Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 252017
Komentarzy: 6514
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

11 sierpnia 2020 , Komentarze (10)

Zaczęłam robić  przetwory pomidorowe. Udało mi się kupić malinowe za 4 zł/kg i za 3zł te normalne. Zrobiłam już 9 słoi, takich 2 l. przecieru. Zapach i smak zimową porą to poezja . A jakie zdrowe! nie muszę kupować koncentratu, a im dłużej gotuję to cudo, tym więcej wyzwalam zdrowotnych właściwości. Taki to owoc!:p. Tańszy raczej nie będzie. A przecier robię na oliwie, z całą wiązką pietruszki zielonej na 4 kg pomidorów, trochę soli, pieprzu, odrobina cukru. Nie bawię się w przecieranie, tylko blenduję i do słoi. Mniejszych, większych, aby otwierać w razie potrzeby. Jako dziecko zastanawiałam się nad treścią piosenki Addio pomidory, teraz ją rozumiem całkowicie. Dziś na obiad chłodnik z botwinki, spaghetti z brokułami , czerwona porzeczka na deser.  Kolejny sok pomidorowy wypity, już trochę zaczyna mi przeszkadzać ten smak, wolę ten własny. Dopiję jednak partię do końca. Wizyta w bibliotece, udało się wypożyczyć "Sedno życia" Katarzyny Kieleckiej, to kolejna książka tej autorki, poprzednia pt. "Piętno dzieciństwa" była spojrzeniem brata na dzieciństwo, teraz czytam o siostrze. Dobrze się czyta, chociaż to o przemocy rodzinnej, o chorobach, o raku i o samotności.  W zeszłym tygodniu przeczytałam 4 książki, łykam je po prostu. Dziś trochę chłodniej, ale zapowiedzi kolejnych upałów przerażają mnie. Syn już w Barcelonie, a ja dziś śniłam o stolicy Katalonii. Dziwne to było, bo zgubiłam się  jakiejś wycieczce, zaopiekowała sie mną rodzina arystokratyczna  , z  artystą malarzem  w tle. Na szczęście odnalazł mnie  mąż, bo w tym malarstwie dużo było szaleństwa.  Nie analizuję snów, nie zawsze je pamiętam, nie przywiązuje wagi do ich treści.  Jak przeczytałam w wymienionej książce:" W sumie całe życie  jest z góry zamkniętą sprawą , Wszystko już było, jak powiedział ben Akiba. " 

9 sierpnia 2020 , Komentarze (6)

wczoraj panicz wrócił do siebie. Szykuje się do kolejnego wyjazdu, tym razem do Barcelony, na 8 dni. Zazdroszczę jak cholera! Dni z synkiem minęły szybko i miło. Zadowolenie z jedzenia, wieczorne rozmowy przy winku o planach zawodowych i prywatnych, wypad za miasto aby posiedzieć w cieniu drzew, poczytać w naturze, jeden obiad  fundowany przez panicza. Syn i tak sporo pracował  w trakcie pobytu, opowiadał o wykładaniu zdalnym, nie będąc fanem tego rozwiązania. Nacieszyliśmy się sobą chociaż trochę. A dziś spowolniony dzień, chociażby z powodu upału, który daje mi się we znaki niemiłosiernie. Dziś w południe wyjście do kina na "Włoskie wakacje", taki lekki film z ukochaną Toskanią w tle. W poniedziałek fryzjer, w piątek usg tarczycy i  pierwszy film z serii Ogni Giorno, czyli tydzień kina włoskiego. Przerwa w filmach na 15 sierpnia, gdy odwiedzimy Teatr Atelier w Sopocie i posłuchamy piosenek Wojciecha Młynarskiego. Mam zatem zajęcia aż do 20 sierpnia. Po drodze pewnie będzie wizyta u notariusza, aby zakończyć sprzedaż mieszkania po rodzicach. Nudzić się nie będzie więc czasu. W czasie pobytu syna grzeszyłam z jedzeniem, teraz wracam na utarte szlaki, aby je utrwalić. Niezmiennie piję sok pomidorowy codziennie, dużo wody, bo prawie 2 l. Śpię tylko pod powłoką, tak jest gorąco  w nocy, a ja potrzebuje chłodu dla dobrego snu.  Podobno po 15 aura trochę się uspokoi. Oby!    

