Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 254684
Komentarzy: 6516
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 26 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 listopada 2021 , Komentarze (3)

Często na Classic RMF słyszę  piosenki Burta Bacharacha. Dziś też  tak było, na dodatek w wykonaniu Dionne Warwick, "I'll never fall in love again". Od razu dzień nabrał uśmiechu i radości, pomimo paskudnej pogody za oknem. Dlaczego? Ano dlatego, że już od podstawówki zakochana byłam i jestem w utworach Bacharacha, jego aranżacjach i w brzmieniu utworów. Uważam je za arcydzieła i nie każdy musi się z tym zgadzać. W latach 60 ubiegłego wieku ( jak to strasznie brzmi!) był w tv program " Burt Bacharach i jego goście". Wtedy właśnie moje serce pokochało na stałe.  Oglądałam te programy z  wypiekami na twarzy, młodziutka Dionne Warwick  śpiewała   przecudnie, gościem był Tom Jones, Gilbert O'Sullivan, tyle ich pamiętam. Moja pasja do utworów Bacharacha przydała się na lekcji angielskiego w liceum, gdy w klasowym konkursie padło pytanie o młodego kompozytora towarzyszącego Marlenie Dietrich podczas pobytu w Polsce w 1968r. No kto znał odpowiedź?  No kto , jak nie ja! Ależ było zdziwienie na twarzy nauczycielki, która zakładała, że na to pytanie nikt nie odpowie.  I tak mam do dziś. Gdy usłyszę Bucharacha, to od razu  jest dobry nastrój, humor , a nogi same chcą tańczyć. Podczas naszego  wrześniowego pobytu w Puszczy Drawskiej  las rozbrzmiewał moim śpiewem tych utworów.  Mam płyty CD i analogowe, a aranżacje mojego idola rozpoznaję bezbłędnie. 😍.  Dwa cmentarze odwiedziliśmy z samego rana, każdy z innej strony miasta. Na grobach kwiaty z 1  listopada trzymają się doskonale, dzisiaj dołożyliśmy trochę, posprzątaliśmy, zapaliliśmy znicze. Jak już wspominałam , teściowej urodziny setne to dziś, mojego ojca 92 jutro. Pusto, cicho i smętnie  na cmentarzach, koniec jesieni blisko, i to widać. Wracaliśmy do domu z ochotą , spragnieni herbaty i ciepła.  Na obiad zupa krem z białych warzyw: kalafior, kalarepa, pietrucha, seler. Podałam ja z koperkiem, od razu podkręciła smak. I jeszcze pozostałe naleśniki z mięsem + kiszona kapusta. Tyle. Aktualnie gotuję rosół, przecież jutro niedziela i dom musi pachnieć rosołem! W Gdyni dużo turystów przyjechało na długi weekend, unikamy skupiska ludzi, bo tak trzeba. Jestem przerażona sytuacja na Podlasiu, boję się , martwię , ale i moja bezsilność poraża.  Tak mi żal tych ludzi. XXI wiek, a rozwiązania dobrego brak. A będzie coraz gorzej w związku ze zmianami klimatycznymi. Nie straszę, obawiam się i tyle.

11 listopada 2021 , Komentarze (1)

