Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251389
Komentarzy: 6510
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

18 października 2018 , Skomentuj

zawładnęły mną, bo muszę wszystko ogarnąć przed weekendem. Najpierw pranie, bo lubię pusty kosz na brudy. Potem  szykowanie ":koszyka dla rodziców", dokładnie smażenie kotletów mielonych, reszta już zrobiona. Przegląd  szafy w poszukiwaniu inspiracji do walizki. Przy okazji poukładałam na półkach.  Wizyta u stomatologa, na szczęście krótka i bez znieczulenia.  Potem hala targowa, gdzie zakupiłam fasolkę szparagowa zielona, bo taką lubię, jabłka Celeste, bo takie mi smakują, gdzie nie skusiłam się na winogrona, bo mają za dużo cukru.  W tym czasie mąż karmił rodziców, tak się podzieliliśmy obowiązkami, aby nie tracić czasu. Jeszcze prasowanie, jeszcze przegląd lodówki , aby pozbyć się niepotrzebnego.  Zrobiło się lekko chłodniej. Wczoraj koleżanka z latino wspomniała, że ma dosyć tej pięknej pogody. Byłam obrażona!;). Rano waga pokazała leciutki spadek, ale tak mały, że cieszyć się nie wypada.I chyba  w niwecz poszła ta wartość, bo po obiedzie zjadłam drożdżówkę , całą, z kruszonką!  Jestem bardzo rozsądna kobietą, która umie dbać o swoją wagę (smiech).

17 października 2018 , Komentarze (4)

To tak parafrazując słowa prezydenta Clintona. Rano pędem do kina na Kler. Powalił mnie swoją rzeczywistością i gra aktorów. Jacek Braciak to mistrz, Smarzowski to cud nad cudy, że tak potrafi ująć w jedna historię wszystkie grzechy główne, większe i mniejsze.  Po filmie szybko do sklepu indyjskiego, gdzie upatrzyłam sobie wieszaki do przedpokoju. Ich cena powala na kolana, bo 8 zł za wieszak metalowy , z porcelanową gałka, to jakiś żart. Szybko zupa zjedzona i na latino solo.  Ależ fajnie było, grupa się ustabilizowała, tańczymy równo, bez zbędnych powtórek, A tak  powywijać w środku dnia i tygodnia do fajnej muzyki- cudo!. Potem do domciu na obiad , bo na 16 na angielski. Na języku też miło, szczególnie, gdy należy się do grona rozumiejącego bardziej. Po zajęciach chwilka relaksu przy kawie,  a potem pora na gotowanie na jutro. Zupa z czerwonej soczewicy, kapusta duszona z grzybami, kotlety mielone. Takie dania dostaną rodzice, bo ostatnio wydawało mi się, że Ojciec ma problemy z gryzieniem, z zębami. Sypie się staruszek i tyle.  Obiad zawiezie mąż, a ja znów do zębologa, który może mnie przyjąc o 13:30. Znów wypadł kawałek ostatniego uzupełnienia. Obym tylko nie musiała dostac znieczulenia, boję się, czy katar nie wróci.  Zrobiłam dzis ponad 6.000 kroków, ruszałam się aktywnie przez godzinę, nawet spociłam sie mocno, to chyba wystarczy?

16 października 2018 , Komentarze (3)

pięknej jesieni. Dziś zrobiłam zupę krem z marchewki i papryki. Odjazdowy kolor wyszedł. Do tego będą naleśniki z mięsem + kiszona kapusta. Waga trzyma się kurczowo i nie chce popuścić. Dziś rano zajęcia ruchowe, fajna gimnastyka rozciągająca i stabilizująca. Spokojna, bez gwałtownych ruchów, a i tak czułam wysiłek. To jest to!. Powoli szykuję się do wyjazdu weekendowego, zabieram próbki kremów do twarzy, które otrzymuje przy zakupach. W ten sposób będzie więcej miejsca na inne niezbędniki. Niestety pogoda już dziś sygnalizuje zmianę, bo dotąd błękitne niebo zrobiło się mleczne, lekko zaciągnięte. Co ma być, to będzie. W  sklepie charytatywnym Fundacji kupiłam dziś aż 3 lekkie,  tiulowe apaszki. Szukałam takich, ale aktualnie pora na szale i chusty już zimowe. A ten zakup kosztował mnie  po 2 zł szt. , czyli 6 zł. Lubie mieć pod szyja coś, jest mi wówczas cieple i mniej marznę. 

