Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 254601
Komentarzy: 6516
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 26 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 lipca 2021 , Komentarze (5)

Czym? Upałem. Ani spać, ani ćwiczyć, ani normalnie oddychać . Moja śluzówka cierpi katusze, a ja z nią , bo kaszlę, jak tylko poczuję duszność.  Kupiłam jakieś oleiste świństwa w aerozolu, wymiotny odruch po ich użyciu od razu. Chyba za karę miałabym to stosować!😠.  Mimo niedzieli zrobiłam pranie lekkich rzeczy, takich co to nałożone raz , spocone , i nadają się tylko do prania.  Przygotowałam na noc kolejną partię, przynajmniej nawilżę lekko mieszkanie. Śpimy przy szeroko otwartym oknie, ale  noc tak ciepła, że nic to nie daje.  Po prostu jestem zwolenniczką chłodniejszej aury w mieszkaniu.  Kończę piąty tom Spaceru Aleją Róż Elżbiety Świętek. To saga rodziny Szymczaków z Nowej Huty i opowieść o czasach także mojej młodości. Polecam. Dwa dni z rzędu jadłam mięso, na razie mam przesyt, muszę coś wymyślić na jutrzejszy obiad. Zupa krem z marchwi i kalarepki jeszcze jest, bo zamroziłam przed wyjazdem do Krakowa. Może śledzie w śmietanie? A może placki ziemniaczane? Ale to dopiero jutro, dziś nie będę się tym martwić wzorem Scarlet O'Hara. Pojawiły się śliwki, od razu pomyślałam o cieście ze śliwkami, za knedlami jakoś nie przepadam, chociaż  zjem u kogoś.  Czeka mnie inwentaryzacja w garażu , a to przed zaczęciem nowych zapraw, abym wiedziała co i jak . Nadal piję dużo wody, widać organizm tak potrzebuje. Na nadchodzący tydzień zapowiadane są deszcze, oby, i burze, oby. Niech to ciężkie, wilgotne powietrze wreszcie się oczyści.  Dziś robiłam sobie pomiary cukru i ciśnienia, jestem z siebie dumna, bo wyniki super. Pamiętając o dolegliwościach moich rodziców, dbam o to, aby nie zachorować na cukrzycę. Wprawdzie ciśnienie mam  wspomagane lekami, ale to także wynik bardzo cienkich żył , co stanowi kolejną przypadłość rodzinną. W braku chęci na słodycze być może pomaga mi także cynk organiczny. Jak czytałam ostatnio , to lek absolutnie niezbędny przy chorej tarczycy. No to zażywam. Kończy się powoli lipiec, na sierpień ma plany, zobaczymy, czy sie spełnią. 

24 lipca 2021 , Komentarze (5)

