Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251362
Komentarzy: 6510
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

28 września 2018 , Komentarze (2)

Dziś poszłam za ciosem i  chciałam kupić dla siebie coś ciekawego z odzieży. Spędziliśmy na zakupach 7 godzin, mam przesyt, jestem rozczarowana. Moja szafa pełna jest szarości, czerni i granatów, chciałam koloru, ale w ciekawym fasonie. Za diabła nie znajdę dzianinowej sukienki w fantastycznie jesienne wzory, ładnego sweterka , niekoniecznie z golfem, w kolorze innym niż szary, w dobrym gatunku. Figa z makiem, z pasternakiem ! Zrobiłam prawie 18.000 kroków , nogi bolą, a rezultat opłakany. Nabyłam  świece białe lichtarzowe ( na Boże Narodzenie), dwie szklanki w śmiesznych koszyczkach, masło do ciała o zapachu drzewa sandałowego, nowy portfel o wymiarach niekoniecznie monstrualnych. Odziać się w to raczej niemożliwe;). No cóż, czeka mnie znalezienie pomysłu . Na Kler nie poszliśmy, bilety kupiłam na przyszły czwartek, co się odwlecze, .... itd. Z powodu okoliczności jw. , obiad był w tzw. drodze.  Dziś zapowiadano rozpoczęcie sezonu grzewczego, prawda to jak słowa Morawieckiego, bo nadal zimno , a weekend się zaczął.  Błogosławię kocyki polarowe, ciepłe, flanelowe piżamy, kołdry cieplutkie i przytulne. 

27 września 2018 , Komentarze (4)

do jesiennych dni, do zimy. Dziś mąż pojechał z sąsiadką ( lat ponad 80), pomóc zrywać jabłka na działce.  Ligole  takie sobie, mocno nawet, z wybranych zrobiłam 4 słoiki  marmolady jabłkowej.  Cały dom pachnie goździkami i cynamonem. Zawiozę rodzicom, a dla siebie zrobię kolejne. Poza tym mam zapas szarej renety, podzieliłam się już z panem z pralni samoobsługowej, dam rodzicom, zostawię dla siebie  do kaczki, na szarlotkę.  Resztę byle jakich ligoli zawieziemy do lasu dla zwierząt. Może w sobotę lub w niedzielę.  Wyprałam kurtki cieplejsze, akurat dziś pogoda pozwoliła na to, wyschły momentalnie.  Pod nieobecność męża wybrałam się na zakupy, miałam dziś nieodparta ochotę kupienia sobie czegoś nowego. Obejrzałam buty, ale nie skusiły mnie, ubrań nie widziałam ciekawych, padło na nową torbę, w kolorze malinowym. Zaszalałam z kolorem celowo, chcąc rozświetlić nadchodzące szare dni. Zaszłam także do optyka , bawiłam się jakąś chwilę w przymierzanie nowych oprawek. Wybrałam  kilka, zredukowałam do 3, postanowiłam wrócić z mężem. Na obiad dziś zrobiłam naleśniki z kurkami i pieczonym kurczakiem.  Do naleśników dodałam maślanki zamiast mleka, wyszły kruche, bardzo smaczne. Na 15 do fryzjera, tam przeleciałam 3 szmatławce plotkarskie, trzeba być na bieżąco;). Wyjście z mężem do optyka, wizyta umówiona na poniedziałek.  Po powrocie zrobiłam  wspomnianą wyżej marmoladę, oraz gołąbki   z kapustą włoską.  I zrobiła się 18:30.  Skończyłam czytać "Stany małżeńskie i pośrednie", książka dobra, smutna, bo opisująca rzeczywistość.  Ale polecam. 

