Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 250768
Komentarzy: 6509
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 22 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 września 2017 , Komentarze (2)

Ależ się ciesze! Udało mi się przekonać mamę, że moje wizyty 2x w tygodniu w celu pomocy będą jak najbardziej wskazane. Powoli, powolutku może dojdziemy do właściwych relacji, gdy to dzieci dorosłe pomagają rodzicom, gdy ich kondycja już  niespecjalna.  W środę tata ma "wychodne" , a my  będziemy działać, angażując także mamę, aby nie czuła się odtrącona. Ale oczywiście z umiarem. Ach, jak się cieszę!

17 września 2017 , Komentarze (2)

Od rana sms-y od kuzynki męża, która po raz pierwszy  zaczęła turnus w sanatorium. Nie zdecydowała się , aby zapewnić sobie pokój  dla siebie z węzłem sanitarnym, a szkoda, bo teraz ma wprawdzie jedynkę, ale 4 osoby do łazienki! To pozostałość komunistycznych czasów , okropna i niehigieniczna. Kuzynkę stać na inne warunki, miała nadzieję ma coś lepszego. Trudno, jej decyzja. (slina) Wbrew zapowiedziom, pogoda niezła, a nawet za ciepło w kurtce. Gałka lodów  i spacer na bulwar. Cieplutko, morze  błyszczało w słońcu, na horyzoncie żagle, cudnie!  W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Lidla po owoce, wzięłam także ofertę turystyczną. Nie znalazłam tam nic  ciekawego, może następnym razem.  Po obiedzie wizyta u rodziców, wczoraj nie mogłam się dodzwonić, aby zapowiedzieć dzisiejsza wizytę. Według słów mamy - nie było nas - nie pytam gdzie , bo to temat niebezpieczny.  Z przykrością  muszę powiedzieć, że nie lubię tych odwiedzin, są  wypytywaniem, ocena, opowieścią o lekarzach, dolegliwościach, krytyce innych.  Ach, starość jest nieciekawa.:(

16 września 2017 , Komentarze (2)

Jeżeli ktoś chce obejrzeć film zabawny, fajnie zrobiony, z ciekawymi tekstami, to  "Nie ma tego złego..."  jak najbardziej polecam. Uśmiałam się wczoraj do bólu przepony. Ostatnio niespecjalnie "wchodzą mi" filmy okrutne, mroczne , o tzw. teraźniejszości polskiej , głupie komedie, gdzie wulgaryzmy mają być tym humorem . Sobota wstała słoneczna, a my  nad jezioro. Najpierw spacer do lasu , aby zebrać trochę grzybów. Po drodze do lasu rozmowy sąsiedzkie, kawa z sąsiadem, któremu zmarła żona w wieku 58 lat, nagle i podczas zabiegu. Staję się bezradna widząc łzy w oczach faceta, starałam się rozmową odwrócić tę sytuację.  Uff!  W lesie sporo ludzi, ale nasze grzybne miejsca nie zawiodły. Pod dębem trafił się prawdziwek, sporo kurek zebraliśmy, maślaki, kozaki, podgrzybki. Usmażyłam je już i  zjadłam trochę . To naprawdę wspaniały smak. Po spacerze leśnym chwilka na jego skraju, z widokiem na zielone pola ciągnące się hen. Drzewa w kolorach oszałamiających, lecące żurawie, tuż obok jarzębina wabi koralami. W domku włożyłam kołdry do worków próżniowych, pochowałam serwety, obrusy, itp ozdoby, popakowałam art. spożywcze aby zabrać do domu. Moje hortensje kwitną pięknie, ale dalie mają dopiero pączki. Dużo będzie pigwy w tym roku, może wyjdą dwie karafki nalewki?  Mąż zajął się montowaniem rowerów na bagażnik, a to już faktycznie oznacza koniec lata. Kiepskiego w tym roku, niestety. Jutro ma padać, i taka  pogoda w kratkę  prześladowała nas całe wakacje. 

