Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 249891
Komentarzy: 6509
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 22 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

28 września 2017 , Komentarze (1)

Zmieniłam datę zabiegu kosmetycznego, bo od kilku dni mam potworny katar. Męczy mnie w nocy, nie daje spać, dusze się, leci z nosa. Powtarza się to po każdej wizycie u dentysty, gdy dostaję znieczulenie. Muszę zbadać ten wątek. (slina). Byliśmy nad jeziorem, celem były grzyby. Grzybów prawie zero, 2 prawdziwki ( ja, ja!), kilka podgrzybków, trochę kurek. Zamarynowałam  wołowinę na pieczeń, zrobię ją w sosie grzybowym. Pogoda wspaniała spacer po lesie udał się znakomicie. Pusto już, cicho, ludzi nie widać. W domu dalej przygotowuję się do jesieni, chowam odzież letnia, wyjmuję jesienna, przeglądam, zastanawiam się nad zestawieniami. Lubię  sukienki i do tego kolorowe rajstopy, mam ich naprawdę sporo.To była do niedawna moja mania kupowania. Ale zaspokoiłam ją i tyle. Po powrocie znad jeziora  poszłam do łóżka. Leżę od kilku godzin, czytam, przeglądam informacje. Chcę się wygrzać, może w nocy uda się spać, gdy katar spłynie. Ze mną jest ciepły termoforek, ubrany w sweterek z golfem. Fajne urządzonko!

26 września 2017 , Komentarze (3)

Jesień tak cudna, że aż dech zapiera. Dziś tuż po 9 wyjechaliśmy nad otwarte morze, w stronę Białogóry. Mąż tam przed 40 laty dorabiał w czasie wakacji prowadząc pole namiotowe. Dziś ten teren wygląda zupełnie inaczej, ale plaża i Bałtyk nadal zachwycają.  Samo dojście od parkingu do plaży to ok. 1,5 km. Kijki w ręce i marsz! Ale po drodze co chwila grzyb - podgrzybek, prawdziwek, miodówka.  Do plecaka zatem , w domu ususzę w suszarce. I już słychać szum, a po chwili  widać je- morze! Błękitne , z białymi grzywami fal i ten ogrom pustej przestrzeni z białym piaskiem. Chrzęścił pod stopami , aż miło! Ruszyliśmy na zachód raźnym krokiem, przeganiając mewy. Po 2 km. usiedliśmy zasłonięci przez trawy i zjedliśmy po kanapce, po gruszce, popiliśmy wodą. Po chwili ruszyliśmy dalej, w stronę rzeczki Bezimienna. Maleńka, ale dzielnie toczy swe wody ku morzu. Tam kolejna przerwa na fotografowanie cudów natury. A potem znów w las, bo zaczęło trochę wiać . Po 5 km. dotarliśmy do samochodu . Zrobiła się pora na obiad, zaczęliśmy zatem szukać odpowiedniego miejsca. Niestety, nawet te całoroczne lokale były w większości pozamykane. Dotarliśmy aa przed Krokową, tam w przydrożnym zajeździe zjedliśmy domowy rosół z pierożkami z wątróbki ( pycha!). Powrót do domu wypadł akurat w  godzinach szczytu, poszło jednak nieźle i o 17 zlądowaliśmy w domu.  Przeszliśmy 10km, robiąc 14.400 kroków.  Nieźle. Jestem zmęczona, ale tak pozytywnie. Grzyby już się suszą, aja za chwilę dopije kawę i zacznę czytać. Lubię takie dni. Takie typowo dla emeryta.

