Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 279576
Komentarzy: 6796
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 6 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

14 września 2017 , Komentarze (5)

Wenecja to bajkowe miasto- wyspa, a właściwie kilkanaście wysepek połączonych mostami, mostkami, mosteczkami.  Ale, od początku. Podróż zaczęliśmy pociągiem  z Gdyni do Berlina, bo stamtąd był lot do Wenecji. Nocowaliśmy w Berlinie w dzielnicy Charlottenburg,  czyli w zachodniej części miasta . Stamtąd udaliśmy się na zwiedzanie Bundestagu, a jest co zobaczyć, zapewniam.  Lot do Wenecji na drugi dzień, przedłużył się nieco, bo nad Treviso ( lotnisko) była burza. Gospodarz miły czekał na nas na dworcu autobusowym, zaprowadził do apartamentu, wszystko wytłumaczył . Zmęczeni podróżą daliśmy jeszcze radę  zjeść kolację w pobliskiej knajpce i wykonać krótki spacer. Rano po śniadaniu wyjście w kierunku Placu Św. Marka. Odległość niezbyt duża, ale szliśmy powoli, bo widoki nas powalały. Co chwila kanał z gondolą lub śmigającymi vaporetto      ( tramwaje wodne), jakiś kościół lub dom przecudnej architektury, maleńki mostek urzekający urodą. Tłumy ludzi  nacji z całego świata, zachwyceni jak my.  Najważniejszy plac Wenecji to przede wszystkim bazylika, wieża widokowa, Pałac Dożów i okno na świat, czyli widok na morze i kolejne wyspy. Ludzie cierpliwie stoją w kolejkach do zwiedzania, z pokorą przyjmują niedogodności . Wnętrze Bazyliki Św. Marka to po prostu cudo, chociaż jej wygląd zewnętrzny daje przedsmak  zjawiska. Warto tam wejść, na taras widokowy także, także na wieżę, aby spojrzeć na Wenecję z wysoka. Koło południa jadaliśmy zwykle jakieś przekąski typu małe kanapki, kawałek pizzy, kawa, nieodłączny aperol. Aperol zasmakował mi wyjątkowo, doskonale gasi pragnienie, a panująca wówczas temperatura sprzyjała smakowaniu.  Poza Placem  przeszliśmy wkoło ze dwie dzielnice, kończąc dzień w osterii na Placu Margherita. Miejsce odwiedzane głównie przez młodzież, bo blisko uniwersytetu i tanio tam, miało klimat dawnej Wenecji, bardziej lokalnej a nie tej z drogimi sklepami.  Drugi dzień spędziliśmy zwiedzając   wyspy. Wykupiliśmy bilet na całodniowe korzystanie z vaporetto i popłynęliśmy . Najpierw na Burano, kolorowe miasteczko rzemieślników, z małymi domkami nad kanałami, z mnóstwem sklepików z wyrobami miejscowymi. Spacer nadbrzeżem zaprowadził nas do miejscowej winnicy, gdzie  w eleganckiej restauracji trwały przygotowania do wesela. Potem wyspa Torcello, z bazyliką romańską i niesamowitymi freskami, jakby troszkę zapomniane miejsce, bo poza kilkoma knajpkami niczego tam nie ma, a wyspa raczej niezamieszkała.  Kolejny cel to Murano, czyli wytwórnia kolorowego szkła weneckiego. Wszędzie go pełno, wyroby różne i na każdą kieszeń. Te naprawdę artystyczne poza naszą możliwością. Ale kupiłam dwie kolorowe filiżanki do espresso, skusiłam się także na szal w kolorze przygaszonego błękitu z delikatnym haftem w kolorze ecru. Samo Murano nie tak ciekawe jak Burano, ale i ono potrafi zachwycić nagle  napotkanym miejscem.Wieczorem poszliśmy na koncert do Bazyliki Santa Maria Gloriosa de Frari, gdzie wysłuchaliśmy utworów Vivaldiego i Bacha. Kolejny dzień to msza niedzielna w Bazylice Św. Marka , czytanie także w j. polskim. Potem wizyta w Teatro la Fenice- przepięknym teatrze operowym, gdzie posiedzieliśmy w lożach, na widowni, zwiedziliśmy salę koncertową z przepięknymi żyrandolami, wystawę wyrobów ze złota , obejrzeliśmy zdjęcia Marii Callas, która  nazywana była "primadonną stulecia". Dzień kolejny to zwiedzanie dzielnic poza centrum, gdzie życie wolniejsze, mniej turystów, a ceny niższe. Odbyliśmy także ponad godzinną podróż po Canale Grande, podziwiając Wenecję od strony morza. Poza tym co wieczór wyjście w celach konsumpcyjnych, smakowanie miejscowych specjałów, przyglądanie się zwyczajom miejscowym, zajadanie się lodami, a kawa i aperol zawsze. Nie da się zwiedzać Wenecji  od punktu do punktu. Tam zagubić się wśród uliczek to prawdziwa rozkosz. Szukanie wyjścia z labiryntu, odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, to prawdziwa przygoda. Nawet stojąca woda na Placu Św. Marka  może być przygodą, bo i taką przeżyliśmy być może jedyny raz. Ostatniego dnia jeszcze raz Św. Marek, lody, kawa, aperol i wyjazd na lotnisko. Wenecja żegnała nas  ogromna ulewą , nam także było żal. Lot do Berlina bez przeszkód, przesiadka do Polskiego Busa, o północy byliśmy w Poznaniu. Nocleg u syna, w południe pociąg do Gdyni i tyle.  A tu chłodno, przywitał nas deszcz. Dziś już wykonałam 3 prania, upiekłam ciasto ze śliwkami, zrobiłam leczo i rosół.  Sen we własnym łóżku to najcudowniejsza rzecz na świecie, chociaż podróżować uwielbiam. Na równi z powrotami, nie ukrywam, bo trochę tęskniłam już  za naszym jedzeniem. 

