Krótki wpis i spadam spać
Miałam dziś bardzo pracowity dzień! Pomyłam dwa okna, bo już patrzeć nie mogłam przez nie, gdy zaświeciło słońce! Przy okazji wyczyściłam akwarium. Potem byłam na aerobiku. W międzyczasie dietka szła całkiem nieźle, chociaż przed południem nie zdążyłam zjeść 2 i 3 śniadania. Przekonałam się już nie raz, że dobrze się to potem nie kończy :( Grozi wieczornym podjadaniem! Troszeczkę na kolację musiałam coś zjeść, bo łykam przecież antybiotyk.
To mycie okien było właśnie w ramach terapii szokowej, hi hi...
Spadam, bo jutro znów pobudka o 5.30 :( I jeszcze pracy domowej nie odrobiłam: czeka na mnie sterta ćwiczeń do sprawdzenia, Ech...
Zmęczona :(
Chyba za dużo chcę zrobić, a za mało mam siły jak na to moje choróbsko! Czasu jakoś mało na spanie. A i wtorek mam w pracy zawsze intensywny. Wczoraj było nieźle zarówno dietkowo, jak i ruchowo! Na dodatek dużo kręciłam się i po domu. (Tej domowej roboty nie lubię, bo tego nigdy się nie przerobi. Z jednej strony skończysz, to z drugiej już musisz zaczynać).
Niestety dzisiaj chyba już trochę przesadziłam z jedzeniem. Nawet zjadłam coś słodkiego. Tak właśnie reaguję na zmęczenie po długim i męczącym dniu w szkole :( Szczególnie, jeśli ktoś wyprowadzi mnie z równowagi. W zasadzie, jak na mnie i tak nie było najgorzej. I tej wersji będę się trzymać, bo inaczej się zniechęcę!
Po próbie wróciłam dopiero o 22 do domu, ale nieczyste sumienie zmusiło mnie jeszcze do pokręcenia pedałkami (ale to zabrzmiało..hihi).
Zmusiłam swe grube członki i szanowną niewymowną do 45 minut wysiłku! (Widocznie jako nauczycielka działam już tyko w cyklu 45 minutowym)
Zatem dziś + 21 km = 817 km na równiku
Wczoraj obejrzałam sobie zdjęcia z początku września. W towarzystwie chudzielców bawiliśmy się, jak to się po polsku mówi, "na domku". O rany! jak ja wyglądam! Ohyda! Najdziwniejsze, że wtedy zupełnie nie czułam swojej odmienności. No może teraz już wiem, dlaczego taka jedna, nie całkiem chuda, osoba dziwnie mnie traktowała. Pewnie sobie myślała: "jeszcze trochę przytyję, a będę wyglądać jak ten gruby wieloryb".
To wszystko są moje refleksje po obejrzeniu zdjęć, bo wtedy było naprawdę bardzo sympatycznie i wcale nie czułam się dyskryminowana. Ale żałuję, że te zdjęcia wpadły mi wczoraj w łapki. Aż wstyd nawet tutaj je pokazać! Bo te z przed lustra dają chyba jakiś inny obraz mojej osoby. Już wiem! Moje lustro w łazience wyszczupla!!! Teraz wszystko jasne! Dopiero zdjęcia bezpośrednie prawdę mi powiedzą. przykrą prawdę! Och, jak dobrze, że jednak pojeździłam na rowerku!
Ale teraz to już naprawdę spadam spać! Dobranoc! Chudnijcie przez sen!
Procentowo tłuszczu tyle samo
Dziwne, ale niech im będzie. Za to wagowo od zeszłego tygodnia 0,8 kg mniej. Biorąc pod uwagę mało ruchu i weekendowe podjadanie, to jest super! Byle tendencja spadkowa się utrzymała.
I tym optymistycznym akcentem zaczynamy nowy tydzień :)
Kolejny antybiotyk
Zażywam go od soboty :( Niestety mimo syropów z cebuli i innych domowych metod kaszel trzyma się dzielnie w przeciwieństwie do mnie nawet znalazł sobie towarzystwo w postaci kataru z zatok. W piątek jakaś taka słaba się zrobiłam i się poddałam. Ale tylko jeśli chodzi o kaszel, a nie dietkę. Chociaż tutaj też nie ma się czym chwalić. Zobaczymy jak jutro na wagę stanę.
