Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 251152
Komentarzy: 6509
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 23 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

8 kwietnia 2018 , Komentarze (2)

Obudził mnie przed 5 wracający do domu Kibic Arki Gdynia, który wulgarnie i bardzo głośno wyrażał swój stosunek do Lechii Gdańsk. To po przegranym przez Arkę meczu. Już nie zasnęłam, chociaż próby trwały do 6. Wstałam i obejrzałam wschód słońca w  telewizji, bo mam podgląd na plażę. Cudowne zjawisko i tyle!  Na śniadanie zrobiłam jajecznicę na szynce włoskiej, obudziłam męża, bardzo zadowolony wstał bez ociągania. O 8:30 byliśmy już w drodze na działkę . Jeszcze mały ruch, ludzi  niewielu, ale już temperatura wspaniała. I tak było cały dzień. Niestety, w tym roku poległam,  pokonana zostałam przez liście. Wydaje mi się, że było ich więcej  niż w latach ubiegłych. Grabiłam cały dzień, z małymi przerwami na nawadnianie organizmu, na posiłek, na krótką wizytę u znajomych . Teren działki jest mocno spadzisty, wchodziłam, schodziłam , po kilkanaście razy. Znów zaczęło mnie boleć biodro, pośladki, łydki i cała ja bolała mnie. Ale zrobiłam CAŁY teren, pod koniec pomagał mąż , który walczył wewnątrz domku i na tarasie. Montował markizę, odkażał domek na pięterku. umył nawet lodówkę , zajmował się mnóstwem pierdół, których na działce nie brak. Jutro robimy sobie wolne od terenu, będę panią z miasta, bo muszę pojechać do rodzicieli, przed tym przygotować im obiad, a po wizycie u nich  zakupy niezbędności na działkę. I muszę przyznać, że  zmęczona jestem absolutnie po dzisiejszej niedzieli. Pobyt na łonie natury jest cudowny, ale bywa męczący. 

7 kwietnia 2018 , Komentarze (6)

 6:40 dostałam prośbę, abym kupiła 10 jajek  w Biedronce. Prośba nadeszła w formie smsa,  nie biegłam do telefonu jak małolata, nie byłam zatem jej świadoma, tej prośby. O 8:30 telefon się rozdzwonił, w panice biegnę, bo może coś z rodzicami . Koleżanka, ta od jajek  chciała się upewnić, że prośba dotarła. To pokłosie mojej do niej wczorajszej wiadomości, że będziemy na działce. Pojechaliśmy z tymi jajami, a pogoda aż serce rośnie!.  Po drodze widziałam lecącego bociana, to podobno pieniądze w drodze. To raczej trampki zamówione internetowo nadchodzą.  Na działce mąż zabrał się za przywracanie wody do domku, jak co roku okazało się, że coś tam nie teges. Mąż koleżanki od jaj pomagał, udało się założyć nowy zawód, pożyczony od sąsiada. Myszy w tym roku szalały.  Zjadły  krem do rąk z opakowaniem, plasticzaną nakrętkę od butelki z octem, zabrały się za drzwiczki od szafek . Nasrane gęsto, znów było co robić. Kupione deski do krojenia przydały sie, bo drewniane złapały pleśń. Wilgoć to niestety  zmora  w moim domku. Zabrałam się za sprzątanie, mąż odsuwał meble, odkurzał.  Potem grabienie, zbieranie  gałęzi, i przede wszystkim witanie sąsiadów. Młoda para  obok spodziewa się drugiego dziecka, czyli świat się rozwija.  Młody zaproponował nam postawienia ogrodzenia, wyraziliśmy zgodę. Tak pracowitego chłopaka nie widziałam dotychczas. Obiad na tarasie, w pełnym słońcu, z widokiem na skrzące się jezioro. Niespodziewanie wpadła kuzynka męża , która akurat odwiedza swoich przyjaciół  na działce niedaleko. Kawa, herbata, chwilka rozmowy. Wyjechaliśmy do domu po 18 , jeszcze mąż holowała młodego , bo samochód nie chciał mu zapalić.  Jutro powtórka i zrobię to z ogromną przyjemnością. Napracowałam się , nachodziłam z kubłem liści , naschylałam po gałęzie. Gimnastyki było dosyć. Ale lubię to i tyle. 

