Koniec, finito, the end. Wczoraj po 21 ogłosiliśmy ostateczny koniec remontu. Wici rozesłane, muszę się zastanowić nad terminem parapetówki. Bo przecież mam teraz mieszkanie jak nowe!!! Ale, gdy wychodzę z domu nawet na krótki spacer, zakręcam wodę. Bo życie toczy się dalej, fatum trwa, bo mój ojciec zalał sąsiadów. Wprawdzie to niewielka plama, ale coś wisi w powietrzu. Od razu dzwoniłam do brata, aby wreszcie ubezpieczył mieszkanie. Oddala temat z dnia na dzień, oby, tfu, nic się nie stało. Wracając do nas, moja perfekcja w sprzątaniu spowodowała, że więcej kłóciłam się z mężem, poddał się argumentowi, że jak zrobi teraz porządnie, to następny raz będzie za ho, ho czasu. I naprawdę napawam się teraz ciszą, spokojem i ładem. Dziś po raz pierwszy od prawie 3 miesięcy kawę śniadaniową piłam w łóżku, czytałam jakiś czas. Potem były same przyjemne zajęcia, typu wieszanie obrazów, dekorowanie , ozdabianie. Obiad był poza domem - kuchnia tajska. Porcja spora, oboje zabraliśmy ze sobą pudełka. Krótki spacer, kupno biletów na Dogmana na jutro, w domu herbata celebrowana w ładnych filiżankach, kawałek babki piaskowej. No lubię takie klimaty i już.Teraz czas pomyśleć o przygotowaniach do wyjazdu. Przed chwilą dzwonił syn, akurat jest w okolicach Coloseum, raczy się aperolem spritz, zazdroszczę i tyle. Nie rozmawialiśmy na temat papieża i audiencji, będzie okazji face to face.Wczoraj zdążyłam jeszcze doprowadzić swoje dłonie do porządku po pracach remontowych. Nie zawsze miałam na nich rękawiczki, stąd taka potrzeba. Polecam peeling Paloma , złuszcz i świetnie natłuszcza .