Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 254732
Komentarzy: 6516
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 26 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

14 grudnia 2021 , Komentarze (3)

13 grudnia 1981r. miałam lekko ponad 26 lat, syn ukończył pół roku, a ja byłam na urlopie macierzyńskim. Wracaliśmy z mężem o 1 w nocy z brydża u jego kuzynki, ulice puste, cicho, śnieg pięknie wyciszał wszystko. Rano okazało się, że na długie 2 lata Polska stała się krajem reżimowym. W sklepach zero towaru, zdobywanie jedzenia to była sztuka, coraz więcej informacjo o aresztowaniach i internowaniu. Obce słowa, mało nam mówiły, ale całym sercem byliśmy  za uwięzionymi. Dziś młodzi nie znają znaczenia wolności odzyskanej, zdobytej, oni ją zawsze mieli. Poznanie historii tamtych czasów powinno być obowiązkiem.🙁. Podobno w Krakowie dziś smog jak cholera, nie da się oddychać. U nas nad morzem ładnie, bo spokojnie wiało, oddychało się pełną piersią . Zwyczajowa wędrówka nad morz, bulwarem , powrót parkiem i główna ulica miasta, aby zajść do Lidla. Poczyniłam zakupy drobiu kaczego na święta, aby już nie martwić się i nie zachodzić do sklepów. Wczoraj byliśmy natomiast w galerii, kupiłam w Vistuli prezenty dla synka, z pewnością się ucieszy. Dla siebie zamówiłam piękne skorupy portugalskie i włoskie. Kolorowe, cudnie wykonane i na dodatek praktyczne. I właśnie wczoraj wpadły mi w oko okrągłe cukinie, które dziś pożytkowałam na obiad. Nafaszerowałam je podsmażonym farszem w postaci pieczarek, cebuli, pomidorów suszonych papryczki chilli i zielonej pietruszki. Wszystko zapakowałam do wydrążonej cukinii, przykryłam kołderką z mozzarelli, dodałam passatę pomidorową , i do pieca. Jedliśmy to cudo z ryżem, pycha!!!! Na Vitalii  cisza przed świętami, zapracowane kobiety jak myszki znoszą do domów towary potrzebne dla rodziny. Jako emerytka mam czas na te wszystkie zaklęcia przedświąteczne, dlatego rozumiem. 

12 grudnia 2021 , Komentarze (1)

Dziś niedziela, na dodatek handlowa, postanowiłam nie wychodzić. Na ulicach sporo ludzi, co widać przez okno. Daruję sobie tę przyjemność i zrobię sobie wolne od codziennych zachowań. Oboje dziś dłużej pospaliśmy, chociaż okno było zamknięte całą noc.Rano zrobiłam irygację zatok, miałam mocno zapchane górne drogi oddechowe. Potem przed dłuższy czas przy każdym schyleniu się leciała mi woda z nosa. Akurat takie wolne przydało się na ten zabieg. Przygotowałam serwety, obrusy, bieżniki świąteczne, ułożyłam swetry i bluzki w szafie, nastawiłam pranie. Na obiad barszcz ukraiński z fasolą, gulasz z indyka z makaronem i kiszona kapusta. Na deser owoce w postaci borówek, banana i kiwi, wszystko pokrojone, wymieszane, smakowite. Czytam znów sporo, bo i co robić zimą? Nie lubię dziergać , szydełkować,chociaż umiem. Ale co z produktami mojej pracy zrobić? Wole malować, ozdabiać, stroić. Zaparzyłam dziś herbatę do podlewania kwiatów, bo ostatnio czytałam, że to dla nich zdrowe. Fusy z dzisiejszej kawy zakopałam w doniczkach, też nawóz. Zaczynam pakować prezenty, w Ikea kupiłam fajny biały sznurek z papieru, będzie ładnie zdobił kolorowe opakowania. Mam zamiar jutro pojechać po zakupy spożywcze i chemiczne, takie na dłuższy czas, aby już nie stać w kolejkach po rzeczy oczywiste. Przy okazji dokonam częściowego zakupu prezentów dla syna, bo inna część "idzie" zakupiona  internetowo. A' propos zakupów internetowych, ostatnio męża komórka atakowana jest informacjami o paczce, która podobno nam już, lada moment dostarczą, potem o tym, że paczka została przekazana do poczekalni, potem znów próba dostarczenia, itp. To nowa metoda na uzyskanie danych , olewamy to, bo nie wchodzimy w żadne nieznane i nielogiczne informacje czy atrakcje z zasady. Ale uwaga, wróg nie śpi.