25 września 2017 , Komentarze (4)

Dlatego dziś byłam u stomatologa. Znów dwie ampułki znieczulenia, znów mam z głowy 3-4 godziny  zanim "wrócę" do siebie.  Tak, mam wrażliwe dziąsła,nawarstwiający się kamień w tempie szybkim, a zatem  to znieczulenie jest niezbędne. To raczej od tej zimnej wody lecącej z wężyka czy zimnego powietrza dmuchanego na dziąsła. Ale pani doktor jest zadowolona ze mnie, "znamy się" od prawie 10 lat, dziś chyba jakąś zniżkę zastosowała, bo  chyba mniej zapłaciłam.:). Wizyta w bibliotece, znów  8 książek . Bez czytania nie wyobrażam sobie życia. Wizyta w bibliotece jest dla mnie samą rozkoszą:p Pogoda dziś wspaniała, wprawdzie lekko chmurki przesłaniają niebo i słońce, ale jest ciepło, wróciłam nawet do jasnych spodni .  Wczoraj oglądałam  Masterchefa, dużo ludzi ze Śląska. Mam zamiar zrobić faszerowane ziemniaki oraz gołąbki z kaszą gryczana i  wędzonką. Oczywiście bez takiej ilości tłuszczu jak  w programie. Kiedyś byliśmy z mężem w Jastrzębiej Górze w ośrodku, do którego przyjeżdżali także  dyrektorzy kopalń na wczasy odchudzające. Pani od masażu zeznała, że są co roku, chudną kilka kilogramów, a potem wracają do swych śląskich kobiet i do sposobu odżywiania. I tak w kółko. Przynajmniej  interes się kręcił!

24 września 2017 , Komentarze (3)

Ach, jak było dziś cudnie!  Wykorzystaliśmy tę pogodę do cna. Najpierw pranie odzieży użytej wczoraj przez męża  do porządkowania garażu. I guzik mnie obchodzi, że dziś niedziela. Prawdopodobnie przez 2-3 miesiące nie będę mogła korzystać z balkonu, to dziś jedyna okazja.  Potem nad jezioro. Po drodze zachwyt nad kolorami drzew. Na działce zbiór okolicznych grzybów , kawa na tarasie, lekkie porządkowanie wśród roślinności. Mąż zajął się spuszczaniem wody, odkręcaniem, chowaniem, zabezpieczaniem. W tzw. międzyczasie udaliśmy się do lasu. Rezultat fajny , bo właściwie wszystkie gatunki nam znane. Wystarczyło na porządną kolację.  W lesie chyba wczoraj był najazd, dziś cicho, pusto, nostalgicznie. Co chwila właziłam w pajęczyny, na szczęście nie z takimi ogromnymi potworami. Brr, brzydzę się pająków. Znów latały nad nami żurawie, wzbijały się coraz wyżej, coraz więcej ich było.  I one szykują się do odlotu. Smutne to, ale niech im się szczęści po drodze. Pomalowałam na kolor miętowy drewnianą skrzynkę do owoców. Użyłam lakierobejcy, a zatem nadal widać słoje. Wyschła , zabrałam do domu, ładnie wygląda na  blacie. Na działce  pelargonie kwitną jak głupie, muszą tam zostać z powodu tynkowania. Myszy było jakoś mniej, a może zabezpieczony kominek utrudnia im wejście?  Zaczęłam wczoraj czytać "Oskarżenie" Remigiusza Mroza. Także wczoraj ktoś wystawił przy śmietniku fajne  euro palety. Och, mam ogromna ochotę zrobić z nich  kwietnik na balkon. Poczekam z tym jednak do przyszłego roku. 

23 września 2017 , Komentarze (2)

Mąż porządkował dziś garaż . Znalazł wiele rzeczy, które "wyszły" w nieznane: stojak na opony, lampę do domku letniskowego (będzie na następny sezon do powieszenia), dolnopłuk do tamże  zakupiony kilka lat temu, drewniana skrzynkę na owoce . Samo dobro. Wiele wyrzucił teraz miast kiedyś. Ważne , że to zrobił, chociaż przetrzymywanie rzeczy kila lat ot tak sobie, bo się przyda, jest bez sensu. Dlatego pozbywam się od razu albo sezonowo, ma mniej , ale mam także okazje do kupienia czegoś nowego!. A w ramach moich porządków  idę w poniedziałek do stomatologa na kwartalne czyszczenie kamienia, w piątek na mikrodermabrazję diamentową  na twarz, zabieg zakupiony w ramach Grouponu za jedyne 49zł. Z doświadczenia wiem, że takie zabiegi dobrze mi robią , chociaż akurat z cerą nie mam żadnych problemów , a dobre geny działają.  Za chwilkę udajemy się na "wybieg". Byłam już po zakupy, jest ciepło chociaż pochmurnie. Najtańszy relaks emeryta to spacer, więc trzeba skorzystac

