Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 253043
Komentarzy: 6515
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 26 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 stycznia 2021 , Komentarze (5)

 wspomnienie o teściowej. Z tej okazji na jutro mam zupę ziemniaczaną krem, okraszoną podsmażoną cebulka i kawałkami kiełbaski. Podam posypane koperkiem. Udało mi się odtworzyć smak zapamiętany. Poza tym upiekłam perliczkę, uprzednio włożyłam pod jej skórę masło wymieszane z pietruszka zieloną, teraz w domu pachnie obłędnie, a ja mam pewność, że mięso będzie soczyste. Wczoraj był przepiękny dzień, słoneczny, pełen optymizmu i taki radosny przez to. Długi spacer nad morzem, wdychaliśmy mocno bez maseczek, czyszcząc płuca. Pomimo beznadziejnej nocy ( nie spałam do 30:30), nie byłam zmęczona , a raczej pełna werwy i optymizmu. Cóż, dziś także byliśmy nad morzem, gratulując sobie, że wychodzimy wcześnie, bo pada od jakiegoś czasu i zrobiło się ciemno. Zaplanowana wizyta w Gdańsku lub w Sopocie odłożona  do czasu poprawy. Wczoraj przydźwigałam z biblioteki 9 książek, więc taki deszczowy weekend nie jest mi straszny. Jeszcze tylko dobra herbata, zapalona świeczka, i żyć nie umierać.  Kupiłam dziś w Empiku Gazzetta Italia, wydanie grudzień- styczeń, aby poczytać sobie w języku Petrarki i innych. Jego melodia urzeka mnie  od lat  i właściwie nie ma dla mnie znaczenia, co tam Włosi mówią, byleby mówili😉. Pisowski harmonogram szczepień runął jak domek z kart. Tak ogromnie żal mi ludzi stojących od nocy pod punktami szczepień, upodlonych  przez rząd, który nie potrafi korzystać z rozwiązań sprawdzonych, tylko wszystko chce centralnie. Przypominam sobie rodziców, którzy z internetem nie mieli nic wspólnego, smartfony były dla nich niezrozumiałe, a stacjonarny telefon często nie odbierany z powodu wad słuchu. Blisko nas mieszka   pan w wieku 92 lat, na szczęście ma bliskich, którzy potrafią się nim zająć. A ci samotni? Ci bez możliwości wyjścia?  

21 stycznia 2021 , Komentarze (7)

Dziś kolejne zabawy w kuchni. Tym razem , po zakupach w Auchanie, na jutro zrobiłam zupę tajską, z kapustą pak- choi, z grzybami shitake, z mleczkiem kokosowym, trawą cytrynową, liśćmi limonki, sosem sojowym, sosem rybnym, warzywkami pozostałymi. Pychotka, bo wlałam resztkę rosołu drobiowego, ach , ach, jakie dobre!🤪. Poza tym naleśniki z mięsem, farsz zrobiłam ostry, mąż odjechał smakowo! To sama przyjemność  widzieć uśmiech po posiłku, prawda?  Poza tym  zwrócono nam kasę za niedoszłą wycieczkę do Bawarii, co także uspokoiło mnie. Dolegliwości  po upadku powoli odchodzą w zapomnienie. Żeberka jeszcze nawalają, ale likwiduje ten ból , przytrzymując mój atrybut kobiecości w pewnej ustalonej pozycji ( bo to tylko podczas snu). Po śniegu zostało ledwo wspomnienie, dzisiejsza wędrówka po bulwarze była prawie suchym butem. Słońce bardzo, bardzo nieśmiało wyglądało, ale było przyjemnie i tak jakoś radośniej. Świąteczne poisencje powoli  zostają bez liści, ale to prawdziwie sezonowy kwiat, więc nie żałuję. Dzień jest coraz dłuższy, słychać już inne ptaki, mam nadzieję na szybkie przedwiośnie.  Oboje z mężem jesteśmy zdrowi, co cieszy, i to tyle. Koniec tygodnia tuz tuż, może jakaś wycieczka do Gdańska? Do Sopotu? 