11 grudnia 2021 , Komentarze (8)

Czytam książkę Janusza L. Wiśniewskiego pt" Wszystkie moje kobiety". To książka, z której można się dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy naukowych. Poznać można, że pisarz jest osoba zajmującą się naukami ścisłymi. A język literacki książki  jest po prostu bajeczny. To nie takie tam babskie ple ple, przerzucanie się słowami , aby była jakaś treść.  To książka czytana długo i wnikliwie, ale jak doskonale oddaje naturę kobiety.  Gdy czytałam kiedyś dawno dawno "Zespoły napięć "tegoż autora, zachwyciłam się opowieścią o żonie towarzyszącej mężowi na jakimś biznesowym spotkaniu, gdy szara myszka ( postrzeganie męża) znalazła się w świetle zainteresowania, bo posługiwała się w rozmowie  kilkoma językami obcymi, przechodząc z angielskiego na niemiecki, z niego na włoski czy hiszpański. Mąż potraktował tę sytuację jako potwarz, sam ledwo dukał w obcym języku, to jak ONA mogła być lepsza?  To wówczas moim marzeniem stała się umiejętność  posługiwania się językami obcymi  , kilkoma językami, w mowie i w piśmie na poziomie znajomości języka polskiego. Marzenie nierealne, chociaż na dziś angielski  jest ok., we włoskim mam jeszcze trochę zahamowań, ale sporo rozumiem i przy pomocy intuicji mogę się porozumiewać. Co ważne, mam dobry słuch do języków, dobrze akcentuję, a to sporo ułatwia. Rosyjski znam z liceum i z podstawówki i jako słowianka także posiadam dany nam przez komunę dar  rozmowy i rozumienia  tego języka. To o wiele mniej niż umie syn, który  wygłasza za granicą wykłady w języku angielskim. Ale cóż, ja dziś tej umiejętności już nie muszę posiadać. Imponowała mi zaciętość , wola i potrzeba znajomości języka angielskiego Donalda Tuska, tak wyśmiewana przez  wielu zawistników. To w świecie polityki dzisiejsza konieczność, bo nie można się ograniczać do "I can, I can, I can"   W świecie żywienia i diety bz. Nadal mam odloty zupełnie zbędne pod kątem  produktów zakazanych. Mój organizm jest tak pokręcony, że  nieraz mam dosyć dywagacji co można, a czego nie. Powinnam jeść tylko ciemne pieczywo, bo zdrowsze, ale moja wątroba i żołądek nie wytrzymują takiego ciężkiego pieczywa. Nadciśnienie także wyklucza wiele produktów, a niedoczynność tarczycy dodatkowo.  Jedyna i ostatnia ciotka męża lat 89, chorująca na zapalenie trzustki, wazy aktualnie 45 kg, bo leczy się piciem jedynie wody. Aby wypłukać toksyny i zbędności. Z pewnością nie byłoby mnie stać na takie poświęcenie, bo przy tej kuracji kobieta tylko leży, nie mając sił na cokolwiek. Z resztą nic dziwnego. Wsłuchanie się w swój organizm jest absolutnie niezbędne, chociaż i on wielokrotnie robił mi psikusy, pozbawiając możliwości spożycia tego, co było dozwolone. Dziś wypiłam sok wyciśnięty z buraków, podobno samo zdrowie. Po 15 minutach tak rozbolał mnie żołądek, że w sklepie musiałam zaciskać zęby. I jakiż to był powód?  A przecież wielokrotnie pijałam taki sok  , i to z przyjemnością i bez sensacji.  Czosnek zdrowy? tak, ale nie dla mnie, bo po czosnku mam wzdęcia i bóle. I jak tu żyć ? Nawet nie ma kogo zapytać . 