26 września 2018 , Komentarze (3)

takie zimno o tej porze roku. To jeszcze wrzesień! Gdzie złota jesień? Rano 8 stopni, na szczęście jest wiatr, to pranie wisi na balkonie. Wczoraj wieczorem przejrzałam szafę, pochowałam letnie ubrania, zrobiło się przestronniej.  Na śniadanie owsianka z jabłkiem, borówką amerykańską, orzechem brazylijskim, miodem spadziowym i jogurtem naturalnym.  Do tego kawa z mlekiem. Takie śniadanie jadam może raz w tygodniu. Przypomniałam sobie o zamrożonych kurkach, zrobię dziś do upieczonej piersi kurczaka. Jest jeszcze barszcz ukraiński co cieszy, bo ciepła zupa w taka pogodę to sama przyjemność. Zarezerwowałam bilety na Kler, na piątek z rana. Oby nic nie zakłóciło mi tej daty. Czekam dziś na dywany oddane do prania, pogoda barowa, mogę czekać. Przede mną stoją dwa świeczniki, zapalone świece, od razu cieplej się zrobiło. Musze uzupełnić zapas  świec , to taki fajny klimat w domu, gdy one płoną!  Waga spoko, jestem zadowolona.

25 września 2018 , Komentarze (4)

Słonecznie, zza szyby wydaje się cieplutko, przyjemnie. Nic takiego! Oczy kłamią!;). Bo zimno jak cholera! po 7 było tylko 8 stopni. Powoli trzeba się do tego przyzwyczaić. Ubranie odpowiednie i spacer przed nami. Koło Teatru Muzycznego wystawa pt. Moda w kinie. Fajne zdjęcia, które pokazują upływ czasu w modzie i w urodzie aktorów. W Centrum Filmowym pytaliśmy o bilety na Kler, będą od jutra. Rano zarezerwuję przez internet. Potem  w stronę bulwaru, tam jak zawsze dużo amatorów wdychania jodu. Gdynianie są przyzwyczajeni do wiatrów. Dwa prania zrobione, na obiad barszcz ukraiński i zapiekanka makaronowa z warzywami. Waga spada, powoli, ale spada. Cieszy mnie natomiast poziom cukru i ciśnienie. Wczoraj poszłam spać z termoforem, spałam baardzo dobrze. Dziś rozliczyliśmy się z panem remontowym, jesteśmy zatem ubożsi o 10.000zł. teraz będę "szarpać"ubezpieczyciela . Najważniejsze, że mamy to za sobą. 

24 września 2018 , Komentarze (3)

Wykonałam dziś sporo telefonów. Zamówiłam wizyty u fryzjera, u dentysty, dzwoniłam do koleżanki w sprawie czyjejś prośby, skontaktowałam się z pralnią dywanów w sprawie faktury za usługę, z pralnia samoobsługową w sprawie faktury za pranie po zalaniu. Jutro przychodzi pan remontowy po kasę za pracę, a zatem była wizyta w banku. Były także odwiedziny u  lekarza po receptę i skierowanie na usg tarczycy. Wizyta w centrum handlowym po niezbędne , ale przy okazji i oglądałam sporo, planując coś tam nowego z odzieży. Potem do rodziców. Wczoraj dodatkowo zrobiłam galantynę z kurczaka, zawiozłam  oprócz obiadu.  Mąż odkurzył, ja przygotowałam i podałam  rodzicom obiad, potem wypiliśmy razem kawę. Chwilka rozmowy i już widać, że chcą odpocząć. Zabrałam trochę rzeczy do prasowania. To tyle z obowiązków.  Obiad po powrocie, zamarynowałam pierś z kurczaka na jutro do pieczenia. Akurat trafiłam na program Okrasy, zrobiłam marynatę do mięsa według inspiracji pana Karola.  A jutro podam i tak zapiekankę warzywno-makaronową. Zrobię jeszcze barszcz ukraiński i tyle. Potem zabiorę się za dynię , bo i na nią pora.  Ale na pierwszym miejscu będzie  wizyta nad morzem.  Dziś mierzyłam ciśnienie i cukier , po raz pierwszy od  długiego czasu. Ciśnienie 119/69, cukier 88, czyli jest ok. 