15 września 2017 , Komentarze (2)

W poniedziałek zaczyna się kolejny, 42  Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Miasto już przygotowuje się do tego wydarzenia, bo pięknieje w oczach. Oby pogoda dopisała i ludzie mogli oglądać filmy na plaży. Spotkałam znajomą, która wybiera się na festiwal, proponowała  pojedynczy film, aby poczuć atmosferę . Po przeczytaniu tytułów zgłoszonych do konkursu nie znalazłam niczego ciekawego. Voltę już widziałam, Pokot takoż. Reszta może niech zostanie oceniona, a potem podejmę decyzję. Dziś natomiast idziemy na francuski film "odpoczynkowy"  pt. "Nie ma tego złego". To po południu, a przed to po pierwsze zakupy, bo w domu pustki  ogromne i w chemii i w żywności. Pojawiły się wreszcie moje ukochane figi, które uwielbiam do sera pleśniowego. A w Biedrze kosztują grosze. Po zakupach nad morze, no bo co kurcze blade!. Niby chłodny wiaterek, a spociłam się w cieplejszej już kurtce ( rano było 12 stopni). A Bałtyk wygladał dziś super, jakby też szykował się na jakąś imprezkę. Na obiad dziś rosół z makaronem , porcja obowiązkowo marchewki i zieloną pietruszka, potem pieczone tuszki flądry + mix sałat z pomidorkami czereśniowymi i serem pleśniowym. Na deser biszkopt ze śliwkami i kawa. Dziś w Auchanie były produkty regionalne, ilość gatunków i rodzajów piwa  powaliła mnie. Żeby tyle pieczywa wystawiono!  Z tych rarytasów regionalnych kupiłam miód spadziowy z Bieszczad. Lubię kończyć śniadanie kromką z miodem lub powidłami. 

14 września 2017 , Komentarze (5)