6 kwietnia 2018 , Komentarze (2)

Kolejne zajęcia z pilatesu odwołane. Męża wykład także, a zatem wyruszyliśmy po zakupy. To nowa deska do prasowania, bo poprzednia rozchwiana jakaś była i groziła  używaniem. Nowa bateria do zlewozmywaka, poprzednia przepuszcza na wylewce, nie ma co łatać. Przy okazji kupiłam dwie deski do krojenia  , z tworzywa, po 5zł szt., aby nie żałować , gdy staną się brzydkie. Inne drobiazgi jak teczki do materiałów z angielskiego, puszeczka żółtej farby do przemalowania ramy  lustra. Na obiad dziś zupa tajska z wczoraj , oraz pstrąg pieczony  w papierze, do tego szpinak zrobiony krótko na patelni , z czosnkiem. Mąż miał jeszcze pieczone ziemniaki, ja tylko uszczknęłam ich. Słońce dziś mocne, ale wiatr z północnego zachodu niesie zimno. I tak zdecydowałam się wystawić pranie na balkon, wszystko wyschło przy takim wietrze. Upieczony przeze mnie chleb  zjadam z łyżeczką miodu, bardzo mi to odpowiada. Dziś robiłam zakupy w Rossmannie, widziałam tam chleb z ziaren do upieczenia we własnym zakresie. Jutro wybierzemy się na działkę, zobaczyć , co tam słychać po zimie.  Posiłek zjemy tam, na tarasie pełnym słońca będzie z pewnością smakować. Dzwoniłam do rodziców, ojciec obiecał wczoraj zadzwonić i powiedzieć , co u ortopedy w sprawie mamy. Oczywiście zapomniał , wybaczam, bo ma 89 lat. Wczoraj za namową syna robiliśmy sobie test osobowości. Mąż jest rzecznikiem, ja protagonistą, jak syn. 

5 kwietnia 2018 , Skomentuj

Poświąteczna waga spadła  , bo byłam już przerażona. Po wczorajszej blokadzie spałam doskonale, a gdy człowiek wyspany, to i świat inaczej wygląda. Śniadanie zaczęłam od chleba upieczonego wczoraj z samych ziaren.  Smaczny, ale dałam trochę za dużo soli   ( 2 łyżeczki) i wolałabym więcej miodu, bo łyżka to stanowczo za mało. Ugniatałam w keksówce, ale i tak lekko rozsypuje się. Nie przeszkadza mi to zupełnie, zjem z pewnością. Dziś z rana telefonowałam do mojego doktora, aby przypomnieć mu o skierowaniu na rezonans. Fajny lekarz, z którym rozmawiamy ( mąż także) o książkach, co kto ostatnio ciekawego czytał, gdzie chce wyjechać , co zobaczyć. A ponieważ każdy nzoz ma  u siebie możliwości ileś tam kierowania na usługi z NFZ, zupełnie nie  czuję się  jakoś wyróżniona. Wdzięczna  owszem, ale korzystam z pana doktora już tyle lat, że raz się należy. Rano pogoda superaśna, poszliśmy na bulwar, a tam:  srebrzyło się na horyzoncie, lustro przy brzegu, słonecznie, ciepło, ptaki pitoliły jak zwariowane. Ubrałam się za ciepło, i mimo lżejszej kurtki spociłam się jak mysz. Wiosna jak nic.  Na obiad dziś zaplanowałam zupę tajską,wstąpiłam tylko do PiP po mleczko kokosowe , reszta produktów w dimu była. Mąż pojechał do rodziców, zawiózł obiad , a ich odwiózł do przychodni. Po drodze prawie pokłócił się z ojcem ( moim) . Ojciec uparł się przy wskazywaniu kierunku jazdy, oczywiście pojechali źle, ale przeprosin nie było. Wręcz przeciwnie. To staje się już naprawdę męczące . Wyprałam dziś swetry, czego nie lubię, ale udało się je lekko wysuszyc na słońcu. Bedą inaczej pachniały.

4 kwietnia 2018 , Komentarze (2)

Rozkoszna lekcja angielskiego, bo mówiliśmy o obrzydliwościach. O pluciu, bekaniu, dłubaniu w nosie, itp.  Śmiechu było co niemiara. U ortopedy udało mi się , bo będę miała rezonans kręgosłupa na cito, z funduszy NFZ, co nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło. Dostałam blokadę  w dupsko, aby biodro w nocy nie rwało. Zaliczam środe, te środę do bardzo udanych dni. 

