Wizyta u szwagra udana, bo liczne rozmowy Polaków przy stole. Ale pogoda wstrętna! Przeżyliśmy burzę gradową, błyskawice, zlewne deszcze i sztorm. Próbowaliśmy przejść się po plaży, wiatr tak sypał piaskiem w oczy, że było to niemożliwe. Znaleźliśmy zatem drogę od strony lasu, gdzie oglądaliśmy olbrzymie fale z wysokiej wydmy.W Łebie było sporo ludzi przyjezdnych, niestety pogoda rozczarowała. Tylko co wytrwalsi spacerowali. Wieczory spędziliśmy na rozmowach, wspomnieniach, przy winie, kartach i podziwiając nieporadność 7 miesięcznego Amstafa, wielkiego jak cielak, głupiutkiego jeszcze i zabawnego. Jego gabaryty nie likwidowały gapowatości , rozczulający był w tej roli. Z powodu złej pogody nie mogliśmy obejrzeć Ojca Chrzestnego, mam nadzieję na powtórkę kiedyś . W drodze powrotnej musieliśmy zajechać po zakupy, znów zadziwiły nas tłumy w sklepie, widać Polacy naprawdę lubią kupować w niedziele. Mąż zabrał się za rozbieranie starej szafy, a ja udam się do kuchni, aby przygotować żarełko na jutro i może na wtorek. Szafa będzie montowana w czwartek, a zatem mamy trochę czasu na przągląd rzeczy wyjętych.