie rogaliki drożdżowe z dżemem i czekoladą.. więc siedzę i wącham... no wącham i wącham i zaraz zwątpię ;) Ale jeśli już, to jeden malutki. No dobra, może dwa. i to zamiast podwieczorku. 
No niedziela w końcu... 

Ćwiczeń brak. Na obiad kura, fasolka szparagowa, kalafior i brukselka zasmażane na dwóch pryśnięciach (spray) oliwy z oliwek, z cebulką i czosnkiem oraz papryką ostrą i na dodatek 2 czubate łyżki ryżu- bardzo dobre było. Ale zgrzeszyłam i dodałam Kucharka do gotowania warzyw.... no ja wiem.. ale co zrobić, jak bez takie jałowe wszystko... warzywa tez nie te same co kiedyś..

1 marca 2014 , Komentarze (2)

No tak.. jeśli ma się poczucie, że nic na siłę i czuje się usprawiedliwionym w swoim niepowodzeniu, człowiekowi od razu lepiej się robi na duszy. 
Dzisiaj delikatnie, 8 interwałów "drwal" plus "skakanka" 1:1 po 30 s., oczywiście rozgrzewka i rozciąganie... Dieta.. no lepiej ;) 
Kawa, druga kawa (nigdy się nie nauczę, żeby nie pić kawy przed śniadaniem, a nawet dwóch), 
banan
pół makreli i jabłko
spacer
ryż, kura pieczona i ogórek i sałata z jogurtem
ćwiczenia
planowana owsianka albo kura.. Ale pewnie owsianka..

Czyli dzień całkiem udany. 
Jutro odpoczywam. Nie robię nic, sukcesem będzie jeśli nie pokusi mnie coś słodkiego ;) 
A od poniedziałku zaczynam p90x "lean" w nadziei na zrzucenie jednak kilku kilogramów w marcu. Bo jeśli o to chodzi, to jest tragedia... Nie wiem dlaczego, ale się zważyłam jednak... ech :/ Nie do uwierzenia... 93,6. A na prawdę, na prawdę nie robię nic zakazanego... Więc jak nie chudnę, to przynajmniej nie będę chodziła głodna i będę jeść w miarę normalne porcje. Ot co.

Przyjemnej niedzieli ;)