19 stycznia 2021 , Komentarze (16)

Moje obawy rozwiane zostały już wczoraj, bo ręka nie spuchła, okazało się, że to tylko stłuczenie. Po nocy lepiej, żebra niestety bolą ,i  będą boleć aż przestaną, wyjścia nie ma. Zawsze przy tego rodzaju upadkach myślę o nadgarstkach, które z wiekiem stają się bardziej narażone. Może trzeba poćwiczyć upadki? Pamiętam taki jeden, gdy przyjechaliśmy do domu nad jeziorem. Zobaczyłam za niskim płotkiem pięknego prawdziwka, bardzo się spieszyłam do niego, przełożyłam jedną nogę, druga "się opóźniła", a ja padając myślałam przede wszystkim, aby na siądźkę (to od Wańkowicza). Udało się, niestety ucierpiały moje plecy i bok z żebrami. Też trwało to i trwało.  Dosyć jednak o tych mocno przyziemnych sprawach 😁. Barszcz wykończony, w domu zapach rosołu snuje się i kusi  mnie co chwila do kuchni. Rosół klasyczny, na dwóch gatunkach drobiu ( indyk i kaczka), z dużą ilością włoszczyzny, od razu przypomniałam sobie o  mamie, która celebrowała gotowanie rosołu. A, i jeszcze gotuje się w garnku Zepter , który po niej odziedziczyłam. Część rosołu zamrożę, będzie do zupy tajskiej, gdy najdzie mnie ochota.  Dla zdrowia zrobiłam dziś koktajl zielony, ze szpinaku, imbiru, cytryny, pietruszki zielonej, selera naciowego i miodu. Wczoraj czytałam o właściwościach cytryny jako całości, zamroziłam jedną, zetrę potem na tarce wraz ze skórą, która podobno ma nieprawdopodobne "zdolności" prozdrowotne.  Będę dodawać do koktajli, zup, napojów. Dziś wyjścia nie ma, przeznaczyłam ten dzień na odkażanie. Umyłam drzwi i klamki, łazienkę, blaty w kuchni. Mąż odkurzył i umył podłogi. Niestety, przy pogodzie ze śniegiem i błotem, w domu szybko się brudzi. Przeszłam na lekturę lżejszą, to nie kryminał, ale Krystyna Mirek "Droga do szczęśćia".  Fajnie mi się zasypia po takiej bajce. Wczoraj dzwonił panicz, chwalił się zrobiona własnoręcznie pizzą, ugotowanym risotto z borowikami, krewetkami , na domowym bulionie. Zuch chłopak!👍

18 stycznia 2021 , Komentarze (12)

dłoń i cycek, bo upadłam na ulicy. Zapatrzyłam się na liście dębu, tak piękne w kolorze miedzi, i nie zauważyłam ukrytego pod śniegiem występu na chodniku. Upadłam jak długa, całym ciałem, lekko podparłam się dłonią.  Nie puchnie, więc to tylko stłuczenie, ale jestem zła na siebie za gapiostwo. Może stłuczone żebro, bo boli, gdy nabiorę powietrza. Na żebra rady nie ma, musi samo przejść,  z dłonią poczekam do jutra, ale źle nie jest, bo mogę pisać.  Wczoraj wyszliśmy nad morze późnym popołudniem, gdy już robiło się ciemno. Mróz -10 stopni, morze ciche, jakby czekało na coś, skrzypiący śnieg pod stopami, iskrzący się w światłach. Dawno nie miałam takich wrażeń, od razu wróciło dzieciństwo, gdy brat ze stopami jak kajaki wyślizgiwał nam górkę, gdy robiliśmy wojnę na śnieżki, gdy sanki były obowiązkowe, a do domu wracało się z czerwonymi policzkami i mokrymi rękawiczkami. Ręce wkładało się wówczas pod kran z zimną wodą. Po obiedzie czuliśmy absolutną potrzebę wyjścia, i ten spacer pomógł. Chociaż na chwilę, ale pomógł. Dziś wykonaliśmy ponad 10.000 kroków, ludzi nad morzem mniej, większość w wieku "młodzieży starszej".  A przed spaniem wczoraj wybieraliśmy miejsce, do którego pojechalibyśmy, gdyby można. Decyzja nie zapadła. Skończyłam czytać losy Elizy, Klary i Judyty, 3 tomy udało się przeczytać w pięć dni. Teraz biorę się za jakiś kryminał, tak dla płodozmianu. Mąż wstał wcześniej, zamówiłam jajko na twardo na śniadanie, zjadłam z ogromną przyjemnością , widocznie jakiś brak w organiźmie.  Nadal jemy barszcz, na szczęście to końcówka, jakoś nie udaje mi się gotować mało zupy. Na drugie danie kupiłam gotowe pierogi z pieczarkami i szpinakiem, smaczne były, ale jednak domowe to jest to. Cierpliwie czekamy na swoją kolej szczepienia, ale cienko to widzę. 

