Obudził mnie przed 5 wracający do domu Kibic Arki Gdynia, który wulgarnie i bardzo głośno wyrażał swój stosunek do Lechii Gdańsk. To po przegranym przez Arkę meczu. Już nie zasnęłam, chociaż próby trwały do 6. Wstałam i obejrzałam wschód słońca w telewizji, bo mam podgląd na plażę. Cudowne zjawisko i tyle! Na śniadanie zrobiłam jajecznicę na szynce włoskiej, obudziłam męża, bardzo zadowolony wstał bez ociągania. O 8:30 byliśmy już w drodze na działkę . Jeszcze mały ruch, ludzi niewielu, ale już temperatura wspaniała. I tak było cały dzień. Niestety, w tym roku poległam, pokonana zostałam przez liście. Wydaje mi się, że było ich więcej niż w latach ubiegłych. Grabiłam cały dzień, z małymi przerwami na nawadnianie organizmu, na posiłek, na krótką wizytę u znajomych . Teren działki jest mocno spadzisty, wchodziłam, schodziłam , po kilkanaście razy. Znów zaczęło mnie boleć biodro, pośladki, łydki i cała ja bolała mnie. Ale zrobiłam CAŁY teren, pod koniec pomagał mąż , który walczył wewnątrz domku i na tarasie. Montował markizę, odkażał domek na pięterku. umył nawet lodówkę , zajmował się mnóstwem pierdół, których na działce nie brak. Jutro robimy sobie wolne od terenu, będę panią z miasta, bo muszę pojechać do rodzicieli, przed tym przygotować im obiad, a po wizycie u nich zakupy niezbędności na działkę. I muszę przyznać, że zmęczona jestem absolutnie po dzisiejszej niedzieli. Pobyt na łonie natury jest cudowny, ale bywa męczący.