22 września 2017 , Komentarze (2)

Pada, czyli Trójmiasto dołączyło do tej gorszej części Polski. Cóż, trzeba polubić i tyle. Dziś jeszcze nie byłam na powietrzu, zostawiam to na moment mniej mokry. Rano zrobiłam porządek w szafce z kuchennymi produktami typu kasze, mąka, itp. Od razu luźniej się zrobiło.  Zadzwoniłam do mojej Fundacji i zmieniłam sobie zajęcia . Zamiast języka włoskiego będę miała warsztaty teatralne. Przymierzałam się do takich, ale nie było wcześniej propozycji. Włoskiego nie nauczę się więcej w tej grupie i przy takim systemie.  Brakuje mi tylko konwersacji, czego nie dostanę  w takim towarzystwie. A o teatrze marzyłam, jeszcze chętnie zapisałabym się na pisanie scenariuszy. Może kiedyś.Dziś na obiad  zupa dyniowa , pstrąg łososiowy pieczony + mix sałat.  Mąż z rana pojechał na cmentarz wymienić kwiaty, już jesienne, bo chryzantemy, niestety. :( 

21 września 2017 , Komentarze (5)

Dziś czwartek, miało być pięknie , i jest pięknie. Z samego rana, bo sporo przed 10, wyruszyliśmy  w stronę bulwaru. To na szczęście blisko, a zatem już po chwili szliśmy w blasku morza i słońca. Sławy festiwalowe prawdopodobnie mieszkają w hotelu  przy Polance Redłowskiej, bo otarłam się , dosłownie, o Juliusza Machulskiego i Andrzeja Zielińskiego. Od razu przypomniałam sobie film Volta i tak przyjemnie się zrobiło. Dalej co chwila mijały nas osoby z identyfikatorami spieszące się w stronę Teatru Muzycznego.  Jak dobrze, że im pogoda dopisała, to jak wizytówka Gdyni na ten czas. W drodze powrotnej wizyta w ulubionych delikatesach, zakup przepysznej, puszystej  babki drożdżowej i prawdziwie tureckiej chałwy. Jej cena - 118zł/kg, powaliła mnie na kolana, ale nie oparłam sie , kupiłam niecałe 10 dag. W domu czarna gorzka kawa i kawałek chałwy- to rozkosz dla podniebienia. Ten zakup podzieliłam na dwa dni. Rozkosz czekania na przyjemność to takie podniecające!   Mąż zrobił rano zupę dyniową, na obiad zatem jesienna zupa , kopytka z maślakami oraz jakaś sałata.  Teraz będę opracowywać strategie przekonania mamy do pieluchomajtek, tatę do zdobycia recepty na nie , obojga do "odkażenia" mieszkania.

20 września 2017 , Komentarze (6)