8 grudnia 2021 , Skomentuj

zimowej herbaty, takiej  mocnej , z sokiem malinowym. Wczoraj raczyliśmy się taką  po powrocie z urodzinowego obiadu. Dziś taki napój jeszcze bardziej wskazany, bo za oknem jest -6 stopni i wieje chłodny wiatr. Zima przypomniała nam o jej mroźnej twarzy.  Całe szczęście, że mam w domu jakieś zapasy, bo dziś nie wychodzę. Patrzę na uwijające się ptactwo, jedzące powieszone smakołyki. Dla nas też będą, bo dziś ogórkowa, jedna z ulubionych zup Polaków, a poza tym dojemy perliczkę.  A urodzinowy dzień wypadł  smacznie i miło.  Najpierw był spacer nad morzem, chociaż duło  zimnem , aż miło.  W drodze powrotnej weszliśmy do knajpki przy bulwarze, ogrzaliśmy się ciepłym napojem, kubki smakowe uraczyliśmy sernikiem. Odebraliśmy prezent urodzinowy dla męża z Yves Rocher, przy okazji nabywając dla jubilata serię kosmetyków. Dbam o mojego mena, dlatego też nigdy nie dają mu tyle lat , ile ma. Na obiad poszliśmy do włoskiej restauracji, bo oboje lubimy. Focaccia  z rozmarynem, karafka wina, tagliatelle con verde ( ja) , karkówka grilowana na kamieniu ( mąż)  W  restauracji pusto, niestety, żal mi osób prowadzących własne interesy.  Po południu ciasto w domu, lektura ulubionej książki, słuchanie muzyki, rozmowy z osobami składającymi życzenia.  Tak minął dzień urodzin mężowi. A rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie, przypominając sobie najsmutniejsze  oraz najcudowniejsze chwile z naszego dzieciństwa.  Oboje niestety wspominamy  choroby i pobyty w szpitalach, kiedy mieliśmy po kilkanaście lat. Tak się złożyło. A chwile radosne, to zawsze jakieś wakacje, pierwszy rower, wyjazd na upragnioną wycieczkę, jak to u dzieci.  W nocy zimno było, ale nie daliśmy rady spać przy zamkniętym oknie, dlatego rano w sypialni byłą lodówka.  Ale spało się znakomicie!  Tylko kwiaty zabezpieczyłam przed zimnem.  Pora zabrać się za wypisywanie kartek świątecznych, za pakowanie prezentów już zakupionych. To też forma wyczekiwania  na święta, przybliżanie ich. Znów muszę przygotować białą porcelanę Rosenthala, używaną dwa razy w roku. Ona  dodaje takiego uroku, takiej podniosłości każdej uroczystości. I już czekam na tę chwilę, gdy zapalę świece wigilijne, gdy ich blask odbije się w srebrach stołowych, w kryształowych kieliszkach, gdy zapach jedliny podniesie nasz nastrój świąteczny. Ach, kocham Boże Narodzenie i tyle. Nawet piosenki  okazjonalne mi nie przeszkadzają, chociaż mąż ucieka, gdy słyszy. Ja kocham to świąteczne badziewie  i tyle.

6 grudnia 2021 , Komentarze (5)

Mam lekkiego doła dziś, bo zimno, ciemno i ponuro jakoś. Wprawdzie wyszliśmy nad morze, i to wcześnie, i mimo śniegu i wiatru, ale poprawa była chwilowa. Gdy wiatr zimny smagał  mi twarz, gdy czułam krupę śnieżną na policzkach, jakoś tak lepiej mi było. Po powrocie znów te codzienne czynności , powtarzanie ich  zaczyna mnie nudzić. Wprawdzie dziś był w kuchni dzień resztkowy, czyli inwencja była, ale na tym się skończyło. Zapiekanka z resztek wyszła smaczna, a dodatek ryżu do paelli trafiony. Wykorzystałam w ten sposób mięso z rosołu, garstkę pieczarek, kawalątek kiełbasy, pół cebuli i najmniejszą puszkę groszku.  Starłam na to grana padano i tyle. Ostatnio kupuję i jem sporo ogórków kiszonych, widocznie organizm potrzebuje. Jutro urodziny męża, obiad na mieście, mam więc z głowy. Nawet pisać mi się nie chce, blokada czy co? Pozdrawiam zatem i do lepszego.