17 stycznia 2021 , Komentarze (8)

No i jest, przyszła. Prawdziwa zima, potrzebna bardzo dla przyrody, dla odnowy . Słychać dzieciaki szalejące na śniegu. Wczoraj była i burza śnieżna i intensywne opady śniegu. Oglądałam zdjęcia z bulwaru, tłumy ludzi, dlatego my zostaliśmy w domu.  Zrobiłam barszcz ukraiński z fasolą, zapiekankę z resztek, jak zwykle ulubione danie męża. A barszcz super, smak zapamiętany z dzieciństwa. Waga  w porządku, nie waha się, czego żałuje, bo wolałabym spadek. Ale przy stagnacji o to raczej trudno. Dziś c.d. barszczu oraz filety z indyka pieczone  z warzywami, ryżem jaśminowym, zalane cydrem. Do tego brukselka i już. Gdy pilnuję posiłków pod kątem tłuszczu, smażenia, cukru, czuję się ok. Niestety, mój pociąg do słodyczy, szczególnie czekoladowych, jest trudny do ogarnięcia. Dla zdrowia staram się jednak. Czytam 3 tomową powieść Agnieszki Wojdowicz : Eliza, Klara, Judyta. Wciagneła ,mnie, bo rzecz dzieje się  głównie w Krakowie XIX wieku, gdy bohaterki poruszają się znanymi mi ulicami, gdy odwiedzają miejsca , które widziałam. To bardzo przyjemne uczucie. Książki są darowane pod choinkę, czeka mnie jeszcze Kasia Nosowska i Joanna Bator. Brukselkę zrobię na parze, bo tak lubię najbardziej. Wówczas jej prawdziwy smak się pojawia. Wczoraj mąż dał mi na chwilkę na uszy słuchawki , Marka Knopflera i Philadelfię . Słuchamy jej zawsze podczas podróży, Boże jak zatęskniłam za jakimś wyjazdem, za wypadem gdzies w Polskę! Aż mi się łzy pojawiły z tęsknoty! A tymczasem czekamy na szczepienie, które, jak to w Polsce, będzie kiedyś, albo trochę później . To takie wkurzające, gdy oglądam "namaszczonych " funkcjonariuszy, poruszających sie po kraju bez barier ustalonych przez nich dla maluczkich. Lubię wiedzieć, co się dzieje w Polsce, na świecie, ale ruszaja mnie teksty o tym, że Kaczyński znów pojawił się na ambonie i stamtąd głosił coś na kształt homilii.  To jakaś paranoja! Pożegnałam się z kościołem jako instytucją, bliżej mi do Boga w domu.