Wenecja to bajkowe miasto- wyspa, a właściwie kilkanaście wysepek połączonych mostami, mostkami, mosteczkami.  Ale, od początku. Podróż zaczęliśmy pociągiem  z Gdyni do Berlina, bo stamtąd był lot do Wenecji. Nocowaliśmy w Berlinie w dzielnicy Charlottenburg,  czyli w zachodniej części miasta . Stamtąd udaliśmy się na zwiedzanie Bundestagu, a jest co zobaczyć, zapewniam.  Lot do Wenecji na drugi dzień, przedłużył się nieco, bo nad Treviso ( lotnisko) była burza. Gospodarz miły czekał na nas na dworcu autobusowym, zaprowadził do apartamentu, wszystko wytłumaczył . Zmęczeni podróżą daliśmy jeszcze radę  zjeść kolację w pobliskiej knajpce i wykonać krótki spacer. Rano po śniadaniu wyjście w kierunku Placu Św. Marka. Odległość niezbyt duża, ale szliśmy powoli, bo widoki nas powalały. Co chwila kanał z gondolą lub śmigającymi vaporetto      ( tramwaje wodne), jakiś kościół lub dom przecudnej architektury, maleńki mostek urzekający urodą. Tłumy ludzi  nacji z całego świata, zachwyceni jak my.  Najważniejszy plac Wenecji to przede wszystkim bazylika, wieża widokowa, Pałac Dożów i okno na świat, czyli widok na morze i kolejne wyspy. Ludzie cierpliwie stoją w kolejkach do zwiedzania, z pokorą przyjmują niedogodności . Wnętrze Bazyliki Św. Marka to po prostu cudo, chociaż jej wygląd zewnętrzny daje przedsmak  zjawiska. Warto tam wejść, na taras widokowy także, także na wieżę, aby spojrzeć na Wenecję z wysoka. Koło południa jadaliśmy zwykle jakieś przekąski typu małe kanapki, kawałek pizzy, kawa, nieodłączny aperol. Aperol zasmakował mi wyjątkowo, doskonale gasi pragnienie, a panująca wówczas temperatura sprzyjała smakowaniu.  Poza Placem  przeszliśmy wkoło ze dwie dzielnice, kończąc dzień w osterii na Placu Margherita. Miejsce odwiedzane głównie przez młodzież, bo blisko uniwersytetu i tanio tam, miało klimat dawnej Wenecji, bardziej lokalnej a nie tej z drogimi sklepami.  Drugi dzień spędziliśmy zwiedzając   wyspy. Wykupiliśmy bilet na całodniowe korzystanie z vaporetto i popłynęliśmy . Najpierw na Burano, kolorowe miasteczko rzemieślników, z małymi domkami nad kanałami, z mnóstwem sklepików z wyrobami miejscowymi. Spacer nadbrzeżem zaprowadził nas do miejscowej winnicy, gdzie  w eleganckiej restauracji trwały przygotowania do wesela. Potem wyspa Torcello, z bazyliką romańską i niesamowitymi freskami, jakby troszkę zapomniane miejsce, bo poza kilkoma knajpkami niczego tam nie ma, a wyspa raczej niezamieszkała.  Kolejny cel to Murano, czyli wytwórnia kolorowego szkła weneckiego. Wszędzie go pełno, wyroby różne i na każdą kieszeń. Te naprawdę artystyczne poza naszą możliwością. Ale kupiłam dwie kolorowe filiżanki do espresso, skusiłam się także na szal w kolorze przygaszonego błękitu z delikatnym haftem w kolorze ecru. Samo Murano nie tak ciekawe jak Burano, ale i ono potrafi zachwycić nagle  napotkanym miejscem.Wieczorem poszliśmy na koncert do Bazyliki Santa Maria Gloriosa de Frari, gdzie wysłuchaliśmy utworów Vivaldiego i Bacha. Kolejny dzień to msza niedzielna w Bazylice Św. Marka , czytanie także w j. polskim. Potem wizyta w Teatro la Fenice- przepięknym teatrze operowym, gdzie posiedzieliśmy w lożach, na widowni, zwiedziliśmy salę koncertową z przepięknymi żyrandolami, wystawę wyrobów ze złota , obejrzeliśmy zdjęcia Marii Callas, która  nazywana była "primadonną stulecia". Dzień kolejny to zwiedzanie dzielnic poza centrum, gdzie życie wolniejsze, mniej turystów, a ceny niższe. Odbyliśmy także ponad godzinną podróż po Canale Grande, podziwiając Wenecję od strony morza. Poza tym co wieczór wyjście w celach konsumpcyjnych, smakowanie miejscowych specjałów, przyglądanie się zwyczajom miejscowym, zajadanie się lodami, a kawa i aperol zawsze. Nie da się zwiedzać Wenecji  od punktu do punktu. Tam zagubić się wśród uliczek to prawdziwa rozkosz. Szukanie wyjścia z labiryntu, odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, to prawdziwa przygoda. Nawet stojąca woda na Placu Św. Marka  może być przygodą, bo i taką przeżyliśmy być może jedyny raz. Ostatniego dnia jeszcze raz Św. Marek, lody, kawa, aperol i wyjazd na lotnisko. Wenecja żegnała nas  ogromna ulewą , nam także było żal. Lot do Berlina bez przeszkód, przesiadka do Polskiego Busa, o północy byliśmy w Poznaniu. Nocleg u syna, w południe pociąg do Gdyni i tyle.  A tu chłodno, przywitał nas deszcz. Dziś już wykonałam 3 prania, upiekłam ciasto ze śliwkami, zrobiłam leczo i rosół.  Sen we własnym łóżku to najcudowniejsza rzecz na świecie, chociaż podróżować uwielbiam. Na równi z powrotami, nie ukrywam, bo trochę tęskniłam już  za naszym jedzeniem. 

