Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251354
Komentarzy: 6510
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

8 października 2018 , Komentarze (14)

Dzwoniłam do rodziców, aby umówić się na dziś. Po trzecim razie wreszcie ktoś odebrał i usłyszałam. Że niedobre jedzenie przywożę, , lepiej abym nic nie woziła jak ma być takie niedobre. Na moje pytanie co było niedobre usłyszałam, że jabłka. Te jabłka mąż zawiózł po zbiorze na działce sąsiadki. To szara reneta, wprawdzie nie jest dorodna, ale bardzo smaczna. Wkurzyłam się, wysłałam męża samego, a on biedak usłyszał, że te jabłka to chyba jakieś pastewne, dla zwierząt i ojciec nie życzy sobie takich. Jeżeli mamy coś przywozić, to tylko to, co on lubi! No faktycznie, stresów nie mam żadnych, a życie jest takie piękne! Podjęłam decyzję! Koniec z posiłkami dla rodziców! Pękam i mam dość! Rozmawiałam już z bratem na ten temat, on się nie dziwi. Znów wymieniliśmy zdania na temat naszych rodziców, spójne, ale cóż z tego. Dlatego jestem dziś cała na NIE!. Nie pójdę odebrać nowych okularów, bo miały być w piątek a nie dziś. I nie interesuje mnie, że kurier nawalił, bo to nie ja go zatrudniłam. Nie będę rozmawiać z ojcem na temat mojego zdrowia. Łaskawie zadzwonił ( po interwencji męża), a ponieważ znam ojca zafascynowanie chorobami, nie dam mu tej radości rozmowy o chorobach i nie wyraziłam zgody na rozmowę w tym temacie. Okazywanie prawdziwej troski jest czym innym, niż tylko uspokajanie własnego sumienia. A z dobrych rzeczy? Wczorajsza rozmowa z synem była taka miła, spokojna, optymistyczna i perspektywistyczna. Dziecko  przyjedzie kilka dni przed 1 listopada, bo już 3  wylatuje do Irlandii, zawodowo. A ponieważ lot jest z Wrocławia, musi wrócić do Poznania, spakować się odpowiednio i  dopiero jechać na lotnisko. Będę go zatem miała trochę i będę się napawać tym czasem. 

7 października 2018 , Komentarze (3)

Wczorajsze spotkanie towarzyskie było bardzo miłe, spektakl znośny, ale powtarzalność tematów już zaczyna nudzić. Owszem, śmiałam się, ale bez zachwytu. Umówiliśmy się na kolejne spotkania "kulturalne". Katar trzyma nadal i nie chce odpuścić. Budzę się w nocy z brakiem oddechu, bo mam nos zatkany, słaba jestem i pocę się jak szczur. Dziś namówiłam męża, abyśmy pojechali do lasu, w nasze strony działkowe. Tyle naszego, że pooglądaliśmy po drodze przecudne kolory jesieni. Czerwone klony, złote graby, to wszystko aż dech zapiera! Uwielbiam takie widoki. Ale niestety, gdy przyjechaliśmy do lasu , rozpadał się deszcz solidny. Plany wypicia herbaty na skraju lasu, z oglądaniem pustych pół i chwilka rozmowy spełzły na niczym. Za to widziałam i słyszałam klucz gęsi odlatujących. Nic to moje panie, jesień zawitała na dobre i trzeba się z tym pogodzić. Dziś na obiad mam rosół  z makaronem i dorsza pieczonego w warzywach. Dosyć dietetyczne , ale i wzmacniające. Karkówka definitywnie jedzie do rodziców., razem z pomidorówką. A ja dziś spędzę dzień odpoczynkowo, statecznie i powoli. Będę czytać, pisać w moim notatniku, rozmyślać w sprawie dni następnych. Będę także szukać w okolicy fajnych imprez kulturalnych, aby znów spotkać się z przyjaciółmi. To fajnie tak pogadać o wszystkim, o niczym i  pośmiać się z siebie. 