5 września 2017 , Komentarze (1)

5 km. dziś  zaliczone. Ostatnie zakupy zrobione, manicure także. Teraz tylko o podróży będę myśleć. Na jutro mamy umówione odwiedziny w Bundestagu,  poprzednim razem zwiedzaliśmy co innego. Prognoza pogody wskazuje, że nie będzie męczącej temperatury, z czego bardzo się ciesze, bo przy moim nadciśnieniu  gorąco odpada. Właścicielka apartamentu w Wenecji tak miła, że wyjdzie po nas na dworzec autobusowy.  Wszystko układa się zatem ok.  Spotkałam dziś koleżankę z Fundacji, będę z nią ponownie chodzić na zajęcia ruchowe. Ona należy do klubu morsów, imponuje mi to, może się odważę? Kilka lat temu o tej porze byliśmy z mężem  w delcie Warty, podglądaliśmy odlatujące ptaki . Południowo- zachodnia Polska  jeszcze została nam do spenetrowania, obiecujemy sobie w przyszłym roku. A jest tam co oglądać!

Miłe panie, narazie zatem , czeka mnie przygoda i coś co uwielbiam, czyli podróż. 

4 września 2017 , Komentarze (4)

Do wyjazdu niecałe 48 godzin. Dziś kupowanie euro oraz dodatkowego ubezpieczenia na czas wyjazdu. Walutę udało się kupić taniej, co cieszy mnie niezmiernie. Jeszcze ostatnie opłaty, bo w okresie ich obowiązywania nas nie będzie, jeszcze telefon do rodziców, wizyta na cmentarzu u teściowej, itp sprawy.  Spotkałam dziś znajome z pracy, które służbowo były w Gdyni. Chwilka rozmowy, zazdrość, że Wenecja . Wysłałam dziś także  zgłoszenie do konkursu w RMF Classic, bo nagroda - weekendowy pobyt w Krakowie - bardzo mnie  zmotywowała. Szczęścia nie mam, konkurs wygrał kto inny, tak bywa, gratuluję.  Dietkowo  trzyma się, na śniadanie owsianka z jabłkiem + zielona herbata. Na obiad powtórka z wczoraj , jutro obiad na mieście, aby lodówka odpoczęła w czasie naszej nieobecności. Co wieczór , już w łóżku, przeprowadzam  w myślach przegląd spraw załatwionych i do załatwienia. Jest ich coraz mniej, a ja już przebieram nogami przed wyjazdem. Nie wiem, czy wszyscy tak maja, ja tak mam zawsze. Planuję, analizuję , rozmyślam i często zadręczam się w ten sposób. Taka natura, co zrobić.

