Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251425
Komentarzy: 6510
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

12 listopada 2018 , Komentarze (6)

niepodległość Polski. Rozumiem potrzebę jednoczenia się na marszach, ale mnie to nie ciągnie. W Gdyni było spokojnie i uroczyście, blisko przemarszu mieszkam, słyszałam wszystko w kuchni, gdy szykowałam obiad.  A dla mojego kraju będę dbać o przyrodę i namawiać innych do takich zachowań, będę proekologiczna w sprawie zaśmiecania i korzystania z plastiku. Będę szanować to, co polskie , zarówno w kwestii zwyczajów , jak i zabytków , będę propagować polskość. Wolę tak niż jednorazowy marsz , a potem wszystko wraca do normy. ;) Obiad wypadł smacznie, i choć został również przeze mnie nazwany  obiadem szkolnym, to nikt nie miał  żalu, bo smakowo był strzałem w 10.  Potem były gry i zabawy towarzyskie, degustacja nalewek - z czarnej  porzeczki i  z pigwy,  objadanie się rogalami. Pielęgnowanie spotkań rodzinnych to także nasza tradycja, nie opieram się jej.  Czytając dziś felietony M. Kalicińskiej,  postanowiłam na Boże Narodzenie zrobić pischingera. To przecież tylko kwestia ukręcenia kremu.  Dziś już jesteśmy po spacerze, bardzo spokojne morze, wręcz leniwe. Ludzi sporo, ale w mieście różnie jest, bo i pracownicy tynkujący budynek pracowali, do sąsiada przywieziono meble, słychać wiercenie za ścianą.  Pomysł z wolnym 12 listopada chyba nie wszystkim dał zadowolenie. 

10 listopada 2018 , Komentarze (4)

chociaż mgliście było. Pojechaliśmy do Jastrzębiej Góry, przeszliśmy plażą do Rozewia, daleko za latarnię morską, i z powrotem , już górą. Kto był, ten wie, o czym piszę. Wyszło razem ponad 8 km i ponad 12.000 kroków. Zaczęliśmy od kawy w Papayu, którą popijaliśmy rogala marcińskiego. Zjedliśmy go na pół, był przepyszny. Nie miałam wyrzutów sumienia, bo przed nami był długi spacer. Wracając weszliśmy schodami  prowadzącymi do hotelu Resovia, a tam furtka na górze, otwierana na kartę. Schodzimy zatem, prawie na samym dole spotkaliśmy  ludzi korzystających z hotelu, obiecali otworzyć, znów wspinaczka do góry, czyli spalanie dodatkowo.  Wracamy mijając Lisi Jar, miejsce , w którym w 1594 roku wylądował król Zygmunt III Waza  wracając ze Szwecji. W Jastrzębiej sporo ludzi, przyjechali odpocząć przez kilka dni, dadzą miastu zarobić . W drodze powrotne już w Gdyni, j mąż niespodziewanie skręcił do włoskiej restauracji( jego mina z niespodzianki niezapomniana), tam oczywiście moje ulubione aglio oilo , poprzedzone kawałkiem focacci , kieliszek białego domowego wina i tyle. Tym samym kotlety ziemniaczane będą jutro do obiadu. A teraz? Teraz  przebieram pośród książek z biblioteki, popijam zieloną herbatę, spoglądam na palące się świece i zadowolona jestem, że kolejny raz udał się dzień. 

9 listopada 2018 , Komentarze (14)

A ja lubię wiatry nad morzem, gdy  wypędzają smog.  Nie była to pogoda na spacery, zorganizowaliśmy zatem dzień inaczej. Z rana ugotowałam zupę krem  z białych warzyw, chcąc odtworzyć tę zupę z Rewy. Łosoś upiekł się  doskonale, tylko koperek jeszcze i gotowe. Potem na usg tarczycy, aby zobaczyć, co w trawie piszczy. Mąż zawiózł rodzicom rosół, aby mieli na jakiś czas. Potem pojechaliśmy kupić rolkę tapety, bo wymyśliłam sobie, aby  zmienić kolor tylnej ściany w witrynce. Tapeta w drobny rzucik ,ładnie to wyszło , a ledowe światełka wyglądają już świątecznie. Na obiad zupa jw, smakowała doskonale i była z łososiem pełnowartościowym posiłkiem. Na jutro zaplanowałam kotlety ziemniaczane z sosem pieczarkowym + kapusta kiszona. A 11 listopada odwiedzi nas kuzynka męża ( zaprosiłam ją rano), zjemy razem obiad , który będzie prosty i taki nawet przedszkolny. Zupa ogórkowa, pulpety w sosie i jakaś jarzynka. Potem zagramy w różne gry towarzyskie, posmakujemy trochę nalewki, zjemy rogala. Te rogale faktycznie  najsmaczniejsze w Poznaniu, syn często je przywozi. Akurat na najbliższe święto znów rusza  w podróż i spędzi je w Austrii. Żal mi go naprawdę, zabiegany jest taki, że hej. 