Lubię rozmawiać ze starszymi osobami.Oczywiście nie wtedy, gdy ogranicza się to do narzekania na choroby, ale ich wspomnienia  są ciekawe. Można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy. Jak żyło się przed wojna, jakie były zwyczaje , sposób ubierania się, zachowania, itp.  Nieskromne powiem, że starsi lubię rozmawiać ze mną. Mąż ma w rodzinie ciotkę, nie lubianą przez resztę rodziny, osobę po traumatycznych przejściach w młodości. Jest samotna, określana jako specyficzna, miała syna w moim wieku, w wieku 15 lat wpadł pod pociąg, niestety. Niewielu jest w stanie zrozumieć, że ciotki zachowanie wynika właśnie z takich przeżyć. Wczoraj oddzwoniła , ja próbowałam , ale miała wyłączony telefon. Rozmawiałyśmy 40 minut, opowiadałam jej o pobycie w Krakowie, o naszych przeżyciach, odczuciach i zachwytach.  Potem nazwała mnie córeczką, powiedziała, że wzruszyła się, że ktoś chciał z nią porozmawiać, że pamięta o niej. Tego samego dnia wyjęłam ze skrzynki list od ciotki z Bydgoszczy. To kuzynka mojej mamy, jest w wielu 85 lat, widziałam się z jej córkami  dawno , dawno temu, gdy byłyśmy dziećmi.  Korespondowała z moimi rodzicami, ostatnio tylko z ojcem, teraz ja przejęłam tę rolę. I tu także słyszę radość z rozmowy, z telefonu, z informacji i  z pamięci o niej.  To chyba straszne jest, gdy zabraknie kogokolwiek, kto mógłby do ciebie zadzwonić, zapytać o samopoczucie , o radzenie sobie.  Tacy ludzie usychają jak rośliny bez wody, bo każdy potrzebuje kontaktu społecznego. Dziś waga  łazienkowa zrobiła mi ogromną frajdę , pokazując rozkoszną wagę o kilogram mniej od powrotu z Krakowa.  Ograniczyłam faktycznie słodycze, piję ok. 3 l. wody, sporo owoców i warzyw wrzucam w siebie.  Wprawdzie dzisiejszy obiad przeczy temu, ale cóż, to odstępstwo. Ugotowałam rosół z udziałem gęsiny, ale cały tłuszcz zdjęłam z zupy i wyrzuciłam.  Na drugie danie był pieczony kurczak, ziemniaki ograniczyłam do 2 szt, bez tłuszczu, który już zawarty był w kurkach.  Przymierzyłam fajna sukienkę sprzed lat, w której czułam się lekko za duża. teraz leży doskonale , zastanawiam sie, czy na wesele to nie ona powinna iść na mnie.  Decyzja przede mną, ale jaka istotna!

22 lipca 2021 , Komentarze (4)

Zebraliśmy całą kobiałkę, poza tym chodzenie po lesie to przyjemność, ale niestety  zakłócona ręką człowieka. Coraz większe połacie lasów są niszczone,  w lesie ludzie brudzą, wyrzucają puszki, pampersy, śmieci. Żal ściska, gdy na to patrzę. Nacieszyłam oczy zielenią, chociaż ona w tym roku , ta leśna, taka przytłumiona jest.  Opadłe jesienią liście nie zostały porośniete poszyciem, bo było za sucho. Myślałam początkowo, że nic z grzybów nie wyjdzie, ale znane miejsca nie zawiodły. Jeszcze posiedzieliśmy chwilkę nad jeziorem , zjedliśmy posiłek Puchatka, czyli male co nieco, mąż wykąpał się, ja kibicowałam. Kobieta ma gorzej, bo facet nałoży spodnie nawet bez gaci, a bokserki zawsze mogą służyć za kąpielówki. W domu szybko odgrzana botwinka, potem kasza z warzywami ( pycha) i zabrałam się za kurki. Wyszło sporo, będą do pieczonego kurczaka na sobotę i niedziele. Często, a nawet częściej niż często myślę o  świecie, wpływie człowieka na to, co dzieje się z klimatem, strach mnie ogarnia, gdy pomyślę, że możemy być zalani, albo umrzeć z braku jedzenia i wody. Takie modne teraz klimatyzatory i inne urządzenia chłodzące generują ogromne ilości  szkodliwych substancji, a zużycie prądu przy tym wzrasta. Spirala się nakręca.  Zauważalny jest absolutny brak owadów. na szczęście moje miody od Sadowskich już przyszły, lekko droższe niż na początku roku, ale cóż, wszystko drożeje. Na plaży przy jeziorze dzisiejszej wycieczki , można wypożyczyć kajaki. Chyba będziemy korzystać, bo to wspaniała rozrywka.  Weekend za pasem, pora zatem pomyśleć o jakiejś atrakcji. Wymyślę ją wieczorem, jestem pewna. 