5 września 2017 , Komentarze (1)

5 km. dziś  zaliczone. Ostatnie zakupy zrobione, manicure także. Teraz tylko o podróży będę myśleć. Na jutro mamy umówione odwiedziny w Bundestagu,  poprzednim razem zwiedzaliśmy co innego. Prognoza pogody wskazuje, że nie będzie męczącej temperatury, z czego bardzo się ciesze, bo przy moim nadciśnieniu  gorąco odpada. Właścicielka apartamentu w Wenecji tak miła, że wyjdzie po nas na dworzec autobusowy.  Wszystko układa się zatem ok.  Spotkałam dziś koleżankę z Fundacji, będę z nią ponownie chodzić na zajęcia ruchowe. Ona należy do klubu morsów, imponuje mi to, może się odważę? Kilka lat temu o tej porze byliśmy z mężem  w delcie Warty, podglądaliśmy odlatujące ptaki . Południowo- zachodnia Polska  jeszcze została nam do spenetrowania, obiecujemy sobie w przyszłym roku. A jest tam co oglądać!

Miłe panie, narazie zatem , czeka mnie przygoda i coś co uwielbiam, czyli podróż. 

4 września 2017 , Komentarze (4)

Do wyjazdu niecałe 48 godzin. Dziś kupowanie euro oraz dodatkowego ubezpieczenia na czas wyjazdu. Walutę udało się kupić taniej, co cieszy mnie niezmiernie. Jeszcze ostatnie opłaty, bo w okresie ich obowiązywania nas nie będzie, jeszcze telefon do rodziców, wizyta na cmentarzu u teściowej, itp sprawy.  Spotkałam dziś znajome z pracy, które służbowo były w Gdyni. Chwilka rozmowy, zazdrość, że Wenecja . Wysłałam dziś także  zgłoszenie do konkursu w RMF Classic, bo nagroda - weekendowy pobyt w Krakowie - bardzo mnie  zmotywowała. Szczęścia nie mam, konkurs wygrał kto inny, tak bywa, gratuluję.  Dietkowo  trzyma się, na śniadanie owsianka z jabłkiem + zielona herbata. Na obiad powtórka z wczoraj , jutro obiad na mieście, aby lodówka odpoczęła w czasie naszej nieobecności. Co wieczór , już w łóżku, przeprowadzam  w myślach przegląd spraw załatwionych i do załatwienia. Jest ich coraz mniej, a ja już przebieram nogami przed wyjazdem. Nie wiem, czy wszyscy tak maja, ja tak mam zawsze. Planuję, analizuję , rozmyślam i często zadręczam się w ten sposób. Taka natura, co zrobić.

3 września 2017 , Komentarze (6)

Chłodno, deszczowo, wyszliśmy na spacer, ale mokre nas przygoniło do domu. To żadna frajda tak moknąć. Zostaje lektura, może coś w TV znajdzie się ciekawego. Kupiłam dziś kolejną gazetę z artykułami w języku włoskim. Uwielbiam!  Na śniadanie owsianka z żurawiną i jabłkiem oraz łyżką miodu i łyżką jogurtu . Na obiad  pieczony kurczak + fasola zielona. Czytana przeze mnie aktualnie książka często opisuje  wspomnienia lub pobyt bohaterów w Gdyni, w Poznaniu, na Kaszubach. Wszystkie te miejsca są mi znane, a syn w Poznaniu mieszka i pracuje. Nomen omen. ;). Mój brat został po raz 5 dziadkiem, a ja nie mogę się doczekać , to niesprawiedliwe!  Żartuję, bo nie chciałabym mieć przeżyć jego rodziny. Wymyśliłam sobie, że w domku letnim uszczelnię miejsca przy rurach  siatką metalową , może w ten sposób myszy się nie dostaną. To moje utrapienie coroczne a kota nie mam . Po powrocie z wyjazdu wybierzemy się do Castoramy , aby pomysł ewentualnie zrealizować. Sporo oczekuje także po wykładach Zdrowy dom na UTW, mam już ochotę na jakieś przemeblowanko małe.  Idzie jesień, a zatem w domu także należy znaleźć sobie zajęcie. Dzwoniłam do rodziców, jak zawsze nic nie potrzebują , odżywiają się skandalicznie, ale nic nie mogę zrobić w tym temacie, niestety. Jakieś warzywa na patelnie, sosy z torebki, gotowe dania , zupy z proszku. Moje im nie smakuje, co podkreślają za każdym razem, gdy daje propozycję. A z drugiej strony, przecież nie można im na siłę wciskać , zakłócać ich rytm i przyzwyczajenia. Gdyby jakis dietetyk to zobaczył  i usłyszał - szkoda gadać. 