2 sierpnia 2020 , Komentarze (7)

jak to u emerytów, szybko czas mija.  Ostatnie dni były cieplutkie, wystawiałam sie do słońca i na wędrówkach i na balkonie. Poranki niestety chłodne, ale za to śpimy dobrze.Jadam tez zdrowo, przynajmniej tak myślę.  Mięso piekę, najczęściej drób, jadam owoce, pije codziennie sok pomidorowy, słodycze staram się omijać. Nie zawsze to wychodzi, ale ograniczenie jest spore. Nad morzem różnie, raz ciepło, raz zimno, w poniedziałek znów popada. Ludzi aż tak dużo nie ma, niestety wchodzą wszędzie i tacy bez maseczek.  Jestesmy z mężem w grupie ryzyka, staramy się więc zabezpieczać,  dystansując się. Czytam sporo, bo trafiłam w bibliotece na ciekawe pozycje. W piątek zaczął się w Gdyni Panel Literacki, czyli wydawnictwa wystawiają swoje książki na bulwarze.  Byliśmy tam w sobotę, pogoda sprzyjała, kupiliśmy 7 książek, w tym 3 czeskie, limeryki Szymborskiej, dwa kieszonkowe kryminały po 5 zł i jedną pozycję włoską, także z przeceny, której mąż szukał od dłuższego czasu. Po powrocie do domu  z ogromną przyjemnością zasiedliśmy z kawą do przeglądania tych "zdobyczy". Jutro  mąż ma kolejny przegląd, tym razem rejestracyjny, potem odwiedzimy dwa cmentarze i mieszkanie po rodzicach. Zabiorę resztę pościeli i oddam do hospicjum. We wtorek po południu, na obiad, przyjedzie panicz. Plany moje w sprawie żarełka dla dziecka to: leczo z chorizo, zapiekany bakłażan z pieczarkami, pomidorami i mozzarellą., naleśniki z mięsem, gulasz  z kopytkami, zupa pomidorowa ze świeżych  pomidorów. Z pewnością dziecię będzie chciało zjeść coś także " na mieście" , nie spinam się,  szkoda życia.  Moje bóle mięśniowe nóg przeszły, być może był to brak magnezu, potasu, może za mało mięsa jadłam i brak było B12.  Jutro mam telewizytę z moim lekarzem,  chcę kupić szczepionki p-ko grypie i muszę mieć receptę.  To tyle  u mnie. Widziałam ostatnio fajny przepis na tiramisu z malinami, mam ochote na  wykonanie.     

30 lipca 2020 , Komentarze (6)

Dziś chłodno, wietrznie i  deszczowo. Nad morze wyszliśmy przed 9, złapaliśmy jeszcze trochę słońca. Po drodze kupiłam  w Empiku  możliwość nabywania przez rok różne usługi i towary ze zniżką 15%. Kosztowało mnie to 40zł. Nawet na samo Boże Narodzenie się przyda.. Widoczność dziś doskonała, Półwysep Helski jak na dłoni, podobnie Mierzeja . Było czym oddychać. Grzecznie nakładamy maseczki  w sklepach, unikamy skupisk ludzkich.  Postanowiliśmy zaszczepić się p-ko grypie. Trochę przeraża mnie ten wzrost zachorowań. Staram się zwracać uwagę ( grzecznie) ludziom, aby nakładali maski , pytając po prostu, dlaczego ich nie mają. Reakcje są różne. Zezwolenie na wesela, śluby , komunie i inne uroczystości kościelne  tłumne, to był naprawdę błąd. Lobby kościelne swoje zrobiło. :( Właśnie słyszę zapowiedź, że obostrzenia  wrócą. Moja dieta   jako tako, chociaż waga tylko lekko drgnęła. Na śniadanie kasza, albo owsianka, sporo owoców z kefirem, mięso z warzywami, grahamka w ilościach skromnych i co 2- 3 dzień.  Dziś na obiad ziemniaki i kurki w śmietanie. Tylko tyle. Codziennie wypijam 330ml. soku pomidorowego. Na jutro planuję ciemny makaron + fasolka szparagowa ( wolę zieloną ) + pomidorki koktajlowe.  Na śniadanie będzie jajecznica, ale i twaróg z czarnuszka. Rząd zajął się walką z gender , kompletnie odwracając znaczenie i pojęcie tego słowa, wydaje mi się, że celowo. Moim zdaniem ma to odwrócić uwagę od haosu w gospodarce, od planów   w stosunku do  kopalń, od podwyżek. A "ciemny naród" to kupuje. 

