niepodległość Polski. Rozumiem potrzebę jednoczenia się na marszach, ale mnie to nie ciągnie. W Gdyni było spokojnie i uroczyście, blisko przemarszu mieszkam, słyszałam wszystko w kuchni, gdy szykowałam obiad. A dla mojego kraju będę dbać o przyrodę i namawiać innych do takich zachowań, będę proekologiczna w sprawie zaśmiecania i korzystania z plastiku. Będę szanować to, co polskie , zarówno w kwestii zwyczajów , jak i zabytków , będę propagować polskość. Wolę tak niż jednorazowy marsz , a potem wszystko wraca do normy. Obiad wypadł smacznie, i choć został również przeze mnie nazwany obiadem szkolnym, to nikt nie miał żalu, bo smakowo był strzałem w 10. Potem były gry i zabawy towarzyskie, degustacja nalewek - z czarnej porzeczki i z pigwy, objadanie się rogalami. Pielęgnowanie spotkań rodzinnych to także nasza tradycja, nie opieram się jej. Czytając dziś felietony M. Kalicińskiej, postanowiłam na Boże Narodzenie zrobić pischingera. To przecież tylko kwestia ukręcenia kremu. Dziś już jesteśmy po spacerze, bardzo spokojne morze, wręcz leniwe. Ludzi sporo, ale w mieście różnie jest, bo i pracownicy tynkujący budynek pracowali, do sąsiada przywieziono meble, słychać wiercenie za ścianą. Pomysł z wolnym 12 listopada chyba nie wszystkim dał zadowolenie.