15 października 2018 , Komentarze (3)

Zrobiłam zupę szczawiową na rosole, do tego 2 jajka na twardo, ciasto, doniczka cyklamenów. Umówieni z bratem czekaliśmy pod domem rodziców. Oni przywieźli kolejne ciasto, żeberka w sosie. Nakarmiliśmy rodziców, ale jedzenia i tak zostało na 3 dni. To dobrze, bo brat wyjeżdża, sama będę wizytować rodziców. Ojciec źle wygląda, schudł bardzo, zmalał. Żal mi się zrobiło,że tak szybko to postępuje. W takich momentach nie myśli się o  złych słowach , jakie padły. Mama wygląda lepiej, bo bezrefleksyjnie. Po prostu nie myśli tyle o problemach, taki stan. Najadłam się ciasta, co wcale nie jest dobre.Ale jak odmówić w imieniny? Może to ostatnie w takim gronie? Och życie !;(. Rano zakupy, biblioteka, gotowanie, pranie, czyli taka domowa krzątanina. Mąż pojechał na cmentarz, bo teściowa też Jadwiga, jak moja  Mama. Jutro wreszcie zacznę aktywnie zajęcia na UTW, które opuściłam przez chorobę. Waga stoi od kilku dni, ale wyniki cukru i ciśnienie mam dobre. To cieszy bardziej. Pogoda wspaniała, oby utrzymała się podczas naszego pobytu  w Łodzi. A na jutro na obiad zrobiłam naleśniki z mięsem. Lubimy oboje. 

14 października 2018 , Komentarze (2)

Pokonałam lenia niedzielnego, pokonałam chorobę i słabonia wewnętrznego. O 10 byliśmy  u wrót lasów witomińskich. Przewaga buków czyni z tych terenów rozkosz maszerowania. Gdy byliśmy posiadaczami działki letniskowej , odwiedzaliśmy te tereny bardzo rzadko. Dziś kijki w dłonie i marsz!  Po drodze spotykaliśmy wiele osób, z psami, na rowerach, pieszo, biegaczy. To wymarzona trasa na każdy w wymienionych rodzaj aktywności. Z kijkami byliśmy tylko my. Oczy nie mogły się napatrzeć  na te cuda natury. Droga biegnie wzgórzami, byliśmy zatem blisko słońca, przebijającego się przez nikłe już listowie. Spotkaliśmy pana dzięcioła, oglądaliśmy połacie dziwnych, bo białych grzybów jak talerze. A w koło miedź, brąz, złoto, całe bogactwo jesieni.Nie ma samochodowych dźwięków , wyziewów spalinowych, tylko szelest liści pod stopami. Maszerowaliśmy dobrym tempem, pokonaliśmy ponad 6 km w 1:15 godziny, wykonaliśmy ponad 9.000 kroków. Pięty mnie bolą, przyznaję, ale mam satysfakcję  z wykonanej aktywności.  Po powrocie kawa smakowała wyśmienicie. Na obiad dziś rosół i bitki w sosie pieczarkowym. Bitki z indyka. Na jutro umówieni jesteśmy z bratem u rodziców. To imieniny Mamy, ciekawe jak upłyną? 