2 września 2017 , Komentarze (5)

Wczoraj wieczorem po raz kolejny obejrzeliśmy Notting Hill,  z moim ulubieńcem Spike'm. Wcześniej wzięłam tabletkę melatoniny i spałam doskonale. Dodatkowo deszcz za oknem usypiał , a pada niestety nadal. Na szczęście nam się udało zaliczyć już 6 km , byliśmy na hali targowej po zakupy i nad morzem na spacerze. Gdańsk dziś widoczny doskonale, Hel takoż. Wczoraj mąż miał wizytę u ortopedy i rozbawił mnie setnie po powrocie. Dostał od pana doktora kawę i słodycze:D. Odwrotnie zatem niż przyjęte!  Pan doktor chce zrzucić trochę z wagi i tak się pozbywa kuszących świństewek. Miłe to! Dziś na obiad zrobię tartę z papryką,porem,  cukinią , szynką szwarcwaldzką i serem + miź sałat. Poza tym laba i odpoczynek, bo to i książki nowe czekają i ( lub) czasopisma. W domu zrobiło się chłodniej, ale to narazie nie przeszkadza, dużo jeszcze wychodzimy i ruszamy się. Podobno II polowa września ma być piekna. Oby, bo czeka nas zamykanie domku, spuszczanie wody, pakowanie do worków próżniowych. 

1 września 2017 , Komentarze (7)

I wrzesień.Niby jeszcze lato, ale we wrześniu czuję się raczej jak w jesieni. Coś mi bardzo przeszkadzało spać, myśli krążyły wkoło spraw remontowych, urządzania wnętrz nad jeziorem. Może dlatego zapisałam się dziś na kolejne zajęcia na UTW pt. Zdrowy dom, traktujące o aranżacji wnętrz, ich urządzaniu  i budżetowym wykończeniu, aby mieszkało się zdrowo i zgodnie z własnymi potrzebami. Zajęcia co dwa tygodnie, a zatem bez napinki . A temat bardzo mi odpowiada, bo lubię zajmować się takim sprawami. Mąż także wybrał  wykłady dla siebie, część kontynuuje, część nowa. W poniedziałki będziemy się mijać co chwila. Poza tym kupiliśmy bilety na sztukę reżyserowana przez Tomasza Sapryka  pt. Zacznijmy jeszcze raz, ale to dopiero w październiku. Odwiedziliśmy także bibliotekę, wymieniając książki na nowe. Po zakupach w Rossmannie przygotowałam swoja kosmetyczkę do samolotu, ograniczając się faktycznie do minimum. Pora  pakowania, aby nie robić tego w ostatniej chwili, aby nie zapomnieć najpotrzebniejszego. Dziś na śniadanie malutka jajecznica sote, dwa wafle kukurydziano- jaglane z humusem i rukolą, pół pomidora piętka bułki z powidłami, kawa. Na obiad zupa ogórkowa i ziemniaki  z koperkiem + grzyby leśne smażone + sok pomidorowy.  Nakładam sobie mniejsze porcje, już widzę różnicę w wyglądzie, w ubraniach. Moja koleżanka z j. wloskiego wróciła z kursu w Rzymie zadowolona, do fundacyjnej gazetki napisała artykuł o pobycie. Pierwsze zajęcia  to będzie opowieść, jestem jej b. ciekawa. Może sama zdecyduję się w przyszłym roku na wyjazd? (tajemnica)