13 stycznia 2021 , Komentarze (9)

bo dziś sporo chłodniej. Pogoda wyżowa, słońce rozkosznie  świeciło na  spacerze. Co za radość iść tak wzdłuż morza, podziwiać jego bezkres i na dodatek  w słońcu!  To była chyba nagroda dla mnie za boleści poranne u stomatologa. Odwiedzam go/ją co 3-4 miesiące od kilkunastu lat.  Po zastrzyku znieczulającym  miałam znów usta karpia, na szczęście maseczka zakrywa te niedogodność. Na fotelu dentystycznym siedzę spięta jak struna, ściskam bezwiednie ręce, i czekam na ból. A potem jestem tak zmęczona tym naprężeniem, że hej!  No  ale spokój na jakiś czas. Dla zaspokojenia potrzeby snu, niestety wczoraj połknęłam chemię, spałam dobrze , wreszcie wypoczęłam, ale to żadne rozwiązanie. Musze jakoś znów zastanowić się, co jest przyczyną stanu  bezsenności. Waga ok, ale dolegliwości wątrobowo/żołądkowe. Dziś ich mniej, na obiad zjadłam ziemniaki z gotowaną marchewką, uspokoiło się. No cóż, z wiekiem każda materia się zużywa, psuje i działa gorzej! Oddałam wszystkie ( przeczytane już) książki do biblioteki, nie pożyczyłam nic, teraz zajmę się gwiazdkowymi prezentami. Wieczory coraz późniejsze, coraz jaśniej jest. Zapowiadana zmiana pogody chyba nadchodzi, temperatura spadła do 1 stopnia. Zapowiedzi obostrzeń covidowych do marca/kwietnia lekko przerażają. Z czego mają żyć  restauratorzy, sklepy w galeriach, kluby fitness?  W Gdyni widać coraz więcej zamkniętych lokali, czekajacych na kolejny wynajem. A branże nastawione na turystów ?  Wpływu na to nie mam, ale denerwuje mnie nonszalancja  ludzi chodzących bez maski w sklepach, w pomieszczeniach zamkniętych. Spokojnie kobieto, powtarzam sobie, ale musiałabym przestać myśleć, aby tego spokoju zaznać. A tego na szczęście nikt mi nie zabroni🤪  

10 stycznia 2021 , Komentarze (6)

Po choince śladu nie ma, wszystkie ozdoby zapakowane, czekają na  kolejne Boże Narodzenie. Czas nieubłaganie mija, a za oknem nadal ciemno , ponuro, o śniegu nie ma co marzyć. Dziś morze było spokojne, ale na horyzoncie wisiała dziwna chmura, ogromna jak góra. Statki na redzie wyglądaly jak stojące na tle jakiś szczytów. I muszę powiedzieć, że ten widok nie był przyjemny, od razu wyobraziłam sobie ogromną falę kierująca się  do lądu. Zero ucieczki i ratunku.  Wiele osób stawało spoglądając w jej kierunku, nie byłam więc osamotniona w tym zdziwieniu.  A sama wędrówka dzisiejsza miła, chociaż wyjątkowo ciężko było oddychać, na szczęście nad morze, w parach i na skwerach można funkcjonować bez. Taki porządny haust powietrza, to coś cudownego. Szukam śladów najmniejszych zmieniającej się pory roku, słychać dziś było świergot ptaka, nie znam gościa, ale to ten z tych wczesnowiosennych. Żarełko spoko, waga w ryzach, mąż z uśmiechem na ustach, bo było dziś mięso w sosie. Prozaiczny schab pieczony , acz dobrze doprawiony spowodował ten stan oblicza. Jak łatwo zrobić przyjemność mężczyźnie!😛  Ćwiczenia wykonywane przez męża  według wskazań  fizoterapeuty skutkują większym zgięciem nogi w stawie kolanowym. Huraa!, niedawno był to kąt prosty, teraz jest  prawie cała zgięta!  Potęga organizmu, umysłu i silnej woli.  Zapisaliśmy się na szczepienia, o terminie zostaniemy powiadomieni. Dzwoniłam na 989, tam także mało wiedzą, taka to Polska właśnie.  Czytam Katarzyny Puzyńskiej Łaskuna, zobaczymy, czy przypadkiem  nie zwróci się w trend Bondy, czyli czary, mary, czego nie lubię.  Nadal poświęcam sporo czasu ma moje podróże wirtualne, czyli szukanie, śledzenie na mapie, oglądanie zdjęć, filmików z miejsc, do których mam zamiar się udać w tym roku.  Oby jak najszybciej te szczepienia, to moja cicha nadzieja, chociaż rozsądek mówi, że nie mam co liczyć na cud.