13 października 2018 , Komentarze (2)

Kto zna Gdańsk nie tylko z ulic  , ten wie, że Stare Miasto jest cudne i bardzo ciekawe. Dziś właśnie tam spędziłam kilka godzin, dojechawszy SKM. Już po drodze miło było słuchać obcych języków, które dziś gościły w Gdańsku bardzo licznie. Najpierw kawa i małe conieco, potem muzeum Pierwsze- Ratusz Główny. Dostojny, bogaty, odwiedzany przez monarchów, jak na królewskie miasto przystało. Potem Dwór Artusa, który był po prostu piwiarnia dla mieszczan, a potem pierwsza giełda towarową. na szczęście większość bogatego wyposażenia obu muzeów udało się wywieźć przed wyzwoleńczą Armią Czerwona, która Gdańsk zamieniła w popiół. Długi Targ przypominał dziś klimatem paryskie uliczki, tak bowiem wyglądały kawiarnie pod zółtymi , jesiennymi drzewami, oblegane przez kolorowo ubranych ludzi, korzystających z uroku października. A pogoda wymarzona, bo w połowie miesiąca typowo jesiennego było ponad 20 stopni. Kolejne muzeum w Zielonej Bramie, wystawa "Włosi w Gdańsku". Ciekawe dwa pietra rysunku, rzeźby, malarstwa. W tle muzyka barokowa , spinająca to wszystko w całość. Przy okazji byłam ankietowana przez młodego człowieka, który wypytywał nas o ostatnie imprezy kulturalne 'pobrane" w ostatnim roku. Zrobiliśmy wrażenie, a co. Przynajmniej miał o czym pisać.  Tak więc wycieczka udana, zrobiliśmy prawie 14.000 kroków, prawie 8 km i znów było cudnie. Kto jeszcze nie był w Gdańsku, polecam, jest ciekawie, nawet gdy pogoda nieładna. 

12 października 2018 , Komentarze (3)

Helu nie będzie, będzie Gdańsk w sobotę i kijki w niedzielę, albo odwrotnie. Kusi mnie wystawa "włoszczyzny" w Muzeum Narodowym Zielona Brama w Gdańsku, mam zamiar ją zobaczyć. A kijki będę w lasach koło Gdyni, bo moje miasto  otoczone jest wzgórzami morenowymi, porośniętymi lasami . Lasy bukowe, aktualnie zaczynają nabierać kolorytu. Wędrówka wśród takiego cudu jest warta  wykonania. Dziś natomiast było lightowo, pojechaliśmy do Orłowa, poszliśmy na molo, potem włóczyliśmy się uliczkami, zjedliśmy lody na ławce pełnej słońca i widoku na zatokę. Tamże właśnie jest Liceum Plastyczne, z którego wyległa młodzież  , jak kolorowe ptaki , dziś chyba mieli jakieś fajne godziny, bo nawet twarze ich były pomalowane.  A propos ptaków, przy jednym z płotów, w gęstwinie cisu grasowało stado wróbli. Jaki hałas, jaki rejwach , mąż nagrał je , wcale nie uciekały na nasz widok!  Na obiad dziś też zmiana, zamiast jajka sadzonego był makaron z sosem według mojego pomysłu, po którym mąż wylizuje talerz. Jajko było na śniadanie, powtórka zatem nie wskazana. Czytam ciekawą książkę pt. Kąpielisko, autorstwa LIbby Page. Dziś Sąs Apelacyjny w Lublinie przywrócił mi wiarę w człowieka!

11 października 2018 , Komentarze (2)