21 lipca 2021 , Komentarze (2)

Wizyta na cmentarzu u moich rodziców. Niestety, tam nie ma drze, słońce parzy, wszystkie kwiaty do wyrzucenia. Krótko w sklepie Jysk, gdzie oglądałam kosze do przyszłej łazienki, kupiłam tez 2 ręczniki. Na 12 do lekarza, po skierowanie na badania poziomu tarczycy, lipidogram, kwas moczowy.  Przy okazji recepta na całe wakacje.  W domu botwinka, wyjście do Hebe, po krem dla męża, tak, tak, mąż nauczony, że o twarz należy dbać. Kilka kosmetyków dla mnie. Na obiad naleśniki z mięsem + surówka z kiszonej kapusty. Smacznie . A, jeszcze zakupy w Lidlu były, takie na zapas , typu oliwa, kasza, chemia. Waga rano była bardzo sympatyczna, chociaż nie przykładam specjalnie wagi do dbania o nią . To chyba ilość wypijanej wody, bo dochodzę do 3l dziennie.  Lekarz dziś podpowiedział mi, że mój kaszel może być spowodowany wysuszona śluzówką , coś zapisał na problem. Jutro chciałabym pojechać do lasu, zobaczyć, czy są kurki. A jeżeli nie ma , chociaż zbratać się z naturą.  Tyle na dziś, pora na moje lekarstwa. 

20 lipca 2021 , Komentarze (3)

Przygotowani na maksa poszliśmy na spotkanie z projektantką w Leroy Merlin. Jeszcze raz obejrzeliśmy wybrane produkty, jeszcze jakaś dyskusja poglądowa. Zaangażowani sprzedawcy biegali dla nas po wiadomości! Gdy przyszła pora spotkania, pani była bardzo zdziwiona i zadowolona naszym przygotowaniem. Poszło szybko, wszystko zostało ustawione  zgodnie z naszymi planami, wyszło super. 😍. Jest nowocześnie, jasno, bez zbędnych ozdobników , ascetycznie nawet, a przez to bardzo klasycznie. Blat będzie z prawdziwego drewna dębowego, trudno, będę olejować. Jedyna ozdobą jest dekor przy baterii prysznicowej, w pastelowych odcieniach szarości, rozmydlonego błękitu i lekkiego beżu. Podłoga w ciemniejszym odcieniu szarości, biała porcelana, szyba  kabiny walki-in srebrna, ujednolicone kształtem baterie, nawet bidetka się zmieściła.  Lustrzane szafki powiększają przestrzeń optycznie. I mocne zdziwienie pani projektant, że remont dopiero od 15 września. To tak jest, gdy ma się do czynienia z ludźmi żądającymi projektu na dziś, bo od jutra remont, którzy przed nią irytują się przy braku zgody na wannę/ prysznic, itp. , itd.  Przesłała nam mailowo wizualizacje łazienki, jest piękna!  Wchodzę co chwila i oglądam! 😉. Dziś miało być chłodniej, miałam zamiar iść na tańce. Po spacerze byłam mokra, zmęczona , o kolejnych ruchach  już nie było co marzyć. Ogarnęłam dziś kuchnię, bo ugotowałam botwinkę, usmażyłam naleśniki,  zdobię je jutro z mięsem, na drugie danie dziś kasza pęczak, klopsy w sosie z boczniaków  + ogórek kiszony. Jeszcze odkurzyłam całe mieszkanie i nastawiłam dwa prania. Mąż po 5 rano mył okna, oboje mięliśmy dziś zadęcie do prac domowych. Po obiedzie padłam, lekkie obniżenie ciśnienia, ciemne chmury, to wszystko zapowiadało deszcz, ale nic z tego. Znów słońce za oknem i moje pesymistyczne myśli o dalszych latach życia. Jak to będzie? Bez wody, bez  deszczu, bez żywności, w skwarze? Aby poprawić sobie nastrój , zajmę się obciążeniem PKP za "jazdę bez trzymanki". 