28 lipca 2020 , Komentarze (4)

będę  jadła pod kontrolą. Własną kontrolą, ale jednak. Moja waga nie podoba mi się absolutnie. Dlatego własnie dziś  na śniadanie zjadłam owsiankę z paprochami ( słonecznik, orzechy, borówki, daktyl i śliwki suszone) + kawa z mlekiem. Na II śn. była 1/2 grahamki, część z twarogiem i czarnuszką , część z polędwicą sopocką i ogórkiem kiszonym. Poza tym planuję dziś na obiad chłodnik i placki ziemniaczano- cukiniowe, pieczone w piekarniku , podane z sosem jogurtowym. Na podwieczorek będzie sok pomidorowy, a o kolacji pomyślę, jeżeli będzie taka potrzeba. Wykluczam słodycze absolutnie i pyszne białe pieczywo, które tak cudnie szkodzi mojej sylwetce. Dziś spacer z samego rana, bo po 8. Było tak przyjemnie chłodno, wietrzyk dodatkowo czynił komfort. Tylko widok bezdomnych psuł nastrój. Bardzo dużo takich ludzi  widać latem.  Siadanie na ławce w parku jest dziś ryzykowne, bo grozi czymś. Naprawdę czuję, że miasto w centrum zostało opanowane przez takich osobników. Mąż dzwonił do straży miejskiej , zbulwersowany załatwianiem  potrzeb fizjologicznych w środku miasta. Niestety, nasze codzienne wędrówki tą samą trasą potwierdzają, że straże mają gdzieś  porządek. Wolą zaczaić się na zdobycie jakiegoś mandatu, miast zajmować się brudasami.   Dodatkowo śmieci pozostawiane w workach foliowych, do których dostają się mewy, rozdrapując je po całej ulicy. Smutne to widoki. ;(. Coraz krótsze są dni, zmierzch zapada wcześniej, widać zbliżający się koniec lata. Od jutra ma być lekko chłodniej, może powtórka z leśnego zbieractwa? Pomyślę o tym rano.  A w ramach dbałości o zdrowie, będziemy się szczepić  p-ko grypie. 

26 lipca 2020 , Komentarze (5)

Dał mi się we znaki, niestety. Nowe sandały muszę zanieść do szewca ( ha, ha  a wczoraj o nich śpiewałam!), aby przykleił mi wkładki, co by zakryły szwy, które robią mi bąble. Wróciłam do domu znów  jak niepełnosprawna, mąż mnie ratował pielęgnacyjnie, mam na kilka dni z głowy większe wypady. Obiad jak pisałam, drób i pieczone warzywa. Pycha. Z warzyw pozostałych z obiadu zrobiłam zupę krem, wyszła smaczna, naprawdę.  Przyjemny relaks na balkonie, z książką, z kawą , do czasu deszczu. Pompa była wspaniała podstawiłam pod ten deszcz  moje rośliny, aby i one się napiły.  Powietrze zrobiło się balsamicznie przyjemne, ozon pachniał. Panicz dzwonił, będzie na początku sierpnia, na 4 dni, aż.  Nie zdążę się rozkręcić, cóż dobre i to. Jutro mąż zawodzi samochód do doktora, na badania okresowe.Zapowiadają od środy kilka dni chłodniejszych. to dobrze, bo wolę  takie.    

25 lipca 2020 , Komentarze (5)