3 września 2017 , Komentarze (6)

Chłodno, deszczowo, wyszliśmy na spacer, ale mokre nas przygoniło do domu. To żadna frajda tak moknąć. Zostaje lektura, może coś w TV znajdzie się ciekawego. Kupiłam dziś kolejną gazetę z artykułami w języku włoskim. Uwielbiam!  Na śniadanie owsianka z żurawiną i jabłkiem oraz łyżką miodu i łyżką jogurtu . Na obiad  pieczony kurczak + fasola zielona. Czytana przeze mnie aktualnie książka często opisuje  wspomnienia lub pobyt bohaterów w Gdyni, w Poznaniu, na Kaszubach. Wszystkie te miejsca są mi znane, a syn w Poznaniu mieszka i pracuje. Nomen omen. ;). Mój brat został po raz 5 dziadkiem, a ja nie mogę się doczekać , to niesprawiedliwe!  Żartuję, bo nie chciałabym mieć przeżyć jego rodziny. Wymyśliłam sobie, że w domku letnim uszczelnię miejsca przy rurach  siatką metalową , może w ten sposób myszy się nie dostaną. To moje utrapienie coroczne a kota nie mam . Po powrocie z wyjazdu wybierzemy się do Castoramy , aby pomysł ewentualnie zrealizować. Sporo oczekuje także po wykładach Zdrowy dom na UTW, mam już ochotę na jakieś przemeblowanko małe.  Idzie jesień, a zatem w domu także należy znaleźć sobie zajęcie. Dzwoniłam do rodziców, jak zawsze nic nie potrzebują , odżywiają się skandalicznie, ale nic nie mogę zrobić w tym temacie, niestety. Jakieś warzywa na patelnie, sosy z torebki, gotowe dania , zupy z proszku. Moje im nie smakuje, co podkreślają za każdym razem, gdy daje propozycję. A z drugiej strony, przecież nie można im na siłę wciskać , zakłócać ich rytm i przyzwyczajenia. Gdyby jakis dietetyk to zobaczył  i usłyszał - szkoda gadać. 

2 września 2017 , Komentarze (5)

Wczoraj wieczorem po raz kolejny obejrzeliśmy Notting Hill,  z moim ulubieńcem Spike'm. Wcześniej wzięłam tabletkę melatoniny i spałam doskonale. Dodatkowo deszcz za oknem usypiał , a pada niestety nadal. Na szczęście nam się udało zaliczyć już 6 km , byliśmy na hali targowej po zakupy i nad morzem na spacerze. Gdańsk dziś widoczny doskonale, Hel takoż. Wczoraj mąż miał wizytę u ortopedy i rozbawił mnie setnie po powrocie. Dostał od pana doktora kawę i słodycze:D. Odwrotnie zatem niż przyjęte!  Pan doktor chce zrzucić trochę z wagi i tak się pozbywa kuszących świństewek. Miłe to! Dziś na obiad zrobię tartę z papryką,porem,  cukinią , szynką szwarcwaldzką i serem + miź sałat. Poza tym laba i odpoczynek, bo to i książki nowe czekają i ( lub) czasopisma. W domu zrobiło się chłodniej, ale to narazie nie przeszkadza, dużo jeszcze wychodzimy i ruszamy się. Podobno II polowa września ma być piekna. Oby, bo czeka nas zamykanie domku, spuszczanie wody, pakowanie do worków próżniowych. 

1 września 2017 , Komentarze (7)