7 stycznia 2021 , Komentarze (4)

Bardzo , bardzo nieśmiało padał śnieg. Ale był, nie widziany od dawna. Może jednak uda się w tym roku nałożyć śniegowce, pójść na spacer w kopnym śniegu, rzucić kulką w męża?  Spałam dziś bardzo długo, aż mój luby przyszedł zaniepokojony, co się dzieje. A ja wyspałam się za wszystkie czasy Pod chłodnym prysznicem wspominałam pobyty nad jeziorem, bo chłodna woda przypomniała mi kąpiele w jeziorze.  I najbardziej lubiłam te lata, gdy wkoło było mało ludzi, mało domków, bylismy tam jakby sami, tylko na weekendy pojawiali się ludzie.Mało płotów i ogrodzeń, nawet sarna przeszła przez działkę, zdziwiona naszą obecnością, żurawie  stały blisko na polu, a wioskowe psy przychodziły do nas na wyżerkę. Po latach okolica znów przeżywała boom, pojawili się ludzie z radiami, samochodami, grillami. Zaczęły się budowy, grodzenia, wyznaczanie , co moje, nasze, wasze. Ciche jezioro zaczęło rozbrzmiewać krzykami, nawoływaniami i muzyką. Teraz jesteśmy zadowoleni, że sprzedaż poszła tak szybko. Dziś morze spokojne, mimo niskiej temperatury było ciepło, bo bez wiatru. Znów energetyczny marsz, po którym czuję się  doskonale. Owsianka dziś na śniadanie, z 1/2 jabłka , łyżka syropu klonowego i jogurtem. Na obiad zupa krem z pieczonej papryki ( pycha!) oraz wczorajsze mięso w sosie kurkowym z makaronem i do tego buraczki.  Na jutro znów planuje grzyby, bo będzie kasza  z pieczarkami, zapiekana w piekarniku, kasza gryczana oczywiście, bo taka jest w tej potrawie najlepsza.  Chciałam kupić wędzoną rybę,  zamarzyłam o paście  z makreli , ale nic z tego, może jutro?  Wczorajsza sytuacja w USA potwierdziła tylko, że Tramp jest człowiekiem niezrównoważonym, ale strach był, że coś się stanie. A pan Duda, wbrew wszystkim na świecie uznał, że to wewnetrzne sprawy USA, oj, szkoda gadać.  

6 stycznia 2021 , Komentarze (11)