Nie mieli pieniędzy, ale mieli czas. Tak dziś śpiewałam wędrując przez lasy miejskie Gdyni, wzgórzami morenowymi, wśród buków i sosen. Spory kawałek przeszliśmy z kijkami, pogoda akurat na tego typu wędrówki, bo ok. 21 stopni.  Cisza, spokój, ludzi prawie nie widać. A widoki z góry niezapomniane. Wyszło ponad 8 km.  Muszę powtórzyć tę wędrówkę jesienią, aby jesienne kolory bukowe zobaczyć.  Wczorajszy spektakl został odwołany, szkoda. Nie wnikam jaka była przyczyna, co za różnica? Spędziliśmy więc popołudnie i wieczór w domu, przy lekturach i przy muzyce. Jak to jest, że klasyczna się nie nudzi, a pop starzeje się od razu?  Moje pelargonie angielskie podlane nawozem znów pięknie kwitną. To wielka przyjemność patrzeć na ukwiecony balkon. Wczoraj rozmawiałam z moim lekarzem, po raz kolejny zgłaszałam mu bóle mięsni. Twierdzi, że to nie mogą być statyny, bo istotnie pobieram bardzo małą dawkę.  Dostałam skierowanie na usg tarczycy, teraz tylko ustalić termin. Codziennie piję 330ml soku pomidorowego. Akurat w przypadku pomidorowego, przetworzony ma więcej wartości. Może faktycznie potas podwyższę i będzie ok?  Jutro zapowiada się ładny dzień, pójdziemy zatem na Kamienną Górę , to widokowe wzniesienie  w Gdyni, z parkiem , fajne miejsce. Ma być muzyka promenadowa, muzyka, którą przed wojną grano  w Gdyni nad morzem przy promenadzie. Ma być biblioteka pod chmurką, warsztaty kwiatowe, jakaś gimnastyka, jakieś pokazy.    Weźmiemy ze sobą książki, gdy będzie nijak, po prostu poczytamy. Na jutro planuję upiec warzywa , zamiast ziemniaków do mięsa. Uwielbiam smak pieczonej pietruszki . W przyszłym tygodniu panicz ma zawitać . 

23 lipca 2020 , Komentarze (14)

Ćmy  w ilościach sporych , szukają u nas chłodu. Codziennie wyganiamy kilka z mieszkania, są takie duże i nie należą do ładnych stworzeń. Ich upodobania do chłodu są mi bliskie, śpię wówczas lepiej, oddycham lżej i mam więcej werwy.  Ostatnio moje poranne ciśnienie jest w granicach 120, mam zatem ochotę na więcej ruchu. Ale ciem nie polubię, chociaż mamy wspólne upodobania.  Wczoraj pojechaliśmy do lasu, na kurki , a gdyby nie dopisały, miał być tylko spacer. Udało się, grzyby były, nawet jednego prawdziwka  znalazłam i 2 maślaki. Kurek była spora ilość , zrobiłam polędwiczki wieprzowe w sosie kurkowym, będzie na dwa dni.  W lesie dojrzewają już borówki, natomiast jagody są gorzkie i bez soku. Nasza wyprawa wrześniowa jest właściwie dopracowana, spanie zarezerwowane, trasa wyznaczona, teraz tylko czekać. A czas, jak same wiecie, biegnie niemiłosiernie, czyli, zanim się obejrzę, będę się pakować. Zdaniem pana Terleckiego , lepiej wykształceni głosują na PiS. Mam za sobą 19 lat nauki, w tym studia i aplikację , przepracowałam 35 lat ku chwale rodziny i własnej, a gdy oglądam Milionerów, rzadko kiedy nie potrafię odpowiedzieć na pytanie. Gdzież mi się równać ze zwykłym zwolennikiem  "najsprawiedliwszej" partii w Polsce. Może jakaś drobna aferka w rodzinie  pozwoliłaby na zrównanie ? A może moje wykształcenie jest-  zbyt-  dla PiS?   Moja waga fajnie zaczyna dołować. Co cieszy, ale muszę pamiętać, aby ta euforia nie wpędziła w samouwielbienie. Postanowiłam wypijać codziennie 330 ml. soku pomidorowego, aby organizm mój miał wystarczającą ilość potasu. Magnezu dostarczam już odpowiednio. To tyle w ramach samoleczenia bóli mięśniowych, pojawiających się wyłącznie nocą.   Ponieważ mam niedoczynność tarczycy, wykluczam wpływ tejże na mój stan, bo to przy nadczynności są takie objawy. Jutro będe miała skierowanie na USC tarczycy, to jeszcze dowiem się co i tam słychać.  