18 lipca 2021 , Komentarze (4)

Zachwycam się Krakowem, jak zawsze. Tym razem Muzeum Sztuki Japońskiej, wędrówka po Pogórzu i po Dębnikach. Odnowione piękne budynki, Plac Bohaterów Getta przypomina o wojnie, o niszczeniu w imię "czystej krwi". A przecież my, wierzący, jesteśmy potomkami Jezusa, Żyda, tak pogardzanego. Klimat Kazimierza odpowiada mi absolutnie, smakuje jedzenie w Kolanko nr 6, zachwycają widoki  maleńkich domków, sklepików ciupeńkich, które dziś mają ofertę usługową lub gastronomiczną. Mlodzieży bez liku, turystów dużo, szczególnie Włochów. Muzeum Archeologiczne  zwabiło nas pięknym ogrodem, gdzie  pysznią się  hortensje kilku gatunków i jest cień , tak zbawienny w trakcie upału. Potem skok do Domu Mehoffera, gdzie pod rozłożystym drzewem zjedliśmy lody, chłonęliśmy historię miejsca, sąsiadując z  dawnym Domem Literatów, gdzie tuż po wojnie mieszkali wszyscy ocalali, wszyscy sławni. Zwiedziliśmy i sam dom, zachwyceni meblami z epoki. Muzeum Narodowe Czartoryskich jest wyremontowane z klasą, jest piękne , nowoczesne i przyjazne człowiekowi. Imponujące zbiory, w większości zdobyczne w trakcie licznych wojen i bitew toczonych przez Polskę. Wisienką na torcie była oczywiście Ona- Dama z łasiczka. Ma odrębne pomieszczenie, z możliwością kontemplowania jej uroku. Pawilon Józefa Czapskiego, bliżej Błoni, z uroczymi obrazami mistrza, z historią jego życia, jego dokonań. Wielki patriota, szukający prawdy . Znów nowoczesny budynek, nawet korzystanie z toalety staje się przyjemnością. Ogródek  zaprasza na kawę . Dom Matejki imponuje architekturą, same zbiory  skromne. Bez Wawelu nie obyło się , zawsze cieszy podziwianie potęgi narodu i mądrość jego władców. Teraz nie ma o czym i o kim wspominać. Na koniec Ołtarz, bo zasługuje na wielką literę. Był otwierany, widziałam więc i zamknięty i otwarty. Cudo i tyle! Codziennie wychodziliśmy ok. 20.000 kroków, mimo upału dałam radę, z przerwą na prysznic w hotelu. Urok Plantów, Starego Miasta przyciąga jak magnez.  Hotel komfortowy, samo wejście eleganckie i urządzone z rozmachem. W pokoju klimatyzacja, spałam więc doskonale. Jadaliśmy różnie, niezapomniane są smaki Klimatu Południa. Tam atmosfera, tam klasa i tyle.  Przed powrotem do domu zjadłam jeszcze pierogi z malinami  w pierogarni na Św. Gertrudy. Palce lizać x3! Pora o bezradności napisać, a dotyczy ona PKP. Pendolino do Gdyni , odjazd 15:56, staneło ok. godziny drogi do Warszawy z powodu zerwanej sieci. Przez kilka godzin bez klimatyzacji, bez powietrza, bez komunikacji byliśmy. Ani wc ani pić , bo nakręcamy potrzeby, ani pomocy znikąd, bo jakoś tak nieudolnie wszystko szło. Ok. 20 zostaliśmy ewakuowani przez PSP , wychodząc z pociągu po drabinach. Przed 21 podstawiono autokary, zawiozły towarzystwo do Warszawy, tam byliśmy o 22:05. Dwa pojazdy  miały odwieźć nas do Gdyni, odjazd odbył sie o 22;45. W Gdyni byliśmy o 5:05 dnia następnego. Podróż zajęła nam ponad 13 godzin, jechaliśmy przez Ostródę. Elbląg, Malbork, stawaliśmy na stacjach benzynowych no name, z toaletami tak obskurnymi, że strach wejść. telefony padły wszystkim, niektórzy z power bankami dawali znać, co się dzieje, gdzie jesteśmy, jak daleko do stacji końcowej. Zmęczeni, brudni, spoceni dotarlismy do domu, szybko prysznic i spać, spać. Cała sobota  jak po dlugim locie samolotem w inną strefę godzinową i klimatyczną.  I potwierdzili to maszyniści z Pendolino, że 2 dni wcześniej na tej samej trasie także doszło do takiego zdarzenia.  Polska staje się krajem absurdu, nieudacznictwa i bezsilności. Prężenie muskułów przez innymi to po prostu żenada!  Jak zawsze przywiozłam mnóstwo zakładek do książek. Tak m.in. gromadzę wspomnienia. A dziś dalej odpoczywam i nadrabiam stracony czas. Kolejny raz do Krakowa i tak pojadę. 