Początkowo chciałam ten dzień spędzić w domu, ale rozsądek kazał wyjść. Ciało domaga się ruchu i powietrza. Wprawdzie w mieszkaniu mam chłodno i właściwie cały czas otwarte okno, ale co innego poczuć wiatr na policzkach.Po śniadaniu ( grzanki , twaróg, pomidorki, jajko na miękko miód, kawa) wyszliśmy z jaskini. Na ulicach sporo ludzi, chociaż dziś w Gdyni żadnego marszu nie było. To dobrze, po co prowokować siły nieczyste? A działo się i tak dużo: składanie wieńców + orkiestra Marynarki Wojennej, śpiewy w muszli koncertowej, wystrzały z ORP Błyskawica, przejazd motocyklistów z flagami, luzackie stroje młodzieży na ulicach. Każdy  świętował jak mu pasowało,i to jest właśnie demokracja i szacunek do święta. Na strony internetowe dot. marszu w Warszawie nie zaglądam, po co się denerwować?  W drodze już do domu spotkaliśmy posłankę Barbarę Nowacką, rozmawiającą ze swoimi znajomymi. Przeprosiłam , pogratulowałam odwali, życzyłam wytrwałości. Jak to ładna kobieta jest! Jaki ma ciepły uśmiech! Od razu poczułam,że za kretynkę nikt mnie nie uzna!  Co klasa, to klasa! 😛. Dziś na obiad barszcz ukraiński, bitki schabowe w sosie pieczarkowym, kapusta kiszona duszona z grzybami suszonymi, sok pomidorowy.  Na deser sernik z malinami wypieku okolicznego cukiernika.  Poświętowaliśmy więc i my.  Co rano muszę rozciągać moje nogi, bo mięśnie gruszkowate nadal bolą. Po rozciąganiu jest ok.  Za tydzień będziemy się szykować do wyjazdu do Ciechocinka.  Aktualnie jestem na etapie rozmyślania , co zapakować. Wczoraj zabrałam się za prace "artystyczne", szkicowałam ołówkiem jakieś rośliny ( syn znów chwalił), mam poza tym ochotę na tusz i węgiel. Może to chwilowy kaprys? A co tam, mam prawo do takich!

9 listopada 2021 , Komentarze (18)

Czy pamiętacie hiszpański serial dla młodzieży z lat 80 pt:"Niebieskie lato"? Wczoraj trafiłam w internecie na artykuł przypominający o nim, przy okazji omówienia kawałka Andaluzji. Bohaterowie to Javi, Bea i Pacho, film bardzo przyjemny, z dużą klasą i wrażliwością zrobiony, a ja nie wiedziałam wówczas, że rzecz działa się w miejscowości Nerja. Byłam tam w 2008 roku, oglądałam uroki tego miasteczka na własne oczy, byłam w Granadzie, w Maladze , w Frigilianie, czyli w miejscach opisywanych  w artykule. Biała Frigiliana zauroczyła mnie swoimi uliczkami, a gdy na jednym z budynków zobaczyliśmy flagę polska, skradła moje serce, bo od razu zamarzyłam, aby tam zamieszkać. Balkon Europy odwiedzałam często. wąskie uliczki Nerja, jej plaże , restauracje , w których jadaliśmy, pobliską jaskinię wielką jak opera. W latach 80 nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę kiedyś w miejscu pokazanym w telewizji, za granicą, tak daleko od Polski.  Dziś sporo czasu spędziłam nad zdjęciami z tamtej wyprawy, i dziękowałam opatrzności, że to zdjęcia na papierze, bo razem z mężem mogliśmy oglądać komfortowo i równolegle. Dziś zdjęcia przerzuca się na ekran komputera, ich magia ucieka.  Chciałabym ponownie zobaczyć ten film i porównać moje uczucia z tamtymi sprzed lat🙂. A dziś pogoda wprawdzie nie andaluzyjska, ale wspaniale przywitała z samego rana pięknym słońce. To wyż, więc zimno, bo tylko 3 stopnie.  Dzielnie wybraliśmy kierunek Bałtyk, na bulwarze właściwie pusto, może to wczesna godzina? Morze pełne statków na redzie, jeszcze 3 żagle między nimi, prawdopodobnie ostatnie. Trasa codzienna, niezmiennie od lat, często zastanawiamy się, ile kilometrów nią zrobiliśmy.  Na obiad pomidorowa ze świeżych pomidorów, tez pewnie ostatnich, i ryż z warzywami. Na jutro już mam naleśniki z mięsem , na czwartek zrobię bitki schabowe w sosie pieczarkowym, na piątek będzie polędwica z dorsza. Ceny straszne, tak drogo nie było dawno.   Odebrałam w Empiku zamówioną książkę Henry Jamesa, przy okazji kupiłam przewodnik turystyczny po Portugalii "18 podróży życia" To zamiast planowanego wyjazdu do Lizbony, chociaż popatrzę sobie.

