zawładnęły mną, bo muszę wszystko ogarnąć przed weekendem. Najpierw pranie, bo lubię pusty kosz na brudy. Potem szykowanie ":koszyka dla rodziców", dokładnie smażenie kotletów mielonych, reszta już zrobiona. Przegląd szafy w poszukiwaniu inspiracji do walizki. Przy okazji poukładałam na półkach. Wizyta u stomatologa, na szczęście krótka i bez znieczulenia. Potem hala targowa, gdzie zakupiłam fasolkę szparagowa zielona, bo taką lubię, jabłka Celeste, bo takie mi smakują, gdzie nie skusiłam się na winogrona, bo mają za dużo cukru. W tym czasie mąż karmił rodziców, tak się podzieliliśmy obowiązkami, aby nie tracić czasu. Jeszcze prasowanie, jeszcze przegląd lodówki , aby pozbyć się niepotrzebnego. Zrobiło się lekko chłodniej. Wczoraj koleżanka z latino wspomniała, że ma dosyć tej pięknej pogody. Byłam obrażona!. Rano waga pokazała leciutki spadek, ale tak mały, że cieszyć się nie wypada.I chyba w niwecz poszła ta wartość, bo po obiedzie zjadłam drożdżówkę , całą, z kruszonką! Jestem bardzo rozsądna kobietą, która umie dbać o swoją wagę .