11 lipca 2021 , Komentarze (7)

Jutro skoro świt wstajemy , pociąg mamy o 6:24. Dziś spędzam dzień w domu, czyszcząc lodówkę, szafki z żywności .  Zaplanowane wszystko jest na 100%. Jeszcze ugotowałam zupę krem z marchwi i kalarepy oraz 1 ziemniaka i garści oregano. W lodówce zero warzyw , cieszę się, bo nie lubię wyrzucania. Najpierw kupuje się, narzekając, że takie drogie, a potem do kosza. Bzdura! Do zupy dodałam trochę Fety i gałkę muszkatołową. Wyszła pyszna, zjedliśmy po miseczce, reszta zamrożona, będzie po powrocie jak znalazł. Niestety w Krakowie zapowiadane są upały i burze z ulewami. Mimo wszystko jakoś przetrwamy, bo Kraków uwielbiam i tyle.  Zabieram tylko letnie ubrania, małą walizkę i tak będzie ok. Dziś ostatni dzień Euro 2020, mąż będzie oglądał, ja poczytam  Tym razem kolejna saga. Autorką jest Edyta Świętek  tytuł sagi to Spacer Aleją Róż, opowieść o czasach powstawania, budowania i krzepnięcia Nowej Huty, o realiach PRL-u, o zmianach w obyczajach na przestrzeni lat. Takie seriale książkowe sa mi bliższe niż te z tv. Z Portugalii nieciekawe wieści w sprawie Covid, teraz już napewno nie ma co się tam wybierać. Dzięki lawendzie na balkonie nie mam much w domu. Podobno one nie znoszą zapachu lawendy, wybrałam więc dobrze. Rano potraktowałam swoje ciało olejkiem awokadowym, lubię takie rytuały łazienkowe, czuję wtedy, że rozpieszczam swoje ciało. Na Vitalii cisza, spokój, tylko nieliczni aktywni. Cóż, wakacje maja swoje prawa. Ja także zostawiam Was na tydzień, dam znać po powrocie. 

9 lipca 2021 , Komentarze (3)

Taka parafraza dziś mnie naszła. Rano o 7 świeciły się jeszcze latarnie, tak było ponuro. Z czasem niewiele się zmieniło, jest duszno, parno i 27 stopni. Cierpię, gdy wychodzę, dlatego też  robię to gdy muszę. Zakupy warzywno - owocowe na Hali Targowej, teraz obżeram się bobem.Dokończyliśmy dziś leczo, zrobiłam porządek w kosmetykach i w butach, przejrzałam przyprawy pod kątem dat, pranie udaje , że schnie. Odebrałam sukienkę od krawcowej poprawiaczki. Niby nic, a mokra jestem jak po kąpieli.  Na przyszły poniedziałek jesteśmy umówieni z projektantką Leroy Marlin, aby dopracować projekt łazienki. W sprawie Lizbony jestem coraz bliższa przełożenia na przyszły rok. Dzisiejsza noc była okropna, ja się po prostu męczę, zero spania, wstaję zmęczona. Marzę o lightowej pogodzie, ale to się nie ziści, niestety.  Do wyjazdu do Krakowa zostały 2 dni, powoli przygotowuję  dom na nasza nieobecność. Żal tylko roślin balkonowych, ale trudno, coś za coś. Ostatnio jadam sporo warzyw, owoce, pije dużo wody, organizm ma więc co wypocić.  Sypiam nago, ale to i tak za gorąco. Na jutro i na niedzielę będzie pieczony drób, jakoś inne mięso nie wchodzi nam.  O jagnięcinie czy baraninie można pomarzyć.  Zbliża się pora moich leków, muszę więc coś przegryźć, narazie!!!