I wrzesień.Niby jeszcze lato, ale we wrześniu czuję się raczej jak w jesieni. Coś mi bardzo przeszkadzało spać, myśli krążyły wkoło spraw remontowych, urządzania wnętrz nad jeziorem. Może dlatego zapisałam się dziś na kolejne zajęcia na UTW pt. Zdrowy dom, traktujące o aranżacji wnętrz, ich urządzaniu  i budżetowym wykończeniu, aby mieszkało się zdrowo i zgodnie z własnymi potrzebami. Zajęcia co dwa tygodnie, a zatem bez napinki . A temat bardzo mi odpowiada, bo lubię zajmować się takim sprawami. Mąż także wybrał  wykłady dla siebie, część kontynuuje, część nowa. W poniedziałki będziemy się mijać co chwila. Poza tym kupiliśmy bilety na sztukę reżyserowana przez Tomasza Sapryka  pt. Zacznijmy jeszcze raz, ale to dopiero w październiku. Odwiedziliśmy także bibliotekę, wymieniając książki na nowe. Po zakupach w Rossmannie przygotowałam swoja kosmetyczkę do samolotu, ograniczając się faktycznie do minimum. Pora  pakowania, aby nie robić tego w ostatniej chwili, aby nie zapomnieć najpotrzebniejszego. Dziś na śniadanie malutka jajecznica sote, dwa wafle kukurydziano- jaglane z humusem i rukolą, pół pomidora piętka bułki z powidłami, kawa. Na obiad zupa ogórkowa i ziemniaki  z koperkiem + grzyby leśne smażone + sok pomidorowy.  Nakładam sobie mniejsze porcje, już widzę różnicę w wyglądzie, w ubraniach. Moja koleżanka z j. wloskiego wróciła z kursu w Rzymie zadowolona, do fundacyjnej gazetki napisała artykuł o pobycie. Pierwsze zajęcia  to będzie opowieść, jestem jej b. ciekawa. Może sama zdecyduję się w przyszłym roku na wyjazd? (tajemnica)

31 sierpnia 2017 , Komentarze (1)

Na pożegnanie sezonu była wczoraj kąpiel w jeziorze, woda niespecjalnie ciepła, ale dało się wytrzymać. Przed kąpielą poszliśmy na spacer w rejony, których nie odwiedzaliśmy od lat.  Zabudowane, zarośnięte, zaorane, a piękne łąki , na których tak lubiłam zbierać margaretki, są tylko wspomnieniem.Wieczorem wpadł do nas sąsiad, starszy, bo po 80, ale bardzo aktywny i racjonalnie myślący. Sam ma b. mały domek, podziwiał nasz, że taki zadbany, z pomysłem urządzony .I przyznał, że pracy przy nim jest mnóstwo i bez końca.Dziś po śniadaniu wymarsz do lasu. Miał być spacer, byl spacer, a przy okazji grzyby. W lesie cicho, ptaków nie słychać, tylko sójka , strażnik lasu, odezwie się nagle, albo kruki  chcą odstraszyć idących. Nie spotkaliśmy nikogo, zebraliśmy sporo, a wędrowaliśmy powoli, bez nerwowego poszukiwania. Po powrocie z lasu pakowanie, zamykanie, ładowanie, itp. czynności, jak to przy wyjeździe. W domu byliśmy równo w południe. Zrobiłam już dwa prania rozpakowałam i poukładałam wszystko, ugotowałam zupę ogórkową, obrałam, umyłam i usmażyłam grzyby, zjedliśmy obiad. Pogoda wyraźnie się załamuje , idzie gorsze niestety. I dzieci znów do szkoły pójdą pierwszego dnia w deszczu! Bardzo lubię oglądać je w odświętnych strojach, przejęte, szczególnie te maluchy. Mąż dokonuje wyboru zajęć na UTW, ja zapiszę się tylko na j. włoski, bo zajęcia ruchowe mam już zaklepane. Mam nadzieję, że jutro w trójce będzie Marek Niedźwiecki i usłyszę September  Morning . Jak co roku zresztą

30 sierpnia 2017 , Komentarze (3)

Och naprawdę, jakżeż ja tu sypiam!  Budzę się wypoczęta na maksa przed 6, ale jeszcze nie wstaje, no bo co , kurczę blade, jak mawiał Mikołajek.  Śniadanie o 7, a potem po zakupy rowerem. Jaka to przyjemność widzieć świat tak wcześnie, gdy na drogach pusto, a z okolicznych domków unosi się zapach kawy!. Po zakupach na maślaki! Są, jak najbardziej, i nie tylko one. Dziś całkiem spory zbiór  różnorodnych, w tym i prawdziwki. Potem trochę pracy z obieraniem, ale za to na obiad kasza gryczana z grzybami.  A dziś pogoda wspaniała, jakby  chciała wynagrodzić te paskudne dni deszczowe. Chociaż tyle na koniec lata.;). Zapomniałam napisać o koncercie Wandy Lands.  Fantastyczna kobieta, ładna, na luzie, ciekawy głos. Koncert otworzył Piotr Baron z radiowej Trójki, wyraźnie pod urokiem artystki. Utwory w większości Władysława Szpilmana, nam znane z posiadanej płyty. Fajny koncert, chociaż  słuchałam już lepszych. 