Powoli wracam  do zdrowia, bo mam ochotę  na coraz więcej.  Dziś pokonałam ponad 6 km, wykonując ponad 11.000 kroków. Nie zmęczyłam się, jak jeszcze  wczoraj  było. Dziś miałam już ochotę na zakupy  urodowe, kupiłam maseczki do twarzy, a wczoraj wieczorem nałożyłam na twarz maskę  z otworami. Moja skóra piła jak spragniony maratończyk. Na II śniadanie podałam awokado z anchois i galaretkę drobiową. Do tego kawa z kawiarki włoskiej i mąż oblizywał się . Na obiad nie gorzej, bo naleśniki ze szpinakiem  + kiszona kapusta. Było zatem zielono i smacznie. Dzwoniono z Fundacji z informacja o zbiórce w dniu wyjazdu do Łodzi. To już za tydzień, oby pogoda się utrzymała.  Dziś na bulwarze  zatrzęsienie wózków z małymi dziećmi , ale i starszych osób. Taka wymiana pokoleń. Chwilkę siedzieliśmy na ławce, chłonąć widok morza, które nas urzeka bezustannie. Moje pelargonie na balkonie nadal pięknie kwitną, chyba nie chcą się pogodzić z porą roku. Na wzmocnienie zrobiliśmy dziś sok warzywno - owocowy, z buraków, marchwi i jabłek. Trochę było z tym zamieszania, bo sokowirówka "schowała się " przed nami i zaczęliśmy myśleć, że pozbyliśmy się jej przed remontem.  Nic prawdy w tym nie było, teraz mam zamiar napić się soku, na zdrowie!

10 października 2018 , Komentarze (8)

Pierwsza noc przespana w całości od dłuższego czasu. Ale pobudka przed 5, wizyta w łazience i.... myśli opanowały moją osobę. Po wczorajszej rozmowie z bratem znów miałam o czym myśleć. Ma rację, że rodzice nie potrafili stworzyć rodziny, że oboje uciekliśmy z domu  bardzo szybko, nie chcąc słuchać tego, co tam się działo. To wszystko teraz wychodzi, niestety.  Nie chcąc się męczyć zabrałam się za czytanie , i udało się jeszcze przysnąć. Wstałam pełna werwy  do pracy. Już po 9 wyszliśmy w stronę morza. Na bulwarze jeszcze luźno, słońce piękne dawało po oczach. Na sobotę lub niedzielę planuję wycieczkę na Hel. Podróżowanie półwyspem  w taką pogodę, przy takich widokach , to sama rozkosz. Droga luźna , bez masy  turystów jak w sezonie, jak ja to lubię. Można w każdej chwili być nad zatoką, a za chwilkę nad otwartym morzem. I ten bezkres wody  pobudzający wyobraźnię! ;). Dziś na obiad łosoś  pieczony + mix sałat dla mnie, dla męża oczywiście ziemniaki. Nie wiem, dlaczego faceci tak kochają pyry. Jest tyle zastępników ciekawych, ale im nic nie zastąpi ziemniaków z sosem. Spostrzegłam dziś moja bladość twarzową i zrobiło mi się żal mnie samej. Musze się wziąć w garść i porzucić te wszystkie darcie szmat rodzinnych, bo naprawdę będzie źle.  A zatem uśmiech na lico, optymizm w sercu i cała naprzód!

9 października 2018 , Komentarze (6)

Katar mniejszy, mniejszy kaszel w związku z tym. Nadal jestem słaba , i to bardzo, ale jutro kupię jakiś probiotyk na wzmocnienie . Odebrałam nowe okulary, są eleganckie, twarzowe i bardzo dobrze się  w nich czuję. Warto było!  Dziś spacer nasza trasą. Na bulwarze jak latem, pełno ludzi, słońce, pięknie i  cieplutko.  Wyszło ponad 9.000 kilometrów. Wróciłam zmęczona jak po szychcie. Usiadłam chwilkę, oczy same się zamykały ze zmęczenia. Oj, słabiutka ja, słabiutka. Mąż zapisał się na zajęcia z kultury antycznej, zachęca mnie  do aktywności. Chyba się zapiszę, bo plan bardzo ciekawy i prowadząca zaangażowana. Zajęcia w poniedziałek, a zatem nie byłoby kolizji. W przedmiocie mojej tarczycy, postanowiłam i muszę mniej przejmować się wszystkim. Wiele nie zmienię, bo nie mam wpływu na wiele. Moje serce  i zdrowie są  ważniejsze od czyichś fochów. Wiem, łatwo tak sobie mówić, ale muszę nad tym pracować.