4 kwietnia 2018 , Skomentuj

Aktualnie jest 20 stopni. Na spacer poszłam w swetrze, wczoraj chodziłam w zimowej kurtce! Zmiana totalna, żal oglądać ludzi w zimowych butach, w czapkach zimowych, spoconych i zdyszanych. Oby taka pogoda trwała jak najdłużej. Dziś powtórka z dentysty, bo wypadła plomba założona 2 tygodnie temu. Na szczęście bez kosztów, reagowałabym na takie żądanie. Wyprana kurtka zimowa, ta na mrozy, wisi na balkonie i schnie na słońcu. A ja pochowałam zimowe buty, zastąpiłam miejsce w szafce butami lżejszymi . Prowokuję jak mogę, aby ta niepewność pogodowa odeszła .  Dziś uzupełnianie lodówki po powrocie. Było naprawdę pusto, przynajmniej nie wyrzucam. Na śniadanie dziś 2 prostokąciki chleba jaglanego, oba z Almette i ogórkiem zielonym. Na II śniadanie  awokado , jabłko, mandarynka. Na obiad pieczone sznycelki indycze i sałatka z rukoli, jabłka i kiełków. W misce stoi coś co mam zamiar upiec jako chleb ratujący życie. Jeszcze angielski a potem do ortopedy. Dla rodziców gotuje się gulasz wieprzowy, kasza gryczana już gotowa. Mąż jutro zawiezie, gdy będzie ich odwoził do przychodni.  Niby nic się nie dzieje, ale cały czas jestem zajęta. Syn przysłał wiadomość, że dostał zgode na urlop habilitacyjny. To także dobra wiadomość. 

3 kwietnia 2018 , Skomentuj

Wczoraj kilka godzin chodziłam z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, dziś znów parasole są potrzebne. O 9 rano wyjechaliśmy do domu. Po śniadaniu, po sprzątnięciu mieszkania, aby nie zostawić po sobie złego wrażenia. Airbnb należy traktować jak swoje mieszkanie, tym samym to oczywiste, że sprzątnąć trzeba. Po drodze widziałam bociany stojące w gniazdach. Mój kolega z pracy twierdził, że to dobry prognostyk na rok. Oby! Poza tym koszmar ubiegłorocznej trąby powietrznej nad lasami kaszubskimi znów mi się jawił. (szloch)Podróż minęła szybko i bezproblemowo. Już wisi pranie, wszystko poukładane, a ja jestem po lekturze kilku artykułów niedostępnych w czasie świat. Jutro mam dzień napięty, na 11,15 do stomatologa, aby reklamować ostatnie wypełnienie, bo wypadło. O 13 tańce, o 16 angielski, a po powrocie z języka idę do ortopedy. W tak zwanym międzyczasie musze zrobić zakupy, zaplanować co z obiadem, odebrać przesyłkę poleconą z poczty. O  rekreacji spacerowej mogę zapomnieć.  Musze także wgryźć sie w tematykę mojego cholesterolu, aby go zmniejszyć w sposób naturalny. To tyle na jutro .Zobaczymy, czy uda się wykonać wszystko. Acha, chcę napisac do Ministerstwa Ochrony Środowiska na temat tych powalonych lasów.

2 kwietnia 2018 , Komentarze (8)

Nadal chłodno i wietrznie, ale jakie słońce!!! Klękajcie narody!!!:D. Dziś  nadrobiłam te wszystkie ostatnie dni posępne.  Poszliśmy od Dominikanów na Maltę i z powrotem. Potem do syna na obiad , wyszło razem  ponad 10 km. To rozumiem. A mój potomek poczęstował nas dziś faszerowanymi pieczarkami ( przystawka) i łososiem w sosie koperkowym z makaronem razowym jako danie główne. Do tego portugalskie białe wino. Posiłek lekki, smaczny i wcale nie banalny. Przy posiłku rozmawialiśmy o pracy zawodowej syna, o rezultatach jego pracy . Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, ale cicho sza, bo to tajemnica handlowa. Jeszcze popołudnie przy dobrej kawie, przy lodach z Kolorowej i przy planszówce. A jutro już jazda powrotna. Zabieram ze sobą mniejszy bagaż , większość zostało zjedzone. Telewizor nie został włączony od czwartku nawet na chwilkę. Nie brakowało tego. Oby jutro pogoda dopisała, abym mogła podziwiać pola pelne ptactwa, zwierzyny, rozwijającą się zieleń. A po powrocie muszę poważnie zastanowić się , co dalej ze zdrowiem , jak zmniejszyć cholesterol bez udziału statyn.