5 grudnia 2021 , Komentarze (3)

Spacer dziś wcześniej, aby uniknąć przejazdu motocyklowych Mikołajów. Spalin tyle wówczas, że strach oddychać. Cóż, to atrakcja dla dzieci, już coroczna. Poza tym odwiedziliśmy kiermasz świąteczny ( tylko my w maseczkach), kupiłam ciepłe, wełniane skarpety i ciepłe rękawiczki. Chyba będą potrzebne w tym sezonie.  Zimno było. Dziś wyjątkowo boli mnie mięsień gruszkowaty, rozciągałam go trochę, muszę powtórzyć za jakiś czas, i to przed snem. To chyba od czytania na siedząco. Cóż, coś za coś.  Zrobiłam lekki porządek z kwiatami doniczkowymi, coś tam przycięłam, coś przestawiłam w inne miejsce, coś uporządkowałam. Poza tym nuda, niedzielny obiad taki typowy, bo rosół i pieczony drób, kawa po obiedzie,  książka i tyle. Atrakcji brak, czekam na finał Masterchefa. Od jutra mam zamiar zabrać się za porządki . Takie mniej widoczne, bo w szafkach, w szafie, w kuchni. Powoli, a wszystko będzie zrobione do świąt. Wczorajszy film "Truflarze"  przyciągnął sporo ludzi, mimo późnej pory ( 20:15) i pomimo faktu, że to film dokumentalny. Ciekawe spojrzenie na pasję życia w formie zbierania trufli niekoniecznie na zarobek. Pokazano także drugą stronę tego procederu, aukcje, sprzedaż pozarynkowa , mafie trujące psy , ukochane przez bohaterów. A bohaterowie to wiekowi ludzi, jeden z nich miał 87 lat, a nocami wędrował w poszukiwaniu tego złota dla smakoszy.  Piękne pejzaże Piemontu zimą i jesienią. Punkt Lotto mijany po drodze pokazał , że do wygrania jest 10  milionów . Znów bawiliśmy się w grę : co bym kupiła, gdybym wygrała. Trudno było zdecydować, bo w naszym wieku potrzeby są znacznie ograniczone. Z pewnością byłoby to mieszkanie/dom w Portugalii  północnej, gdzie spędzalibyśmy czas od Wielkanocy do  połowy października. Tak mamy marzenia i niech tak zostanie.

4 grudnia 2021 , Komentarze (5)

Dziś wędrówka nad morzem była, chociaż zimno i wiało z północy. Ale ruch jest absolutnie niezbędny, dlatego był. I sporo ludzi nad morzem, prawie wszyscy z psami. Zakupy zrobione wcześniej, po powrocie nastawiłam rosół , przygotowałam perliczkę do pieczenia, zrobiłam gulasz z indyka. Wieczorem wychodzimy do Muzeum Emigracji do kina. Dziś w RMF Classic słyszałam wywiad z Wiceprezydent Gdyni, która namawiała Krakowian do odwiedzenia Gdyni. Bo Gdynia ma swoje stoisko na Starym Rynku, promujące miasto.  I faktycznie warto, bo tu nie ma smogu, są instytucje kultury, a miasto zostało  przyjęte do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO jako Miasto Filmu. Istotnie potwierdzam ( nawet na swoim przykładzie), że Gdynianie korzystają z oferty filmowej miasta , sale kinowe są z reguły pełne, a  proponowane atrakcje nie są banalne i właściwie odpowiednie dla każdego wieku. Idąc bulwarem często widzimy ludzi z walizkami, którzy jeszcze w drodze na dworzec chcą zerknąć na morze, zachować jego widok na dłużej.  Niedługo mikołajki, dziś zrobiliśmy sobie prezenty z tej okazji. W taniej księgarni kupiliśmy 6 książek, zapłaciliśmy lekko ponad 60zł, czyli 1 książka ok. 11zł kosztowała. A jaka była radość przy wybieraniu, jaka radość z zakupu! Wczoraj posadzone Poisencje tak pięknie zdobią dom, patrze na nie z uśmiechem na ustach. Dziś sporo rozmawialiśmy o sanatorium, które nas czeka niedługo, zastanawialiśmy się, jakiego rodzaju przyjąć zabiegi, aby były korzystne dla zdrowia, takie tam pogaduchy staruchów. Gulasz z indyka zrobiłam według Karola Okrasy, wykorzystując przyprawy i dodatki zastosowane przez autora. Smak taki sobie, raczej nie mój. A już niedługo synek przyjedzie, i to mnie cieszy najbardziej. I to, że czas tak szybko biegnie, bo będę czekać krócej!🤪