Od rana u rodziców. Tata zrobił zakupy według ustaleń. Po kawie wyszedł załatwiać swoje sprawy. Nastawiłam zatem rosół, mama obrała włoszczyznę i czuła się przydatna.  Mąż odkurzał i mył lampy, na co namierzał się od lat, ale nie było pozwolenia. Wypoziomował także szafę, zmył podłogi.  W tym czasie ja smażyłam jabłka w cieście, na co wpadłam po drodze do rodziców, mama spała.  I te jabłka to był strzał w 10, bo starzy ludzie uwielbiają słodkie. A zatem obiad składał się z rosołu z makaronem , mięsa wołowego i kurzego gotowanego, w sosie musztardowym, maślaków  w śmietanie, surówki z marchewki, deseru w postaci jabłek w cieście. Wysprzątane, wymyte, naczynia w zmywarce, a staruszkowie mogli odpocząć po dniu pełnym wrażeń.  Martwi mnie natomiast nietrzymanie moczu przez mamę , ona nie daje sobie z tym rady, tata nie umie jej pomóc, a ja nie jestem tam  co dzień.  Po tej wizycie poszliśmy na spacer, poobracać się trochę w pobliżu "wielkiego świata" To przecież Festiwal Filmów Polskich!  Widziałam parę osób znanych, ale ponieważ nie oglądam TV, nie pomne nazwisk. To zresztą nie jest istotne i ważne.  Ważne, że dziś pięknie świeciło słońce, że można było nawet na ławce posiedzieć, że morze miało kolor przyjaznego błękitu z odcieniem srebrzystym.  Oby jutro tak było!

19 września 2017 , Komentarze (4)

A dziś  słonecznie, pranie wywiesiłam . Skoro rusztowań nie ma ( mają być czwartek - piątek), to trzeba skorzystać. Znów działka nad jeziorem, ale najpierw  na maślaki. Oj, narobiłam sobie roboty, bo po deszczu maślaki obrodziły.  Przy okazji kilka prawdziwków, kozaków, podgrzybków, kurek, czyli cały asortyment.  Większość poszła do suszenia, maślaki i kurki duszą się.  Poza tym spacer  po lesie, cudne to, bo nikogo, zielono, cicho, nastrojowo. Jeszcze udało się zerwać kilka gałązek nawłoci pachnącej miodowo - mama lubi, to zawiozę jutro.  Po drodze przyglądałam się drzewom, które coraz piękniej wyglądają. Obiecałam sobie w październiku jakąś wycieczkę bliżej natury. Może  w stronę Sobieszewa? A może jak zawsze na Półwysep ?  Wczoraj pisałam kilka recenzji dla TripAdvisor, lubię to i lubię zdobywać nowe odznaki. W domu chłodno, bo kaloryfery jeszcze zimne. Nie lubię tej pory roku  z powodu chłodu . Na obiad wykończyliśmy karkówkę upieczoną z czosnkiem. Smaczne to było, ale i tak nie jestem " ulubienicą" tego mięsa. Ma dla mnie jakiś posmak nie do akceptacji. Mąż lubi od czasu do czasu, i teraz właśnie był ten moment. Mam z głowy na pół roku najmniej.  Kolejne kwiaty doniczkowe w kuchni zrobiły klapę. Postawiłam zatem na inne rozwiązanie- świeczniki  niewysokie ze świecami w kształcie walca. Musze tylko przynieść trochę piasku z plaży, aby świece miały towarzystwo, bo teraz pusto trochę. 

18 września 2017 , Komentarze (4)

W nocy zaczęło lać, nie padać a lać. I tak jest do tej pory ( 13:30) . Wczoraj po powrocie od rodziców udało mi się zapakować  letnią odzież do pudeł . Przy okazji przeglądu przygotowałam dużą torbę z rzeczami do oddania. Pozbywam się, minimalizm lubię coraz bardziej. Mąż zajął się sprzątaniem, ja poszłam po zakupy. Mieszkanie w samym centrum miasta to prawdziwa dogodność przy takiej aurze. Kupiłam kawałek dyni, bo pora na zupę dyniowa nadeszła. Coraz bardziej lubię emeryturę, a na dodatek za chwilkę zacznę zajęcia, spotkam znajomych, poznam nowych! Dziś miało się zacząć tynkowanie budynku, fachowców nie widać, chyba z powodu pogody. Wyprasowałam  sobotnie pranie, teraz pora przygotować obiad. Kasza pęczak z grzybami zebranymi tymi ręcami oraz domowy rosół z lanymi kluskami.  Na przystawkę zrobię carpacio z buraka. To znów ten czas.