Panicz miał zostać do niedzieli, ale :" Ojczyzna wzywa". Nie chce chłopak odpowiadać byle jak na pytanie , gdzie byłeś jak decydowały się losy kraju? U mamusi?, z kotem?. Wróciliśmy zatem dziś znad jeziora, jesteśmy już po obiedzie, Panicz pojechał. Pogoda byle jaka, znów deszczowo, zimno, ponuro, powrót raczej zadowolił. Załatwiliśmy sporo drewna do kominka, graliśmy w planszówkę, w karty, byliśmy na grzybach, chłopcy kąpali się w jeziorze. Ja nadal mam szwy na przedramieniu, opatrunek, musiałam zrezygnować. Zbiór kurek pozwolił na obiad i jeszcze Panicz zabrał ze sobą ugotowane. Wczoraj późnym wieczorem odwiedziły nas dwa nietoperze. Trochę było zamieszania z wygonieniem ich na zewnątrz, bo spanie z taka wiszącą myszą to niespecjalne. Dietowo raczej swawoliłam, ale jak tu nie swawolić, gdy grill kusił polędwiczką, filetami indyczymi, cukinia, ziemniakami , grzankami z pomidorem, sosem jogurtowo- ogórkowym. Smaczne, dobrze przyprawione, pachnące, ach! . Ale za to kolacji nie było, dwa palce na sercu!