7 listopada 2021 , Komentarze (3)

Krupnik "nabrał" płynów, Zrobiła się  brejka, zabrała się zatem za gotowanie wywarów.  Dziś taki  jako baza do zup innych niż kremy. Wyszło na dwa razy, będzie pomidorowa i barszcz  ukraiński z fasolą. Ugotowałam go, ten wywar,   na skrzydełkach kurzych i na szyi indyczej. Z części warzyw i z mięsa zrobię farsz do naleśników.  A zupy uwielbiam, zawsze lubiłam i moja rodzina poszła w me ślady.  Moja mama robiła cudowną zupę grzybową z suszonych grzybów, moja teściowa z kolei wspaniałą ziemniaczankę. Często robię wywar warzywny, ale to bliżej lata, gdy warzywa są młode i takie pachnące. Jesienią i zimą nastawiam się na bardziej treściwe zupy, chociaż i wtedy czasem warzywny gości.  Moje jelita też kochają zupy, a gdy  ugotuje taką typu eintopf, tego dnia stanowi ona jedyne danie obiadowe.  Latem robię chłodniki,  zupy typu gazpacho. Dziś rozgęściłam ten krupnik wywarem i był ok.  Spacer mimo deszczu był, a właściwie galop , bo pokonaliśmy ponad 5 km w 45 minut.  Szło się przyjemnie mimo wiatru i lekkiego deszczu. Twarz złapała wilgoć i cera zrobiła się aksamitna. Gdynianie lubią chodzić, mijaliśmy więc sporo ludzi. Horyzont na linii Helu ciemniał deszczem i chmurami. Ta zapowiedź aktualnie zlewa ulice Gdyni, o czym szumią przejeżdżające samochody. Po drodze wspominaliśmy tegoroczne wyjazdy, co nas zafascynowało, zachwyciło. Ot, takie podsumowanie podróży. Wprawdzie czeka nas jeszcze jeden wyjazd, ale to w miejsce znane już prawie na pamięć.  Tam jednak jedziemy po innego rodzaju rozkosze. Poza tym niedziela spokojna, cicha. Znów herbata i świeczka stwarzają nastrój przytulności. Jutro muszę nabyć zapas herbaty,  bo lubię wybierać i zastanawiać się, którą dziś wypiję.  

6 listopada 2021 , Komentarze (3)

to tekst piosenki Beaty Kozidrak , z czasów, gdy jeszcze mogłam jej słuchać. I dziś rano, przed 7 szłam do Lidla. Tak  mnie naszło, żeby zakupy zrobić prawie o świcie. Jeszcze noc odchodziła, jeszcze chmury deszczowe granatowe wisiały nad miastem, a ja już aktywna byłam. Powód też był ważny, bo na 10:40 mieliśmy bilety do kina, a po kinie wołałam do domu.  Film "Wszystkie nasze strachy", to główna nagroda tegorocznego festiwalu w Gdyni.  Dawid Ogrodnik pokazał, że jest świetnym aktorem, Andrzej Chyra grał siebie, czyli aroganckiego faceta. Film smutny, bo o LGBT na wsi, o stosunku tamtejszych ludzi do innych. Ich strachy przed stygmatyzmem po prostu powalają, płakać się chce, gdy ksiądz nie podaje komunii głównemu bohaterowi. Ostatnio w RMF Classic slyszałam słowa reżysera ze spotkania w Krakowie. Całkiem słusznie może się obawiać, że film  stanie sie półkownikiem. Samotność tych ludzi jest przeogromna, ich  życie z reguły puste i pozbawione bliskich. A przecież to kwestia genów, każdy może mieć w rodzinie takiego "innego", czy należy się go wyprzeć?  Film polecam, uprzedzam, że to nie jest rozrywka.  Dziś na obiad krupnik i reszta pieczonej karkówki, która miała być do chleba, ale nie zjedliśmy. Do tego kopytka i buraczki. Zjadliwe, chociaż lekko za tłuste. Na jutro perliczka będzie, oczywiście pieczona.  Skończyłam Chmielarza "Dług honorowy" narazie mam dosyć kryminałów. Czas na coś babskiego, lekkiego i przyjemnego.  Za oknem dziś pogoda zachęcająca do herbaty, świeczki i koca.  Podobno i na 11 listopada taka ma być. A my z mężem znów Ciechocinek odwiedzimy  od 21 listopada . Wykupiłam znów pakiet pobytowy , z zabiegami, ze zniżką15%.  To  w ramach prezentu urodzinowego dla męża. W ramach prezentów zamówiłam w Empiku książkę "Godziny włoskie" Henry Jamesa.  Czekam z niecierpliwością na nią, bo opowiada o krainie moich marzeń. 