1 kwietnia 2018 , Komentarze (2)

 Wczorajsza Wigilia Paschalna trwała do 1:30. , czyli do dziś. Jak zawsze nastrój podniosły , potem radosny i rozśpiewany. Na świąteczne śniadanie żurek, biała kiełbasa, pasztet i oczywiście jajka. Faszerowane zrobił syn, są pyszne! Po śniadaniu pora na kawę  i ciasto, potem spacer. A pogoda nie sprzyja, bo jest po prostu zimno, wietrznie i wilgotno. Poszliśmy w stronę ul. św. Wojciech, tam spotkaliśmy panią Hannę Suchocką. Ukłoniliśmy się, co wydaje mi się oczywiste. Następny kierunek to Cytadela, gdzie wiało bardziej, niestety. Przewiani do szpiku , po pokonaniu ponad 5 km, wróciliśmy do siebie. Obiad to tradycja- kaczka z jabłkami, buraczki, czerwona kapusta, czerwone wino. Moi chłopcy pałaszowali z radością, a mnie taki widok cieszy.Jeszcze czeka nas popołudniowe ciasto, gra, rozmowy, lektury. Taka dobra pora na więzi rodzinne. Na poprawę pogody szans nie ma. Podobno wiosna przyjdzie za tydzień. Oszukała w tym roku. Syn przywiózł  nam z pobytu w Portugalii piękny kafel azulejo, płyty z fado i oliwę. W tym roku  chłopaka czeka masa wyjazdów , cieszę się z tego , bo on się cieszy, ale mało będę go widzieć. Cóż taki los matki , cieszyć się z sukcesów dziecka, bo ono się cieszy.

31 marca 2018 , Komentarze (19)

Już po święconce, można zacząć świętowanie.  Niestety pogoda niedopisała. Pada, zrobiło się chłodno. Liczyliśmy się z takimi zjawiskami, bo prognoza je przewidywała. Jednak szkoda. Wczoraj znów  kilka godzin w kościele, dziś Wigilia Paschalna, odnowienie chrztu, i radość o północy, że Chrystus się narodził. Tak wyglądają moje święta . Rano  ugotowałam jajka w łupinach cebuli, lubię ten kolor palonej cegły. Trzeba do niego dorosnąć, jako dziecko wolałam coś bardziej kolorowego. Potem żurek ugotowałam, wyszedł smaczny i w ilościach wystarczających dla moich łasuchów. Jeszcze piersi kacze upiekłam, jutro tylko dorzucę jabłka do mięsa. I tyle, więcej i tak nie będziemy w stanie zjeść. Oby udało się choć na chwilkę wyjść. Obdzwoniłam rodzinę i znajomych, odebrałam sama kilka telefonów z życzeniami. Od zająca dostałam książkę pt:"Rozmowy - Młynarski."  Mężowi kupiłam nowego Paula Austera, synowi Trylogię Rzymską. Roberta Harrisa. Wszyscy zadowoleni, to najważniejsze. Jutro pewnie będziemy grac w planszówkę, rozmawiać, podjadać smakołyki.  Po powrocie do domu  przejdę na warzywa i owoce, aby zmniejszyć cholesterol. Życie po 60 tce to bezustanna walka o utrzymanie lub zmniejszenie czegoś w organiźmie. Tak zostaliśmy zaprogramowani, że w jakimś wieku nasz organizm pokazuje fochy na niewłaściwe traktowanie przez lata. Kiedyś paliłam papierosy, trwało to bardzo długo, bo ok. 30 lat. Paliłam przede wszystkim w czasie pracy, często ponad paczkę dziennie. Dziś dym z papierosów przeszkadza mi i śmierdzi. To taki mały przykład traktowania własnego organizmu bez pardonu. Można powiedzieć - Mądry Polak po szkodzie.