3 grudnia 2021 , Komentarze (3)

Fotel wybrany i kupiony, stoi w pokoju razem z podnóżkiem. Jest koloru miodowego, tkaninowy, nie typowy uszak, ale ma dość wysokie oparcie na plecy. Podnóżek wybrałam w formie walca, ze skóry ekologicznej , kolor kość słoniowa.  Fotel stoi przy kaloryferze, mam tam cieplutko i przytulnie, obok szary stoliczek, na którym mogę trzymać wszystko.  Fotel był dostępny od ręki, przeceniony, bo z ekspozycji , razem z podnóżkiem wyszło 459zl. Cena moim zdaniem rewelacyjna. Ale najbardziej cieszą mnie zakupy w Lidlu, gdzie dostałam zestaw farb akwarelowych i papier do malowania. Poza tym kupiłam sporo kwiatów ozdobnych do domu, jednego cyprysika i 6 Poisencji  różnej wielkości. Posadziłam je w różnych pojemnikach, część w doniczce, część w szklanych świecznikach, część w ceramice. ładnie wyglądają, to bardzo ozdobne rośliny.  Przed chwilą natomiast udało mi się kupić bilety na przedpremierowy pokaz "Truflarzy" Seans odbędzie się w Muzeum Emigracji, nad samym morzem, w budynku, który w tym roku obchodzi 88 lat istnienia. To budowla charakterystyczna dla  gdyńskiego modernizmu lat 30 ubiegłego wieku.  Stąd odpływały statki do Ameryki, tu przypływali imigranci, w tym dziadkowie mojego męża, którzy po latach pobytu w Nowym Jorku wrócili do wolnej Polski. Wracając do filmu, to okazja, bo pierwszy seans normalny będzie 24 grudnia. Dla mnie data nie do przyjęcia.  A fotel to prezent na gwiazdkę. Dziś na obiad łosoś, kapusta kiszona duszona( pozostałość z wczoraj) i pure z jednego ziemniaka, bo za dużo obrałam do zupy. Do tego sok pomidorowy, który pije ostatnio często. Dziś śnieg  padał chwilami gęsty, chmury wisiały nad miastem, zima na całego!teraz jest 2 stopnie ciepła, ale podobno ten prawdziwy chłód dopiero nadejdzie. Co jutro?  Raczej  luzik, spokojne śniadanie, decyzja w sprawie spaceru uzależniona od aury, obiad pod kontrolą absolutnie zaplanowany. 

2 grudnia 2021 , Komentarze (10)