W piątek byłam u kosmetyczki na pazurkach. Było przycinanie i malowanie. Tym razem mam Złotą Polską Jesień na paznokietkach. Zrobiłam nawet zdjęcie, ale jakość marna, więc na razie nie wstawię.
Jak wróciłam, to padłam. Zero ruchu:(
W sobotę odpracowywaliśmy 10 listopada. Zaplanowałam z klasą ognisko. Pogoda dopisała, było super. Nawet zaliczyliśmy szybki spacer. W końcu trzeba było na to ognisko dojść 4,5 km. Niestety z powrotem wracaliśmy samochodami, bo zjechali się rodzice do pomocy. A zjadło się 2 kiełbaski z rusztu i jakiś kawałek ciasta :(
Dzisiaj jakbym się już ździebko lepiej poczuła. No to od rana do roboty, do kuczni. Trzeba przerobić 2 wielkie kartony jabłek, które przywiozła mi koleżanka. Melduję, że z jednym się uporałam. Z drugim będzie łatwiej, bo tam same duże i szybko pójdzie. W tzw. międzyczasie robiłam po raz pierwszy w życiu pyzy ziemniaczane z mięsem, bo z księciem małżonkiem uznaliśmy, że to chyba taka nasza charakterystyczna potrawa polska.
A oto dlaczego wzięło nas na polską potrawę:
Książę małżonek realizuje projekt edukacyjny we współpracy z koleżanką z Argentyny. Oni nam dali przepisy na empanadas - ichnie pierogi pieczone w piekarniku, a teraz my mamy się zrewanżować. Pierwsze, co przyszło do głowy, to bigos. Ale niestety bigos bez kiszonej kapusty to nie bigos. Tam czegoś takiego nie znają a sami nie ukiszą. No to wpadlimy na pomysł (po konsultacjach z babciami i innymi krewnymi obu płci), że może być ta pyza. Narobiliśmy ich, napstrykaliśmy zdjęć, żeby wiedzieli jak to ma wyglądać. Całe szczęście, że na zdjęciach nie widać jak smakuje, bo wyszły gumowe gnioty ;) Ale wyglądało ładnie!
A może macie inny pomysł na typowe polskie danie?
Teraz zamiast iść spać, spakowałam księciunia na wyprawę na Węgry. Wyrusza za 2 godz. razem z całą ferajną nauczycielską i uczniowską w ramiach comeniusowej wymiany. Na cały tydzień zostaję sama z dzieckami :( Może uchudnę z tej tęsknoty?
Dziś wreszcie pojeździłam na rowerku. Nie wiem jak to wpłynie na moje zdrowienie, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni!!
Rowerek: + 25 km = 796 km na równiku
Wreszcie rowerek!
Pierwszy raz w tym tygodniu pojeździłam!
25 km czyli 375 kcal w 50 min czyli nieźle dawałam czadu! Koszulka była całkiem mokra! Dumna jestem niesłychanie! I to wszystko rano! Zatem powinno liczyć się podwójnie ;)
Potem zamiast do pracy pojechałam na konferencję. Całkiem była ciekawa o dziwo! A na konferencji kawka, ciasteczka... Dzielna byłam niesłychanie, oparłam się pokusie i było zero ciasteczek :)) A muszę jeszcze się pochwalić, jak już taka chwalipięta jestem, że od wczoraj w kieszeni nosiłam knopersa, którego w chwili słabości kupiłam, ale miałam zajęte ręce zakupowymi torbami i nie zdołałam go zjeść. No to nosiłam tego knopersa i nosiłam i na próbie oddałam głodnej koleżance, dość szczupłej (na razie, bo jak o 21.00 je słodycze, to nie wiem jak to będzie<tu uśmiech szatański>). Wiem, wiem, wredna jestem, jad z kącików ust już otarłam!
Wredna 9!
Przyłączyłam się do grupy "Wakacje 2009 - 29 kg mniej"! Zobaczymy co z tego u mnie wyjdzie! W zasadzie każdy kg mniej to już sukces, a przez 9 miesięcy (to ok. 36 tygodni) to nawet wykonalne. Dzisiaj startujemy, w zasadzie oprócz wspierania się i kontrolowania nic specjalnego nie mamy w planach i o to chodzi! W związku z tym (i tylko dlatego ;) hi, hi) stanęłam na wagę. I co widzę? Wredna dziewiątka trzyma się jak zamurowana! Jest 90,1 kg. Niby nie powinnam narzekać po wczorajszej szarlotce i prawie dwóch piwkach (trzeba było zainaugurować nowy sezon chóralny). Na spokojnie przemyślawszy sprawę (kiedyś byłam blondynką...) nie jest źle. Na dzień przypada po 0,1 kg mniej! To niezły wynik!