8 listopada 2018 , Komentarze (3)

Założyłam tak , udało się. Po drodze na masaż weszłam do Leonidasa , po belgijskie czekoladki. Pomyślałam, że "wzmocnię" dodatkowo przyjemność dzisiejszą. Zjadłam dwa cudeńka smakowite, a przy okazji wpadł mi pomysł na drobne prezenty dla kobiet w rodzinie, którą prawdopodobnie będziemy wizytować  na Boże Narodzenie. To właśnie czekoladki, pięknie zapakowane, wyglądające jak klejnoty . Potem oddałam się w ręce Tajki, która znalazła na moim ciele wszystkie bolące miejsca, a było ich niestety bardzo dużo . Wtorkowa gimnastyka i wczorajsze tańce sprawiły zakwasy i to się dało odczuć.  A po masażu chwilka rozmowy przy filiżance herbaty z inną panią zmasowaną. I tu kolejna niespodzianka miła, bo dostałam od obcej osoby zaproszenie do nowo otwartego gabinetu medycyny etetycznej i kosmetologii, na zabieg !!!!!  Już umówiłam się na 19 listopada, jestem ogromnie ciekawa, co tam mi zaproponują. Według wiedzy tej pani, to gabinet synowej pana Solorza, właściciela Polsatu.  Faktycznie , znajduje się w miejscu reprezentacyjnym, w nowoczesnym budynku, oj ciekawość mnie zżera! I jeszcze wizyta w bibliotece, która zawsze jest dla mnie jak odwiedziny  w sklepie  z niespodziankami. Dziś w nocy , gdy przebudziłam się na chwilkę, przypomniałam sobie pewne zdarzenie z dzieciństwa, które dziś mogę nazwać lobbowaniem. Byłam na ma koloniach, był konkurs piosenki , każdy mógł wziąć udział i śpiewać co chciał . Mój udział zakończył sie III miejscem, śpiewałam piosenkę z jakiegoś westernu, nie wypadło to najlepiej, ale moje koleżanki zrobiły klakę. Wówczas się nie wstydziłam, dziś byłam zażenowana . Ale wytłumaczyłam sobie, że tak jest wśród dzieciaków . Co to mi po głowie chodzi, o matko ;)

7 listopada 2018 , Komentarze (3)

Dziś dostałam bilety na koncert Marka Knopflera, będą jako prezent dla męża na Gwiazdkę. Czekałam na kuriera dosyć długo i już obawiałam się, że dziś nic z tego. Mąż pojechał dokończyć mycie okien u rodziców, był dosyć długo, zaczęłam się martwić , że znów nie pójdę na tańce.Udało się, dziś były ćwiczenia z rocka, chociaż to zajęcia latino! Co ruch , to ruch i tyle.  Znów był wysiłek, całą godzinę!  Na 16 na angielski, zgadało się z koleżanka i z kolega na temat opieki na d rodzicami. Wszyscy mają podobne doświadczenia i to jest smutne. Moje pokolenie będzie zestresowane i zamęczone.  Na śniadanie twaróg ze szczypiorem, trochę wędliny, trochę sera, powidła i kawa z mlekiem. II śniadanie to awokado, na obiad zupa pomidorowa z makaronem i polędwiczki wieprzowe z grilla + kiszona kapusta duszona z grzybami suszonymi. Czekam na jutro, bo jutro masaż balijski. Uwielbiam te drobne rączki  Tajek.

6 listopada 2018 , Komentarze (11)

Mam ochotę  na aktywność  i jestem aktywna. Dziś gimnastyka pokazała , że to najwyższy czas na podjęcie wyzwania. Ciężko mi było, dawno nie ćwiczyłam i teraz wiem, że to był błąd. Jak to dobrze, że jutro także będzie ruch. Na śniadanie  twaróg, pomidor, powidła i trochę czerstwego pieczywa. Po zajęciach ruchowych pojechaliśmy do rodziców ( zupa pomidorowa i naleśniki), tam mąż zabrał się za mycie okien, potem odkurzał, ja karmiłam i sprzątałam. Rozmowy  toczyły się wokół konieczności pomocy ze strony pielęgniarki środowiskowej. I tym razem ojciec obiecał , że kogoś zamówi. Oby, oby, to moje marzenie. A potem, gdy pogoda nadal dopisywała i złociła niebo oraz  oświetlała cudnie drzewa, pojechaliśmy  do Rewy, zobaczyć Zatokę Gdańską z innej strony.  Pięknie było, woda spokojna , pełna szykujących się do snu ptaków. Światło lekko różowe, taki pudrowy róż, co wyglądało bajkowo. Rewa rozrosła się, więcej hoteli, knajpek,  wyremontowane ścieżki,  i to nie wirtualnie. Zjedliśmy właśnie w Rewie  pyszną zupę z białych warzyw z łososiem, halibuta i flądrę + kiszona kapustę. To był dobry dzień.