4 listopada 2021 , Komentarze (10)

jak u Saffa. Zaczął się prawdziwy listopad.  Od kilku dni chodziła za mną ochota na namalowanie czegoś, a konkretnie drzewa jesiennego. Napatrzyłam się ostatnio na nie , zachwyciłam kolorami , no i popełniłam.  Od syna dostałam na  Boże Narodzenie  paletę farb, kredek i innych przydasiów do malowania. Dziś kupiłam blok, małe podobrazie ( na później)  i zabrałam się z werwą do  pracy. Drzewo kolorystycznie ładne, wybrałam formę nanoszenia drobnych plam , w podstawówce dostałabym za ten obrazek z pewnością dobry stopień.😁 Lepiej poszło mi z gałązką berberysu, może dlatego, że kolorów było mniej. zaznaczałam gałązki cieniutkim pędzelkiem, nawet elegancko wyszło.  Znalazłam sobie  kolejne zajęcie na dłuuugie zimowe wieczory.  A przecież nie o to chodzi, aby konkurować z Monetem, ale aby malować, prawda?  Nie mam zacięcia zostania artystką, nie będę obdarowywać bliskich moimi  wykonaniami, więc  jest ok. Robię to dla siebie. 🤪.  Deszcz tłucze w szyby, wzmaga się wiatr, na Bałtyku sztorm. To jeszcze nie  katastrofa, ale przyjemnie nie jest.  Dziś tylko zakupy,  raczej niewielkie. Ugotowałam krupnik, kupiłam blaty do pizzy i byłoby dobrze, gdybym nie "zatraciła się " w malowaniu. Pizza się lekko spaliła, przy czym "lekko" to określenie delikatne. No cóż, artyści tak mają!!! Przez ten świąteczny poniedziałek tydzień się skrócił, jutro już piątek. Nabyłam dziś probiotyk, bo coś ostatnio pobolewa mnie brzuch, przyczyna nieznana, ale chcę wzmocnić jelita. Zakupy w Biedronce pokazały stan inflacji. Jest niedobrze, a będzie gorzej. Przeżyłam już takie czasy późnego Gierka, gdy pieniądz nie znaczył nic. Jaka szkoda, że nasz naród cały czas zmuszany jest do życia w ciekawych czasach. 

3 listopada 2021 , Komentarze (6)

Pojechaliśmy reklamować toster, udało się . Przy okazji drobne zakupy , bo już kuszą świąteczne cudeńka. Nabyłam bieżnik ciemnozielony, tropem moich przemyśleń , jak ozdobić świąteczny stół.  Na tej zieleni pięknie będzie się prezentować biała porcelana. Kupiłam kartki świąteczne, aby tradycji pisania stało się za dość, oraz fajny komin ciepły  w kolorze ecru. A po zakupach pojechaliśmy do Mechelinek, wioski nad Zatoka Pucką . To taka światowa wioska, z restauracjami, ładnymi domkami letnimi i z pięknym molo. Pogoda dopisała, dziś podobno była przerwa z listopadowej szarudze. Bufet domowy ogarnięty, bo żarełka po święcie mam jeszcze sporo. Ale dziś zrobiłam sobie dzień lightowy, bez mięsa, bez ciasta, bez trzeciej, całkiem spokojnej kawy. Za to znów buszowałam w bibliotece , i mam nowego Chmielarza. Ostatnio lubię kryminały., szczególnie polskie.  Nudzą mnie książki o niczym, pisane dla podobieństwa tysięcy innych. Dziś oddałam 2 tomy ledwo zaczęte, strata czasu. Gdy nie porywa od razu, nie zachwyci dalej.  Mąż pilnie śledzi przeglądarkę  sanatoryjna, wygląda na to, że styczeń będzie nasz. W sumie nie sprawia mi to różnicy. Jesteśmy na emeryturze, co za różnica  kiedy pojedziemy?  Latem będziemy mogli zrealizować swoje plany.   Zerkam na repertuar kinowy, trzeba coś wybrać, bo tv odpada. 