6 października 2018 , Komentarze (5)

ale jak to z katarem, musi trwać tydzień. Ciśnienie i puls wróciły do normy, natomiast czuje wyraźne osłabienie. To z czasem przejdzie. Musze solidnie wypocząć, odstresować się. Dziś w ramach tych czynności poszliśmy na bulwar. Chociaż to 10 rana, już było pełno ludzi , a nawet tłok. Na zatoce jakieś regaty, mnóstwo żagli, słońce grzało bardzo miło, morze srebrzyło się znakomicie, cud i tyle. Przeszliśmy ponad 5 km, wykonując ponad 9.000 kroków, wróciłam spocona i zmęczona. Usiadłam na chwilkę i złapała mnie drzemka, była wzmacniająca. Po obiedzie odpoczynek, a przed 17 wychodzimy spotkać się ze znajomymi, a potem na premierę do Teatru Miejskiego.  Ochota taka sobie, tym bardziej, że w związku z tym spotkaniem oddaliśmy bilety na koncert w ramach Gdynia Classica Nova. No cóż, tak bywa, nasi sąsiedzi będą słuchać Belliniego. Cieszę się, że jutro niedziela, może namówię męża na wycieczkę do lasu? Dziś obiad taki dla męża, bo pieczona karkówka. Wprawdzie nadziałam ja czosnkiem, ale nie lubię wieprzowiny i już. Na jutro natomiast zaplanowałam dorsza pieczonego w warzywach i to mi pasuje. Do tego rosół , abym wzmocniła organizm i już. Wieprzowiny sporo, rodzice ją lubią, może oddam im? Będe miała z glowy kolejny posiłek. 

5 października 2018 , Komentarze (14)

Bardzo zaniepokoiłam się wysokim pulsem i ciśnieniem ( 150/111) i późnym wieczorem poszłam do nocnej opieki szpitalnej.  Zostałam zbadana, łącznie z EKG i tyle. Przyczyn nie ustalono, być może to Sudafen, który zażyłam, aby zminimalizować katar. Tak myślałam, ale dziś rano nadal dobrze nie jest. Wprawdzie ciśnienie spadło do 114, ale puls nadal wysoki, bo 94.  Mama miała udar, dmucham zatem na zimno.  A w szpitalu wskazano na konieczność obserwowania serca, bo EKG było na granicy tachykardii. No cóż, starość mnie dopada coraz bardziej.  Zauważyłam w wiadomościach dietę od p. doktor, ale jeszcze jej nie analizowałam. Zajmę się tym po powrocie do zdrowia, teraz to zbyt ryzykowne. Czekam na kuriera, który ma dostarczyć kupiony osuszacz i jonizator w jednym. Niestety, nadal  lekko czuć wilgoć. Musze się zabrać za pismo do ubezpieczyciela o zwrot wydatków. Niech ten koszmar wreszcie się całkowicie zakończy.

4 października 2018 , Komentarze (8)

ale życie i tak swoje zrobi. Rozłożyłam się kompletnie. Gardło, katar ropny, dreszcze. Za mną bezsenna noc. Oczywiście wczoraj na zajęciach nie byłam, i chyba dobrze. Jestem w łóżku, ubrana we flanelową piżamę na to polar, a i tak jest mi zimno. Rano wstałam, aby przygotować kotlety mielone dla rodziców. Pojedzie mąż, zawiezie naleśniki wczoraj usmażone, nadziane marmoladą jabłkową, barszcz ukraiński, kotlety.  Mam nadzieję, że to wystarczy na jakiś czas.  To tyle, bo sił na więcej nie mam.

3 października 2018 , Komentarze (3)

Naprawdę ruszam się sporo. Już nawet nie chodzi o spacery czy wędrówki, bo na to nie zawsze jest okoliczność. Dziś na przykład wieje mocno, pada, RCB przysłało sms- a o zagrożeniu. Ale i tak  cały czas pędzę, gonię.  Dziś do dentysty na laser, ale i na poprawkę, bo wypełnienie z poniedziałku wypadło.  Potem po drobne zakupy i  z komputerem do serwisu. Muszę zacząć  smażyć  naleśniki  na jutro dla rodziców, na 13:30 idę na latino. Potem angielski  i zrobi się późne popołudnie. A boli mnie gardło  i czuję się tak jakoś niespecjalnie. Niby grzanie rozpoczęte, ale bardzo słabo. W nocy lało mocno, dziś pogoda raczej pod koc i z herbatą.