20 lipca 2020 , Komentarze (9)

mnie zupełnie. Jazda SKM z maseczką na twarzy to po prostu koszmar w taki upał. Mój organizm znosi to coraz gorzej. Wczoraj wizyta w Teatrze Szekspirowskim pod hasłem zwiedzanie. Miłe to było , pouczające i ciekawe. Na szczęście tam, w środku,  było solidnie chłodno, a otwarcie dachu to niesamowite zjawisko. Grupka zwiedzających spora, bilety idą na pniu. A po tej dawce kultury, coś dla ciała- posiłek we włoskiej knajpce. O zgrozo, zjedliśmy pizzę, napawając się językiem włoskim ze stolika niedaleko. Gdy kucharz Włoch wyszedł do "swoich", od razu zapanował nastrój italskiej uliczki starego miasta - głośno, szybko, z gestami, co chwila śmiechy. Lubię takie sytuacje, gdy widać, że ludzie bawią się chwilą. Podróż SKM do domu opisałam wyżej- koszmar. Wymęczyło nas solidnie, w domu byliśmy po 17, czyli cały dzień poza . I wieczorem odezwał się nasz wiek, oboje padliśmy wykończeni o 21  w łóżku , spaliśmy do 7 rano. Ja niestety niespokojnie, z powodu bólu mięśni. Zastanawiam się, co jest przyczyną, czy statyny, czy tarczyca. Dziś masowałam się piłeczką tenisową, aby rozmasować przykurcze powięzi. Zanim przyjdzie data wizyty u LPO odstawie statyny na 2 tygodnie. Zapiszę się ponadto do neurologa, aby wykluczyć miopatię.  Czyli , ja nie urok , to  sr.......ka. Zawsze coś. Spokoju w życiu być nie może.  Jesteśmy po burzy, od razu lżej się oddycha, z 27 temperatura spadła do 20. Będzie się dobrze spało. Żywnościowo ok. Przy takim upale nie ma się ochoty na dużo  i ciężko. Jakaś sałata, grzanka z pomidorem, twaróg ze szczypiorem, zupa krem warzywna, ot to, co daje pora roku. I owoce. Każdego dnia porcja , najczęściej porzeczki i borówki. Jutro udam się do biblioteki. Jakos nie mogę trafić na ciekawe pozycje. Wybór ograniczony, nowości nie widać. Zabrałam się za czytani pozycji domowych.    

18 lipca 2020 , Komentarze (6)

Piękna pogoda, słonecznie, ciepło. Wybraliśmy się do Parku Oliwskiego. Trochę lektury przy Pałacu Opatów, potem wystawa w nim. Nigeryjski artysta, bo to Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Obrazy pełne okrucieństwa, krwi, przemocy . Wszędzie penis jako symbol przemocy mężczyzn. Nie było to smaczne. Za to wystawa teatraliów ciekawa. Rysunki scenografii wykonane przez nazwiska dziś zapomniane: Perzanowska, Afanasjew, Bunsch, Krechowicz , ale i Zachwatowicz, Wajda.Potem chwilka w Katedrze Oliwskiej, znów podziw jej monumentalności.  Po posileniu się kawą i mini jagodzianką w niedalekiej cukierni, ruszyliśmy uliczkami Oliwy, podziwiać domy. Wreszcie jest tak, że mieszkańcy dbają o domy  z epoki przedwojennej, mające nawet i 120 lat. Są wyremontowane, odnowione elewacje, zadbane. Te detale architektoniczne, balkoniki, wieżyczki ,zawsze mnie zachwycały. Ulice wąskie, jeszcze brukowane, na Leśnej niesamowicie ogromny kościół Cystersów.  Och, od razu przypomniała mi się "Śpiewać ogrody" , książka Pawła Huelle. Powrót do domu na obiad, dzis rosół z makaronem ( mała porcja), oraz papryka żółta, wąska, faszerowana mięsem, podana w sosie pomidorowym, z ryżem + mix sałat z dodatkiem czerwonej porzeczki. One wyglądają jak rubiny na tle zieleni sałaty!  Pranie wywieszone przed wyjazdem do Oliwy wyschło, co nie dziw przy takiej pogodzie. A po obiedzie znów "Wenecja" na balkonie i spojrzenie Manueli Gretkowskiej na miasto miłości i kupców.  Dwa lata temu byliśmy w Oliwie o tej samej porze, uciekając z domu przed hałasem maszyn zbierających wilgoć po zalaniu mieszkania. Jak ten czas leci, jak powtarzalne są nasze potrzeby.  Dużo kontaktów telefonicznych z zoną szwagra, w sprawie ustaleń wyjazdowych- hotele, apartamenty, trasa, itp.  W sumie będziemy trochę w Polsce, trochę w Czechach, trochę w Niemczech.  Oby nic nie pokrzyżowało planów.