Ostatnio zauważyłam, że Wiesinka nie wyrzuciła mnie z grupy równikowej. Chwała jej za to! Okazało się, że nawet nie jestem na samym końcu. Zatem moje rowerkowanie będę doliczać do tego co wcześniej. Doliczyłam 120 km wakacyjnych w terenie, 102 z zeszłego tygodnia i mam teraz w trasie po równiku 746 km!
Tak! Ale w tym tygodniu 0 (czyli null) km. Ale za to przed chwilą wróciłam z aerobiku! UFF! Po poniedziałkowym bolały mnie mięśnie nawet jak kaszlałam ;) Mam nadzieję, że jutro sobie trochę pojeżdżę, bo mam na później do pracy, a po południu znów chór.
Zero ruchu :(
I zero wolnego czasu! A córka jeszcze wpadła na pomysł pieczenia szarlotki :( Pachnie w całym mieszkaniu! Wydziedziczę!
Czuję, że jak wrócę z próby, to nie wytrzymam i pochłonę co najmniej kawałek. A dziś już z okazji Dnia Chłopaka skubnęłam 2 kruche ciasteczka. Ale to i tak sukces, jak na mnie!
Niech ten wrzesień się już skończy, bo finansowo mnie już wykończył! Nie wspominam już o wakacjach, które pozostawiły dziury w budżecie domowym. Wyciągnęłam już wszystkie zaskórniaki od księcia małżonka :(
2% tłuszczu mniej
Wprawdzie na wadze mniej o 0,9 kg, ale czuję się świetnie, bo stając na nią bardzo delikatnie pokazała nawet poniżej 90 :) Zatem jest szansa, że za tydzień pożegnam się z 9 i mam nadzieję, że tym razem na zawsze!
Wpadłam tylko na chwilę, żeby się pochwalić. Mam okienko :) Ale uciekam, bo coś trzeba jeszcze przekąsić i pokserować dzieciom zadanka.
Godz. 22:00
Byłam dziś na aerobiku!!! Wreszcie! Chociaż miałam wątpliwości ze względu na kaszlisko, ale dałam radę! Jutro czekają mnie zakwasy :)
I nawet książę małżonek obiecał, że pojedzie za mnie w środę odebrać syna z otrzęsin gimnazjalnych, żebym mogła pójść na następne zajęcia :) (Szok!!!)
Spalone ok. 380 kcal :)
Może kałdun nie będzie taki wystający? Do a6w jakoś nie mogę się zmobilizować, ale jak się bardziej rozkręcę, to któż to wie!
Co by było bez żadnego ściemniania, wyciągnęłam z kąta pasek wagi...
Płuca i oskrzela w porządku
Zatem co nas nie zabije, to nas wzmocni. Skoro to tylko kaszel, to wsiadłam na rowerek i oglądając Seksmisję przejechałam 47 km i spaliłam 716 kcal :)
Niestety jutro do pracy, ale to i dobrze, bo parę rzeczy mam do pozałatwiania.
Jutro się ważę i mierzę. Mam nadzieję, że będzie na wadze mniej. No w końcu trochę się starałam! Sądząc po spodniach nie będzie najgorzej...
Niedziela chorobździela
Zastanawiam się nad wzięciem zwolnienia lekarskiego, żeby dojść do siebie. Ileż można kaszleć?! Tym bardziej, że taka słaba jakaś jestem, wszystko mnie denerwuje. Tyle że zaraz nachodzą mnie myśli jaka to niezastąpiona w pracy jestem ;) Ale by się uczniowie ucieszyli! Pełna laba! Zobaczymy... Najpierw każę się osłuchać, czy mi płuca rzężą czy nie, a potem się zobaczy!
Spodnie robią się luźniejsze! Może to tylko złudzenie. Jutro sprawdzę na wadze! Niestety poza poniedziałkiem i wtorkiem, nie miałam albo czasu, albo siły jeździć na rowerku. Za to wczoraj sobie trochę potańczyłam na imieninach... i zjadłam 3 kawałki (wprawdzie małe, ale jednak 3) sernika. No i trochę się alkoholizowałam. No właśnie w ten sposób się leczę ;) Nic dziwnego, że mi się nie poprawia! A tu we wtorek próby chóru się zaczynają, a ja z zatkanym nosem...