Moje gladiole wreszcie rozkwitły, pokazując delikatny, różowy kolor, jak cukierek. Naturze przystoi nawet paskudny odcień fioletu i nie razi . Wczoraj wsadziliśmy do ziemi cebule tulipanów, tym razem w koszyczku, aby nie dać szans nornicom. Wracamy jutro, bo jak zwykle na weekend pogoda będzie paskudna. 

29 sierpnia 2017 , Komentarze (4)

Tak się składa, że nad jezioro jedziemy we wtorki. Oczywiście, gdy jest pogoda. Dziś byliśmy w drodze już o 8.  Marzyłam o grzybach na działce, było wprawdzie kilka, ale  bez entuzjazmu.  Po II śniadaniu ( na pierwsze kasza jaglana z syropem klonowym), na które zjadłam  wafle ryżowe z humusem, sałatkę z pomidora, ogórka kiszonego, czerwonej papryki i sałaty oraz pół jajka na twardo  z sosem jogurtowo-musztardowym, udaliśmy się do lasu. W trakcie tygodnia ludzi mało, luźno w lesie, ale grzybów jak na lekarstwo.  Spacer udał się natomiast znakomicie. Kilka razy zostałam owinięta babim latem, bo to przecież jego pora. Coraz mniej domków otwartych , wyraźnie sezon sie kończy. Zabrałam ze sobą gotowy obiad, kwestia tylko podgrzania, i znów na grzyby. Tym razem w inną okolicę, na podgrzybki. I tych było mało, ale w sumie do suszenia zebrała się cała siatka  metr x 50cm. Kończę czytać książkę pt. Projektantka.  Jest i film  na jej podstawie z Kate Winslet  w tytułowej roli, chciałabym obejrzeć, bo książka ciekawa.Siedzenie przy kominku wieczorami to sama przyjemność. Kupiliśmy w tym roku sporo drzewa, ale pogoda kiepska " zjadła" już prawie całe. A takie odczarowywanie wilgoci ogniem z palącej sie brzozy jest  cudowne!

28 sierpnia 2017 , Komentarze (8)

Z samego rana do fryzjera. To przyjemny czas, czytam wówczas te wszystkie kolorowe pisma o bzdurach i odpoczywam przy zielonej herbacie. A masaż głowy niechby trwał jak najdłużej. Włosy rosną mi szybko, bo raz na miesiąc muszę przycinać, farbować.  Potem do rodziców, zobaczyć co tam u nich. Nie jest najlepiej, bo rodzice nie radzą sobie ze starością, niestety. Jak już pisałam, pomocy odmawiają, odżywiają się niezbyt zdrowo, ale raczej już nie zaszkodzi to zbytnio. Są słabi, nie słyszą dobrze, och!. Po wyjściu zawsze muszę odreagować tę moją niemoc.:(

Znów zakupy na wyjazd, bo i tak akurat skończyły mi się kosmetyki. Na obiad dziś pulpety w sosie pomidorowym, bo przy okazji zabiorę kilka nad jezioro. Jutro raczej pojedziemy, to już ostatnie dni wakacji, tak szybko to mija. Chcę jeszcze raz przejechać trasę wkoło jeziora, przejść trasą kijkową, zajrzeć w miejsca grzybowe ,powoli zacząć zamykać sezon. Czytałam dziś artykuł napisany w Urodzie Życia przez Małgorzatę Szumowską o otwarciu sezonu na działce rekreacyjnej. Jej uwagi na temat wilgoci i zimna w domku, ilości myszy i potrzebie ogrzania po zimie przez 24 godziny , aby wypędzić wilgoć, jakbym to ja mówiła. U nas jest tak samo, a tegoroczne lato dodatkowo tę wilgoć utrwaliło. Szkoda.