w wykonywanych ćwiczeniach, bo organizm przyzwyczaja się, a właściwie przypomniał sobie. Zawsze lubiłam ćwiczyć i mieć sprawne ciało. Teraz, gdy przypomni mi się mama, od razu lżej z myślą, że ćwiczenia czekają. Podziwiam te naprawdę stare osoby, które" wbrew tak zwanej ironii losu" , starają się być aktywne i nie poddają się. To ogromna mądrość , bo ciało odwdzięcza się za ten ruch, odwrotnie, gdy jego brak. Taaak, z teorii zawsze byłam dobra🤪. A na poważnie, gdy widziałam wczoraj wspomnienia o Ryszardzie Szurkowskim, który nie poddał się po makabrycznym wypadku, szacun ogromny. Przyjmowanie zdarzeń losowych z pokorą to sztuka. Dziś na śniadanie 2 kromki grahama, obie z jajkiem na twardo + kawa z mlekiem. Potem koktajl zielony, na obiad zupa ogórkowa i makaron razowy z pieczarkami smażonymi i surówka z pekinki, ogórka kiszonego i czerwonej papryki + zielona pietruszka. Tego makaronu były dwa gniazda. Poza tym mandarynka i 2 kostki czekolady. To jedyne słodycze, jakie jadłam przez ostatnie 3 dni, a białe pieczywo poszło w zapomnienie. Na kolacje będzie druga porcja zupy oraz filiżanka soku pomidorowego. Każdy posiłek poprzedzam szklanką ciepłej wody z łyżeczką kopiastą cytryny, uprzednio zamrożonej, a następnie startej wraz ze skórką. Siła wodospadu!!!!! Dziś nadeszły sukienki zamówione w Grey Wolf, jedna do zwrotu, bo ma zbyt duży dekolt. Druga trochę wydaje mi się za ciasna w biuście, ale jestem optymistką, do lata będzie ok. Ta trzecia , ciemnozielona, świetnie pasuje do nowych tenisówek, które udało mi się kupić dziś w moim rozmiarze. Zaczęłam czytać Margaret Atwood "Opowieść podręcznej"