5 listopada 2018 , Komentarze (4)

Dziś nadal  niezbyt ciekawa pogoda, ale nie było siedzenia w domu.  Rano pedicure, przy okazji w salonie obok przycięłam włosy przy uszach . Mężowi znów odwołano zajęcia, poszliśmy zatem na spacer, nie na basem. Wyszło  6,5 km i 10.360 kroków, całkiem nieźle.  Na śniadanie kasza jaglana z jabłkiem i malinami. II śniadanie to pół bułki grahamki z pieczonym schabem , własnym, z serem i pomidorami.  Na obiad zapiekanka warzywna z resztkami z gęsi + wczorajsza kasza mieszana ( bulgur, pęczak, zielona soczewica). Do tej pory bez słodyczy i oby tak zostało. O, przepraszam, kostka gorzkiej czekolady.  A z reszty dom wyczyszczony i tak będzie chyba dobrze.  Wypiłam wczoraj na noc szklankę wody z pastylką witaminy C 1000. Czy to był powód braku snu?  Wczoraj Polacy znów dumnie stanęli na wysokości zadania. Cieszę się, bo  wizytowanie Krakowa  pod władzą pana Majchrowskiego będzie nadal przyjemne.  W Gdańsku , jak w całym Trójmieście, bez zmian. Młody Płażyński , syn sędzi  , chciał walczyć z kastą, sam prawnikiem będąc. To takie niejednoznaczne i demagogiczne.  Z innej beczki, piję sporo, szczególnie herbaty zielonej, z różnymi dodatkami.  To takie niesprawiedliwe, że mąż może zjeść co chce , bez konsekwencji   wagowych, zdrowotnych, żadnych. 

4 listopada 2018 , Komentarze (3)

Dziś pojechaliśmy SKM do Sopot- Wyścigi , i stamtąd piechotą, nad morzem, doszliśmy do Brzeźna . Pogoda miała być słoneczna, wyszło jak zawsze, ale nie padało i nie wiało.  Po drodze wiele fajnych domów, przedwojennych, nowoczesnych. Wolę te starsze.Mają duszę, piękną architekturę no i swoją historię. Polacy wybrali  spacer nad morzem, korzystając z rolek,  rowerów, kijków i stóp. Przy molo w Brzeźnie  zjedliśmy pyszna zupę z dyni i wypiliśmy kawę. Przechadzka po molo, oglądanie kapiących się morsów i czas na powrót. Wracaliśmy przez Przymorze, koło krótszego falowca - kto wymyślił ten koszmar , powinien wylądować w piekle i to bezwarunkowo.  Do domu wróciliśmy po 4 godzinach, po  pokonaniu 9,68 km i  wykonaniu 15.645 kroków.  Na obiad mąż dojadł schab w sosie katalońskim, ja zjadłam zapowiedzianą kaszę z warzywami. Ach, jakie to było dobre!:DMoje postanowienia listopadowe zaczęłam całkiem dobrze. Jutro mam pedicure, potem pójdziemy na basen.  We wtorek gimnastyka i  wizyta u rodziców. Mam nadzieję , że tym razem uda się posprzątać. W środę latino solo i angielski, we czwartek dzień dobroci dla ciała, bo zamówiłam sobie masaż balijski. Syn doleciał szczęśliwie do Irlandii, spędzi tam kilka dni służbowo.  Przyznał, że ma dosyć już tych wyjazdów, boś po prostu męczące. Ale kiedyś będzie wspominał je  z nostalgią. 

3 listopada 2018 , Komentarze (6)

Miało być mycie okien u rodziców, ale mama oprotestowała  pomysł. Mąż zabrał się zatem za nasze okna. I w ten sposób mam umyte wszystkie. Wypogodziło się po porannych mgłach , poszliśmy na spacer , złapać trochę słońca. Przyjemny marsz, wyszło ponad 5 km i ponad 7000 kroków.  Ludzi sporo, wyraźnie  dopisali przyjezdni. Na obiad reszta gęsi, bardzo, bardzo dobre mięso. Święta mają to do siebie, że potem resztki trzeba zjeść. Ale na jutro chcę przygotować dla siebie kaszę z warzywami pieczonymi. Wracamy do prawidłowych nawyków, proszę państwa! Porzucam słodycze, mam nadzieję, że na długo, ograniczam pieczywo, Więcej ruchu ( basen czas zacząć), więcej uśmiechu i optymizmu. To powinno pomóc , a może uda się coś zrzucić ?;)

2 listopada 2018 , Komentarze (5)

 bez sukcesów. Dużo było stresu, słodyczy, marazmu i kilka "niechciejów". Ale jestem, trwam i kolejny raz trzeba ssie podnieść. Dziś  lightowy dzień, chociaż święto.  Piękna pogoda do południa , było zatem pranie, spacer, odwiedziny w bibliotece. Potem pojechałam do rodziców, nakarmiłam mamę pod nieobecność ojca, zostawiłam coś tam w lodówce, chwilkę porozmawiałam. Ojciec przyszedł, pokorny, ugodowy, ja byłam bardzo ostrożna. I to tyle na temat.  Goście wczoraj dopisali, było wesoło, smacznie i dosyć długo.  Tort wyszedł doskonale, a gęś była zachwytem. Odszukałam  borówki zebrane 2 lata temu w lesie i zaprawione, do mięsa pasowały znakomicie.  Na degustowanie nalewek umówieni jesteśmy osobno.  Listopad zapowiada się ciekawie pogodowo. I niech tak trwa jak najdłużej.