23 września 2018 , Komentarze (5)

Kawa po śniadaniu do książki w łóżku. Lubię ten stan niespieszności niedzielnej. Dziękuję wszystkim za powitanie, to naprawdę miłe.:) Dziś dom pachnie rosołem, koniecznie z zieloną pietruszką, bo ona wydobywa magiczny aromat   z wywaru. Dla rodziców na jutro zrobiłam zupę ziemniaczaną krem, ale dodałam jeszcze ziemniaki  pokrojone w kostkę, podsmażony boczek  z cebulką. To powinno rodzicielom smakować. Na deser dziś będą borówki, jeżyny, z serkiem mascarpone polanym odrobinką wiśniówką zeszłoroczną, na wierzch położyłam mandarynki i świeże figi i na koniec polałam miodem. Ciekawa jestem smaku, ale to po II daniu - schab w sosie hiszpańskim + pełnoziarnisty makaron + ogórek kiszony. A ziemniaczanka pójdzie na początek na spróbowanie, bo może jeszcze gałki muszkatołowej dodam.  W domu chłodno, jak w całej Polsce. A jeszcze w piątek w Borkowie było 30 stopni, oddychało się ciężko. U sąsiada za ścianą nadal remont, współczuję. Moje pelargonie pnące  piękne nadal na balkonie. Kolor fuksji i delikatny róż uzupełniają się. Upływ czasu to coś, co pozwala zapominać, jak i u nas było do niedawna. Mam nadzieję , że i sąsiad dmucha teraz na zimne. Czytam aktualnie książkę Doroty Kassjanowicz pt." Stany małżeńskie i pośrednie". Po jednym z tekstów o małżonku jednej z bohaterek od razu przytuliłam swojego małegożonka , i pomyślałam , że życie dało mi skarb.  Muszę częściej chwalić tę moja połowę. Po obiedzie pójdziemy na spacer nad morze oczywiście, przywitać się z Bałtykiem. Cała moja rodzina powróciła do domu , jak ptaki, bo syn z Grecji, szwagier z Włoch, my z Borkowa. A teraz czas jesieni zacząć. Wczoraj kupiłam dynię ;).

22 września 2018 , Komentarze (10)

bo w domu miły zapach kawy. Przed wyjazdem kupiłam jakąś Familijną kawę , wsypałam do miseczek, zadziałało. A w Borkowie było miło, nasyciłam się Wilczymi Jarami do woli, przeszliśmy kilka razy znane trasy, siedzieliśmy przy schronisku  pijąc kawę, odwiedziliśmy połczyński park. Wieczorami ping- pong, a gramy całkiem ostro i aby jak najdłużej utrzymać piłeczkę. Zabiegi fajne, teraz wiem, że baza zabiegowa taka ładna, bo sponsorowana przez KGHM. Chwała im.  Posiłki bardzo smaczne, obfite, dwudaniowe, dwie jarzynki, deser, ciepłe śniadania i kolacje. Jak to wszystko wychodzi za 99zł od osoby za dzień, nie wiem, ale  widać można wcale nie drogo.  Miłe towarzystwo przy stoliku, naśmialiśmy się z żartów, z niezobowiązujących rozmów. W czwartek wieczorem , późnym , i w nocy słychać było porykujące jelenie, bo zaczęło się rykowisko. Ależ to odgłosy. Aż ciarki przechodzą! Wyjechaliśmy już po śniadaniu, chociaż obiad jeszcze był nasz. Zabiegi udało się zrobić jeszcze przed śniadaniem, przeszłam dziś z kąpieli perełkowej, ubrana wyłącznie w szlafrok, do kąpieli kwasowej, gdzie zanurzyłam swoje gołe ciało. Obie kąpiele trwały po 10 minut, potem galop do pokoju, przebrać się i na masaż. Dziś wróciła pani masażystka z pierwszych 2 dni, która faktycznie mnie wytargała, nie lubię masażu w formie głaskania. W drodze powrotnej stawaliśmy dwa razy w lesie, grzybów nie ma. Nawet pod Wieżycą nikt nie stał z grzybami, a tam zawsze pełno sprzedających. Pierwszy deszcz złapał  nas już w Gdyni, gdy wychodziliśmy z Lidla. I teraz wypowiem słowa znane każdemu- nie ma jak w domu! 