2 października 2018 , Komentarze (10)

Rano do endokrynologa, zachwyt nad moimi wynikami tarczycy. Dziś dostanę na maila  od p. doktor dietę 1500kcal. Pani szczupła, ale przyznała , że katuje się nieziemsko. Ostatnio zaliczyła z przyjaciółką dietę Dąbrowskiej, która określiła jako masakrę. Przepisała mi Glucophage, aby efekt był lepszy, chociaż cukrzycy nie mam. Lek pomaga jednak zlikwidować łaknienie słodyczy. Taka pomoc od kobiety dla kobiety. Aha, a lek przy okazji  hamuje starzenie się. Dla mnie bomba! Potem do stomatologa na laserowanie zębów, a następnie na gimnastykę. I tu,,,, klapa. Przyszło ok. 25 kobiet, drzwi do sali ćwiczeń zamknięte, ktoś poszedł po klucze, sygnału , że zajęć nie będzie nikt od organizatora nie dawał.  Przebrałyśmy się w stroje  do ćwiczeń, wzięłyśmy maty, czas upływał. Ktoś zadzwonił do trenerki- nie została poinformowana, że zajęcia zaczynają  się 2 października, skoro na stronie Fundacji jak wół stoi, że 3. No cóż, poszłam do pana prezesa, tłumaczył zamieszanie brakiem personelu. No cóż, to jego problem, ale wypadało nas przeprosić, prawda? Jako rekompensatę  postanowiłam zrobić ciasto z owocami, dokładnie biszkopt.Śliwki i szare renety, wyszło super. Kupiłam jeszcze produkty na leczo, oraz kawałek żeberek na barszcz ukraiński dla rodziców.  Nie sprawia mi żadnej przyjemności  odwiedzanie ich, robię to z poczucia obowiązku, aby mama zjadła coś pożywnego i zdrowego. Wczoraj w lodówce nie widziałam tam dobrego jedzenia, światła najwięcej. Ojciec karmi mamę  w dni, w których nie przyjeżdżamy, niedługo odzwyczai ją od jedzenia, tak to jest liche i niesmaczne. Bariera nie do pokonania, to upór ojca i wmawianie mamie, że ona także nie chce pomocy z zewnątrz. Mąż znów pojechał dziś z sąsiadką na działkę, znów przywiózł jabłka. Nie pozwolę na kolejny raz, bo mój chłopina chore ma kolana, nie może dźwigać. Teraz leży i cierpi, ale był dla kogoś bohaterem. To nie tak ma być. 

1 października 2018 , Komentarze (4)

a zaczęłam od pobrania krwi na badanie hormonów. Potem dopiero śniadanie, drobne zakupy i czas do stomatologa. Tam zeszła godzinka, po 12 wyjechaliśmy w kierunku rodziców. Po drodze udało się zakupić mężowi nowe spodnie i nowy sweter. Oboje staliśmy się posiadaczami nowych czapek zimowych, ja żółtej, mąż granatowej.  Stamtąd do rodziców, zawieźliśmy prasowanie, 2 kg szarej renety, obiad na dziś i jutro. Mama była sama, nakarmiłam ją, porozmawiałyśmy chwilkę. Kopytka smakowały jej bardzo, chwaliła moją kuchnie i mój wygląd. Mąż tymczasem wyszedł ojcu naprzeciw, pomóc dźwigać zakupy. Ojciec nie w sosie. nie dałam mu szansy na kłótnię, mąż nałożył mu jedzenie, chwilkę pobyliśmy i do domu. Obiad- kasza ( bulgur, soczewica zielona, pęczak) + wczoraj zebrane grzyby , niestety smażone. Ale jak to smakowało! Poza tym zupa krem z dyni i niestety kawałek ciasta.  Z moich postanowień bez cukru już nici. Taka to słowna jestem kobieta!. Za chwilkę wychodzę do okulisty i optyka, może uda się nabyć nowe bryle, takie bardziej nowoczesne i modne. Po powrocie do biblioteki  i wreszcie będę mogła usiąść. Ale siedząc będę przygotowywać pismo do ubezpieczyciela, o zwrot poniesionych wydatków na remont. Oczywiście ponad to, co już otrzymaliśmy. A jutro: o 9 endokrynolog, o 10:30 laser u dentysty, 0 11:15 gimnastyka na UTW. Czyli  rok akademicki studenta seniora czas zacząć. Synowi przesłałam życzenia z okazji nowego roku akademickiego, życząc mu samych sukcesów w pracy zawodowej i satysfakcji z wyborów. Dziś pogoda jak marzenie, , a na dodatek sezon grzewczy rozpoczął się w kaloryferach!:D