2 listopada 2021 , Komentarze (3)

I tak oto mamy listopad.  Święto upłynęło milo, rodzinnie i wspominkowo.  Nagotowałam się, napiekłam, ach.  Gęś, bitki wołowe, zupa ogórkowa, sałatka, kapusta duszona, zupa z soczewicy, pulpety w sosie pomidorowym ostrym, pstrąg pieczony, biszkopt z jabłkami i ze śliwkami, ciasto czekoladowe z kremem.  To ciasto nazwane zostało strzykawkowym. Wydawało mi się za suche, a już leżał na nim krem. Strzykawką wpompowałam  płyn nawilżający, wyszło super.  Gościom smakowało, nawet bisy były.  Uroczystości domowe potrwały długo, po 23 stwierdziłam, że mogę iść spać po wysprzątaniu. Wszyscy podziwiali naszą nową łazienkę, nowy przedpokój, drzwi. A ja cieszyłam się jak głupia ich zachwytami. Syn zadowolony z pobytu, wypoczął przy nas, podjadł trochę zupełnie innego jedzenia, rozmowy , śmiech, takie to miłe.  Szwagier z ochotą zabrał zbędne przedmioty pozostałe po remoncie. Mam teraz lekko luźniejszą piwnicę. Dziś dzień lenia,smętnie jest i deszczowo. Zostaliśmy w domu, jedzenia mamy pod dostatkiem, zapas książek i świeczek dla nastroju. Panicz już pojechał, zaopatrzony lekko w domowe żarełko.   Za 12 dni będą dwie rocznice: 100 rocznica urodzin teściowej i 92 urodzin mojego taty.  Znów odwiedzimy groby, co i tak robimy bardzo często. Wczorajsze wspominki przy naszym stole uświadomiły kolejny raz, jak dużo nas odeszło. Miał rację Jan Twardowski pisząc słowa o pośpiechu.  Pamiętajmy o bliskich póki  są wśród nas, potem to juz tylko wspomnienia. 

25 października 2021 , Komentarze (6)

Dziś zimno, ale bardzo słonecznie, pojechaliśmy zatem na Półwysep Helski, a dokładnie na sam koniec,do Helu, na koniuszek Polski.  Droga od Redy do Sławutówka  obsadzona jest drzewami bukowymi, mijaliśmy więc morze kolorów miedzianych, ciepłych brązów, żółci wszelakiej. Cud  natury w całej krasie. Tylko westchnienia wydobywały się z naszych ust. Dalej, za Puckiem, za rzeczką Płótnicą  rozlał się widok na Zatokę Pucką,  morze w pełnej krasie, srebrzyste, ruchliwe , zniewalająco piękne. Jedziemy dalej, za Władysławowem skręt na Chałupy , i znów droga w złocie, przeczesywana promieniami słonecznymi , tylko gdzie nie gdzie mocna zieleń iglaka przełamywała te kolory. Droga raczej pusta, bo to mocno po sezonie, jazda doskonała. W Helu na parking i w stronę umocnień  artyleryjskich. Mijamy te pamiątki wojenne i czasów zimnej wojny  bez ciekawości. To trzeba kochać, aby podziwiać. Przed nami plaża i koniec lądu. Fale całkiem spore bo i wiatr się wzmógł. Przysiedliśmy na chwile w  knajpce plażowej tuż nad brzegiem, otoczeni folią osłaniającą, wypiliśmy napój w cieple, z widokiem na horyzont . A potem kładka wzdłuż  morza, aż do miasta. Wiało mocno, ale przyjemnie się szło. Wędrówka po helskim deptaku, sporo lokali otwartych, podziwialiśmy stare chaty rybackie, przycupnięte, obrośnięte winem, z reguły z drewnianym zadaszeniem. Takie malutkie, takie zgrabne, cudne. Fokarium widzieliśmy już dwa razy, darowaliśmy sobie. Prof. Skórę spotkałam pierwszy raz gdy był praktykantem na nauczyciela biologii w mojej klasie licealnej. Szkoda , że odszedł, tak dużo zrobił dla Helu, dla środowiska morskiego.  Powrót z przerwą na posiłek, to trzecie podejście do restauracji Nordowi Mol, może tym razem się przekonam do ich menu ? Zupa krem z podgrzybków z grzankami, cóż, smak kostki grzybowej z glutaminianem, suchy chleb pokrojony w kosteczkę to nie grzanki, pierogi z gęsiną  , do tego sos z torebki , sama mąka , tłuste  i mocno takie sobie.  Po powrocie do domu Ranigast i herbatka z pokrzywy. A ja kocham prostotę spaghetti aglio  e olio.  Doznania estetyczne zaspokoiłam dziś w całości, absolutnie i  mocno. Smakowo rozczarowałam się ostatecznie, bo do trzech razy sztuka.  W restauracji zobaczyłam  znajomego , z którym pracowałam , któremu pomagałam rozwiązywać testy z prawa administracyjnego, gdy studiował. Udawał, że mnie nie widzi, żałosne.  Dorosły człowiek?