18 września 2018 , Komentarze (5)

witam, słonecznie, bo aura przepiękna. Od rana bieganina, z kąpieli kwasowęglowej na masaż, potem szybko na śniadanie . Przerwa do 11:50,  wizyta w pokoju kąpielowym i masaż podwodny. A potem luz blues. Po obiedzie wybierzemy się w kierunku Wilczych dołów. Wczoraj przyjechaliśmy ok. 16, załatwianie, lekarz, nie było czasu na dłuższy spacer. W drodze do Borkowa zajechaliśmy na obiad do Szczecinka, zjedliśmy nad jeziorem, wspominając pobyt  sprzed 3 lat. Pokój solidny, wysoki ponad 3 m, bo to przedwojenne, niemieckie budownictwo, z historią  i z faszyzmem w tle. Pierwsza noc jak zawsze niezbyt dobra, muszę się przyzwyczaić. Dla ciekawych, na UTW zapisałam się na latino solo- kontynuacja, na j. angielski - kontynuacja   i na gimnastykę  rehabilitacyjną, prowadzona przez jakiś zespół rehabilitantów .  Może wybiorę jeszcze coś, ale to czas pokaże, bo jednak rodzice wymagają sporo fatygi. Wyjeżdżając z domu porozstawiałam miseczki  z sodą oczyszczona, z kawą mielona, mam nadzieje na pozytywny rezultat po powrocie. Syn w Grecji, "wizytuje" ponownie Meteory, które go zafascynowały swoją monumentalnością. Rozmowa telefoniczna z bratem, który trzyma  rękę na pulsie w sprawie rodzicieli. Czyli mam wypoczywać bez stresowo.

16 września 2018 , Komentarze (7)

Lubię podróżować, to już będzie 6 raz w tym roku, jeszcze weekend w Łodzi został. W październiku. Niedzielny poranek, jajecznica, pomidory, łyżeczka powideł, kawa. Potem jakieś krzątanie się i spacer.  Ach, jak dziś Hel było widać, nawet budynki były dostrzegalne. Na bulwarze tłumy, rodzinnie, sportowo, relaksowo. Przeszliśmy ponad 5 km.  było jeszcze chłodno. Morsy oczywiście zaliczały kąpiel, to zawsze atrakcja. Lubię swoje miasto, bo jest zadbane i kolorowe, mimo białych budynków w centrum. To zabytkowa część miasta , pod nadzorem architekta , dlatego i mój dom jest biały. Aktualnie wybieramy  z mężem zajęcia na nowy rok UTW. Ja się zdecydowałam, luby jeszcze się waha. Jutro internetowo zapiszę męża na wybrane zajęcia. Dziś na obiad resztki lodówkowe, bo tydzień nas nie będzie  Mam jeszcze bitki schabowe w pysznym sosie, zrobię je  w omlecie.  Dziś także wieczór z gotowaniem przez TV lubię to.  

15 września 2018 , Komentarze (6)

Korda i Niebiesko - Czarni, czyli herosi lat 60- tych. Byłam wówczas dzieckiem, czas biegł powoli, chciało się więcej, lepiej, inaczej. Teraz chcę spokoju, ciszy i stabilizacji. Dziś właśnie tak czuję, chociaż zaczął padać deszcz, chociaż ojciec znów pokazał focha, a ja będę jak zawsze najgorszą córką ( chociaż jedyną ). Mówiąc po kaszubsku, mam na to wylane, jestem w pełni dorosła od wielu, wielu lat, myślę rozsądnie i nie lubię być manipulowana. Poszliśmy do kina na film Dogman, niespecjalnie polecam. Gdynia przygotowuje się do Festiwalu Filmów Fabularnych. Jakoś tak się składa, że co roku o tej jesteśmy poza miastem. W zapowiedziach Centrum Filmowego film z moją ulubioną aktorką Carey Mulligan. Tego filmu z pewnością nie przepuszczę.  Krótki spacer, obiad to powtórka tajska z wczoraj, potem kawa i ciasto na balkonie, w ostatnich chwilach słonecznych. Pakuję się , a pogoda zapowiadana jest doskonała . Babie lato będzie zatem moje.  Opłaty zrobione, bojler odpowietrzony, w lodówce pustki.  Zostało tyle, aby na jutro i na poranny poniedziałek. To w ramach minimalizmu. Chociaż  mam zamrożony rosół, pierś kurzą, jest włoszczyzna. Bo gospodyni musi zawsze mieć coć w zanadrzu, prawda?