30 września 2018 , Komentarze (2)

Dziś obudziłam się z planem wycieczkowym i aż uśmiechałam się do siebie. Pojechaliśmy do Białogóry , aby przejść się z kijkami po plaży nad otwartym morzem.  Pogoda dopisała, wprawdzie słońca nie było, ale ciepło, w ruchu jeszcze bardziej. Po drodze zbieraliśmy grzyby rosnące przy drodze. Wyszła z tego całkiem pokaźna  gromadka.  Na kolację zjadłam grzanki z grzybami  i z serem. Pycha! Francuzi przepowiadają mroźną zimę. To oni przewidzieli gorące lata, czyżby miało się sprawdzić? Obserwujmy zwierzęta, one swoim zachowaniem powiedzą wiele. Na łące widzieliśmy dziś dwa samotne żurawie. To chyba "kaszubskie" , bardziej wytrwałe. Jutro odwiedzam rodziców, zrobiłam dla nich zupę ogórkową, kopytka , kapustę kiszoną udusiłam z grzybami suszonymi i dodałam gotowane mięso z żeberek. Miały być jeszcze naleśniki do mojej marmolady jabłkowej, ale w domu  było jedno jajko.. Zrobię je następnym razem. Jutro dentysta, uff, znów czyszczenie kamienia, a najpierw  znieczulenie. Jak tego nie lubię. (szloch) Jutro już październik i zacznę dni bez cukru.  Nie wiem ile wytrwam, ale postaram się, aby było to jak najdłużej.Zaczęłam dziś wreszcie ruszać się, wyszło prawie 12.000 kroków i prawie 7 km. Taką miałam satysfakcje po powrocie!

29 września 2018 , Komentarze (1)

Dziś w nocy zimno było, bo bez chmur. Rano tylko 7 stopni, ale pranie i tak wywiesiłam na balkon. Po śniadaniu zakupy , a potem pojechaliśmy na cmentarz. Po drodze zajechaliśmy na halę targową, tam dziś  ruch, rejwach, pełno ludzi, bo to święto tego miejsca.  To jednak nie moje klimaty. Na cmentarzu już nie ma kasztanów, jesień tegoroczna jakoś tak szybko przemknęła.  Poszliśmy na grób kuzyna, zmarłego młodo i nagle.  To już 8 rocznica. Potem mogiły teściów, trochę sprzątania . Skorzystałam z propozycji męża(?!) i pojechaliśmy do kolejnej galerii, takiej  bardziej ekskluzywnej. Kupiłam buty w CCC, które wcześniej sobie upatrzyłam, oraz żółty sweterek w sieciówce. Znów namawiałam męża na przymierzanie, ale to naprawdę ciężka praca i rzadko z rezultatem.  Po zakupach spacer na molo w Orłowie, Hel widoczny doskonale, a Zatokę Gdańską zamykał cypel  widoczny  z drugiej strony, czyli Piaski.  To właśnie w Orłowie widać takie coś doskonale.  Na obiad dziś gołąbki , a poza tym znów marmolada jabłkowa  warzy się w garze. Ciekawe, czy cudzoziemiec wypowiedziałby taką zbitkę liter?  Po wczorajszym "spacerze"  waga ładnie spadła, dziś natomiast wychodziliśmy więcej, ale wyszło mniej kroków.  Pranie wyschło szybko, przewiane słońcem pachnie cudnie. Dziś zmarzły mi dlonie, muszę przejrzeć posiadane rękawiczki.