24 października 2021 , Komentarze (2)

Spałam doskonale, czy to zasługa nowego termoforka?  Taki cieplutki, wtulił się we mnie, grzał przyjemnie, a ja przespałam swoja godzinę lekobrania. Ale za to wypoczęłam jak nigdy, tylko raz wstałam do wc( wieczorne popijanie leków). O tej porze roku będę korzystać z przysługi "drugiego męża", jak go nazwała Hanka 10. Bo oboje z mężem lubimy mocno chłodną sypialnię, ale ciepełko pod kołdrą. Kto nie ma tego ustrojstwa, mocno polecam. 🤪. Dziś pogoda znakomita na spacer, więc zrealizowany został w 100%. Początkowo trasa boczna, bezludna raczej, później kierunek bulwar, a tam tłumy spacerujących, tłumy kapiących się, dla każdego co innego. Na Bałtyku flauta kompletna, na redzie kilkanaście statków , Półwysep Helski jakby w powietrzu. Idąc wzdychałam z rozkoszy i zachwytu, że mieszkam tu ! Sporo turystów, takich zwiedzających, co widac po plecakach, po zdjęciach robionych co i rusz. A wszystko to w otoczeniu miedzianych kolorów jesieni, w złocistych promieniach słońca  i przy bladym błękicie morza. No i co? Można namalować, prawda?  Z obiadu zostało mi sporo mięsa rosołowego i warzyw, chciałam najpierw zrobić to mięso w sosie koperkowym, ale po chwili zmiana. Zrobiłam coś  a' la pasztet. Z warzywami, z wypełniaczem w postaci namoczonej bułki, z dużą ilością koperku, z zielonymi oliwkami, z ziołami, z drobno pokrojoną czerwoną papryką + jajko.  Upiekłam w niedużej foremce , będzie na ten tydzień do chleba, tylko chrzan muszę kupić.  Doprawiłam mocno, bo mięso i warzywa były takie bardziej dla dzieci, a ja wolę smak konkretny.  Może to nie rewelacja, ale zagospodarowanie  resztek to moja specjalność.  Kończę ostatnią , 3 część  powieści Izabeli Janiszewskiej pt"Amok". Jestem lekko rozczarowana, czytam i mam odczucia, jakby pisała ją inna osoba, jakby autorka miała dość głównego bohatera i postanowiła się z nim rozstać na siłę.   Szkoda!   Dla zmiany klimatu czytelniczego następna będzie jakaś powieść obyczajowa. Prosta, bez komplikacji, przewidywalna i miła.  A jutro może wreszcie Hel się uda?