Znów noc taka bardziej bezsenna, dziś zażyję jakąś tabletkę, bo to już męczące.  Wieje w Gdyni okrutnie, byłam tylko po drobne , a niezbędne zakupy , wychodzić nie ma co, bo jeszcze na dodatek pada. I zimno. Z rana przyszli gazownicy wymienić licznik gazu, przy okazji dokręcili, uszczelnili co trzeba i jest ok. Ciąg dalszy ozdabiania domu. Musnęłam szyszki białą farbą plakatową, niby śniegiem. Ładnie wyglądają. Potem trochę krzątaniny domowej typu odkurzanie,prasowanie, zmywanie łazienki. Mąż wrócił z rehabilitacji, znów słyszał zdanie, że jeszcze nie powinien decydować się na endoprotezę, że proteza to wtedy, gdy już nie można chodzić, że nie wszyscy dają radę z rehabilitacja po zabiegu, itd. Oj, nie ma co , czas pokaże jak to będzie.  Sanatorium przypadnie nam raczej w styczniu, jeżeli nic się nie zmieni w zakresie obostrzeń pandemicznych. Jesteśmy na poz. 2.200, czyli około miesiąca zostało. Moja waga wróciła do wartości ładnej, nadal spada i to mnie cieszy. A jest tak chociaż jadam normalnie, tylko mniej. Pieczywo pełnoziarniste, na zakwasie lub na drożdżach zupełnie odpada, bo mam bóle po nim, wzdęcia i czuję się niespecjalnie. Nadkwasota?  Nic, wracam do cytryny na czczo. Śmieszą mnie psy w ubrankach, ale bez butów. Powinny mieć przecież kaloszki wyściełane sierścią kota lub kreta, prawda?  Chodzenie boso po oblodzonym chodniku nie jest specjalnie miłe. A siedzenie zimą gołym tyłkiem na betonie ?  Jak już , to psi komplecik, taki z czapeczka, bucikami i klapa na zad🤪.  Wczoraj przy piekarni siedział piękny labrador , oczywiście nie reagujący na moje zaczepki, jak każdy pies czekający na właściciela.  Ciekawe, że wszyscy wyszli ze sklepu, a pies został?  I wówczas pozwolił się przywitać i razem narzekaliśmy na pogodę.  Za oknem hula wiatr, aż ciarki przechodzą. Będzie czym oddychać!

1 grudnia 2021 , Komentarze (6)

to miesiąc oczekiwania, przygotowań.  W moim przypadku to jeszcze urodziny męża i moje imieniny, oraz nasza kolejna rocznica ślubu. Będzie trochę tych uroczystości, ale odbędziemy je we dwoje lub w troje, gdy syn przyjedzie.  Dziś obudziłam sie o 4:30 i nijak nie szlo zasnąć. Wstałam, złożyłam pranie, które wyschło, wzięłam lekarstwa o wyznaczonej godzinie i wróciłam do łóżka. Było przed 6, ale pospałam jeszcze do 7. Potem szybko śniadanie i na zakupy do Lidla. Wymyśliłam sobie dziś grzanki z chutneyem, a wiem, że tam dostanę. I tak było, wprawdzie był tylko z fig, ale mam w domu konfiturę z czerwonej cebuli, to udało się połączyć. Po zakupach  w Lidlu jeszcze po pieczywo, po kapustę kiszoną, po kapary i kosmetyki. Dla wygody maseczkę miałam pod broda, bo to zdejmowanie i nakładanie denerwuje mnie okropnie.  Mąż wrócił z rehabilitacji, poszliśmy jeszcze na spacer w stronę morza, ale wiało mocno zimnym wiatrem, szybko zawróciliśmy. W drodze powrotnej kupiłam karmę dla ptaków do powieszenia na drzewach pod oknem.  Grzanki wyszły smaczne, na chutnej nałożyłam rukolę, na nią szynkę parmeńską. Grzanki poprzedzały zupę z czerwonej soczewicy, która stanowiła dziś posiłek główny.  Wróciłam do starych godzin posiłków i do dzielenia posiłków. Waga przez te kilka dni nowości poszybowała w górę, widocznie jedzenie wieczorem całego obiadu, to w moim przypadku nie jest dobre. Dziś już odnotowałam dobre zmiany na wadze.  Kapusta kiszona o tej porze roku to cudo żywieniowe, a jutro będzie u mnie z kopytkami. Udusiłam ją z grzybami suszonymi i kminkiem.  Powoli zdobię dom świątecznie. Dziś postawiliśmy świecznik adwentowy, wianek z szyszek i brzozowych gałązek opleciony zielonymi listkami , koniki na biegunach z piernika.  Mam zamiar lekko pomalować szyszki biała farbą i włożyć je do sporego kwadratowego wazonu szklanego wraz ze światełkami led.  Dziś po raz kolejny  zszokowana byłam cenami żywności. Kupuje teraz korzeniowe warzywa, bo najzdrowsze, ale owoce i reszta jest tak kosztowna, że naprawdę strach pomyśleć o ludziach żyjących skromnie z jednej emerytury. Wymyśliłam sobie prezent na gwiazdę , fotel uszak z podnóżkiem. Czytam bardzo dużo, niejednokrotnie bolą mnie lędźwie od siedzenia, może ten fotel ulży?