Wielokrotnie uzmysławiam sobie, że nie dostrzegamy cudów, które obok nas zachodzą, istnieją. Dziś naszła mnie taka myśl, gdy wczesnym popołudniem usiadłam z kawą i książką. Na stoliku obok świeczka wypalała się w głąb, tworząc piękny lampion. Za oknem wirowały płatki śniegu i było tak romantycznie, aż dech zapierało. Rano o 7 oglądam na Zoom tv podglądy z różnych miast Polski. Dziś bajecznie wyglądał Kraków z Wawelem w tle, Poznań z kopułą barokowego ratusza, Chełmno z oświetlonym rynkiem,aż uśmiech sam się pojawił. Rano pojechaliśmy na cmentarze, pościągać ostatecznie kwiaty z 1 listopada. Na Witominie wszystko pomarzło, a bukiet okrągłych chryzantem w wazonie został utrwalony przez mróz , wyglądały prześlicznie. Zostawiłam je, na oblodzoną płytę trafił ładny wianek z igliwia, z szyszkami, w środek wstawiłam doniczkę z Poisencją. Na Oksywiu pięknie przetrwały kuliste białe chryzantemy w dużych donicach, zostawiłam je i ozdobiłam płytę jak wyżej. Wracaliśmy zmarznięci, bo wiało dużym chłodem, jeszcze wyjście po zakupy, do biblioteki i tyle z życia na zewnątrz. Na obiad reszta kalafiorowej z wczoraj i obiecany makaron ryżowy z warzywami. Niezłe, ale za tłuste danie jak dla mnie, raczej nie będę powtarzać. Na jutro zrobiłam zupę z czerwonej soczewicy, akurat pora odpowiednia na taką rozgrzewkę. W przedpokoju postawiłam pierwsze ozdoby świąteczne, gdy przechodzę, mam od razu ochotę na więcej. Ale to jutro, zgodnie z obietnicą daną sobie. Wczoraj sięgnęłam po książkę, która zawsze wprawi mnie w dobry humor, to "Teren prywatny" Barbary Kosmowskiej. Książka skrzy się dowcipem, świetnymi opisami i porównaniami. Serdecznie polecam. Jutro mąż zaczyna swoja rehabilitację, we czwartek wymiana licznika gazowego, w kinie nie ma nic ciekawego, posucha kulturalna. Tv mnie nie interesuje, zostaje lektura i muzyka. Właśnie Vivaldi pokazuje swój kunszt. A w nocy słuchałam swojego organizmu , który przyjął dwie szczepionki. Nic się nie działo, lekki ból ramienia i tyle. Dziś wyśpię się za wczoraj.