Po śniadaniu pojechaliśmy do Orłowa, SKM oczywiście, aby zadbać o środowisko. Bryza cudnie chłodziła , sporo juz ludzi. Lotniarze co chwila startowali z górki przy molo, kolorowo robiło się na niebie. A warunki sprzyjające, bo fala wysoka od wiatru! Spacer na molo, spoglądanie w dal, ku Mierzei Wiślanej, którą dziś widać doskonale. Potem do domku Żeromskiego , na coś słodkiego- espresso , brownie z sosem malinowym i lody waniliowe. Dłuższa chwila w koszu plażowym, z gazetą , opaliłam twarz i ręce. Koło południa powrót pieszo do Gdyni. Po drodze podziwialiśmy nowe budynki, białe, odmładzające dzielnicę. Jak zawsze rowerzyści, ludzie w kafejkach po drodze, dużo turystów z plecakami. Morze nadal budzi ogromne emocje na ludziach z głębi kraju. Niestety musieliśmy podjechać 3 przystanki, bo upał zmógł mnie dokumentnie. Pot lał się ze mnie, było mi słabo i kręciło się w głowie. Po powrocie do domu wypiłam duszkiem 2 szklanki wody, wzięłam chłodny prysznic i zakręciłam żaluzje. Muszę pamiętać o nakryciu głowy, gdy przewiduję pobyt na słońcu w okolicach południa.Jak już wspominałam, takie upały nie dla mnie, wolę chłodniejsze dni. Na obiad pieczona polędwiczka i kapusta kiszona, dawno nie jedliśmy pieczeni, smakowała doskonale. A po obiedzie chwilka dla słoninki, zasnęłam mocno na kwadrans. To niesamowicie mnie odświeżyło!. Wieczorem znów w stronę Sopotu, do Opery Leśnej. Koncert z udziałem Roberto Alagny! Znów będę miała frajdę!