zawsze kojarzy mi się z synem, który nawet latem potrafił  ni z pietruszki zaśpiewać kolędę o 3 królach! Za oknem ponuractwo na maksa, niestety. Na dodatek pada. Wczorajszy wieczór i noc lało okrutnie. Na szczęście morze odwiedziliśmy wcześniej. Był sztorm, powietrze balsamiczne, fale przewalały sie nawet przez falochron. Czas pomyśleć o rozebraniu choinki, niestety.  Wczorajsze informacje na temat szczepień wskazują, że męża obejmie grupa do lutego, a ja będę czekać  niestety w najliczniejszej grupie. Trudno, czasami tak bywa. I kto by pomyślał, że znów wiek jest w cenie?!😛. Dziś postanowiliśmy  z mężem zrobić sobie dzień literacko- muzyczny. Dinah Washington śpiewa cichutko, już przygotowałam sobie kilka pozycji książkowych do wyboru. Wczorajsze warsztaty kulinarne pozwolą dziś tylko  jeść, bo wszystko gotowe. Faktycznie wykorzystałam zamrożone kurki, już pora na nie była. Za oknem cisza, miasto śpi chyba, ludzi nie widać . Mąż przygotował kawę w kawiarce włoskiej, zapach rozchodzi się po całym mieszkaniu! Wczoraj rozmawiałam ze szwagierką ( żoną szwagra) z Łeby. W małych miejscowościach szczepienia pewnie będa szybciej, bo mniej ludzi. Jesteśmy pokoleniem ludzi odpornych, szczepionych w dzieciństwie na różne choroby, to daje nam odporność , mam nadzieję. Nostalgiczna piosenka Dinah  znów spowodowała tęsknotę za wyjazdem , chociażby do Malborka!  Ostatnio bylismy tam, gdy trwał remont, wart byłoby zobaczyć po. Wspominam nasz pobyt we Fromborku. To był tylko weekend, ale zauroczyła nas katedra, gdzie wysluchalismy koncertu, zobaczylismy miejsce pochowania Kopernika, potem muzeum jedno, drugie, planetarium. To miejsce odwiedzane chyba tylko latem, a tak ciekawe. Teraz tylko zewnętrzne atrakcje zostały, ale narazie aura nie sprzyja dalszym wyjazdom. Chyba znów usiądę nad atlasem  i będę szukać lokalnych ciekawostek. A wieczorem chyba skusze się na ćwiczenia, bo brak dzisiejszego spaceru musze czyms zastapić. 

4 stycznia 2021 , Komentarze (2)

W środę kolejne święto, takie trochę na siłę wprowadzone niedawno, a ja mam dosyć świętowania. Wolę normalną codzienność, z obowiązkami, koniecznością wyjścia , chociażby po zieloną pietruszkę, gdy czas biegnie zupełnie inaczej i ciemność wieczoru przychodzi nagle i niespodziewanie. Przygotowałam się dziś zakupowo na wizytę kuzynki z mężem, ale właśnie zadzwoniła, że nie przyjdą w środę, bo coś tam, coś tam. Nie nalegałam, spotkanie nie zając, do marca daleko. Za to mam już obcykane menu świąteczne w postaci:  zupy z pieczonej papryki i marchewki, podanej z grzankami czosnkowymi, polędwiczki wieprzowej w sosie kurkowym, ciasta biszkoptowego z brzoskwiniami. Co z tego zrobię, czas pokaże oraz moja wola realizacji. Jakby co, to jestem przygotowana na inny najazd.  A propos jazdy, pojechaliśmy do Jyska zobaczyć szafki na obuwie, bo internet internetem, ale pomacane wygląda inaczej. Zobaczyłam, zniechęciłam się, szukam dalej. A szukam  wobec pomysłu przearanżowania przedpokoju, aby stał się wygodniejszy w użytkowaniu i kolorystycznie milszy. Zdaje się jednak, że skończy się na stolarzu i zamówieniu, przy okazji wykona szafę nietypową na okrycia wierzchnie, według mojego projektu. Za to synek szaleje w internecie i kupuje, kupuje. Cieszę się, bo pamiętam jeszcze zdobywanie  wszystkiego do umeblowania naszego mieszkania, teraz jest łatwiej.  Wymyśliłam natomiast zadanie na dziś, które już zrealizowałam, w postaci uporządkowania szuflady z rajstopami. Mam ich od licha i ciut, ciut, leżą teraz w przegródkach, ułożone kolorami, grubością oraz fasonami( we wzorki), część poszła się bujać. Wczoraj zabrałam się za rysowanie, zgodnie z prezentem darowanym na Gwiazdkę. Narysowałam pierwszego w moim życiu siedzącego kota, kota tyłem, zająca czy królika, ulice w perspektywie. Tzw. widoczki nie sprawiają mi trudności, bo zawsze je lubiłam rysować. Chyba latem zabiorę się za malowanie w plenerze. Kiedyś było to frajdą. Wagi pilnuję i to widać .