7 lipca 2021 , Komentarze (3)

Dzień za dniem mija, dziś upał był ( huraaa) nieziemski. O 9 rano było w cieniu 27 stopni. Uciekaliśmy z bulwaru, bo tam patelnia. W domu od razu prysznic, człowiek lepi się od potu jak górnik po nocce na przodku. Aktualny stan temperatury, to 21 , i to mi odpowiada. Kwiaty  piją deszcz na balkonie, ja czuję komfort. Dziś zaliczyłam panią podolog, która zrobiła mi doskonały pedicure.  To przed wyjazdem, aby moje stópki miały odporność.  Z rana ćwiczyłam, rozciągałam moje mięśnie górne i dolne, leżałam na akumacie, czyli część dnia dla ciała była.  Na obiad rosół z makaronem i mięso indycze  gotowane. Nie chce się jeść w taką pogodę. Nabyłam kolejną sukienkę letnia. Jest bardzo wdzięczna, w drobny rzucik, a leży jak marzenie. Wczorajszy mecz Włochy - Hiszpania  był podobno wspaniały, tak ocenił mąż, ciesząc się z wygranej Itaniano vero. Dziś urodziny miesiąca, na hali widziałam kurki, można wybrać się do lasu, nawet dla samego chodzenia. Nadal potrzebuję wody jak kania  wiadomo czego. Prawie 3 butelki dziennie wypijam, organizm przyswaja, a ciało  fajnie wygląda.  Jutro będę szykować rzeczy do Krakowa. Najważniejsze są buty, potem dobry humor i optymizm. Zbliża się pora moich lekarstw, żegnam się zatem, do następnego razu. Pozdrawiam was, obojętnie gdzie jesteście.

6 lipca 2021 , Komentarze (3)

Wiem, lato w Polsce jest krótko, przynajmniej tak bywało. Ale i tak nie znoszę upału, pocenia się, zmęczenia, braku snu.  Nie sypiam dobrze, dziś wstałam o 4, wyszłam na balkon, było tak przyjemnie chłodno. Coraz częściej myślę o hamaku na balkonie, tylko mewy aktywne całą dobę są przeszkodą. Odwołałam rezerwację na zwiedzanie okolic Kalisza.  Mąż przypomniał sobie, że 3 sierpnia ma ortopedę, że po tym przegląd samochodu, itd.  Cóż było robić, Paweł ani pisnął..... ! Pozostanie  nam " podróż w nieznane", czyli ad hoc do samochodu i przed siebie.  Tak zawsze chciałam zwiedzać Polskę, tylko ta pogoda!🥵.  Zaniosłam sukienkę wybraną na wesele do krawieckich poprawek, bo chyba coś zrzuciłam z siebie. Będzie sporo zwężona, huraaa!  Były dziś tańce latino solo, i moja ukochana cha-cha.  Czułam się po zajęciach jak po siłowni w saunie. Uwielbiam tańczyć, to nie musi być koniecznie w parach, bo małyżonek mój oporny w sprawie figur. Do tego odpowiednia muzyka niezbędna, a muzykę też wielbię, od klasycznej do  bardziej "wysublimowanych" rodzajów .  Jedzenie w taki upał to koszmar. Dziś dokończyłam wczorajszą mizerię z jogurtem greckim, czosnkiem i koperkiem, zjadłam miseczkę leczo i tyle. Zeszła druga butelka wody, a to raczej nie koniec. Na balkonie nie da rady wysiedzieć, na szczęście spacer był przed południem. Patrząc na świat i na to, co się dzieje, myślę, że tak wygląda początek końca świata.  Zaczęlam czytać książkę pt" Druga żona", thriller psychologiczny, może okazać się ok. Muszę wyszukać jakieś fajne życzenia dla młodej pary, dziś dałam znać chrześniakowi, że będziemy na uroczystości i na weselu.  Planujemy "przemknąć " wśród gości, trochę porozmawiać, dać się zauważyć , i do domu.  Oby nie było takiego upału! To strach wówczas jeść cokolwiek. Dobra, zobaczymy , czas pokaże, nara!